The Black Dahlia • Sherlock H...

By NatHatake

92.2K 4.7K 1.7K

Londyn nigdy nie był gotowy na kogoś takiego jak Sherlock Holmes. Jednak, co się stanie, gdy do swojego rodzi... More

Wprowadzenie i Obsada
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30

Rozdział 25

2.2K 125 57
By NatHatake

Nadszedł dzień oczekiwany przez cały Londyn. Dzień rozprawy sądowej przeciwko Jamesowi Moriarty'emu, który został oskarżony o próbę kradzieży regaliów. Sherlock Holmes został powołany jako świadek w tej sprawie.

Te trzy zdania krążą od rana w internecie oraz słychać je na każdym programie telewizyjnym. Nie poprawiło to jednak sytuacji w naszym mieszkaniu. Sherlock nie spał całą noc, przebywał w swoim pałacu pamięci. Ja także nie mogłam zasnąć, myślałam tylko o tym, co planuje Jim i o zachowaniu Holmesa w sądzie. Wiem, że to wszystko, co się aktualnie dzieje to tylko i wyłącznie część gry, jaką Moriarty prowadzi. Nie tylko z nami, ale z całym miastem.

– Myślisz, że posłucha? – Przenoszę wzrok z kubka z czarną kawą na przyjaciela. – Że nie będzie się zachowywał... No wiesz.

– Jak on? – Watson przytakuje, a ja biorę spory łyk kawy. – Nie, nie posłucha. Ale możesz spróbować przemówić mu do rozsądku, ja się poddaję. – Dopijam ciepły napój, po czym wkładam kubek do zlewu.

– A powiedział cokolwiek od wczoraj? 

– Milczy tak jak wtedy, gdy... – Spuszczam głowę, opierając się dłońmi o blat. Biorę głęboki wdech i przenoszę wzrok na przyjaciela. – Musimy być gotowi na wszys...

Przerywam swoją wypowiedź, słysząc kroki dobiegające z głębi korytarza. Chwilę później w kuchni pojawia się Holmes, patrzy na nas tym swoim przeszywającym wzrokiem. Jakby nas kontrolował, jakby chciał sprawdzić, czy nie spiskujemy przeciwko niemu. Tak samo szybko, jak się nam ukazał, tak samo szybko zniknął z zasięgu naszego wzroku.

– Jeśli zaczyna tak świrować, to oznacza, że pora się szykować. – Watson spogląda na zegarek, a następnie wstaje od stołu. Przyjaciel bierze głęboki wdech i znika, za wejściem do kuchni.

– Chciałabym już być po tej rozprawie. – Odsuwam się od blatu i ruszam w stronę pokoju. – To będzie dopiero przedstawienie.

Wchodzę do sypialni, zerkam szybko na Holmesa, który stoi przy oknie. Zrzucam z siebie szlafrok, pod którym mam już wcześniej założoną bieliznę i ruszam w stronę szafy. Bez słowa zdejmuję z wieszaka białą koszulę, którą od razu na siebie wkładam. Spoglądam na Sherlocka raz po raz, on jednak pozostaje w bezruchu.

– Martwisz się? – Po jego wzdrygnięciu rozumiem, że te dwa słowa przeszyły go jak strzała. Oddycham z ulgą. – Już myślałam, że zamieniłeś się w kamień. – Przenosi na mnie wzrok, jego twarz pozostaje bez wyrazu.

– Dlaczego miałbym się martwić? – Sherlock splata swoje dłonie za plecami. Nie znoszę, jak robi to, gdy rozmawiamy. Czasami się zastanawiam, przed kim się tak popisuje swoją pewnością siebie. Przede mną czy własną osobą?

– No tak, zapomniałam, że żyjesz bez trosk – mówię ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Wiem, że w tym momencie igram z ogniem, ale nie mogę patrzeć, jak zatraca się coraz głębiej w swoich myślach.

– Wiem, do czego dążysz, nie uda ci się to. – Odwraca wzrok i ponownie patrzy przez okno. Przewracam oczami i ruszam w jego stronę. Jeżeli tak chce rozegrać tę rozmowę, to proszę bardzo. 

– W takim razie powiedz mi, do czego dążę? – Staję za nim i z uśmiechem obserwuje, jak się prostuje.

Kładę mu dłoń na plecach na wysokości łopatki. Następnie palcem wskazującym przejeżdżam powoli wzdłuż jego kręgów. Poszerzam swój uśmiech, widząc, jak stara się walczyć z własnym ciałem, które wzdryga się pod wpływem mojego dotyku. Mniej więcej w połowie kręgów lędźwiowych zatrzymuję swój palec. Przygryzam dolną wargę, gdy Holmes bierze głęboki wdech.

– Coś mi się zdaje, że wcale nie wiedziałeś.

Zabieram dłoń i odchodzę w stronę szafy. Zanim zdążę wziąć czarną, ołówkową spódnicę do ręki, czuję, jak po całym moim ciele przechodzi dreszcz. Jest on spowodowany przez zimne dłonie Sherlocka, które wsuwa mi pod koszulę, a następnie kładzie je na mojej talii.

