Rozdział 52 - Pieczęć z magii

1.8K 278 70
                                    



Eilis szła za Isleen, nie odzywając się ani słowem. Doskonała lalka panny Lasair prowadziła nastolatkę przez najróżniejsze zakamarki labiryntu, trzymając w dłoni zapaloną latarnię i tym samym oświetlając sobie drogę. Nie musiała tego robić. Znała każdy milimetr podziemi na pamięć, a gość Pegeen był niewidomy, więc równie dobrze obie mogły iść w ciemności. Można powiedzieć, że to wszystko było jedynie dla komfortu psychicznego samej przewodniczki. Wolała, gdy w tym miejscu tętniło życie, a światło było jego nieodłączną częścią. Zawsze, gdy ktoś przychodził, ona zapalała latarnię. Tym razem musiało być tak samo. Nie chciała, by było inaczej. Stworzono ją do poprowadzenia ludzi tymi korytarzami, oświetlania im drogi oraz otwierania bramy do pracowni. Nie zamierzała zaniechać ani jednej z tych czynności. Gdy równe dźwięki jej drewnianych sandałów w końcu umilkły, oznaczać to mogło jedynie tyle, że właśnie dotarły na miejsce.

— Pegeen wiedziała, że wkrótce się zjawisz — powiedziała, wyjmując z włosów szpilkę od spinki, a jasne pasma momentalnie opadły jej na plecy.

— Oczekiwała mnie? — zdziwiła się dziewczyna, naciągając mocniej rękawy mundurka Causamalii na dłonie. — Od jak dawna?

— Od kilku godzin.

Po tych słowach lalka włożyła złotą szpilkę do zamka umiejscowionego pod papierowym talizmanem Eleonore i przekręciła za błękitną, kryształową główkę, tym samym sprawiając, że wnętrze labiryntu uległo zmianie. Kilka ciężkich ścian zaczęło gwałtownie się przemieszczać, torując drogę dla Eilis. Wcześniej, wydawać by się mogło, że ślepy zaułek, teraz uformował kolejny korytarz wypełniony złotymi bramami. Okrągłe mechanizmy na wrotach samoistnie się obróciły, niszcząc kolorowe pieczęcie wyglądające niczym najdelikatniejsze szkło, które stłuc mógł jedynie dotyk. W rzeczywistości jeśli uległy zniszczeniu w nieprzeznaczony im sposób, sprowadzały śmierć na tego, kto próbował dostać się do Pegeen bez klucza.

— Musisz się pośpieszyć — mówiła Isleen, stając obok wejścia i zamykając oczy, tym samym udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. — Nie ma wiele czasu.

— Zrozumiałam — odpowiedziała Eilis, wchodząc do środka.

Gdy weszła do pracowni wiedźmy, od razu uderzył w nią silny wiatr pochodzący z rozszerzonej przestrzeni stworzonej przez Pegeen. W przeciwieństwie do poprzedniego razu, staruszka nie wygrywała żadnej szalonej melodii na swoim srebrnym fortepianie ustawionym na wysokim klifie. Tym razem siedziała na drewnianym, bujanym fotelu w kącie pokoiku, zaciągając się korzennym dymem z fajki.

Nastolatka zrobiła kilka kroków, badając dłońmi teren, aby nie wpaść na żaden stół, kocioł czy inną rzecz pozostawioną na środku pracowni. Nie zdążyła jeszcze nic powiedzieć, a już usłyszała, jak szklane pieczęcie na złotych wrotach odnawiają się, same bramy zatrzaskują, a ciężkie ściany labiryntu znów przesuwają, wracając na miejsce.

Została tu uwięziona.

— Jeśli Isleen to zrobiła, ma swoje powody — powiedziała Peegen, po czym kazała usiąść dziewczynie na krześle naprzeciwko.

Nie planowała pomagać Eilis. Chciała zobaczyć, jak sobie poradzi. Ku własnemu zdziwieniu, blondynka musiała szybko nauczyć się samodzielnego poruszania po utracie wzroku, bo bezbłędnie oszacowała pozycję mebla i przysiadła się do wiedźmy, której twarz co chwilę znikała za chmurą szarego, duszącego dymu.

— Wiele nad tym myślałam — zaczęła w końcu staruszka.

Wyciągnęła rękę, sięgając po laskę, którą oparła o drewnianą ścianę i uderzyła kryształowym flakonikiem wbudowanym w zwieńczeniu podpory o krawędź stołu, aż ten pękł, uwalniając z wnętrza chmarę czarnego pyłu. Substancja opadła ciężko na ziemię, sunąc powoli niczym wąż, a następnie zaczęła wspinać się po krześle Eilis, po jej ubraniach, aż dotarła do samej twarzy i tam się zatrzymała, formując w coś, co wyglądało jak dłonie sięgające jej oczu zasłoniętych szarym bandażem.

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz