Prolog

45.4K 1K 794
                                    

Każdy chyba choć raz w życiu czuł wściekłość, która rozsadzała od środka. Powoli pochłaniała wszystkie organy, pędząc w stronę gardła, z którego wydobywał się niemy krzyk. Chciałam im wygarnąć wszystko, ale coś mi na to nie pozwalało.

Do walizki spakowałam ładowarkę i ostatnie kosmetyki. Jak doszło do tego, że zgodziłam się na ten obóz? Może dlatego, że nie miałam wyboru. Jeśli jakimś cudem udałoby mi się zostać, rodzice zrobiliby mi z wakacji piekło. To oni mieli zawsze ostatnie zdanie. W każdej kwestii. Na szczęście jest jeden plus tej sytuacji. Nie jadę sama.

- Cassie! Schodź, bo się spóźnisz! - krzyczała moja mama z parteru, a jej piskliwy głos zdawał się ranić moje uszy.

Złapałam walizkę i jak najwolniej zwlekałam się na dół. Musiałam dać jej do zrozumienia, że robię to mimo woli. Kółka bagażu smętnie obijały każdy schodek po kolei, wydając przy tym głuchy odgłos, który roznosił się po całym holu.

- Miłych wakacji - powiedziała z dziwnym dla niej uśmiechem i uścisnęła mnie, na co zrobiłam krok w tył.

Czemu dziwnym uśmiechem? Bo ona się nie uśmiecha. Nigdy. Albo tego nie widzę, bo nigdy nie ma jej w domu. Plusem tego obozu jest to, że nie będę musiała siedzieć sama w domu całymi dniami. Chociaż to i tak byłoby lepsze od pobudek o ósmej rano i ciszy nocnej o dziewiątej wieczorem.

Podejrzliwie odwróciłam się od niej i burknęłam ciche pożegnanie, po czym wyszłam na dwór. Gorące powietrze od razu uderzyło o moją twarz. Zero wiatru, tylko całkowity skwar. Czyli pogoda, jakiej z całego serca nie znoszę.

Poszłam w stronę najbliższej szkoły, przy której zbierali się uczestnicy obozu. Kółka walizki głośno szurały o cement, a plecak, który miałam przewieszony przez ramię, zaczął mi ciążyć.

Po pięciu minutach doszłam pod szkołę i rozejrzałam się dookoła. Na szczęście od razu zauważyłam rozpromienioną Alice. Blondynka stała pośrodku zamieszania, poprawiając swoje długie i jak zwykle idealnie ułożone włosy.

- Jesteś! - podbiegła do mnie z piskiem. - Zobacz jacy przystojniacy. - Przeleciała wzrokiem chłopaków stojących przed autokarem.

Zaśmiałam się. To tak bardzo typowe dla mojej przyjaciółki. Mimo jej zachowania byłam jej tak cholernie wdzięczna, że zgodziła się jechać ze mną. Nie wiem, co ja bym bez niej zrobiła.

- Faktycznie przystojni - prychnęłam z nutą sarkazmu i ruszyłam w stronę bagażnika, gdzie kierowca pakował walizki.

Podałam mu moją i razem poszłyśmy do pojazdu. Usiadłyśmy po środku, ja od strony okna. Blondynka zawsze siadała od wewnętrznej strony, tłumacząc, że przy oknie robi się jej niedobrze.

- Już się nie mogę doczekać - popiskiwała co chwilę moja przyjaciółka.

Przewróciłam oczami. Ona od kiedy pamiętam była optymistką. Zawsze uśmiechnięta. W innych ludziach by mi to przeszkadzało, ale ona powoduje, że nawet w złe dni, ja też się uśmiecham. Może to za sprawą durnych pomysłów, z których zazwyczaj wychodzą jakieś problemy, ale nie przeszkadza mi to. Przynajmniej mamy ciekawe wspomnienia.

Gdy wszyscy zajęli miejsca, ruszyliśmy. Przed nami siedem godzin jazdy, a połowa osób już spała. Może dlatego, że jest dopiero szósta rano. Kto to wymyślił w ogóle?

Alice ziewnęła i już po chwili, ona też spała. Wyciągnęłam z plecaka telefon i słuchawki, a zaraz potem książkę. Czyli to, co kocham. I tylko tyle trzeba mi było, żeby całkowicie odciąć się od świata. Może to nie pierwszy raz jak zagłębiałam się w "Papierowych miastach", ale za każdym razem podobała mi się tak samo, a nawet bardziej.

Looking for LoveWhere stories live. Discover now