– Teraz to już za późno na pieszczoty – mówię, poszerzając swój uśmiech. Tym razem to nie wiem, kogo ja chcę oszukać.  

– Chyba ci nie wierzę. – Szybkim ruchem odwraca mnie w swoją stronę i patrzy mi prosto w oczy, po czym unosi lewy kącik ust. – Nie, nie wierzę ci.

Przysuwa mnie do siebie i zatapia się w moich ustach. Zaczyna kierować nas w stronę łóżka, nie spodziewając się, że ja mam całkiem inny plan. Gdy tylko dotykam swoją łydką materaca, obracam nas szybko i popycham Holmesa na łóżko.

– Oj Holmes, czasami jesteś zbyt pewny siebie. – Kładę kolano pomiędzy jego nogami i uśmiecham się zawadiacko.

Pochylam się nad nim i zaczynam powoli rozpinać guziki jego koszuli, patrząc mu prosto w oczy. Nie musiałam zbyt długo czekać, żeby ponownie mnie do siebie przyciągnął i zatopił się w moich ustach. Czasami za bardzo ulegam jego urokowi osobistemu. Powinnam w takich momentach być stanowcza, dzisiaj powinniśmy być skupieni na rozprawie, a nie własnych zachciankach seksualnych.

***

Gdy tylko udaje nam się przedostać przez hordę dziennikarzy, ruszamy w stronę sali sądowej. W pewnym momencie Sherlock puszcza moją dłoń i znika, gdzieś w tłumie ludzi. Nie biegnę go szukać, ponieważ wiem, że nie ma zamiaru uciec. Najprawdopodobniej musiał iść za potrzebą albo znaleźć jakieś ustronne miejsce, aby się wyciszyć.

– Wzięłaś? – Zerkam na Johna i przytakuje łagodnie, wskazując swoją torebkę. Watson oddycha z ulgą i rozgląda się niespokojnie na boki. 

– To chyba jego pierwszy raz jako świadek w sądzie. Ma możliwość popisania się przed najwyższym organem wymiaru sprawiedliwości. – Watson bierze głęboki wdech i zakłada ręce na torsie. – W najlepszym przypadku dostanie karę grzywny, a jak nie będziemy musieli wykupić Sherlocka z aresztu.

– Ja mam jeszcze odrobinę nadziei. – Patrzę na przyjaciela wymownie, a on odwraca wzrok. Wiem, że on sam nie wierzy w to, co mówi, ale chce utrzymać pozory. 

Wtedy moim oczom ukazuje się grupa policjantów, pomiędzy którymi przebija się jasny kolor garnituru. Już po chwili dostrzegam te zaczesane, ciemne włosy oraz ich właściciela. Łapię z Jimem kontakt wzrokowy, jego spokój w oczach strasznie się gryzie z cynicznym uśmiechem, który pojawia się coraz szybciej na jego twarzy.

– Nie wygląda na przejętego. – Przenoszę powoli wzrok na Watsona, który staje bliżej mnie. Czasami zapominam, że John nie zna tak dobrze Moriarty'ego jak ja. 

– Najwidoczniej nie ma czego – mówię bardziej pod nosem i zerkam na zegarek. – Za pięć minut zacznie się rozprawa, a Sherlocka jak nie było, tak nie ma.

– Chce zrobić wielkie wejście. – Uśmiecham się szeroko i zaciskam usta. – W końcu jest Wielkim Sherlockiem Holmesem, on uwielbia robić wrażenie.

– Trudno się z tym nie zgodzić. – Zakładam ręce na piersiach i zdycham głośno. Chciałabym chociaż raz się nie zgodzić z tym, co ktoś mówi o Holmesie.

– No i jest nasza zguba. – John robi ruch głową, spoglądam w tamtą stronę i moim oczom ukazuje się nikt inny jak Sherlock.

– Już się bałam, że stchórzyłeś – mówię, gdy Loczek jest bliżej nas. Jego mina jest tak oziębła, że karcę się w myślach za ten głupi komentarz.

– Udzielałem wywiadu napalonej dziennikarce. – Unoszę brwi i zerkam na przyjaciela, aby upewnić się, że on także to słyszał. 

– To ja może pójdę zająć miejsca. – Jak zwykle piękna zagrywka Watsona o nazwie „Uciekaj, póki możesz". Podążam wzrokiem za przyjacielem i kręcę głową z niedowierzaniem.

– Ładna chociaż była? – Przenoszę powoli wzrok na Holmesa. Przygryzam dolną wargę, widząc jak kręci niepewnie głową. – Postaraj się nie trafić do aresztu.

– Nawet ty przeciwko mnie. – Sherlock odwraca wzrok i rusza w stronę drzwi prowadzących na salę. Czy on także zacznie w taki sposób uciekać od rozmowy?

– Sherlock...– Zatrzymuję go ręką, co sprawia, że patrzy mi prosto w oczy. Nie potrafię nic z nich wyczytać. 

– Nie jestem przeciwko tobie, ale – Poprawiam jego marynarkę i przenoszę wzrok na ten nieszczęsny, odpięty jeden guzik. – nie chcę patrzeć, jak cię wyprowadzają.

