Śmierć Niebios

By Yttjslel

318K 34.3K 12.7K

Od wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kru... More

Prolog
Rozdział 1 - Chłopak z nieba
Rozdział 2 - Dziewczyna z zakonu
Rozdział 3 - Kobieta z przeszłości
Rozdział 4 - Wątpliwości z umysłu
Rozdział 5 - Odejście z klasztoru
Rozdział 6 - Legenda z początków
Rozdział 7 - Kupcy z daleka
Rozdział 8 - Strach z lasu
Rozdział 9 - Lucus z Matuti
Rozdział 10 - Poranek z Lucusem
Rozdział 11 - Wieża z wiary
Rozdział 12 - Baronowa z jeziora
Rozdział 13 - Rozmowa z Vanorą
Rozdział 14 - Kruki z apetytem
Rozdział 15 - Ludzie z wioski
Rozdział 16 - Istota z cienia
Rozdział 17 - Nauka z Arabelą
Rozdział 18 - Śmierć z wyboru
Rozdział 19 - Dziennik z piwnicy
Rozdział 20 - Tunel z podziemi
Rozdział 21 - Wizyta z daleka
Rozdział 22 - Spotkanie z Anną
Rozdział 23 - Sowa z Nigdzie
Rozdział 24 - Ahen z Mabh
Rozdział 25 - Wspomnienia z przeszłości
Rozdział 26 - Rozmowa z zaskoczenia
Rozdział 27 - Vanora z misją
Rozdział 28 - Pionki z drewna
Rozdział 29 - Magia z Wojną
Rozdział 30 - Inwersja z Eilis
Rozdział 31 - Nathaira z Sową
Rozdział 32 - Wiedźma z posiadłości
Rozdział 33 - Ena z akademii
Mapa Niższego Królestwa
Rozdział 34 - Bóstwo z Tary
Rozdział 35 - Pokój z ziołami
Rozdział 36 - Eleonore z Causamalii
Rozdział 37 - On z Nigdzie
Rozdział 38 - Isleen z labiryntu
Rozdział 39 - Pegeen z pracowni
Rozdział 40 - Lekcja z Eną
Rozdział 41 - Mella z Albionem
Rozdział 42 - Walka z Cathalem
Rozdział 43 - Kłopoty z Ciemnością
Rozdział 44 - Wioska z gośćmi
Rozdział 45 - Broń z człowiekiem
Rozdział 46 - Słowa z cierpieniem
Rozdział 46.5 - Zebranie z powodem
Rozdział 47 - Zeno z Gementes
Rozdział 48 - Causamalia z uczniami
Rozdział 49 - Rayu z przeznaczeniem
Rozdział 50 - Duch z Causamalii
Rozdział 51 - Lalka z pudła
Rozdział 52 - Pieczęć z magii
Rozdział 53 - Ósemka z problemem
Rozdział 54 - Starcie z Zeno
Rozdział 55 - Isabell z potworem
Rozdział 56 - Sala z tronem
Rozdział 57 - Czyny z konsekwencjami
Rozdział 58 - Kapłani z Ornory
Rozdział 59 - Magia z głodem
Rozdział 60 - Wieści z pałacu
Rozdział 61 - Helium z Arthurem
Rozdział 61.5 - Początek z Istnieniem
Rozdział 62 - Mag z bestią
Rozdział 63 - Yria z kościoła
Rozdział 65 - Incydent z Elain
Rozdział 66 - Świątynia z rejestru
Rozdział 67 - Starzec z biblioteki
Rozdział 68 - Pałac z ogrodem
Rozdział 69 - Antonie z kapłanami
Rozdział 70 - Diament z cieniem
Rozdział 71 - Światło z Ciemnością
Rozdział 72 - Obietnica z wątpliwości
Rozdział 73 - Bogini z Niebios
Rozdział 74 - Baronowa z kapłanem
Rozdział 74.5 - Bogowie z Niebios
Rozdział 75 - Korona z gabloty
Głosowanie!
Ogłoszenie wyników głosowania!
Rozdział 76 - Czerń z czerwienią
Rozdział 77 - Woda z Ornory
Rozdział 78 - Krew z róży
Rozdział 79 - Eilis z Vinem
Epilog
Informacje i plany na przyszłość!
Rozdział 79.5 - Pytania z odpowiedzią

