Tylko dla Ciebie, księżniczko

Von TheoParissh

791K 9.9K 1.2K

W TRAKCIE POPRAWY- MOGĄ SIĘ ZDĄŻYĆ DZIURY MIĘDZY ROZDZIAŁAMI To piękna i wzruszająca powieść, której głównymi... Mehr

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22

Rozdział 5

13.5K 715 113
Von TheoParissh

*POV Kilian*

Po przebudzeniu, zegar wskazywał, że spałem tylko godzinę. Jednak ta godzina wystarczyła bym czuł się, jakbym nocował na kamieniach. Przy bólu kręgosłupa i szyi miałem problem się podnieść z podłogi. Przeniosłem nieszczęsną poduszkę i koc na krzesło, a sam udałem się do łazienki.

Jak wiadomo, jako syn Luny i Alphy stada, przez większość życia mieszkałem w Wielkim Domu, potem jednak z każdym rokiem moje siostry zaczęły sobie układać życie i zakładać rodziny, więc z czasem pozostawałem sam. W wieku młodzieńczym przeprowadziłem się do Głównego Domu, gdzie było więcej dzieciaków w moim wieku.

Gdy poczułem to, że muszę się wyprowadzić, wybudowałem dom kilka minut drogi od rodzinnego domu, ale głębiej w las. Tu w spokoju i ciszy wykonywałem swoje dotychczasowe obowiązki.

Odkręciłem gorącą wodę, po czym zacząłem się odprężać. Woda koiła moje nerwy, spływając w dół pleców i nóg. Oparłem głowę o zimne kafelki. Nadal nie mogę uwierzyć jakie szczęście mnie spotkało, kiedy ujrzałem Dalię. Sam nawet nie miałem pojęcia, po co pojechałem na lodowisko. Miałem takie dziwne przeczucie, że muszę się tam znaleźć. I była to najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek wcześniej podjąłem. Była tam ona.

Jeździła chwiejnie po lodzie, starając się utrzymać równowagę. Pragnąłem podjechać do niej i przytulić tak mocno, jakbym miał jej połamać kości. Bo znalazłem ją. Sądziłem wtedy, że jest człowiekiem.

Duże było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałem się, że po pierwsze, jest wilkołakiem, a po drugie, jest jeszcze bez przemiany i do tego nieletnia. Zamiast przytulenia jej, czekałem. Nie byłem na sto procent pewny, nie było jeszcze więzi między nami, nie spojrzała mi w oczy. Temu czekałem. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo byłem szczęśliwy, kiedy "przypadkiem" mnie wywróciła. Tak naprawdę, nie była w stanie tego zrobić, ale żeby zająć ją swoją osobą, sam upadłem.

Mój plan się sprawdził i chwilę później nawiązaliśmy nić więzi i porozumienia mate. To początek do parowania. Niespodziewany, niezależny i powodujący, że człowiek zaczyna intensywnie myśleć o drugiej osobie, a sam nie ma wpływu na nic. U ludzi jest to rzadkie, ale spotykane pod postacią tak zwanej "miłości od pierwszego wejrzenia", która jednak często jest mylona z zauroczeniem.

U zmiennokształtnych dopełnieniem parowania jest pewien rytuał. Odbywa się to, jak wiadomo, pod postacią wilków. Samiec musi pokazać dominację nad samicą. Sygnalizuje to uniesienie łapy wilka i zmuszanie w delikatny sposób do ukorzenia się przed ukochanym. Wilczyca przedstawia to przewróceniem się na plecy, ukazując swój brzuch i serce. Tak oto kończy się pierwsza część parowania. Drugim etapem czynienia partnerki swoją, jest oznaczenie jej za pomocą wgryzienia się w obojczyk albo szyję, podczas stosunku seksualnego. Samica wykonuje ten sam gest z samcem. Powoduje to zmieszanie się krwi i połączenia. Ugryzienie jej przed parowaniem jest równoznaczne z zaznaczeniem kobiety swoim zapachem. Przydatne w momencie, gdy trzeba czekać do momentu ostatniego etapu parowania.

Zakręciłem wodę i wyszedłem z kabiny. Wytarłem się ręcznikiem i zakląłem siarczyście. Nie wziąłem ubrań, a tam śpi Dalia. Nie chcę przecież w żaden sposób jej wystarczyć albo Bóg wie, co jeszcze. Jednak nie miałem innej możliwości. Przecież nie będę tu czekał na jakiś cud, kiedy ona śpi. Szybko opasałem się materiałem i ruszyłem. Moja ukochana słodko spała, przytulając moją poduszkę. Popędziłem do szafy i komody, po czym wyjąłem potrzebne mi ubrania i powróciłem do łazienki.

