Rozdział 12

15.9K 583 189
                                    

W przedostatni dzień obozu obudziło mnie oślepiające słońce. Powoli rozchyliłam oczy i ujrzałam czyste, błękitne niebo. Co do... Jak ja znalazłam się na dworze? Gwałtownie usiadłam i zobaczyłam przed sobą roześmiane twarze czwórki chłopaków.

- Kretyni - warknęłam, odrzucając pościel na bok.

Wynieśli nas na zewnątrz, kiedy spałyśmy. Razem z łóżkami. Debile. Żart na poziomie przedszkola, aczkolwiek jak spojrzałam na śpiące koleżanki, sama zaczęłam się śmiać.

- Muszę przyznać, że sen to wy macie twardy. Żadna się nie obudziła. - Śmiał się Wyatt.

Podeszłam do niego i dałam mu kuksańca. Przywitałam się z resztą chłopaków. Mój humor był na tyle dobry, że powiedziałam "hej" nawet do Noaha. Co jeszcze dziwniejsze, on odpowiedział mi z uśmiechem.

Kilka minut później wszystkie dziewczyny już wstały. Emma i Alice wściekły się na chłopaków i kazały im zanieść łóżka z powrotem do pokoju. Poza tym powiedziały, że w ramach zadośćuczynienia mają iść do sklepu i kupić im jedzenie na podróż powrotną.

Tak więc łóżka wylądowały na swoich miejscach, a chłopcy zostali odprawieni z listą zakupów do spożywczaka. Uzbrojeni w reklamówki i plecaki wskoczyli na swoje deski i ruszyli w drogę. My natomiast zaczęłyśmy pakowanie. Z jednej strony nie chciałam tu przyjeżdżać, z drugiej, żal mi wyjeżdżać. Będę tęsknić za nowymi przyjaciółmi.

- Co dzisiaj robimy? - Spytałam, segregując ubrania w walizce.

Na razie pochowałam tam tylko brudne i te, których nie zdążyłam nosić.

- Jest zaplanowana jakaś gra podobno. - Odparła Alice. - O dwunastej wszyscy mają być na stołówce.

Nie wiem, co spowodowało mój dobry nastrój. Jakoś tak po prostu czuję się lepiej niż zazwyczaj. A to się u mnie nie zdarza.

                                                                                              ***

- Uwaga wszyscy! - Jeden z opiekunów starał się zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych. - Zasady gry są takie. Dzielimy się na dwa zespoły. Jednym będą osoby z domków od numeru 1 do trzy, drugim od cztery do sześć. Jest to coś na kształt podchodów, tyle że w międzyczasie musicie wykonywać zadania. Dostaniecie mapkę ze wskazówkami, gdzie znajdują się polecenia zadań. Jeżeli grupa druga znajdzie pierwszą i wykona wszystkie zadania, to wygrywa. Jeżeli grupa pierwsza dojdzie do wyznaczonego miejsca i wykona wszystkie zadania, to ona wygra. Więc - w końcu wziął oddech. - zaczynamy.

Wszyscy wyszliśmy z budynku i jedna grupa poszła z jednym opiekunem, druga z drugim. Ja jestem w grupie z Wyattem, Lio, Maxem, Noahem i Alice, oraz czterema innymi dziewczynami, których nie znam.

- Nie możecie iść dalej niż do jeziora - powiedziała Pani Julienne i wręczyła mapę Lio, bo stał najbliżej niej, a kredę Maxowi. - Rysujecie znaki, w którą stronę idziecie i wykonujecie zadania. Wygrany zespół oczywiście dostanie nagrodę.

Już dziesięć minut później byliśmy kawałek od domków. Lio przewodniczył całej wyprawie i dumie szedł przodem, wymachując mapą przed twarzą.

- Tu jest coś - wskazał na kartkę przytwierdzoną taśmą do drzewa.

Podszedł i jednym ruchem ją oderwał, po czym przeczytał treść. Zacytował kawałek wiersza mojego ulubionego pisarza i spytał, kto go napisał. Od razu powiedziałam imię i nazwisko autora oraz tytuł dzieła. Chłopak kiwnął głową i gestem ręki pokazał, żebyśmy się nie ruszali. Odszedł kawałek i obszedł drzewo, po czym wrócił z wrotkami w ręku. Wszyscy zmarszczyli brwi, a on podał mi te szatańskie przedmioty.