Rozdział 64 - Świeczka z puszki

2K 243 136
By Yttjslel



Trzask drewna w kominku rozlegał się po niemalże pustym salonie. Wraz z nastaniem poranka, gdy pierwsze promienie oświetliły zalane chodniki Ornory i blask słońca odbity od tafli wody wreszcie wpadł przez szparę w kotarze, jaka za wszelką cenę nie chciała go wpuścić, Yria wstał, rozciągnął się, zarzucił na siebie płaszcz i przygotował do wyjścia. Raz jeszcze spojrzał na wszystkie rany, które otrzymał zeszłej nocy oraz na starannie wykonany opatrunek, a kąciki jego ust uniosły się ku górze, gdy serce przepełniła duma. Kątem oka dostrzegł Rowenę siedzącą w cieniu kominka. Odpowiedziała mu uśmiechem, ledwo widocznym z perspektywy Yrii, ale chłopak i tak był pewien, że nie pomyli tego widoku z żadnym innym. Rowena miała naprawdę przepiękny uśmiech, który wytrzymał mnóstwo zmartwień. I dlatego tak lśnił, mimo że z całych sił starała się go ukryć w nieprzeniknionych ciemnościach.

— Jesteś chyba pierwszą osobą, która cieszy się z dotkliwego pobicia — szepnęła, nie chcąc budzić pozostałych, chociaż wiedziała, że Vin snu nie potrzebuje, a Vanora z pewnością tylko udaje.

— I znów spoglądamy na ten sam ewenement z zupełnie innej perspektywy, Roweno — mówił, wtulając się bardziej w ciepły materiał miękkiego szalu. — Dla ciebie było to pobicie, a dla mnie kolejny krok ku lepszej przyszłości. Nie ma przypadków. I nie ma zdarzeń niepotrzebnych. Wszystko jest częścią wielkiego szczęścia, jakie pewnego razu odwiedzi nas bez żadnej zapowiedzi. Próbowali zniszczyć moje ciało, ale to była cena, którą musiałem zapłacić, aby podbudować swoją duszę. Coś takiego więcej się nie wydarzy, bo spełniło swoje zadanie, więc możesz być spokojna.

— Wierzysz, że nikt już nie zrobi ci krzywdy? — zapytała, unosząc głowę, by dokładnie widzieć radosną twarz Yrii. To nie był człowiek, którego można było nazwać "normalnym" w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Mimo wszystko Yria nie był też szalony. Chyba po prostu był... dziwny. I inny. Zdecydowanie.

— Tak — odpowiedział, wyciągając dłoń, by pomóc dziewczynie wstać. — Wierzę w wiele rzeczy. Wierzę nawet w wiedźmy, które pomagają innym. Jeśli zapytasz, skąd ta wiara... być może to dlatego, że poznałem akurat ciebie?

Rowena zadrżała, instynktownie próbując się cofnąć, unikając kapłana, jednak za plecami miała nieugiętą, ceglaną ścianę. Wbiła wzrok w ziemię, ukradkiem przyglądając się każdemu krokowi Yrii, jednak chłopak się nie zbliżył. Czekał na jej odpowiedź, nie pośpieszając. Sprawiał wrażenie, że mógłby czekać tak i całą wieczność, a nigdy by mu się to nie znudziło. Stał nieruchomo, z uśmiechem na ustach i wyciągniętą ku niej ręką.

— Kiedy się zorientowałeś? — spytała, ostatecznie przyjmując dłoń, by po chwili stać na równi z nim.

— Gdy otworzyłaś walizkę. Chciałaś ukryć jej zawartość, ale z wnętrza rozciąga się woń imbiru, paproci i pokrzywy. W tym połączeniu można użyć ich tylko do zaklęcia przestrzennego.

— A więc ty również jesteś... — urwała, gdy gestem dłoni zabronił jej dokończyć.

— Nie — zaśmiał się, odwracając na pięcie. — Po prostu zdarzyło się, że znałem kilka osób parających się tymi sztukami. Nic wielkiego, naprawdę.

Yria z trudem zdjął zasuwę, uważając na złamaną prawą rękę, po czym pchnął barkiem drewniane drzwi i wyszedł na zewnątrz. Spojrzał raz jeszcze na Rowenę tęsknym wzrokiem, jakby nie był pewien, czy dobrze postępuje. Zrobił głęboki wdech, zbierając myśli, po czym dodał:

— Chodźmy. Mamy wiele do omówienia.


***


Vindicate stał przed skrzynią na ubrania, na której Vanora postawiła swoją błękitną latarnię. Złote oczy chłopaka z uwagą przyglądały się każdej, nawet najdrobniejszej zmianie zachodzącej we wnętrzu Clamor. Za delikatnym szkłem migotała substancja przypominająca wodę, jednak po dłuższej obserwacji można było zauważyć, że mieni się wszystkimi kolorami tęczy, skutecznie rozświetlając pomieszczenie. Patrząc na latarnię, miało się wrażenie, że wewnątrz zamknięto esencję duszy tak zmiennej, jak sam ocean. Z jednej strony spokojna, z drugiej przerażająca, o niewyobrażalnej potędze, która zaprowadziła do Nathairy miliony istnień.

