Rozdział 11

15.9K 599 264
                                    

- Kupiłam sobie zieloną farbę do włosów i sama, w łazience pofarbowałam je. Już pomijając, że moje czoło też się trochę zabarwiło. Tak więc przez dwa miesiące chodziłam jak troll - opowiadała Emma, co chwilę czkając ze śmiechu.

I w ten sposób zakończyła grę, najlepszą wpadką życia.

Godzina dwudziesta, a słońce jeszcze nie zaszło do końca. W końcu przestało padać, a powietrze gwałtownie się ociepliło. Mimo to, po czterech godzinach gry w siatkówkę i tenisa, wszyscy obozowicze zeszli do swoich domków. Być może dlatego, że po kolacji niczego się już nie chce robić.

Zauważyłam, że za oknem powstał prześliczny widok. Drzewa na pierwszym planie tworzyły idealną kompozycję, a pomarańczowe już słońce, dopełniało ten widok. Nie mogłam się powstrzymać.

- Przejdę się na plażę - oznajmiłam. - Idziecie ze mną?

Leyla i Alice, które były już ubrane w swoje słodkie piżamki, w postacie disneya, odmówiły.

- Nie chce mi siee - przeciągnęła Emma, zajadając się paluszkami.

- Jak chcecie - mruknęłam.

Wzięłam worek i wsadziłam do niego sok i koc. Założyłam go na plecy, a aparat na ramię. Nie rozstaję się z nim nigdy, także do przewidzenia było, że wezmę go nawet na takie zadupie.

Usłyszałam, że telefon zaczął wibrować w tylnej kieszeni moich jeansów. Trochę niesprawnie, przez ciężar na ramieniu, wyjęłam go i odebrałam.

- Cześć skarbie. - W słuchawce rozległ się głos Rihana. Mój chłopak tym razem zdawał się trzeźwy. - Chciałem z tobą porozmawiać.

- O czym? - burknęłam.

Nadal jestem zła, za to, jak zachował się, kiedy ostatnio dzwonił.

- Muszę Ci coś powiedzieć. - W tle usłyszałam, jak jakaś osoba coś szepczę, ale było to za cicho, żebym mogła zrozumieć. - Ale obiecaj, że nie będziesz się gniewać i nadal będziemy razem.

- Nic Ci nie będę obiecywać - zaczęłam się niecierpliwić. - Mów!

- Yh - jęknął, a potem na chwilę się zaciął. - Chyba Cię zdradziłem na ostatniej imprezie - wydusił na jednym oddechu.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez cały czas od początku rozmowy szłam, a teraz gwałtownie się zatrzymałam. Ta informacja wmurowała mnie w ziemię. Ryan nigdy nie był zbyt uczuciowy, nie lubił mówić o tym, co czuje, ale też nikogo nie ranił. A teraz zranił mnie.

- Z kim? - spytałam, a po drugiej stronie słuchawki słyszałam tylko ciężki oddech. - Z kim?

- Z Samy.

To mi wystarczyło. Rozłączyłam się i ze szklanymi oczami poszłam tam, gdzie szłam.

Po pięciu minutach byłam tam, gdzie chciałam. Ciężko to nazwać plażą, bo było to zaledwie kilka metrów piasku, jezioro i rozpadający się pomost. Rozłożyłam mój różowy kocyk i położyłam się na niego.

Niebo było wręcz idealne do robienia zdjęć. Ani jednej najmniejszej nawet chmurki, przelatujące klucze ptaków i zachód słońca, jakiego w żadnym mieście bym nie zobaczyła. Tafla jeziora, w świetle słońca stała się prawie całkowicie czarna.

Myślałam, że byłam całkowicie sama, więc pozwoliłam sobie za płacz. Nie płakałam od kilku już lat. Nie wiedziałam, że coś tak prostego, jak zdrada, będzie potrafiło tak mnie poruszyć. Jest tylko jedna rzecz, przy której jestem w stanie zapomnieć o problemach.

Kiedy cyknęłam pierwsze zdjęcie, z wody ktoś się wynurzył. Nie mogę powiedzieć, że popsuł mi ujęcie, raczej je jeszcze bardziej urozmaicił. Wyszło ślicznie.

