𝐌𝐎𝐆𝐀𝐌𝐈 - Taniec Wiatru

By Tea-Amo

160K 17.2K 3.3K

Yashida Hamer należy do plemienia Mogami, którego specjalnością są powietrzno-taneczne akrobacje. Aby stać si... More

Informacje/ PRAWA AUTORSKIE
Prolog.
1.Akademia Drapad.
2.Ślubowanie.
3.Bal liści
4.Zdeptany honor
5.Kartka na oknie.
6.Skradziony talent.
7.Kartki na drzwiach.
8.Ryzykowna propozycja.
9.Zasady Drapad.
10.Prefekt.
11.Gappa.
12.Biała chusteczka.
13.Śladami Haruto.
14.Równe szanse.
15.W strugach deszczu.
16.Opuszczony teatr.
17.Puste sprawozdanie.
18.Wyklęci chłopcy.
19.Oszustka.
20 | Tańcząca przed smokiem.
21.To, co najgorsze.
22.Jad Agbaru.
23.Wzajemna troska.
24.Połamane kawałki świata.
25.Zioła Dewi.
26.Bardzo ważna.
27.Lojalność.
28.Zdradzony.
29.Obcy przyjaciel.
30.Lwi sygnet.
31.Utkana z wad.
32.Bestia.
33.Ucieczka.
34.Riverda.
35.Uwięziona.
37.Sekret rodu.
38.Proces.
39.Co Tan powiedział.
40.Chłopcy z portowej dzielnicy.
41.Zakała Drevety.
42.Ja w tobie, ty we mnie - THE END
PODZIĘKOWANIA
NOWE OPOWIADANIE

36.Wymiana.

2.2K 352 44
By Tea-Amo

Minuty zmieniły się w godzinę, a godzinę w wieczność. Yashida porzuciła wszelki racjonalizm i uwierzyła, że tkwi w piwnicy nieskończone wieki, dawno zapomniana i porzucona.

Jedynie odgłosy, dobywające się nad jej głową zdradzały, że życie w rodzinnym domu wciąż się toczy i sądząc po wzburzonym tonie rozmów, dość nerwowo.

— Dlaczego jeszcze nie mamy żadnych wieści o Felise? — Słyszała głos ojca.

— Nie chcę nawet myśleć, że mama nie żyje. — Głos Tana.

— Nie piernicz głupot, Tan! Wkrótce dostaniemy wieści! — Głos Ragiego.

Yashida nie tylko czuła tępy ból głowy, ale odezwała się także jej ugryziona przez psa kostka, której rana zaczęła ropieć i śmierdzieć. Poruszanie nogą stało się uciążliwe.

Nagle drzwi drgnęły i na schody wylał się snop światła dziennego, który oślepił zmęczone oczy dziewczyny. Kroki zdradziły, że oto nadchodzi posiłek.

Tym razem został dostarczony przez Tana, co postanowiła wykorzystać.

— Ile dni minęło, Tan? Błagam, powiedz mi.

Kuzyn spojrzał na nią litościwie. W przeciwieństwie do Ragiego miał więcej serca i czasem wydawało się, że widzi w jego oczach poczucie winy.

— Pięć dni.

Uniosła brwi. Pięć dni! Spędziła całe pięć dni w tym zatęchłym miejscu!? Była pewna, że pięć miesięcy.

— Kiedy mnie wypuścicie?

— Wiesz, że nie wolno mi z tobą rozmawiać. — Tan zerknął na nią błagalnie.

Do oczu napłynęły jej łzy.

— Haruto...

— Nie pytaj o nic. — Przerwał jej, unosząc rękę. — Nie mamy wyjścia, Shido. Jest mi naprawdę przykro, ale musimy odzyskać Dewi i mamę.

Zanim zdążyła zapytać, co to znaczy, Tan zostawił na podłodze tace z jedzeniem i pośpiesznie zniknął. Piwnica na powrót zapełniła się półmrokiem.

Yashida podwinęła pod twarz kolana i zaniosła się którymś z kolei już płaczem, a łzy płynęły obficie, jakby nie potrafiła ich wyczerpać.

Była traktowana, jak zwierzę w klatce. Karmione, ale zostawione na niełaskę samotności i strachu. Nie przebierała się od dłuższego czasu, nie myła się, załatwiała się do wiadra, które zawsze pod wieczór wynosił ktoś z rodziny, oddając opróżnione.