*POV Dalia*

Kiedy drzwi otworzyły się, zacisnęłam powieki, udając że śpię. Muszę przemyśleć, co tu się stało. Jestem w domu Kiliana, to jego pokój sądząc po wystroju. Jednak mój ojciec stał się wilkiem! Wszyscy od początku mnie okłamywali! Co ja mam teraz zrobić? A co z Samem? On nie wiedzie, czy także utrzymywał to przede mną w tajemnicy?

Jeszcze jest sprawa z Chels. Byłam z nią umówiona na nocowanie, pewnie już się niecierpliwi.

Usłyszałam kroki oraz otwieranie się szafek. Potem znowu cisza w pomieszczeniu. Tylko gdzie jest mój telefon? Muszę uspokoić mamę i przeprosić Chelsey. Pewnie wszyscy się niepokoją. Nie wiem, ile czasu tutaj spędziłam, a tym bardziej nie wiem, na ile tu zostanę. On działał na mnie jak nikt inny. Przy nim całe moje ciało skręca się w dziwnym uczuciu, którego nie potrafię opisać. A mój umysł przyćmiewa jedno. Jego twarz, imię, po prostu on.

***

Podczas gdy mama Dalii spała spokojnie w pokoju, na kanapie w salonie zasnąć próbował jej małżonek, okryty tylko starym kocem wyciągniętym ze strychu.

Niedługo potem jak mężczyźnie udało się zapaść w sen, rozległ się dzwonek. Oburzony i obudzony samiec wstał i otworzył drzwi. Za nimi stała dziewczyna. Chelsey, najlepsza przyjaciółka jego córki. Ojciec chwycił się za głowę.

- No tak, miałaś nocować u Dalii. - Mruknął. Dziewczyna miała zgrabną figurę i szerokie kobiece biodra. Jej czarne włosy okalały ładną spokojną twarz, a oczy świeciły wesoło.

- To mogę wejść? - Zapytała nieśmiało.

- Możesz wejść, tylko wiesz, jest taki mały problem. - Powiedział, przecierając zaspane oczy. - Ona...

- Pewnie zasnęła, jak zwykle. - Westchnęła, przerywając mu.

- Nie, nie zasnęła. Musiała wyjechać na jakiś czas. - Wyszeptał. Przekazał tę informację, jakby sam nie był pewny, czy jest ona prawdziwa. Osoba stojąca nadal przed drzwiami pokręciła głową w niedowierzaniu.

- Nic mi nie powiedziała.

- Bo to tak nagle wyszło. Jej... jej kuzyn... tak kuzyn, ma jakieś problemy sercowe i prosił... poprosił Dalię, żeby przyjechała do niego na jakiś czas. - Dziewczyna skrzywiła się.

- Od kiedy ona ma kuzyna? - Spytała. Coś tu jej nie pasowało. Chels znała przecież dziewczynę. Wiedziała, że ona nie ma żadnego kuzyna. Jednak, by przyćmić kłamstwo jednego z rodziców swojej przyjaciółki postanowiła się wycofać, a w swoim czasie i na swoich warunkach dowie się, co i jak.

- To dziękuję bardzo Panu. Ja nie będę w takim razie przeszkadzać. - Osóbka zeszła parę schodków i ruszyła do podjazdu, gdzie znajdował się jej motorower. - Do widzenia! - Zawołała jeszcze i odjechała. Mężczyzna nie odpowiedział i wrócił do salonu, znowu układając się do snu.

Kiedy tylko zamknął oczy, zadzwonił jego telefon. Był to jego szef. Jakby to tak pięknie powiedzieć... Dla niego to była długa noc.

*POV Kilian*

Po kolejnym wyjściu z łazienki zauważyłem, że moja księżniczka poruszyła się. Wydała jakiś odgłos przypominający mruknięcie albo jęk, po czym zwinęła się w kłębek na moim łóżku.

To było takie słodkie...

Mógłbym patrzyć całymi wiekami jak śpi.

A mamy przed sobą wiele lat...

Jak bardzo jest to niesamowite. Kilka dni, a ja już jestem uzależniony od niej.

~ Ty się tak nie podniecaj. Jeszcze nie wiadomo, czy ona będzie nas chciała. - Prychnęło moje drugie wcielenie. Że też musimy żyć razem w jednym ciele... Ja nie wiem, jak ja to przeżyję, a jestem jeszcze młody.

~ Przestań powodować sprzeczki. - Warknąłem niemiło.