Zero odpowiedzi, zero reakcji. Sarkam, a następnie ruszam w stronę wejścia na widownię. Tym razem to on chciał zatrzymać mnie swoją rękę, jednak w pewnych momentach mam szybszy refleks niż ktoś by się spodziewał. Może i zachowuje się jak dziecko, ale jeżeli on nie chce rozmawiać, to nie będziemy rozmawiać.

– Wszystko w porządku? – John pyta ściszonym głosem, jak tylko usiądę obok niego. 

– W jak najlepszym – odpowiadam z łagodnym uśmiechem na twarzy. Domyślam się, że Watson mi nie wierzy, ale nie chcę, aby martwił się jeszcze mną.

– Świadek Sherlock Holmes proszony na salę rozpraw. – Donośny głos mężczyzny roznosi się po całym pomieszczeniu. Zerkam na przyjaciela ze zmartwieniem na twarzy.

Bacznie obserwuję Holmesa, jak kieruje się w stronę mównicy. Każdy jego ruch, jego pewną siebie postawę. Wiem, że pod tą skorupą stoickiego spokoju kryje się rozjuszony byk, który zaatakuje w odpowiednim momencie. Dla niego każdy w tej sali jest czerwoną płachtą.

– Pora zacząć przedstawienie – mówię szeptem, nachylając się do Watsona, w momencie, gdy Sherlock kończy składać przysięgę mówienia prawdy i tylko prawdy.

– Przestępca doradczy. – Głos pani prokurator roznosi się po całej sali. Jest on bardzo czysty i niski, a zarazem bardzo przyjemny.

– Tak. – Sherlock odpowiada krótko, splatając swoje dłonie przed sobą.

– To pańskie słowa. Może je pan rozwinąć? – Detektyw zerka na mnie, a ja staram się go ubłagać wzrokiem, aby nie przesadził zbytnio w odpowiedzi na to pytanie.

– James Moriarty to człowiek do wynajęcia. – Holmes mówi spokojnie, jego niski głos rozbrzmiewa w całej sali.

Oddycham z ulgą. Nie zmienia to jednak faktu, że obawa co do Sherlocka nadal trzyma się mojego serca jak pasożyt. Widzę, że się stara, że chce posłuchać rad, à propos jego zachowania.

– Fachowiec? – Ciemnoskóra kobieta odwraca się w stronę Moriarty'ego.

– Tak.

– Taki, który naprawi ogrzewanie? – Marszczę brwi, nie dowierzając, że padło takie pytanie. Patrzę na Johna, który wzrusza ramionami. Jednak po jego minie mogę stwierdzić, że także jest załamany.

– Nie. Taki, który zorganizuje zamach lub zabójstwo, ale bojlerem też by się zajął. – Kręcę głową z niedowierzaniem i zaciskam usta w jedną linię. Holmes zaczyna żartować, a to oznacza tylko zgubę.

– Opisałby go pan jako...

– Naprowadzanie świadka. – Sherlock przerywa kobiecie, a ja patrzę wymownie na przyjaciela. Cała nadzieja, która powstała kilka minut temu zniknęła w mgnieniu oka. Byk zaatakował. – Zgłosi sprzeciw, a sędzia podtrzyma. – Holmes wzrokiem wskazuje na obrońcę Jima.

– Panie Holmes. – Sędzia spokojnym tonem upomina Loczka po raz pierwszy. Splatam swoje dłonie i zaczynam nerwowo kręcić kciukami kołowrotki.

– Jak bym go opisał? Jak go oceniam? – Moje serce zaczyna bić szybciej. Detektyw się rozkręca, nic go nie zatrzyma.

– Poradzimy sobie bez pańskiej pomocy. – Pomimo łagodnego tonu głosu, wydaje mi się, że sędzia jest poirytowany. Zresztą nie dziwię mu się.

– Jak opisałby pan charakter tego człowieka? – Ciemnoskóra kobieta pyta spokojnie, jakby nie przejmowała się tą małą wymianą zdań pomiędzy sędzią a Holmesem.

– Pierwszy błąd. James Moriarty nie jest człowiekiem. To pająk. Pająk pośrodku sieci. Przestępczej sieci z tysiącem nici, a on dokładnie wie, jak każda z nich drga. – Poprawiam się nerwowo, ale bardzo dyskretnie na krześle.

Nawet jeśli Moriarty się nie odwrócił w moją stronę, potrafię oczami wyobraźni ujrzeć jego uśmiech. Ten cholernie przebiegły uśmiech, który przeszywa każdą komórkę ludzkiego ciała. Także wzrok, spojrzenie, mówiące więcej niż tysiąc słów.

– Jak długo...

– To nie jest dobre pytanie. – Holmes ponownie przerywa pytanie, przewracając oczami. Jest coraz gorzej. Gdybym tylko mogła jakoś naprowadzić tę kobietę, aby zadawała odpowiednie pytania.

– Panie Holmes! – Tym razem ton sędziego jest bardziej gniewny.