Vin położył drżącą dłoń na łańcuchu i przełknął głośno ślinę, zanim zdecydował się na uniesienie przedmiotu. Niestety, zanim latarnia oderwała się od kufra, zmieniła swój stan skupienia i na powrót przestał ograniczać ją kształt, gdy przybrała postać wody.

— Znów źle — powiedziała srogim głosem Vanora, uderzając bóstwo wojny w rękę złożonym wachlarzem. Zmarszczyła gniewnie brwi i kontynuowała: — Jeszcze raz.

— Nie potrafię — warknął, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. — Nie rozumiem tego.

— To zrozum — odpowiedziała, wskazując palcem mokrą plamę na skrzyni, z której znów wyłoniła się jej boska broń. — Wszystko ci wyjaśniłam. Musisz jedynie podnieść tę latarnię, nic więcej.

— Miałaś mnie nauczyć jak wyważyć Bramę Wróconych, a nie jak podnieść tę głupią świeczkę w puszce! — krzyknął, siadając na podłodze. — To nie ma sensu. Tracimy tylko czas.

— Naprawdę nie rozumiesz? — spojrzała na niego z politowaniem, łapiąc się za czoło, zupełnie jakby miało to pomóc zatrzymać chęć symulowania nagłego ataku migreny. — Nie masz pojęcia, jak działa Brama Wróconych, prawda?

Czekała, licząc na odpowiedź, a gdy chłopak nie był w stanie przełknąć dumy i przyznać się do niewygodnej prawdy, kontynuowała.

— Brama Wróconych to dzieło Przestrzeni i Istnienia. Łączy byt z tym, gdzie ten byt się znajduje. Teraz gdy została zamknięta, nie możesz przez nią przejść, by zabrać swoją boską broń, która została w Niebiosach. Nie może tam przejść twoje materialne ciało.

— Ale wspominałaś, że mogę przyzwać swój miecz, gdy uzbieram wystarczająco dużo mocy. Że jeśli zaczerpnę siły z ludzkich wojen, uda mi się.

— I nie kłamałam. To był ten prostszy sposób, ale skoro kończy nam się czas, nauczę cię tego trudniejszego. Tamto wyważenie polegało na przedarciu się przez Bramę z pomocą brutalnej siły, ale to, które próbuję ci wyjaśnić, jest czymś całkowicie innym. Jeśli je opanujesz, będziesz mógł przyzwać boską broń w każdej chwili, nie ważne, jak słaby jesteś. Potrzebujesz tylko idealnie dopasować swój element. Musisz myśleć o tym, co chcesz dokonać, a następnie tego dokonać. Pełne skupienie, odpowiednie dobranie emocji, siły uderzenia i harmonii. Spokój i równowaga. Wyceluj pomiędzy skrzydła Bramy Wróconych, w niewielką szczelinę, która nie przepuści materii... i przejdź przez nią.

— Jak mam przez nią przejść, jeżeli mnie nie przepuści? — zapytał, patrząc za okno z tęsknotą. Wolałby teraz przechadzać się ulicami Ornory, ale nie mógł wyjść. W końcu w tym mieście kapłanów był największym wrogiem jego mieszkańców. — Przecież to nie może się udać.

— I się nie uda, jeśli w to nie będziesz wierzył! — krzyknęła, raz jeszcze uderzając chłopaka wachlarzem, tym razem w tył głowy. — Zamknij oczy i skup się. Najwidoczniej wygnanie z Niebios całkowicie odjęło ci rozum. Zapominasz, że nie jesteś człowiekiem, Vindicate. Jesteś bogiem. Najpotężniejszym bogiem wojny. Nie jesteś jednym z ludzi ograniczonych materialnym ciałem. Jesteś elementem Świata, częścią natury. I jako część natury musisz minąć Bramę Wróconych, gdzie użyjesz swojej mocy, zostawiając ślad, za którym przybędzie broń. Porzuć materię, która cię wiąże. Stań się jednością ze swoim wnętrzem. Stań się częścią Świata. Bądź tym, czym miałeś być od momentu narodzin.

Nagle Vin poczuł, jak na szyi coraz mocniej zaciskają się lodowate palce, odbierając mu dech w piersi. Szybko otworzył oczy, chcąc zorientować się w sytuacji. W pobliżu nie powinno być nikogo z wyjątkiem Vanory. Yria już dawno wyszedł, Rowena poszła go odprowadzić, a Arthur zazwyczaj o tej porze wykonywał obowiązki wobec Helium.