~ Ale ja głodny jestem! - Wilk zaczął marudzić na temat, co by zjadł oraz czego by się napił.

~ Zaraz... Ale to nie ty masz ciało... Co ty gadasz idioto?

~ Ale ja jestem głodny...

~ Czyli ja jestem głodny, po prostu. - zaśmiałem się.

Wyobraźcie sobie, że na środku pokoju stoi mega, ale to mega przystojny facet, który wygląda jakby gadał do siebie, a także chichra się bez jakiegoś widocznego powodu, natomiast obok na materacu leży skulona dziewczyna.

To musi być zabawny widok.

~Chodźmy jeść... Błagam... - stęknął wilczek.

~No dobrze, psino. - Jakbym był przemieniony, to dosłownie zamerdałby ogonem, jak jakiś szczeniak.

Opuściłem pomieszczenie i zbiegłem po schodach pchany przez jakąś siłę do kuchni. Nie dopadłem jeszcze lodówki, kiedy zostałem zaatakowany przez mojego najlepszego kumpla, który rzucił mi się na szyję, jednocześnie odbierając mi tlen.

- I jak tam, mój zakochańcu? - Zepchnąłem ramię Montiego. Musiał wyczuć jej zapach, skoro już wie.

- Znajdź sobie dziewczynę, bo twoje zachowanie jest dziecinne i nie włócz się tak za mną!

- Zamierzam ją znaleźć i nie łażę za tobą, tylko asekuruję twoje tyły. - Prychnął, udając oburzone dziecko. Mruknąłem niechętnie w jego stronę.

- Przydałaby ci się porządna tresura. - Chłopak zaśmiał się nieszczerze. Wyminął mnie i otworzył białą lodówkę, zaglądając do jej wnętrza w poszukiwaniu czegoś dobrego do skonsumowania.

- Tobie też by się przydała... - Wyszeptał wesoło, z myślą, że tego nie usłyszę. Zaśmiałem się głęboko i wsadziłem mu łokieć w bok i odciągnąłem go w tył, z dala od lodówki. Sam jednak wysiliłem swoje możliwości i w ciągu kilku sekund wyciągnąłem prawie całą jej zawartość, kładąc wszystkie produkty na blacie wyspy kuchennej. Monte stęknął rozpaczliwie, pocierając bolący bok.

- Ile z tego wszystkiego jest dla mnie? Ja też muszę jeść!

- To idź do sklepu. - Powiedziałem, wsadzając sobie pomidora do buzi, aby zjeść go w całości. - To mój dom.

- Ale ja jestem głodny! Nie dobiegnę do najbliższego supermarketu! Umrę po drodze! I to przez ciebie! - Zaśmiałem się, mimo to odpowiedziałem mu.

- No dobra, dobra. Już Ci coś dam. - Schyliłem się do dolnej szafki i wyciągnąłem stamtąd nierdzewną metalową miskę. Wrzuciłem do niej jeden mały kawałek szynki. Postawiłem naczynie na podłodze i z uśmiechem spojrzałem na zdezorientowanego Montiego.

- No chodź, piesku. Popatrz co ja dla ciebie mam. No chodź, Monte. - Mówiłem do niego jak do pupila. Chłopak przybrał złowrogi wyraz twarzy. Nic nie mówiąc, wstał, obdarzył mnie niezbyt dobrym spojrzeniem i wyszedł z kuchni, udając się na zewnątrz. Udowodnił to huk trzaśniętych drzwi wejściowych.

Wzruszyłem ramionami i z gotowym jedzeniem na dwóch dużych talerzach, skierowałem swoje kroki do sypialni znajdującej się na najwyższym piętrze tego budynku, do mojej księżniczki.

*POV Dalia*

O matko, o matko! On tu idzie!

Usłyszałam stopy spadające na panele w dość ciężkim odgłosie. O nie! Co ja mam zrobić?! Leżę w JEGO łóżku, w JEGO pokoju, w JEGO domu, po tym jak ON prawie rzucił się na mojego tatę, który w dodatku zmienił się w zwierze.

Kurcze zabrakło mi czasu na cokolwiek. Drzwi do pomieszczenia powoli otworzyły się, a ja przyciągnęłam głowę do miękkiej poduszki, by mnie pochłonęła.

- Dzień dobry, księżniczko! Obudziłaś się już?

Nadal nie poruszałam się. Udawaj, że śpisz. Udawaj, że śpisz.

~Ale ty nie chcesz, żeby on wyszedł. - Mruknęłam w myślach, wściekła na siebie.

~ Ciii! Czemu mam tak nędzną podświadomość?