– Jak długo go znam? Kiepski kierunek śledztwa. Widzieliśmy się przez pięć minut. Wyciągnąłem broń. Chciał mnie wysadzić. To było coś wyjątkowego. – Sherlock rozgląda się po sali w taki sposób, jakby chciał sprawdzić reakcję publiczności. Jednak cisza panująca na widowni jest dość wymowna.

– Panno Sorrel, naprawdę uważa pani tego człowieka za eksperta? – Przenoszę wzrok na Watsona. Przełykam nerwowo ślinę, wiedząc, że sędzia popełnił błąd. – Widział się z oskarżonym pięć minut.

– Mnie wystarczą dwie. – Sherlock mówi podniesionym głosem, jego irytacja wylewa się uszami.

– Oceni to ława przysięgłych. – Zerkam to na ławników to na Sherlocka. To zdanie jest ostatnim gwoździem do trumny. 

– Naprawdę? – Nawet z takiej odległości dostrzegam ten wzrok. Wymieniam się z przyjacielem wymownymi spojrzeniami. 

Chowam twarz w dłonie i czekam, aż usłyszę popisowy numer Sherlocka. Nie muszę długo czekać. Holmes wykonuje szybką dedukcję, którą stara mu się przerwać sędzia. Z marnym skutkiem oczywiście.

– Panie Holmes! Za pogardę wobec sądu zostanie pan pozbawiony wolności na siedemdziesiąt dwie godziny w ramach kary porządkowej z możliwością wyjścia za kaucją. – Sędzia uderza młotkiem i po chwili dwóch ochroniarzy podchodzi do Sherlocka.

– Niech go ręka boska chroni, ponieważ moja może go zabić – mamroczę pod nosem, wstając z krzesła. Zatrzymuję Watsona ręką, gdy ten też chce wstać. – Poczekaj do końca, chociaż sądzę, że nie potrwa to długo.

Wychodzę szybko z sali, wyciągam telefon i wybieram numer do Mycrofta. Z każdym piknięciem nie mogę uwierzyć w to, że dzwonię do starszego Holmesa, aby powiadomić go o wybrykach jego młodszego brata.

Ile? – Słyszę nagle po drugiej stronie słuchawki. Zapomniałam, że Mycroft nigdy się nie wita i wcale nie dziwi mnie to, że wie, po co dzwonię.

– Siedemdziesiąt dwie godziny – odpowiadam szybko. Nastaje milczenie, przerwane sarknięciem.

Jest możliwość kaucji? Uśmiecham się łagodnie, ton głosu starszego Holmesa brzmi jak ton głosu matki, której syn jest łobuzem. Totalnie niezdziwiona kolejnym jego występkiem.

– Jest. Spokojnie mam pieniądze, aby wykupić twojego brata. Nie będziesz musiał się fatygować.

Nie wiem, czy mam odczuć ulgę, czy poczuć się urażony. – Kładę dłoń na biodrze i z szerokim uśmiechem, spuszczam wzrok. – Jak rozprawa?

– Moriarty nie ma przygotowanej linii obrony. – Zaczynam chodzić w tę i z powrotem. – I wiem, że wcale jej nie potrzebuje. To tylko część planu.

Zostanie uniewinniony? – Odpowiedź brzmi tak, ale nie potrafię wydusić z siebie tego słowa. Jakby było ono zakazane. – Rozumiem, twoje milczenie jest wymowne. – Biorę głęboki wdech i zerkam w stronę sali.

– Nie zdziwię się, jak okaże się, że przekupił ławników albo i cały sąd. To byłoby bardzo w jego stylu – mówię już bardziej do siebie. – Odezwę się, jak dowiem się czegoś więcej.

Oczywiście. – Rozłączam się, chowam telefon do torebki i ruszam w stronę wyjścia z budynku.

Wychodzę pospiesznie z budynku, unikając dziennikarzy, którzy atakują mnie przeróżnymi pytaniami. Zasłaniam się tylko ręką i ruszam w stronę ulicy, aby zatrzymać taksówkę. Modlę się, aby w ułamku sekundy pojawił się ten czarny samochód, który zabierze mnie z tego tłumu hien.

*

Oparta o biurko przy recepcji czekam, aż wypuszczą Holmesa z aresztu. Stukam paznokciami o drewniany blat, starając się uspokoić. Gdy tylko dostrzegam wysoką postać ubraną na czarno, biorę głęboki wdech, ale nie zmieniam swojej pozycji. Chcę, aby wiedział, że nie jestem zadowolona z tej sytuacji.

– Mam nadzieję, że nie jesteś rozczarowany tak małym komitetem powitalnym. – Holmes rzuca mi poirytowane spojrzenie. Nie wiem, czy to był dobry, abym to ja go odbierała z aresztu.

– Jesteś zła. – Otwieram szerzej oczy, unoszę brwi i parskam krótko śmiechem. 

– Po czym poznałeś? – Uśmiecham się ironicznie i patrzę, jak szybko podpisuje odbiór rzeczy osobistych. – Po mojej postawie czy świetnym żarcie?

– Zachowujesz się tak, jakbym zrobił coś złego. – Patrzy na mnie tylko kątem oka, zabiera torebkę, którą podaje mu policjant i staje do mnie przodem.

