Rozdział 14 - Kruki z apetytem

4.6K 574 43
                                    


Przez wszechobecną ciemność najpierw wdarł się niewielki promień światła, który postanowił zaprowadzić Eilis ku wyjściu. Dusiła się, tego była pewna, jednak wciąż nie wiedziała dlaczego. Jeszcze chwilę temu znajdowała się w podziemnej jaskini razem z Vinem i Vanorą, ale gdzie była teraz? Nie wiedziała. Raz jeszcze spróbowała złapać oddech, ale jej płuca napełniły się tylko i wyłącznie wodą. Tonęła. Teraz miała już tego pewność. Metaliczny smak lepkiej cieczy pozostawał w jej ustach.

W końcu odnalazła się między światami.

A więc Baronowa Pelagialu również potrafiła przenosić ludzi na terenie Furantur. Jednak jej zdolność znacznie różniła się od tej Lucusa. Gdy odchodzili z Matuti, ciało zostało wysłane pierwsze. Dusza powoli do niego dążyła, wodząc za cienką nitką pozostawioną jako ślad. Dziewczyna wiedziała już teraz dlaczego. Przeniesienie zarówno świadomości, jak i pojemnika na nią w tym samym czasie było bolesne. Ucisk w klatce piersiowej zdawał się porównywalny do miażdżenia żeber. Mdłości, zawroty głowy i otumanienie były zaledwie kilkoma z odczuwalnych efektów ubocznych. Blondynka wyłoniła się w końcu z wody, klęcząc na dnie sadzawki. Było płycej, niż wydawało się na początku. Uniosła głowę i rozejrzała się po okolicy. Znajdowała się tutaj całkowicie sama, otoczona przez zdradziecki las.

 Z trudem przełknęła ślinę, po czym wstała na nogi, próbując wyjść na brzeg. W ostatniej chwili, gdy już miała trafić na suche podłoże, zwymiotowała. Całkiem opróżniła żołądek z resztek posiłku, przypominając sobie, iż już dawno nic nie jadła. Dłońmi opierała się o ostrą trawę, raniąc przy tym. Nie czuła tego i zapewne nie zorientowałaby się, gdyby nie ujrzała stróżki krwi spływającej jej między palcami. A więc skutków przeniesienia przez Vanorę było znacznie więcej, niż się jej wydawało. Miała już tylko nadzieję, że szybko miną. Wolała odzyskać swój ból. Ciężko oddychała, starając się złapać powietrze, by zaraz znów odruchy wymiotne dały o sobie znać.

Po kilku nieudanych próbach zwrócenia jeszcze czegoś, uspokoiła się. Rozejrzała po okolicy, szukając wsparcia. Bała się i nie było w tym nic dziwnego. Została całkiem sama. 

Prawie pisnęła, jednak szybkim ruchem ręki przysłoniła usta, powstrzymując się tym samym przed zdradzeniem swojej pozycji. Wcale nie poczuła się pewniej, gdy na drzewach dostrzegła głębokie ślady pazurów dzikiej bestii. I nie były to jedne ślady, a cała ich setka. Kora każdego pnia w tym lesie prawie całkowicie została oszpecona i zdarta przez istoty tu żyjące. W oczach Eilis zebrały się łzy, gdy zorientowała się, że jest osaczona. Bała się nawet pomyśleć, jakie zwierze mogło pozostawić po sobie znak tak wysoko, na poziomie jej twarzy. Z pewnością mierzyło ponad dwa metry. Co jednak najważniejsze, miało pięć pazurów u jednej łapy, z tego jeden przeciwstawny, zupełnie jak u człowieka...

Blondynka przygryzła dolną wargę, marszcząc brwi, jakby miało jej to dodać choć trochę odwagi. Wykręciła wodę z koszuli i upewniła się, że nie zgubiła broszki podarowanej przez Lucusa. Po chwili dostrzegła też swój plecak obok siebie, zaraz na wyciągnięcie ręki. Był tak blisko, a ona go nie zauważyła przez strach. Szukała śmierci przechadzającej się między drzewami, zapominając rozejrzeć się wokół najbliższych kilku metrów. Podniosła go, badając zawartość. Nie spodziewała się tam znaleźć niczego wyjątkowego, ale chciała wiedzieć, co dokładnie ma do dyspozycji. W środku skórzanego materiału znalazła zaledwie książkę od Anny, wszystkie swoje oszczędności, jakie zabrała w tę podróż, trochę jedzenia i wodę. Uśmiechnęła się pod nosem, nie widząc szans na przeżycie w obecnej sytuacji. Nie bez pomocy kogoś innego.

 Nawet jeśli bestie nie zaatakują, to wciąż nie wie, gdzie się znajduje i w którym kierunku powinna iść. Nadal nie miała też pojęcia, czy ciągle jest w Aurum. W dodatku jedzenia starczy jej najwyżej na dwa dni tułaczki, a las może się ciągnąć w nieskończoność.