~ Ale ja nie jestem twoją podświadomością.

- Dalia... mała... Słyszę, że nie śpisz... - Usłyszałam i jęknęłam przeciągle. To i tak nie ma już żadnego sensu. Podniosłam głowę z poduszki i usiadłam na łóżku.

-Cześć. - Powiedziałam widząc go z dwoma talerzami kanapek.

~ON MA JEDZENIE! KOCHAM GO! Zaczynam się bać o moje zdrowie psychiczne... Mam jakieś głosy w głowie i gadam do siebie. Ale trzeba to przyznać - ma jedzenie. Dobry ruch.

Młody mężczyzna położył talerz na stoliku znajdującym się nieopodal.

- Wszystko dobrze? Jak się czujesz?

- Jak myślisz jak się mogę czuć? - Głos miałam zrezygnowany. Nadal nic nie wymyśliłam.

- Zjedź kanapki. Przejdzie ci złość. Mówię serio. - Prychnęłam, a on uśmiechnął się. Podeszłam do niego i zabrałam talerz, który wyciągał w moją stronę. Usiadłam z powrotem na łóżku i zaczęłam konsumować przygotowane przez niego jedzenie. Jakiś czas później poczułam ciepło drugiej osoby.

Spojrzałam na Kiliana. Siedział obok mnie, a na jego kolanach spoczywało puste już naczynie.

- Co? -Spytałam z pełną buzią. On znajdował się blisko mnie z miną zbitego szczeniaczka. Natomiast jego wzrok skierowany był na końcówkę pokarmu będącą jeszcze na moim talerzu. Phii... Niech sobie nie myśli, że może mi to wziąć. Dał mi to, to niech nie zabiera. Odsunęłam się powoli, jak najdalej od niego, by nie próbował mi zabrać naczynia.

- Podzielisz się? - Zerknęłam na niego jak na idiotę, wkładając następną kanapkę do buzi.

- Nie. - Powiedziałam. Kilian wyglądał jakby miał się popłakać. Nawet zabawny widok, pomimo smutku, jaki mnie ogarnął, kiedy widziałam chłopaka w takim stanie. Jęknęłam sfrustrowana. Tak się nie robi! Podsunęłam mu talerz, a jego oczy zaświeciły się.

Dwoma rękami zabrał trzy kawałki chleba i szybko je zjadł. Uśmiechnął się promiennie, spoglądając na przemian to na mnie, to na naczynie. Ooo nie... Zakryłam drugą dłonią zawartość talerza, odcinając dostęp chłopakowi. Nie zabierzesz mi reszty! O nie! Nie pozwolę na to. Należą do mnie. Przeniosłam się na środek łóżka.

Jednak ta osoba nadal próbowała sięgnąć po moje, wiec wysunęłam stopę i położyłam na jego wyrzeźbionej klatce piersiowej.

To był dobry ruch.

Szach mat.

Ten ruch spowodował dystans między nami, na tyle duży, by nie kradł z mojego talerza.

- Ej! Ale to ja je zrobiłem! - Zawołał ze śmiechem. Przewróciłam oczami.

- Trzeba było mi ich nie dawać. Teraz są moje.

- Ale ja jestem głodny! Nie karz mnie tak!

- Ale chłopie! Ja ci nic nie robię, a ty dobierasz się do mojego żarcia! - Ze mną, w temacie jedzenia, nie da się wygrać. Chłopak westchnął i odwrócił się do mnie plecami, spychając moją nogę. Ehhh... To normalnie dziecko.

Umiejętnie przeniosłam się na kolana i podałam pod nos Kilianowi kanapki.

- OMG! Kocham cię! - Ja się tylko uśmiechnęłam, ale w brzuchu poczułam taki jakiś przyjemny ucisk i ciepło.

*POV Dalia*

Po zjedzonym śniadaniu stwierdzam, że nie jest aż tak źle. Spodziewałam się wielkiego złego wilka, który pożarł Kapturka albo tego, który polował na trzy Świnki. Ale jednak tak nie jest, bo nawet potrafiłam się śmiać przy Kilianie. Był taki jak mój ojciec i matka.

Był on bardziej ludzki, niż się spodziewałam, a sam fakt, że zrobił mi tyle kanapek jeszcze dodało mu parę, no dobra, parędziesiąt punktów do atrakcyjności.

Ach... jeszcze te jego oczy... są czyste, delikatne, niebieskie, lecz miałam kilka razy wrażenie, że mają bardziej przebłyski fiołkowego. Chyba za wiele myślę... Oczy nie mogą zmieniać koloru. Choć on jest wilkołakiem... Podejrzewam, że wiele może mnie jeszcze zaskoczyć.

