Epilog

18.2K 540 220
                                    

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Szybko wstałam i poszłam otworzyć. Na dworze zastałam nikogo innego jak Noah'a. Od razu podszedł i przytulił mnie. Alice musiała do niego zadzwonić i opowiedzieć o wydarzeniach wczorajszego dnia.

- Co tu robisz? - spytałam, chociaż dobrze wiedziałam, czemu przyjechał.

- Chciałem zobaczyć, jak się czujesz - mruknął, cały czas nie odsuwając się ode mnie.

W końcu odeszłam kawałek, żeby mógł zdjąć buty i kurtkę. Nadal miał zabandażowaną stopę, ale teraz chodził już tylko o jednej kuli. To chyba dobry znak.

Weszliśmy do salonu, gdzie Alice nadal spała na fotelu. Włączyłam telewizję i od razu przełączyłam na kanał informacyjny. Ciągle mówili o tej jednej sprawie, ale nic nowego. Tym razem inna dziennikarka opowiadała o zdarzeniu, tym razem już ze studia, a nie z sąsiedniego ogrodu.

- Czemu tam byłaś? - spytał szeptem Noah, siadając koło mnie i obejmując mnie ramieniem.

- Poszłam poprosić, żeby ściszyli muzykę - mruknęłam, wtulając twarz w zagłębienie jego ramienia. - I wtedy zobaczyłam tych wszystkich ludzi. Byli nie przytomni, więc zadzwoniłam na policję.

- Ok - powiedział, zakręcając sobie na palcu kosmyk moich włosów.

Boże, jak ja muszę wyglądać. Jak najszybciej poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Tusz do rzęs rozmazał mi się i część została na policzkach, od wczorajszego płaczu. Moje włosy były w nieładzie, a bluzka pogniotła się od spania na kanapie. Szybko się przebrałam i ogarnęłam, po czym zeszłam z powrotem na dół.

Po kilku minutach od mojego zejścia Alice się obudziła i od razu poleciała do lodówki, twierdząc, że "czuje się, jakby nie jadła od kilku lat". Wróciła z miską płatków czekoladowych z mlekiem. Kiedy rozsiadła się w fotelu, zaczęli podawać nazwiska osób, które nie przeżyły wczorajszego dnia. Umarły cztery osoby. W tym dwie z naszej poprzedniej klasy. Przyczyną najprawdopodobniej było zatrucie dopalaczami. Ale nie podali nazwiska Rihana. To znaczy, że żyje.

- Musimy jechać do szpitala. - Zerwałam się z łóżka.

Noah lekko się skrzywił. Wiedział, że chcę jechać do Rihana. Czyżby był zazdrosny?

Alice też wstała i poparła mój pomysł. Chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do najbliższego szpitala.

- Jak ty prowadzisz ze skręconą kostką? - spytała Alice, obserwując ruchy chłopaka, z tylnego siedzenia.

- Jakoś sobie radzę - odparł z lekko wymuszonym uśmiechem.

Chyba nie jest dziś w najlepszym humorze.

Dzisiaj sobota, więc ciężko było się przebić przez miasto. Zwłaszcza że przy wyjeździe z mojej ulicy, nadal stały radiowozy i jeszcze jakieś inne samochody, które blokowały wyjazd.

Po dotarciu na miejsce wypadliśmy z samochodu i od razu skierowaliśmy się na SOR. To najpewniejsze, że tam mogli trafić. Przez szybę zobaczyłam Rihana, na kolejnym łóżku innego chłopaka, którego kojarzyłam ze szkoły, a na kolejnym jakaś dziewczyna. Przed drzwiami siedziała masa ludzi. Zapłakane matki i poddenerwowani ojcowie. Było też kilka małych dzieci, siedzących na podłodze i bawiących się jakimiś samochodzikami. Dojrzałam też siostrę Rihana siedzącą wtulającą się w niewielkiego misia. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zauważyłam w jej oczach wrogość.

Nie wiele myśląc, wbiegłam do sali, a Alice za mną. Noah został na zewnątrz.

Rihan był przytomny, ale oczy miał na wpół przymknięte. Wyglądał, jakby był jedną nogą na innym świecie. Jego zazwyczaj opalona skóra teraz była blada.

- Co ty zrobiłeś? - krzyknęłam.

Powoli podniósł na mnie wzrok i spojrzał jakby z pogardą.

- J.. jeszcze się z.. zemszczę - mruknął cicho i niewyraźnie, po czym zamknął oczy, a w pomieszczeniu rozległ się dźwięk przeciągłego , wysokiego dźwięku jakiejś maszyny.

Looking for Loveحيث تعيش القصص. اكتشف الآن