– Chyba za coś w areszcie siedziałeś, prawda? – Zakładam ręce na piersiach i ruszam w stronę wyjścia. 

– Wiesz, przecież, że tego nie da się ot tak wyłączyć. – Słyszę za sobą jego szybki krok, co sprawia, że przygryzam dolną wargę, aby się nie uśmiechnąć.

– Na samym początku bardzo dobrze ci szło. Potrafiłeś odpowiedzieć krótko i na temat, bez poprawiania biednej panny Sorrel. – Oczami wyobraźni potrafię ujrzeć, jak przewraca oczami.

– Biedna. – Holmes powtarza po mnie lekceważącym tonem. – Bieda polegała na jej braku wiedzy.

– Uważaj, bo to bycie miłym pozostanie na zawsze. – Odwracam się do niego i uśmiecham zawadiacko. – Czy to twoje popisywanie się przyniosło coś pożytecznego?

– Ty mi powiedz. – Sherlock podchodzi bliżej i obejmuje mnie w talii. – Pochwal się swoją obserwacją.

– Sherlock byłam na sali rozpraw tak samo długo, jak ty. Nie zauważyłam nic ciekawego, oprócz przemiany sędziego w buraka. – Spoglądam na Holmesa, który unosi lewy kącik ust. – Dawno nie widziałam kogoś tak czerwonego z wściekłości.

– Powinnaś zobaczyć nastoletniego Mycrofta, w momencie, gdy ktoś zjadł jego ciastka.

Zakrywam usta dłonią i zaczynam się śmiać. Oczywiście nadal jestem wściekła na Sherlocka, jednak wiem, że zbytnie okazywanie tego przynosi fatalne skutki. W szczególności, kiedy zacznie się z nim kłótnie, można wtedy usłyszeć wiele niemiłych rzeczy na swój temat.

***

Wchodzimy do salonu, ku mojemu zdziwieniu John już na nas czeka w swoim fotelu. Siadam na kanapie, odkładam telefon na stolik, po czym obserwuje Loczka chodzącego w tę i z powrotem. Watson zaczyna nam opowiadać, co działo się przez resztę rozprawy. Holmesa w szczególności interesuje obrońca Moriarty'ego. Uśmiecham się pod nosem, gdy Sherlock stwierdza, iż Jim nie przygotował linii obrony.

– Nie rób tego. – Zdezorientowana patrzę to na jednego to na drugiego.

– Czego? – Sherlock pyta, mając złożone ręce w ten specyficzny sposób, to chyba pomaga mu myśleć.

– To spojrzenie. – Biorę głęboki wdech i kiwam łagodnie głową. To jest ten jeden z momentów, których Watson wręcz nienawidzi.

– Spojrzenie? – Holmes patrzy na mnie pytająco. Biorę głęboki wdech i zerkam, na Johna, który gestem ręki zezwala mi na wytłumaczenie, o co mu chodzi. 

– John ma na myśli ten wyraz twarzy mówiący „Wiemy, o co naprawdę chodzi" – odpowiadam za przyjaciela, który łagodnie się do mnie uśmiecha.

– Bo wiemy. – Loczek rozkłada ręce, jakby to było oczywiste.

– Ja nie. – Po tonie głosu Watsona można stwierdzić, że jest coraz bardziej zirytowany. – Dlatego tak mnie, to irytuje.

– Gdyby Moriarty chciał...

– Gdyby Moriarty chciał – przerywam Sherlockowi, powtarzając te same słowa. Tyle że mój ton głosu jest łagodniejszy. – ukradłby klejnoty i uwolnił więźniów. Siedzi w celi z własnej woli.

Holmes patrzy mi prosto w oczy tym świdrującym wnętrze spojrzeniem. Wie, że zrobiłam to specjalnie. On myśli zapewne, że zrobiłam to złośliwie. Jednak prawda jest inna, chce mu uświadomić, że nie trzeba wszystkiego tłumaczyć innym tak ewidentnie łaskawym tonem.

W pomieszczeniu rozbrzmiewa dźwięk SMS-a dobiegającego z mojego telefonu. Sięgam po niego i patrzę na wyświetlacz. Wiedziałam, że prędzej czy później dostanę taką wiadomość. Biorę głęboki wdech, wstaję z kanapy, a następnie ruszam w stronę drzwi.

– Gdzie idziesz? – Zerkam na Sherlocka, zabierając z wieszaka swoją kurtkę.

– Muszę zadzwonić – mówię szybko i wychodzę z mieszkania, bojąc się, że detektyw pójdzie za mną.

– Dlatego wychodzisz?

Nie odpowiadam mu. Zbiegam po schodach i w międzyczasie zakładam kurtkę. Jak tylko minę próg drzwi wejściowych, mój telefon zaczyna dzwonić. W takich momentach czuję się obserwowana.

– Co jest tak ważnego, że musiałam wyjść z mieszkania.

Żąda rozmowy z tobą. – Biorę głęboki wdech i zakładam rękę na piersiach. Domyślałam się, że to właśnie o Moriarty'ego chodzi, ale miałam gdzieś głęboko w sercu nadzieję, że może to jednak nie to.