Jak narazie muszę znaleźć sobie zajęcie. Kilian zaraz po śniadaniu poszedł załatwiać sprawy stada, więc zostałam sama. Kręciłam się po pokoju, rozglądając się za tym, co mogłoby zająć mój czas. Kiedy moje polowanie nie przyniosło skutków, zrezygnowana usiadłam na łóżku. Wtedy do pokoju WPADŁ Monty.

- Cześć Dalia, nie przeszkadzam? - zapytał wchodząc do pomieszczenia. Uśmiechnęłam się do niego i odparłam:

- Jak z nieba mi spadłdś! Nie mam co robić, a nie chcę cały dzień gapić się w sufit.

- Dobrze się składa, bo chciałem Cię oprowadzić po naszym miasteczmu. Chodź. - to mówiąc chłopak  opuścił pokój Kiliana.

Szybko zerwałam się z łóżka, aby pobiec za nim.  Dogoniłam go na schodach. Kiedy dotarłyśmy do drzwi frontowych, zapytałam:

- Kilian Cię wysłał? - spojrzał na mnie z miną winowajcy.

- Tak. Ale to nie to, że mam Cię niańczyć czy coś. Po prostu on zapomniał Ci pokazać miejsce, w którym mieszkamy, a którego będziesz Luną.

- Okey. - odpowiedziałam, idąc za nim. - Ty też... No... Zmieniasz się...?

- W wilka? - przerwał mi Monty. Pokiwałam głową. To wszystko było trochę krępujące dla mnie. - Tak. Jak każdy tutaj.

- Ale nie zabijacie? - wyszeptałam trochę skulona, widząc różnych ludzi za oknem, przy którym stałam.

- Co? Nie, no coś ty... - Chłopak zgiął się w pół, opierając się o kolana, gdy jego ciałem rzucały drgawki śmiechu. - Jemy normalne pożywienie jak reszta ludzi. Jakaś jedna trzecia kobiet tutaj to wegetarianki czy weganki...

Zaczęłam obserwować ludzi na dworze. Wyglądali normalnie, rozmawiali, śmiali się, pilnowali biegnące dzieci, a jednak świadomość w co się zmieniają nadal mnie przerażała. Monty, kiedy się uspokoił stanął obok mnie, spoglądając na co patrzę.

- Naprawdę jesteśmy normalni. Pracujemy wśród ludzi, zawozimy dzieci do przeczkola i szkoły i prowadzimy codzienne życie. Tylko mamy po prostu takie drugie życie, które musimy umieć ukrywać.

- Dlaczego? - zapytałam.

- Ludzie by nas się bali. Nie rozumieliby nas. Polowaliby na nas.

- Skąd wiesz? Może warto by było spróbować uświadomić ludzi? Gdybyście im wytłumaczyli, nie musielibyście żyć w ukryciu. - powiedziałam, a Monty podrapał się po karku.

- Dalia... To tak nie działa. Myślisz, że nie próbowaliśmy? Tacy jesteśmy, tacy byliśmy i tacy będziemy. Tak jak ja, mój tata, jego tata i inne pokolenia. Dalia, my się z tym borykamy odkąd ludzkość potrafi myśleć. Przez tyle tysięcy lat zdaliśmy sobie sprawę z tego, że ludzie tego nie chcą zaakceptować, a lepiej chronić siebie i swoją rodzinę niż iść na śmierć, za to kim się jest.

Spojrzałam na podłogę, myśląc o słowach, których mi powiedział.

Ma rację...

Ludzie nie z takich powodów prowadzili wojny...

A chronienie rodziny i bliskich jest ważniejsze, niż akceptacja ludzi.

- Masz rację. - przyznałam. Chłopak poklepał mnie po ramieniu.

- Wiedziałem, że zrozumiesz.

...

- No, a tutaj jak widzisz jest następny korytarz. - Zaśmiał się Monty, z którym od godziny spacerowałam po ogromnym budynku, pełnym dużej ilości korytarzy, drzwi i okien.

- Może oprowadzisz mnie po większej okolicy? - zaproponowałam, patrząc tęsknię na słoneczne podwórko.

- Niestety nie mogę... Wybacz Dalia.

- Dlaczego?

- Ponieważ jesteś nowa, nikogo nie znasz. - zaczął.

- Ale znam ciebie... - wtrąciłam się szybko.