Tak jak przypuszczał, Vanora stała w oddali, przy oknie, uśmiechając się z rozbawieniem. Brązowowłosy nie wiedział, co się dzieje, ale był pewien, że musi się wyswobodzić. Uniósł ręce, chcąc wyrwać się napastnikowi, a Baronowa kontynuowała swój monolog, nie zważając na tracącego przytomność szatyna.

— Gdy nauczysz się wszystkiego, czego może nauczyć się bóstwo, będziesz w końcu wolny. Być może nawet uda ci się znaleźć w dwóch miejscach jednocześnie. Tam, gdzie ty jesteś i tam, gdzie jest twój element. — Zakończyła zdanie, rozkładając wachlarz.

Zrobiła nim nieznaczny gest, jakby chciała na spokojnej tafli jeziora utworzyć falę, po czym całe jej ciało ciężko runęło na ziemię, zmieniając się w kałużę.

— Przydatna umiejętność, prawda? — zapytała, luzując uścisk. Objęła chłopaka ramionami, stojąc teraz za jego plecami i zbliżyła do niego swoją twarz, aby swobodnie szepnąć mu do ucha: — To za nazwanie Clamor "świeczką w puszce". Mimo wszystko mam nadzieję, że zrozumiałeś, dlaczego musisz umieć podnieść moją latarnię. Dostosuj swój element do natury, nie materii.

— W bardzo bestialski sposób, ale wyjaśniłaś parę rzeczy — odparł, dyskretnie starając się wyrównać niespokojny oddech, po czym odsunął od siebie Baronową Pelagialu, by zyskać nieco więcej przestrzeni osobistej.

— W bestialski, ponieważ inaczej docierałoby to do ciebie znacznie dłużej. Jeśli chcesz się ze mną równać, opanuj to do tego stopnia, aby było dla ciebie jak oddychanie. Inaczej nie masz szans na samodzielne przetrwanie w Furantur.

Vin od początku wiedział, że bogowie mieli niesamowicie ogromny potencjał rozwoju, jeśli tylko mogli w całości zrozumieć siebie i darowany im element. Dawniej chłopakowi nie brakowało pewności siebie. Wiedział, że jego Wojna jest niedościgniona i że nie ma sobie równych. Zapewne nadal by tak myślał, gdyby nie spotkał Vanory. Przy niej czuł się jak raczkujące niemowlę szukające właściwej drogi na oślep. Ta kobieta posiadła wszystkie umiejętności, jakie bóg mógł posiąść. Była niesamowita do tego stopnia, że niczego więcej nauczyć się jej nie dało. Nic dziwnego, że podczas ich pierwszego spotkania nie miał szans. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo musiała się powstrzymywać przed użyciem przynajmniej połowy swojego potencjału. Jeżeli naprawdę planował stać się od niej lepszy, przyzwanie Krwawego Ostrza stanowiło minimum tego, co musiał zrobić.

Vin przymknął ciężkie powieki, uspokoił oddech i szybkie bicie serca, a następnie z odmętów umysłu wydobył imię, od którego wszystko się zaczęło. Imię, jakiego nie mógł wymazać nawet Inni, gdy razem z Nathairą zdecydowali się wygnać go z Niebios. Cichy szept ledwo dotarł do uszu Baronowej. Wtedy po raz pierwszy usłyszała poprawnie wypowiedzianą nazwę boskiej broni boga wojny Vindicate. I wtedy po raz pierwszy się zlękła, bo nie oznaczała ona czegoś, co dało się zamknąć w naturze jednego elementu. Tak naprawdę o "Vinie" nie wiedziała nic. Aż do teraz, bo teraz wiedziała już wszystko.