Chłopak stał chwilę, patrząc w moją stronę, jednak był za daleko, żebym go poznała. Niestety już po chwili znalazł się w odległości tak bliskiej, że nie miałam najmniejszego problemu, żeby określić jego tożsamość. Noah.

- Jeszcze nie zostałem sławny, a już mam paparazzi. - Zaśmiał się i naśladując puste laski udawał, że poprawia włosy i wytknął usta w dziubek.

- Nie przyszłam tu, żeby fotografować Ciebie - prychnęłam trzęsącym się od płaczu głosem. - Poza tym to zdjęcie, na które chamsko mi się wepchnąłeś, wyszło kiepsko.

Tak naprawdę wyszło zajebiste, ale przecież mu tego nie powiem.

Rękawem bluzy, dyskretnie wytarłam łzy.

- Wszystko w porządku? - spytał, wpychając się koło mnie na koc. Dobrze, że wzięłam taki sporego rozmiaru.

- Tak - burknęłam.

Akurat jego nie powinno i nigdy nie obchodziło, czy dobrze się czuję. Co się zmieniło?

- Mogę się mylić - Wyciągnął ręce za siebie i się na nich wsparł. Z jego włosów i ciała kapała woda, mocząc mój koc. - Ale wydaje mi się, że płakałaś.

- Wydaje Ci się. - Wyciągnęłam sok z worka i się napiłam.

Żeby zająć czymś ręce, wyłączyłam aparat i schowałam go do pokrowca. Jedno, ale ładne zdjęcie, jest lepsze niż tysiąc beznadziejnych.

- Jakbyś nie płakała, to tusz nie spływałby Ci po twarzy - prychnął, ale nie było to złośliwe, tylko... sama nie wiem. - To, co się stało? I czemu przyszłaś tu sama?

Czułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie, mimo że patrzałam w stronę jeziora. Bałam się odwrócić wzrok w jego stronę. W zasadzie to nie mam pojęcia dlaczego. Jak widać, coś mi musiało zostać od czasu podstawówki.

- A czemu Cię to obchodzi?

- Jeżeli mi nie powiesz, czemu tu przyszłaś, to będę myślał, że mnie śledziłaś po to, żeby zobaczyć jak wyglądam bez koszulki - oznajmił z cwanym uśmiechem na twarzy.

Zaczęłam się śmiać jak jakaś świruska.

- Chyba sobie żartujesz - wydusiłam przez śmiech. Chłopak tylko pokiwał przecząco głową. - Przyszłam, żeby zrobić jakieś fajne fotki. - Zaczęłam się tłumaczyć.

- Popłakałaś się dlatego, że Ci nie wyszły, czy wyszły takie świetne, że płaczesz ze szczęścia? - spytał, unosząc jedną brew do góry.

Wywróciłam oczami i szczelniej okryłam się moją bluzą.

Jeszcze przed chwilą było bardzo ciepło, nawet upalnie, a teraz zaczęło wiać i gwałtownie spadła temperatura. A przynajmniej mi się tak zdawało, bo Noah siedział pół goły, a wyglądał na rozgrzanego.

- To jak?

- Nijak - mruknęłam.

- Cass. Przepraszałem Cię już za to, co się kiedyś działo. - Teraz patrzył w dół, nie na mnie. - To nie powinno mieć miejsca.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Wiedziałam, że chce coś jeszcze dopowiedzieć, ale chyba nie wiedział jak dobrać słowa, więc nie miałam zamiaru się wcinać w jego wypowiedź.

- Jest szansa, że kiedyś mi wybaczysz? - spytał.

Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. Moje oczy musiały wyglądać żałośnie, otoczone obwódką z rozmytego tuszu, za to jego były chyba jeszcze smutniejsze niż moje.

- Już o wszystkim zapomniałam - skłamałam.

A co miałam powiedzieć? Że pamiętam każdą ich obelgę, żart na mój temat i cały czas przez to czasem nie śpię po nocach? Nie będę się przecież poniżać.

Kiwnął głową, z jakby... ulgą?

Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno.

- Ja już wracam - powiedziałam, wstając i pakując swoje rzeczy.

- Odprowadzę Cię. - Pomógł mi zwinąć koc, a potem odprowadził pod same drzwi domku.

Zmienił się. To widać na pierwszy rzut oka, ale czy można mu znowu zaufać?

Looking for LoveWhere stories live. Discover now