- Tyle, że ja nie mogę tego zrobić. Wielkość wilkołaków będzie w tobie rozpoznawało człowieka, a nie jako jednego ze swoich, a będziesz na ich terenie. Wilk który czuje się zagrożony będzie atakował, a tylko w tym miejscu możemy być sobą. - westchnęłam przeciągle. Zaczęłam się czuć tutaj swobodnie i nagle się dowiedziałam, że może mi się coś stać jak wyjdę za róg pokoju. - Wybacz Dalia, ale twoja obecność narazie będzie zaburzać cała równowagę, nikt nie, będzie wiedział o co chodzi. Narazie możesz chodzić gdzie chcesz, ale tylko przy Kilianie.

- Dobrze, zapamiętam.

- To dla twojego bezpieczeństwa, ale jeśli chcesz to mogę napisać do niego, żeby potem tu odrazu przyszedł do ciebie.

Na samą myśl o spotkaniu z nim moje ciało ogarnęło ciepło, a w brzuchu do lotu wzbiły się motyle.

- Tak, możesz napisać.

Chłopak wyciągnął telefon i napisał szybko wiadomość. Chwilę później otrzymał odpowiedzieć zwrotną.

- Czekaj na dole za godzinę. - rzucił i zaproponował, że w takim razie odprowdzi mnie do pokoju, żebym ja mogła się przygotować, a on będzie mógł zająć się swoimi sprawami. Jak na skrzydłach wróciłam do pomieszczenia, w którym się obudziłam i zaczęłam się czesać oraz malować. Prawie go nie znałam, a byłam tak strasznie podniecona na myśl o zobaczenia go.

*POV Dalia*

Gdy tylko wybiła ustalona godzina, zbiegłam na dół i uspokając się podeszłam do drzwi, przy których czekał już Kilian. 

- Pokazać ci coś? - To zdanie rozbrzmiało przy moim uchu i nie chciało przestać obijać się w mojej głowie.

- Jasne, po to chyba przyszliśmy. Przejść się gdzieś. - odpowiedziałam szybko, kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi frontowe. Chyba trochę za szybko, bo usłyszałam śmiech chłopaka. Po czym zostałam pociągnięta w stronę lasu.

Aż musiałam na to przewrócić oczami.

No jasne, że głupia jestem. On się zmienia w wilkołaka, czego można się spodziewać. Gdzie by mnie niby mógł zaprowadzić?

Nawet chyba jakoś zaakceptowałam fakt, że się zmienia. Nie mam pojęcia,  jak to opisać. To uczucie, które odczuwam za każdym razem, kiedy mnie dotyka, albo widzę jego osobę... Rozlewa się takie ciepło, a mięśnie brzucha spinają się.

Przeszliśmy przez linię brzegową lasu, wkraczając do niego. Zawsze sama lubiłam chodzić po lasach. Było to fajne, ale tylko wtedy,  kiedy nie znałam teren. Wówczas było bardziej ciekawie.

To wyglądało zawsze tak, że jeśli się zgubiłam, to jak udało mi się złapać zasięg, to dzwoniłam do któregoś z rodziców z wiadomością o mojej sytuacji. Najczęściej ich odpowiedź była taka: "Dobrze, tylko wróć przed pójściem do szkoły".

Wiecie jakie to jest zabawne, kiedy wy się zagubicie, a wasi opiekuni prawni wam takie coś napiszą? Wręcz wspaniałe odczucie...

*POV Chelsey*

Położyłam głowę na stoliku, a ręce ułożyłam na kolanach. Matko, ale to jest nudne...

Siedzę w sali lekcyjnej, w czasie, kiedy Dalia się "wyleguje" u swojego kuzyna. (Tu sobie wyobraźcie cudzysłów pokazany za pomocą palców u rąk.)

Mama by jej tak z własnej woli nie puściła do kogoś. A już tym bardziej ze świadomością, iż opuszcza szkołę. Coś tu ewidentnie śmierdzi i tym razem to nie jestem ja.

Poczułam szturchnięcie w ramię. Podniosłam głowę.

- Czego? - warknęłam oschle, odwracając się w stronę chłopaka znajdującego się stolik za mną. On spojrzał mi w oczy i wskazał dyskretnie na bok. Zerknęłam w tamtym kierunku. Po zobaczeniu pewnej osoby z powrotem rzuciłam się na ławkę, wcześniej przewracając gałkami i jęcząc.

- Panno Ruben. Mam nadzieję, że ma pani szalenie interesującą odpowiedź na moje pytanie oraz wytłumaczenie na swój aktualny stan bycia.

- Jaki stan? - wymamrotałam.

Dzięki, Dalia. Przez to, że się martwię o ciebie znowu się wkopałam, tylko tym razem ciebie tu nie ma i mnie nie wesprzesz.