– A co jeśli odmówię? – pytam i zamieram, gdy widzę wolno podjeżdżający dobrze mi znany czarny samochód. – Rozumiem, że nie ma czegoś takiego jak odmowa.

Wsiadaj, zanim zjawi się tu mój młodszy braciszek.

Drzwi otwierają się i już po chwili ukazuje mi się Mycroft, który odkłada komórkę. Bez sprzeciwu wsiadam do samochodu. Wiem, że w ostateczności jeden z mężczyzn siedzących z przodu zaciągnąłby mnie do pojazdu siłą.

– Od kiedy to Rząd Brytyjski zjawia się we własnej osobie w takiej sprawie? – Staram się brzmieć jak najbardziej pewna siebie osoba. Jednak mimo to, czuję, jak moje serce zaczyna bić szybciej.

– Od momentu, gdy chodzi o życie mojego brata. – Starszy Holmes odpowiada spokojnym, a zarazem dumnym tonem głosu.

– Od początku chodzi o jego życie, Mycroft. I bardzo dobrze o tym wiesz. – Patrzę mu prosto w oczy, dostrzegam w nich troskę i strach, który chce ukryć, przybierając kamienną twarz. – Tak samo, jak wiesz, że Sherlock zorientuje się o naszej współpracy.

– O to się nie martwię. – Mycroft zaczyna obracać w dłoni rączkę parasola. – Do tej pory potrafiłaś ukrywać, że współpracujesz z Jamesem Moriartym. Na pewno wymyślisz coś, w co uwierzy. Prawda? – Uśmiecha się ironicznie, a ja odwracam wzrok.

Zapada cisza, której żadne z nas nie chce przerwać. Może dlatego, że to, co powiedział Mycroft to czysta prawda, której chce się pozbyć z własnego umysłu. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do życia w całkowitym kłamstwie, że już sama nie wiem, kiedy tak naprawdę jestem sobą i mówię całkowitą prawdę.

– Jesteśmy na miejscu. – Barytonowy głos kierowcy rozchodzi się po pojeździe.

W momencie, kiedy chcę złapać za klamkę, drzwi samochodu otwierają się, a raczej robi to mężczyzna, który siedział na miejscu pasażera. Uśmiecham się łagodnie w ramach podziękowania i wychodzę z pojazdu.

– Będziesz robił za moją przyzwoitkę? – pytam żartobliwym tonem, gdy widzę, że starszy Holmes też wysiada. – Jestem dużą dziewczynką, nie potrzebuję niańki.

– Niańki może nie, ale kogoś, kto załatwi ci spotkanie z Jamesem Moriartym, już tak. – Biorę głęboki wdech i przewracam oczami. Dlaczego on zawsze musi mieć idealną odpowiedź na wszystko? 

– Tak jakbym chciała w ogóle z nim rozmawiać – mówię bardziej do siebie i ruszam za Mycroftem.

– Nie będziesz miała zbyt wiele czasu. Postaraj się dowiedzieć jak najwięcej.

– Nie wiem, czy jesteś, aż tak głupi czy tylko udajesz. – Mycroft odwraca się do mnie z miną obrażonego szlachcica. – On nie powie mi niczego, co jest związane z jego planem.

– W takim razie, dlaczego żądał o widzenie z tobą? – Uśmiecham się zawadiacko i jako pierwsza łapię za klamkę drzwi.

– Akurat, jeśli o to chodzi, mogę ci obiecać, że się dowiem. – Poszerzam swój uśmiech i wchodzę do środka.

Mycroft podchodzi do jednego z pracowników, rozmawia z nim przez chwilę, a następnie znika. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, siadam na pobliskim krześle. Wystukuje palcami losowy rytm, aby zabić trochę czasu. Na szczęście nie muszę zbyt długo czekać, ponieważ starszy Holmes pojawia się w towarzystwie policjantki i policjanta.

– Proszę wstać. – Posłusznie wykonuje rozkaz kobiety. Sprawnie sprawdza, czy przypadkiem nie wnoszę niczego niebezpiecznego ze sobą.

– Zapraszam za mną.

Spoglądam na Mycrofta, który przytakuje głową, a następnie rusza w stronę wyjścia. Domyślam się, że powrót jest już na mój koszt. Podążam za ciemnowłosym mężczyzną, który myśli, że wszyscy mają tak długie nogi, jak on. Czuje się jakbym biegła za nim, ponieważ jego dwa kroki to moje sześć. Strażnik otwiera drzwi i dłonią wskazuje mnie, żebym weszła do środka.

– Już myślałem, że nie przyjdziesz. – Głos Jima roznosi się po pomieszczeniu, gdy tylko przekroczę próg drzwi.

– Czuję się, jakbym przyszła na audiencję, a nie rozmowę z najniebezpieczniejszym człowiekiem w mieście – mówię żartobliwym tonem i siadam naprzeciwko Jamesa.

– Traktują mnie tu jak króla. – Na jego twarzy pojawia się uśmiech pięcioletniego dziecka, które dostało wymarzoną zabawkę.