***


Eilis siedziała na złotej polanie, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca. Delikatny wiatr smagał jej bladą twarz, rozwiewając również jasne włosy. Odgarnęła niesforne kosmyki z czoła i otworzyła oczy drapieżnego ptaka, przyglądając się swoim towarzyszkom. Wszystkie siedziały w szczelnym kręgu, trzymając się za ręce w pełnym skupieniu. Żadna z Eilis nie wypowiedziała ani jednego słowa, bojąc się o własną przyszłość. Trwały w milczeniu, ufając sobie nawzajem. Eilis uśmiechnęła się lekko, widząc niezwykłą jedność umysłów. Magia Sowy powoli traciła na sile. Co niegdyś stanowiło jedność i zostało podzielone przez Ideał, na powrót miało zostać scalone oraz być silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Niespodziewanie mocne szarpnięcie za ramię wyrwało dziewczynę z kręgu, sprawiając, iż wylądowała na plecach. To, czego wszystkie Eilis najbardziej się obawiały, właśnie miało miejsce, mimo że było zdecydowanie zbyt wcześnie. Nie powinien jeszcze dotrzeć. Zaledwie chwilę temu znajdował się na odległej linii horyzontu. Pojawienie się go tuż obok było absurdem samym w sobie. Coś musiało naruszyć osłabioną strukturę Świata, skoro się przebudził. Dotychczas Eilis nie odzywały się, nie rozmawiały, nie wykonywały zbędnych czynności, bo nie chciały, aby się uczył. Obserwował je uważnie od zawsze, od zawsze wyciągał wnioski i od zawsze się rozwijał, rosnąc w siłę, a Eilis nie mogły nic z tym zrobić. Mogły tylko zaakceptować smutną rzeczywistość, jaka je czekała, gdy nauczy się wystarczająco wiele, by zrozumieć, że musi wejść do kręgu. Mimo wszystko, patrząc na niego teraz, nie rozumiał. Nie wiedział, co robi, ale był pewien, że musi to zrobić. Poczuł się zagrożony. Coś niebezpiecznego przyzwano do Furantur. Coś, czego obawiał się od dnia swoich narodzin. I z tego powodu zaczął działać.

Białe zęby wgryzły się w delikatne ciało dziewczyny, barwiąc bladą karnację intensywną czerwienią krwi. Eilis, z przerażeniem na twarzy patrzyła, jak pozostałe dziewczęta zamykają za nią krąg, jednak nie miała im tego za złe. Była jedną z wielu, które narodziły się z wątpliwości. Była częścią czegoś większego. Była częścią Eilis, a dla Eilis warto było umrzeć. Ta myśl sprawiła, iż jej ostatnie chwile nie wydawały się aż tak straszne. W końcu Eilis nie jest tak proste, by umarło wraz z nią. Ona sama nadal będzie żyć niczym jej podobne, a one nadal będą umierać niczym ona. Po policzkach nastolatki spłynęły słone łzy. Tylko tyle mogła teraz zrobić — zapłakać nad losem pozostałych.

A więc płakała, gdy blask w jej oczach drapieżnego ptaka gasł tak samo szybko, jak gasło jej życie. Stało się to, czego wszystkie się obawiały, mimo że było zdecydowanie zbyt wcześnie. On zaczął pożerać wątpliwości. I będzie to robił tak długo, aż posiądzie krąg na własność. Aż zostanie tylko jedna, której przeznaczono trzymać go za ręce ze świadomością, że pożarł jej siostry.



***



Eilis zerwała się z krzykiem z łóżka, ciągle nie mogąc dojść do siebie. W szale strącała wszystkie rzeczy z pobliskiego stolika, chcąc chwycić biały płaszcz z sowich piór. Gdy tylko go dotknęła, jej oczy otworzyły się, a źrenice rozrosły, zapełniając całą przestrzeń oczodołów. Trwało to jeszcze kilka chwil, zanim odzyskała wzrok, ale nawet wtedy nie była w stanie się uspokoić. Ścisnęła materiał zarzuconej na siebie koszuli nocnej, wciąż czując zęby rozrywające jej ciało. Rękawem otarła czerwone łzy z policzków, odwracając powoli głowę w stronę przerażonej współlokatorki, która dzieliła z nią pokój.

— Poślij po Enę Lasair. Powiedz jej, że się zaczęło. Że jeżeli się nie pośpieszymy, skończy mi się czas — mówiła łamliwym głosem. Sprawiała wrażenie, jakby miała wybuchnąć płaczem, ale wszyscy wiedzieli, że nie może tego zrobić. Już nie.


-----Notatka od Autora-----

Tak, ten tytuł rozdziału oficjalnie zgarnia pierwsze miejsce w moim rankingu na najdziwniejsze tytuły ŚN xD

Continue Reading

You'll Also Like

46.8K 2.8K 32
Ashley to czarownica o jasno ustalonych zasadach. Już od najmłodszych lat marzyła, aby mieć rodzinę, którą stworzyłaby ze swoim partnerem duszy. Jedn...
4.2K 938 59
"Spoglądały na mnie przeszywające na wskroś, ciemne niczym najgłębszy mrok oczy należące do blondwłosego nastolatka. - Przepraszam - wydukałam i wym...
137K 7.3K 69
W tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopcius...
732K 65.7K 67
Destiny bierze udział w wymianie uczniowskiej do Stanów Zjednoczonych, idąc w ślady swojej kuzynki, Julii, która po zakończeniu programu nie wróciła...