W pewnym momencie usłyszała potworny wrzask, przygłuszony trochę zgrzytaniem żelaza. Serce zaczęło mocniej bić, a ciśnienie podskoczyło, mimo że jej twarz w ułamku sekundy zrobiła się całkiem blada. Znaleźli ją.

Z pewnością nie był to odgłos, jaki jest w stanie wydać człowiek, nawet w największej możliwej agonii. W dodatku dochodził z bliska. Bardzo bliska. Odwróciła się niepewnie, chcąc uciekać, ale w tym momencie usłyszała dziewczęcy śmiech. W przeciwieństwie do poprzedniego dźwięku, ten był miły i przyjemny dla ucha, uspokajał. Zrobiła pierwszy krok w tamtą stronę i zaczęła wyraźniej słyszeć, że niedaleko ktoś prowadzi rozmowę.

— Naprawdę? To miłe z waszej strony, ale jak udało wam się tu dostać?

Wyjrzała ostrożnie zza chropowatej kory, niechcący przejeżdżając palcem po śladach pazurów. Wzdrygnęła się, lecz odpędziła wszystkie złe myśli, by wrócić do obserwacji. Na ziemi siedziała młoda dziewczyna, wiekiem przypominającym Eilis. Miała długie, hebanowe włosy, które idealnie komponowały się z oczami, czarnymi jak noc. Prosta grzywka zasłaniała czoło, a twarz trwała w łagodnym wyrazie. Uśmiechała się, rumieniąc lekko. Na środkowym palcu u prawej dłoni nosiła zawiązany czarny rzemyk imitujący pierścionek. Ubrana była w strój myśliwego, jakby przyszła tu dzisiaj na polowanie. Na ramiona zarzuciła jelenią skórę. Blondynka zastanawiała się, czy wyjść i zapytać o to, gdzie się teraz znajduje, ale coś wewnątrz kazało jej poczekać do końca rozmowy.

Wciąż też pozostawała kwestia tego, z kim się komunikowała.

 Wokół niej chodziły po ziemi kruki, trzepocząc zniecierpliwione skrzydłami. Pozostawiając za sobą porozrzucane pióra, przymilały się do niej.

— Rozumiem... Na niebie rzeczywiście nie było bariery — odpowiedziała jednemu z ptaków, głaszcząc jego matowe pióra, a on potrząsł głową zniecierpliwiony. — Tak, tak... Jesteście głodni.

Po tych słowach wstała, ukazując martwe ciało łani za sobą. Przeskoczyła przez zmasakrowane zwłoki, klękając obok nich i wyjęła zza pasa nóż. Szybko rozcięła brzuch, wkładając palce między jeszcze ciepłe wnętrzności i zamknęła oczy, jakby szukała czegoś na oślep. Po chwili uśmiech na jej twarzy stał się jeszcze szerszy, a ona sama otarła dłonie z krwi o chusteczkę, którą miała przygotowaną specjalnie na tę okazję. Zanurzyła ostrze w karku zwierzęcia, starannie przecinając kręgi szyjne. Tym razem już nie poplamiła się jego krwią. Najwyraźniej miała spore doświadczenie w tym, co robi. Podniosła głowę oddzieloną od reszty ciała i wstała, odsuwając się od zwłok.

— Załatwiłam wszystko, więc możecie spokojnie jeść. — Zachęciła ptaszyska skinieniem ręki, a te nie czekając już dłużej, zanurzyły swoje dzioby w surowym mięsie.

Jej włosy w kolorze hebanu rozwiewał wiatr, gdy spoglądała w matowe oczy swojej ofiary. Trwała tak w bezruchu, a Eilis mogłaby przysiąc, że widzi łzy spływające po twarzy nieznajomej, gdy ta szepcze pod nosem krótkie "przepraszam". Bardziej okryła się jelenią skórą, kładąc obok swoją zdobycz i znów usiadła, obserwując jedzące kruki.

— Kiedy wyruszacie? —zapytała, po czym przytaknęła głową na znak zrozumienia. — A więc wasz pan podróżował z kimś jeszcze? Jak miała na imię?

Blondynka postanowiła, że wycofa się i spróbuje znaleźć wyjście ze swojej sytuacji na własną rękę, nie prosząc o pomoc nieznajomej. Zdecydowanie była ona zbyt tajemnicza i parała się sztukami, którymi człowiek posługiwać się nie powinien. Była zagrożeniem. 

Stawiała kolejne kroki w tył, nie chcąc się zdradzić w takim momencie, ale łamiąca się pod jej butem gałązka całkowicie uniemożliwiła ten plan.
— Eilis? — Czarnowłosa powtórzyła za ptakami, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszała.

Śmierć NiebiosWhere stories live. Discover now