– Pewnie musieli cię widzieć w regaliach. – Rozsiadam się bardziej i rozglądam po pomieszczeniu. Brak lustra weneckiego, brak kamer. – Ilu ławników zaszantażowałeś? Połowę czy wszystkich?

– Domyśl się. – Moriarty uśmiecha się, ukazując swoje zęby. – Małpka Sherlocka powinna znać odpowiedź, zanim zada pytanie.

– Oj Jim, Jim. Twoje oczy płoną z zazdrości. – Uśmiecham się złośliwie i zakładam ręce na piersiach. – Co zrobisz, gdy cię uniewinnią?

– Zbyt wiele pytań Elizabeth, zbyt wiele pytań. – James wstaje z krzesła i splata swoje dłonie za plecami. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że nie jest do niczego przykuty. – Jutro ciebie i Johna ma nie być w mieszkaniu. Potrzebuję być sam na sam z Sherlockiem.

– Szkoda, chciałam robić za swatkę. – Jim rzuca mi poważne spojrzenie. Mój dobry humor znika, a ja zamieram w sekundę. Bardzo dawno nie widziałam tego spojrzenia.

– Po jutrzejszym spotkaniu zniknę na dwa miesiące. Będę potrzebował czasu. – Odwraca się do mnie i podchodzi bliżej. – Ty zaś czekaj.

– Na co? – pytam, marszcząc brwi.

– Na mój znak. – Moriarty staje obok mnie tak blisko, że dotyka udem mojego krzesła. – Na dzień, w którym Sherlock Holmes zginie z twojej ręki.

Patrzę mu prosto w oczy, moje serce zaczyna bić coraz szybciej, a oddech staje się płytki. Jego spojrzenie wwierca się w mój umysł, czuję się jakbym właśnie była przez niego kontrolowana. Te ciemne brązowe oczy stają się wręcz czarne. Może to właśnie przez to spojrzenie mu zaufałam, stałam się jego marionetką. Na szczęście spojrzenie innej osoby, tak samo intensywne przywróciło mnie na ziemię.

– Takiej cię jeszcze nie widziałem.

– Jakiej? – pytam pewnym siebie głosem, przynajmniej staram się, aby tak brzmiał.

– Przerażonej.

***

Wchodzę po schodach, nie omijając żadnego stopnia. Już tutaj odczuwam gęstość atmosfery, jaka panuje w mieszkaniu. Jest cicho, za cicho, ale wiem, że Sherlock w nim. Czeka na mnie i na konfrontację z moją osobą. Johna zapewne nie ma, a nawet jestem tego pewna. Zapach jego perfum jest jeszcze intensywny, więc niedawno wychodził z budynku. Ciekawe czy wyszedł sam, czy z rozkazu Holmesa?

Otwieram powoli drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Sherlock stoi tyłem do drzwi, ale doskonale widzę jego twarz. Ciekawy zabieg. Stanie przy lustrze, aby od razu złapać kontakt wzrokowy z ofiarą. Odwieszam swój płaszcz, nie odrywając od niego wzroku.

– Długa była ta rozmowa telefoniczna. – Kręcę głową z niedowierzaniem i biorę głęboki wdech. Wiem, w jaki sposób chce poprowadzić tę rozmowę i dzięki temu mam pewną przewagę.

– Naprawdę chcesz się bawić w takie podchody? – Zakładam ręce na piersiach. – Wiem doskonale, że widziałeś wszystko.

– Nie zmienia to faktu, że chce usłyszeć to od ciebie. – Unoszę prawą brew. Jestem pełna podziwu, że to nie on chce się popisać wiedzą.

– Ale co chcesz ode mnie usłyszeć? – Robę dwa kroki do przodu. – Że mam romans z Mycroftem? Że kombinuje z nim za twoimi plecami? Powiedz, co chcesz usłyszeć, a ja to powiem.

Nastaje cisza. Po tym, jak Holmes na mnie patrzy, wiem, co się dzieje. Dedukuje. Jednak po sposobie, w jakim wziął oddech, domyślam się, że mu to nie wychodzi. A taka sytuacja doprowadza go do szaleństwa. 

– Dlaczego musisz być taka jak ona? – Marszczę brwi i wstrzymuje oddech. Nie wiem, czy chciał zadać to pytanie na głos, ale zrobił to. Porównał mnie do Irene.

– Słucham? – Sherlock unosi wzrok i odwraca się do mnie. No to zaczynamy prawdziwą rozmowę, a może raczej monolog Holmesa?

– Tyle czasu. – Podchodzi do mnie szybkim krokiem, zatrzymuje się w takim miejscu, aby widzieć całą moją osobę. – Odkąd cię poznałem, coś mi w tobie nie pasowało. Zawsze potrafiłaś i do tej pory potrafisz ukrywać się przede mną.

Każde słowo wypowiada z niesamowitą irytacją. Kiedyś musiał nadejść ten dzień, dzień, w którym Sherlock Holmes wybucha jak wulkan. Te kłębiące się w nim emocje w końcu znalazły moment, aby się wydostać i ujrzeć światło dzienne.