- Twój, młoda damo, twój. To jaka jest odpowiedź na moje pytanie?

- Na które pytanie?

Jej twarz zrobiła się cała czerwona ze zdenerwowania.

- Do dyrektora! - pisnęła nauczycielka przeraźliwie wysoko. Wstałam od biurka i pakując swoje rzeczy udałam się do drzwi. Nacisnęłam klamkę, lecz szybko się wycofałam.

- Ale, że teraz, czy później? - spytałam profesorkę.

- Wyjdź! - wrzasnęła. Zachichotałam i ulotniłam się z lekcji matematyki. Musicie mi przyznać rację, raczej każda matematyczka/matematyk jest albo ostry albo dziwny, albo już dawno powinien być na emeryturze.

Ten typ kobiety zalicza się do wszystkich możliwości.

Zbiegłam po schodach. Skręciłam parę razy i znowu zeszłam na dół. I tak oto proszę państwa, przeniosłam się z pod sali 319 pod salę numer 128. Proszę o oklaski.

Uczniowie są w większości przypadków nieświadomi istnienia tego pomieszczenia. Jak na taką dużą szkołę, zwykle się chodzi do sekretariatu po coś. Lecz tylko ci wybitni i wyjątkowi wiedzą o tym miejscu i zazwyczaj często go odwiedzają. Sprawdziłam godzinę, po czym chowając telefon do kieszeni weszłam do gabinetu.

*POV Kilian*

Uderzyły mnie słowa o tym, że Dalia jest tu tylko przeze mnie, by chronić swojego ojca. Odczułem to tak, jakby mi ktoś przywalił młotem w brzuch i serce. Dociera nagle do ciebie, że twoja przeznaczona i ukochana nie chce przy tobie być, mimo, iż nie ucieka. Dlatego też, daję jej całkowitą wolność. Gdyby chciała ode mnie uciec, to by to już raczej zrobiła, prawda?

Chciałem jej pokazać moje miejsce.

To tam zawsze chodzę, kiedy muszę coś przemyśleć, chcę odpocząć lub po prostu się wyciszyć.

Zanim ktoś genialny na to wpadnie. Nie, to nie tam, gdzie mieszkają moi rodzice.

Pociągnąłem Dalię w głąb lasu. Zatrzymałem się dopiero, kiedy moje oczy ujrzały mały wąwóz i stare drzewo, które przed laty zawaliło się na bok krateru, tworząc coś na kształt mostu.

- Wow! Ale to wysokie! - dziewczyna wyrwała mi się i podeszła do drzewa. Znajdowała się w takim miejscu, że stała dosłownie pod nim, a nawet unosząc dłonie w górę i będąc na palcach u stóp. Nie sięgała go.

~ Ej stary... To ona jest taka mała, czy tylko mi się taka wydaje? - Moje drugie wcielenie rzuciło te słowa, a ja nie mogłem pohamować prychnięcia. No tak, przecież ona jest maleńka w porównaniu do otoczenia.

~ Podejdź... Przytul ją... Proszę... - szepnął wilk.

~Ten to pewnie chciałby się od razu sparować...

~ No, a co myślisz?! Przecież to NASZA partnerka! Nasza księżniczka! I to jeszcze jaka niziutka! - krzyknął niby oburzony, niby rozbawiony.

Zrobiłem parę kroków w przód, zbliżając się do dziewczyny. Szybko znalazłem się w jej strefie zapachu, jaki emanuje.

Nabrałem powietrza do płuc i powoli je wypuściłem.

- Co my tu robimy? - Dalia spojrzała w moje oczy.

Podrapałem się po karku, patrząc na nią niepewnie.

- No wiesz... Dość dłuższy czas temu (w twoim przypadku trochę krótszy czas)... Nasi rodzice... Ooo było im trochę zimno lub chcieli po prostu potomka, więc...

Reakcja brunetki była bezcenna, kiedy zrozumiała, co ja w ogóle do niej mówię. Zaskoczyła mnie jednak tym, że podniosła rękę i sprzedała sobie porządnego face palma.

No tak...

To także wilkołak, więc lubi czuć delikatny ból.

- Idioto! Mi chodziło o to, czemu mnie tutaj przeprowadziłeś?!

Pewnie też znacie osobę, która jest tak mała, że to aż dziwne i gdy się zezłości, to wygląda jak mały kotek próbujący być groźny. W tym oto zdaniu macie odpowiedź na pytanie: "Jak teraz wygląda Dalia?".