- Co? - spytałam lekko zaszokowana, nie biorąc tego jeżdżącego zła do ręki.

Lio podniósł kartkę i zaczął czytać.

- Osoba, która jako pierwsza udzieli odpowiedzi, ma do końca drogi jechać na wrotkach, ukrytych za jednym z pobliskich z drzew - zacytował.

- O niee - jęknęłam. - Nie włożę tego na nogi, zważając na to, że w pobliżu nie ma żadnego dentysty, a ja nie chcę chodzić bez przednich zębów.

- Nie wymyślaj - warknęła Alice. - Zaraz nas dogonią, a ja chcę zdobyć tę nagrodę.

Spojrzałam z obrzydzeniem na lekko obdarte wrotki, ale po chwili ściągnęłam tenisówki i na siedząco ubrałam te paskudztwa. Nie mówię tak dlatego, że były brzydkie, tylko dlatego, że nienawidzę butów z kółkami. Ani rolek, ani wrotek, ani desek, już nie wspominając o łyżwach.

- Pomoże mi ktoś wstać, czy będziecie tak patrzeć? - warknęłam.

Rękę wyciągnął do mnie tylko Noah, reszta patrzyła i podśmiechiwała się. Westchnęłam i podałam mu dłoń. Na szczęście stanęłam jak człowiek, a nie wywaliłam się od razu. Mimo to byłam pewna, że dalej nie pojadę, więc po prostu stałam, bojąc się przysunąć nogą.

- Ktoś nas obserwuje, że nie mogę założyć ich, już jak będziemy schowani? - jęknęłam, kiedy Noah puścił moją dłoń, a ja prawie straciłam równowagę. - Błagam, nie puszczaj. - Zamknęłam oczy i wyciągnęłam rękę z powrotem do chłopaka.

- No nie spodziewałem się, że tak szybko będziesz pragnęła mojego dotyku - szepnął i zaśmiał się lekko zachrypniętym głosem.

- Wolę już ciebie trzymać niż stracić czucie przez upadek na tym debilnym urządzeniu. - Wskazałam na wrotki. - Nie odpowiem już na żadne pytanie.

Wszyscy poszli przodem, podczas kiedy Noah powoli ciągnął mnie w przód.

- Musisz zginać nogi - odparł z nutą frustracji w głosie. - I w ogóle nimi poruszać.

- Jakbym nie próbowała - odparłam z jeszcze większą frustracją, zwłaszcza że te całe wrotki cholernie obcierały mi stopy.

Pół biedy, że niej więcej do połowy lasu ciągnęła się ścieżka rowerowa, w postaci w miarę prostego chodnika. Dzięki temu znajdowaliśmy się tylko kawałek za całą resztą grupy, która co chwilę zatrzymywała się, żeby wykonać jakieś zadanie. Ostatecznie jedna osoba miała związane ręce jakąś chustką, za prawidłową odpowiedź, inna miała sklejone usta, kolejna niosła dwa ciężary o wartości trzy kilo.

Kolejne pytanie było tak banalnie łatwe, że odpowiedź sama mi się wyrwała, czego pożałowałam w chwili, gdy Lio zawiązywał mi chustkę na oczach.

- Chce ktoś się zamienić? Ja już wolę nieść te ciężary - jęknęłam zrezygnowana, w tym samym czasie co Noah.

W końcu on też miał jeden problem na głowie — mnie.

Wykonaliśmy już wszystkie zadania. Co znaczyło, że teraz wystarczyło się dobrze schować. Nie wiedziałam, co się dzieje, bo nic nie widziałam, a cała moja grupa zachowała milczenie. Natomiast z daleka dobiegały szmery. Druga grupa się zbliżała. Poczułam szarpnięcie, ale nie przewróciłam się. Ktoś wziął mnie na ręce, przeszedł kawałek i postawił. To mogła być tylko jedna osoba, bo jej ręka nie spoczywała już w mojej. Oparłam się o ścianę znajdującą się za moimi plecami, a na policzku czułam przyspieszony oddech mojego towarzysza. Po chwili odwróciłam głowę, a nasze usta się spotkały. Spotkały się na dłużej. Na bardzo dłuższą chwilę. Poczułam łaskotanie w podbrzuszu, jeszcze silniejsze niż w obecności Nate'a. Nie wiem, co się dzieje ale... stop. To się nie może dziać. Nie teraz. Nie tutaj. Nie z nim.

Looking for LoveWhere stories live. Discover now