– Są takie momenty, kiedy spojrzę na ciebie i wiem wszystko. Gdzie idziesz, co będziesz robić, z kim się spotkasz, w jakim jesteś humorze. – Zaczyna mówić coraz szybciej, nakręca się jak zabawka z naszych dziecięcych lat. – Mimo to są chwile, gdy nie wiem nic. Jesteś jak zamknięta księga, do której trzeba mieć hasło albo znać jakieś dziwne zaklęcie.

– Sherlock, o co ci chodzi?

– O to, że ukrywasz coś przede mną! – Jego krzyk nie wywiera na mnie żadnego wrażenia. Nie wzdryguje się, nawet nie mrugam. – I nie jest to jakaś nowa koszula z wyprzedaży, czy niepotrzebny badziew, który poleciła ci pani Hudson. To, co ukrywasz, jest ukryte głęboko w twoim mózgu i sercu. To coś na wielką skalę, a ja nie wiem co!

– Irytuje cię niewiedza. – Jego drżące nozdrze utwierdza mnie w tym przekonaniu. – Fakt, że nie wiesz wszystkiego. Przez to zaczynasz odczuwać wątpliwości. Na dodatek wcale nie jesteś zły na mnie. Jesteś zły na siebie, ponieważ nie umiesz rozgryźć planu Moriarty'ego.

Holmes odwraca wzrok. Tak właśnie ukazuje słabość. Odwraca wzrok, gdy słyszy prawdę z moich ust. Nie odzywa się słowem, dlatego ciągnę dalej.

– Szukasz kozła ofiarnego, na którym będziesz się mógł wyżyć. Niestety John ulotnił się z mieszkania, a ja wracam ze spotkania z twoim bratem. Idealna okazja na wyrzucenie z siebie irytacji, ale ku twojemu nieszczęściu księga się zamknęła na klucz. – Podchodzę bliżej cały czas, sprawiając, że Sherlock z powrotem patrzy mi w oczy. – Więc, co teraz zrobisz Holmes? Wyjdziesz z domu i wrócisz dnia następnego? Zaczniesz grać na skrzypcach? Czy może raczej przestaniesz snuć teorie spiskowe i posłuchasz, co mam ci do powiedzenia?

Ponownie milczy. Ja zaś odczuwam triumf i władzę. Te wszystkie miesiące spędzone u boku Holmes sprawiły, że wiem jak mu się postawić, jak sprawić, aby choć na kilka minut po prostu się zamknął.

– Świetnie. Teraz słuchaj. Twój brat chciał zaoferować mi współpracę. Miałabym na ciebie donosić, pilnować cię jak pięcioletniego dziecka. Martwi się o ciebie, to wiem na pewno. – Ruszam w stronę płaszcza, z którego wyciągam kopertę pieniędzy. – Umie też dobrze zapłacić. – Rzucam mu ją, a następnie kładę dłonie na biodrach.

– Przyjęłaś ofertę? – Uśmiecham się szeroko, chcąc ukryć tym prawdę na temat prawdziwego pochodzenia tych pieniędzy.

– Powiedzmy. Dziesięć tysięcy funtów ulicą nie chodzi. – Holmes kręci głową z niedowierzaniem, po czym odkłada kopertę na stolik przy fotelu Watsona.

– Może i nie chodzi, ale na pewno jeździ czarnym Jaguarem.

Sherlock unosi lewy kącik ust, kładzie dłonie na biodrach i spogląda na kopertę. Obserwując ten widok, mój uśmiech znika. Ponownie go okłamałam. Mycroft miał rację, zawsze wymyślę kłamstwo, które stanie się rzeczywistością. Gdyby tylko wiedział, że jest to niewielka ilość tysięcy funtów, które są moją wypłatą od Jamesa Moriarty'ego.

***

JAMES MORIARTY UNIEWINNIONY!

Jak to możliwe, że oskarżony o włamanie się do trzech najlepiej strzeżonych miejsc w Londynie, a także o próbę kradzieży regaliów zostaje uniewinniony? Pomimo braku dowodów i świadków, które mogłyby wskazać na niewinność Jamesa Moriarty'ego, wszyscy ławnicy wydali jednogłośną opinię.

„... Uznajemy Jamesa Moriarty'ego za niewinnego wobec przedstawionych mu zarzutów".

Continue Reading

You'll Also Like

5.9K 515 44
Bycie herosem to już ciężkie zadanie, a co dopiero kiedy dostaniesz awans... Serio, nie polecam. Jestem Lethal, była heroska, obecnie ... zresztą prz...
5.8K 284 26
Rosanna Vanessa Prodnose to córka jednego cukiernika z galerii smakoszy. Siedząc z ojcem nagle widzi bruneta robiącego promocje swoich słodkosci(nie...
2K 84 13
Młoda artystka, Karolina, wygrywa polskie preselekcje do Eurowizji 2024, czym spełnia swoje największe marzenie. Jej życie zmienia się o 180 stopni...
2.1K 95 9
To opowiadanie jest o 17 letniej Meroli Malik ,której siostra i rodzice zmarli w wypadku. Kiedyś była bardzo nie miła ale od śmieci siostry i rodzic...