- Wiesz, powinnaś na przyszłość lepiej i bardziej szczegółowo zadawać pytania. - powiedziałem między spazmami śmiechu.

- Ja się tak nie bawię! - warknęła i założyła ręce na piersi w bojowej pozycji.

- A kto powiedział, że my się w coś bawimy?

Chyba trochę grabię sobie...

~ Nawet nie trochę, tępaku.

*POV Dalia*

Nie spodziewałam, że będę tak dobrze spędzała z nim czas w lesie. Dużo rozmawialiśmy, naprawdę dużo. Siedzieliśmy na drzewie, pod którym z początku stałam.

Szczerze mówiąc, piekielnie bałam się na nie wejść. Jakbym spadła, to na pewno bym się połamała, a jakoś śpieszno mi do tego nie było.

- Chodź. -powiedział spokojnie Kilian i sam na nie wszedł. Nie byłam zbytnio chętna.

- Wiesz, ja tu chyba zostanę. Tu jest mi wygodnie. - rzuciłam, siadając przy korzeniach. Spojrzałam na tę pleśń, te pająki i robaki. Skrzywiłam się.

- No nie mów, że się boisz. - Chłopak zaśmiał się przeuroczo. Specjalnie unikałam kontaktu wzrokowego, by mnie nie przejrzał. Nie za fajne uczucie, kiedy mężczyzna, który ci się podoba, śmieje się z ciebie.

- Nie boję się! - krzyknęłam buntowniczo. - Za kogo ty mnie masz?!

- Kochanie, wyluzuj. - Teraz to Kilian śmiał się na całe gardło.

- Nie kochaniuj mi tu! Nie boję się!

- To przyjdź tutaj do mnie. - Prychnęłam, ale zrobiłam krok, i następny, a w końcu się zatrzymałam. Zerknęłam na dół. Wysoko.

- Dalia, spójrz na mnie. - podniosłam na niego wzrok, po czym spuściłam go z powrotem. - Ale nie tak. Patrz tylko na mnie. Na moją twarz.

Uczyniłam to. Podszedł do mnie i chwycił za obie ręce. Ja przez ten czas spoglądałam tylko w te oczy. Fiołkowy kolor dominował nad złotymi plamkami na jego tęczówce.

- Tak, dobrze. Widzisz? Teraz usiądź jak ja. Nie, nie patrz się w dół.

Usiadłam, ale nadal nie spuszczałam z niego wzroku.

- Widzisz? Jesteś tu. Ze mną. -Kilian uśmiechnął się i do ostatniej chwili nie puścił mojej dłoni. - Księżniczko... Wszystko dobrze? - usłyszałam pytanie chłopaka, gdy wracaliśmy. Podniosłam głowę i delikatnie się uśmiechnęłam.

- Tak...

- Dobrze się czujesz? - Na jego twarzy ukazała się troska i zaniepokojenie.

- Tak. Wszystko oki. - pokiwałam głową, mimo iż nie do końca tak było. - Jestem tylko zmęczona. Ten dzień był długi i szalony. - Tak, to dobre określenie... Szalony.

- Tak, jest już trochę późno. - szepnął Kilian. - Chodź mała... Powinnaś się położyć.- poczułam silne ręce na mojej talii, które podtrzymywały mnie, kiedy wchodziłam po schodach w stronę mojego pokoju.

- Czemu ty nie jesteś zmęczony?

- Bo jestem wilkołakiem po przemianie, a ty jeszcze nie. - szepnął mężczyzna.

- Jeszcze? Co to znaczy? - Powieki same mi się zamykały, mimo nagłego zaciekawienia tematem wilków, który tak jakby rozjaśnił mi umysł.

- To znaczy, że jesteś taka sama jak ja.

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

576K 16.3K 57
Rose-15 letnia brunetka z błekitnymi oczami. Lubiana w szkole,miła i szalona.Razem ze swoja przyjaciółką Lucy jest w stanie roznieść pół szkoły. Nie...
801K 59.1K 48
Świat, w którym potwory z koszmarów ujawniają swoje istnienie, zmusza ludzi do życia w strachu i niepewności. Każdy kolejny zachód może stać się osta...
44.7K 1.1K 48
Witam. Zaczynam nową powieść, nie jest ona długa, ale pełna wrażeń. Mogą wystąpić sceny 18+. Jeśli lubisz czytać o wilkołakach to dobrze trafiłeś. P...
345K 18K 59
Miała pięć lat kiedy zgubiła się w lesie i wpadła w zasadzkę wampirów, odnalazł ją i uratował najlepszy tropiciel jej watahy. Wówczas wymarzyła sobie...