Nie mogła uwierzyć, że ktoś musi oglądać jej fekalia. Nigdy nie czuła się tak bardzo upokorzona. Wolałaby sto razy bardziej przechodzić nieudane próby eliminacyjne i dostawać się do grupy brązowej i raz jeszcze przeżywać ogólną pogardę i wyśmianie ze strony rówieśników, niż doświadczać odrzucenia ze strony najbliższych.

Kiedy już straciła siły na płacz, przyciągnęła do siebie tacę z jedzeniem, po czym od razu chwyciła za kubek z wodą, łapczywie pijąc.

Dostawała posiłek raz dziennie i niestety niezbyt dużo wody, przez co przeważnie odczuwała silne pragnienie.

Na jedzenie nie spojrzała. Nie zdołałaby przełknąć ani kęsa.


***

Nie była pewna, ile minęło dni, gdy w końcu usłyszała zamieszanie, a potem ktoś otworzył drzwi z poleceniem.

— Weź ją i dobrze trzymaj!

Od razu się podniosła, czując, jak ból przeszywa ją w kostce. Strach prawie zwalił ją z nóg, ale zarazem cieszyła się, że w końcu coś zaczęło się dziać.

Do środka wszedł Ragi i od razu zmierzył ją surowym spojrzeniem.

— Nie ruszaj się, a wszystko pójdzie gładko — oznajmił, po czym owinął sobie gruby sznur wokół ręki, którym następnie zaczął wiązać Yashidę w pasie wraz z rękoma, tak, że miała unieruchomione ramiona. — Idziesz ze mną.

Zaczęła posuwać się powoli, kulejąc. Szczególnie ze schodami miała problem, a Ragi nie litował się nad jej kostką. Narzucał pośpiech, świadczący, że był zdenerwowany.

To zresztą widocznie malowało się na jego twarzy w postaci nabrzmiałych żył i czerwonych policzków, lekko zroszonych potem.

Z domu wyszli na dziedziniec. Odzwyczajone od światła oczy Yashidy ugodził ostry ból. Odwróciła twarz przed słońcem, ale łzy i tak pociekły jej po policzkach.

Nagle usłyszała swoje imię, wykrzykiwane znajomym głosem.

— Dewi... — szepnęła i natychmiast zmusiła się, by cokolwiek zobaczyć przez ścianę łez. Mrugała kilka razy, aż obraz wyostrzył się, ukazując stojących niedaleko ludzi. Wśród nich była kuzynka. Tak samo związana, jak ona. Obok stała w podobnej sytuacji Felise.

—Dewi! Ciociu! — Z gardła Yashidy wyrwał się radosny krzyk, chciała się uwolnić i pobiec im naprzeciw, ale wtedy Ragi szarpnął ją ku sobie.

— Nie tak szybko! — Jego brutalność oczyściła umysł dziewczyny, powodując, że dostrzegła przed sobą również Alva i jego świtę. To oni przyprowadzili porwanych członków jej rodziny.

— Macie, co chcieliście, a teraz ją oddajcie — zagrzmiał Alv, ubrany w ciemny, dopasowany mundur ze złotymi guzikami. Brązowe włosy wiły się lekkimi falami na wysokości jego karku.

Ragi pociągnął Yashidę ze sobą na środek dziedzińca. Alv przyprowadził natomiast kuzynkę i jej matkę.

Dopiero wtedy dotarło do niej, co to oznacza. Wymieniali się jeńcami.

— Nie — szepnęła z trwogą i gdy została popchnięta w ramiona Alva, złapała Dewi kurczowo za ręce, co nie było łatwe, zważywszy, że była związana. — Nie, nie możecie! — Załkała, a kuzynka odwzajemniła uścisk z równą desperacją.

— O co tu chodzi? Dlaczego jej to robicie? — spytała Dewi histerycznym tonem, spoglądając to na Ragiego, to na Alva.

— Nie pieprzmy się, tylko róbmy swoje — zagrzmiał pan Hamer i w tym samym momencie Ragi wyrwał Dewi do siebie, a Tan odebrał matkę od jednego z ludzi Alva.

— Nie! Zostawcie mnie! — krzyknęła Yashida, nie pozwalając, aby jej uścisk wypuścił Dewi. Upadła kolanami na ziemię, a gdy ostatecznie puściła kuzynkę, natychmiast złapała ją za nogę.

