Rozdział 26

12.4K 434 54
                                    

Weszłyśmy do szpitala, ale nie chcieli nam podać numeru sali, w której leży Noah. A ja nadal nie wiem, co mu jest. Alice nic nie powiedziała, więc nie mam pojęcia, co się dzieje. W końcu, kiedy nikt nie chciał nam udzielić informacji, Alice zadzwoniła do Maxa, a ten powiedział gdzie mamy się kierować.

Wejście na ostatnie piętro trochę nam zajęło, bo wszystkie windy dla odwiedzających były zepsute, a tymi dla personelu nie można tak sobie jeździć. W końcu dotarłyśmy i zobaczyłyśmy siedzącego na krzesełku bruneta. Kiedy nas zobaczył, wstał, ale nie podszedł.

Kiedy my podeszłyśmy, zatkało mnie. Przez ogromną szybę widziałam śpiącego na szpitalnym łóżku bruneta. Od razu rzuciło mi się w oczy, że ma zabandażowaną stopę i głowę.

- Ile on tu już leży? - spytałam, wdychając powoli powietrze.

Próbowałam się opanować, bo wszystko we mnie buzowało ze wściekłości.

- Trzy dni - odpowiedział brunet, patrząc na mnie, jakby zżerały go wyrzuty sumienia.

- Trzy dni!? I dopiero teraz zadzwoniłeś!!? - podniosłam głos tak, że prawie krzyczałam.

- Cass, opanuj się. To jest szpital. - Alice złapała mnie za ramię.

- Prosił, żebym nikomu nie mówił. Nawet Wyatt i Lio jeszcze nie wiedzą. Ale stwierdziłem, że skoro się do ciebie nie odzywa to i tak przechodzisz koszmar, więc powinnaś o tym wiedzieć - powiedział chłopak, zwieszając ramiona.

To nie jego wina. Nie powinnam się na niego drzeć, ale czułam się wściekła, miałam ochotę coś rozwalić.

- Co mu się stało? - spytałam już spokojnie.

Skupiłam się na oddechu. Próbowałam go na siłę uspokoić, chociaż marnie to szło.

- Prowadził po pijaku. Nic więcej nie powiedział.

Opadłam na plastikowe krzesełko, które aż skrzypnęło. Skoro od trzech dni tu leży, to musiał się upić od razu po naszym rozstaniu. Czyli to przeze mnie. Czyli on serio coś do mnie czuł, skoro zrobił takie głupstwo przez to co, zobaczył. Przez chwilę miałam ochotę go rozszarpać za brak odpowiedzialności, ale jednak bardziej chciałam się po prostu do niego przytulić.

- Chodźmy po coś do picia - powiedziała Alice, biorąc za rękę Max'a i ciągnąc go na drugą stronę korytarza.

Chłopak odwrócił się do mnie i bezgłośnie powiedział "przepraszam". Kiwnęłam głową. To nie jego wina.

Spojrzałam jeszcze raz na Noah'a przez szybę i mimo że nie wolno, weszłam do szpitalnej sali, po cichu zamykając za sobą drzwi. Ten od razu otworzył oczy i podniósł głowę. Przez chwilę nic nie mówił. Musiał go zdziwić mój widok. Zresztą mogłabym to samo powiedzieć o nim. Nie spodziewałam się zobaczyć go w takim stanie.

- Co tu robisz? - burknął zachrypniętym głosem. - Przeklęty Max - dopowiedział pod nosem, ale zdołałam to usłyszeć.

- Powinnam spytać o to samo - odparłam i usiadłam na krzesełku obok łóżka.

Chłopak odwrócił wzrok. Zrobiło się strasznie krępująco. Powietrze jakby zgęstniało.

- To nie było tak, jak myślisz. - Przerwałam w końcu ciszę. - Zerwałam z nim już w połowie obozu. Nie mam pojęcia, co mu odwaliło przed moim domem.

- Czemu z nim zerwałaś? - spytał, nareszcie na mnie patrząc.

Jego zazwyczaj wesołe, czekoladowe oczy, teraz wyglądały na zmęczone i znudzone. Ten widok mnie przerażał. Nie wyobrażałam sobie do tej pory, że on w ogóle może tak się czuć. Ostatnie tygodnie ciągle był uśmiechnięty, a teraz jest jego totalnym przeciwieństwem. Jak dwie inne osoby.

-Zdradził mnie - odpowiedziałam szybko. - Pewnie, gdyby nie ty, wybaczyłabym mu to po raz kolejny.

Zamurowało nas obojga. Mnie, bo nie chciałam tego powiedzieć, samo tak jakoś wyszło. A jego, bo nie wiedział co na to odpowiedzieć.

- Jak można zdradzać tak cudowną osobę? - mruknął w końcu i złapał mnie za rękę.

Jego dłoń była pokaleczona, a na kostkach miał strupy. Musiał w coś nieźle przywalić. Mimo to odwzajemniłam uścisk. Czekałam na niego tyle dni, że w końcu poczułam, jakbym odzyskała to co straciłam.

Tak naprawdę to przepełniała mnie radość nie tylko dlatego, że go w końcu zobaczyłam. Bałam się, że mi nie uwierzy i znowu przestanie się odzywać. Albo, że musiałabym go przekonywać godzinami, udowadniać, że niczego złego nie zrobiłam. Ulżyło mi, że mi uwierzył. Tak po prostu.

- Mocne masz obrażenia? - spytałam, kiedy mój wzrok poleciał na jego głowę i przeciekający bandaż, spod którego wystawały pojedyncze kosmyki włosów.

- Tylko skręcona kostka i parę ran. Robili jeszcze jakieś badania, ale jutro już powinienem wyjść - odparł, jak gdyby nic się nie stało.

- To dobrze - powiedziałam po cichu.

W końcu odetchnęłam. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że do tej pory ciągle byłam spięta. Teraz kiedy wiem, że nic mu nie grozi, nareszcie mogłam się rozluźnić.

- Tęskniłem - wyznał po kilku minutach.

- Ja też.

***

Obudziło mnie wibrowanie telefonu w kieszeni moich jeansów. Podniosłam głowę z brzucha Noah'a i puściłam jego dłoń. Od leżenia całą noc w takiej pozycji, miałam zesztywniały kark i rękę. Jak najciszej to było możliwe, wyszłam z sali, a potem zbiegłam na mały taras dla palaczy.

Było po ósmej. Dzwonił Rihan. Odebrałam, żeby raz na zawsze zakończyć tę farsę.

Looking for LoveWhere stories live. Discover now