— Zostawcie ją! Proszę! — błagała Dewi, próbując zgiąć się po Yashidę, ale wtedy brat, pociągnął ją w tył.

Rozległ się piskliwy wrzask Yashidy, mieszający się z wrzaskiem Dewi. Obie krzyczały i próbowały desperacko trzymać się nawzajem, aby nie zostać rozdzielonymi. Walczyły jak małe lewice, chwytając się siebie jak ostatniej deski ratunku.

— Cholerne bachory! — krzyknął pan Hamer, rzucając się na pomoc Ragiemu i wspólnymi siłami wyrwali Dewi w tył.

Alv w tym czasie pociągnął Yashidę, która wciąż tarzała się po ziemi, wyrywając i kopiąc nogami jak oszalała. Jej wrzaski niosły się echem na całą Riverdę.

Kucnął za nią, mocno obejmując ramionami. Potem szepnął jej ostro do ucha.

— To nie jest twoja rodzina, zrozum wreszcie.

Dźwięk tych prostych, dosadnych słów sprawił, że zastygła i poddała się, spoglądając na członków rodziny z niedowierzaniem. Ragi odwiązał Dewi, ściskając ją ze łzami w oczach, Tan pocałował matkę w policzek i po chwili wszyscy tulili się, płakali i składali sobie pocałunki.

Gdzie w tym miejsce dla niej? Oddali ją. Tak po prostu. Nie była częścią ich radosnego uścisku, ich powitań i westchnień ulgi.

Nie, nie byli w komplecie. Brakowało jej. Chciała krzyknąć, że brakuje im jej, ale Alv pociągnął ją delikatnie do pionu. Pisnęła z powodu kostki, przechylając się na prefekta, który natychmiast uchronił ją od upadku.

— Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. — Widząc, że kuleje na nogę, odwiązał ją i rzucił linę na ziemie. Następnie wziął na ręce jak dziecko i w obstawie swoich ludzi, zaprowadził do czarnego autolotu, sadowiąc ją na tylnym siedzeniu. — Jesteś bezpieczna — dodał, zatrzaskując drzwiczki.

Yashida przycisnęła dłonie płasko do szyby, wciąż patrząc na rodzinę, która ją porzuciła. Nie, nie byli jej rodziną. Ciągle musiała sobie o tym przypominać i poprawiać siebie. A mimo to nie przestawała płakać, a jej serce wyrywało się do tamtych ludzi, pragnąć ich objęcia i słów pocieszenia.

Błękitną Różą... była Błękitną Różą.


***

Do Drevety wrócili późnym wieczorem. Yashida całą podróż odbyła ogarnięta letargiem. Przesuwający się w jej oczach, zaokienny krajobraz nie docierał do świadomości dziewczyny. Nawet nie zorientowała się, kiedy pod autolotem wyłoniły się pierwsze budowle stolicy.

Alv chciał podać jej coś do picia, ale odmówiła, mimo iż w ustach miała istną pustynię.

Po chwili pod nimi pojawił się cesarski pałac. Okazały i potężny jak przystało na siedzibę samej władczyni Lapuru, położony został przy brzegu srebrzystej rzeki, płynącej przez kanały Drevety. Na wodzie dało się zobaczyć pojedyncze łódki, dowożące towary.

Sam pałac rozświetlony był w zapadającym wieczorze milionami okien i lamp, zlokalizowanych wokół półokrągłego dziedzińca, strzeżonego przez gruby, wysoki mur, pełen straży i oficerów w ciemnych mundurach, podobnych do tego, jaki nosił Alv.

Autolot zniżył się i nim jeszcze wylądował, kilka karabinów zostało ostrzegawczo wymierzonych w ich stronę. Yashida nawet tego nie zauważyła.

Alv pokazał odznakę, otrzymując natychmiastowo pozwolenie na lądowanie.

Gdy byli już na ziemi, prefekt ostrożnie otwarł drzwi i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.

— Panienko, czas wysiadać.

Jego oficjalny ton spowodował, że Yashida wymierzyła mu niechętne spojrzenie. Miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że jest podłym zdrajcą, ale cały czas uświadamiała sobie, że zdrajcami są wszyscy z jej rodziny. Domniemanej.

Westchnęła i wspierając się na jego dłoni, wysiadła na dziedzińcu. Alv otoczył ją ramieniem, a ona zaczęła nieśpiesznie kuśtykać, powstrzymując krzyk za każdym razem, gdy kostka odzywała się ognistym bólem.

— Już niedaleko — pocieszał ją mężczyzna, chociaż nie wiedziała, dokąd idą, a dziedziniec wydawał się nieskończony, a pałac tym bardziej złowrogi i bezkresny. Szeroki i wysoki był z pewnością większy od samego Drapad, a to przecież szkoła mieszcząca w sobie dziesiątki uczniów. Tutaj zaś mieszkała po prostu cesarska rodzina. Ileż pokoi było im trzeba?

Nagle zauważyła, ogromne, białe schody prowadzące do wejścia.

— Powiedzcie służbie, niech przyniosą lektykę. Ona jest ranna — polecił Alv do jednego z ochroniarzy.

Spojrzała na Alva jak na człowieka pozbawionego zdrowych zmysłów. Ranna? To gruba przesada.

— Lektykę? — Odsunęła się od niego na bok, ciągnąc za sobą chorą nogę.

— Ledwo chodzisz. — Alv przybrał surowy wyraz twarzy.

— Nie będę niesiona w lektyce, jak jakaś matrona! — zawołała, kręcąc głową.

— Jesteś zmęczona, daj sobie pomóc.

— Wejdę na te schody. Sama. — Powiedziawszy to z naciskiem, zaczęła powoli wspinać się po stopniach. Kostka płonęła ogniem, pierwszy pot szybko wstąpił na jej czoło, a z ust zaczął wydobywać się rzęsisty oddech.

Alv znalazł się obok niej, chwytając pod łokciem.

— Yashido...

— Dam radę. — Nie spojrzała na niego. Była zdeterminowana. Wolała się przewrócić niż przyznać, że teraz stała się jedną z nich. Że uznała Cesarzową za krewną i pozwoli się otaczać wszystkimi, cesarskimi przywilejami jak lektyka.

— Yashido...

— Posłuchaj mnie, Alv! — Przystanęła, zaciskając szczękę. — Czuję się więźniem. Straciłam rodzinę: ludzi, których kocham nad życie. Nie będę udawać, że przyszedłeś mnie ocalić, a ten cholerny pałac będzie moim domem! Nienawidzę jej, rozumiesz? — Starła szybko gorące łzy. — Nienawidzę Cesarzowej!

— Ciszej! Nie tak głośno — skarcił ją, wywołując u niej drwiący, nieco szalony śmiech.

— Nienawidzę Cesarzowej! — wrzasnęła na całe gardło, zwracając uwagę stacjonujących w dole ochroniarzy. — Niech będzie przeklęta! — zawołała głośniej, aż Alv złapał ją silnym objęciem, omal nie przewracając.

— Postradałaś zmysły! — warknął, porzucając wszelką delikatność. — Mam cię dosyć. — Powiedziawszy to, podniósł ją do góry i przerzucił sobie na ramieniu, tak, że jej głowa zawisła przy jego plecach.

— O tak, Alv! Teraz jesteś prawdziwy! Teraz nie udajesz!


***

— Wiele przeszła. Trzymali ją w piwnicy równy tydzień.

— To straszne. Biedna dziewczyna i pomyśleć, że ci ludzie mieli czelność przez tyle lat uważać się za jej rodzinę.

Yashida powoli budziła się ze snu, a dochodzące z oddali głosy przebijały się do jej świadomości. Zamazany mgłą obraz przejaśniał się i zobaczyła, że nastał ranek, a promienie słońca spowiły przestronną komnatę, przebijając się przez kotarę zasłaniającą jej łoże.

Leżała w miękkiej pościeli, przespawszy całą noc bez żadnych snów, chociaż uważała, że dręczące ją koszmary nigdy nie odejdą.

Ktoś rozmawiał w pomieszczeniu na jej temat. Widziała dwie, niewyraźne sylwetki, rysujące się jako ciemne postacie na kotarze.

— Straciła zmysły. — Usłyszała kobiecy głos. — Podobno krzyczała na dziedzińcu i ochrona musiała z nią walczyć.

— Pewnie sama nie mogłabym się podźwignąć, gdybym przeżyła to, co ona. Wyobrażasz sobie, że z dnia na dzień osoby, którym ufałaś, pokazują swoje prawdziwe oblicze? — Drugi kobiecy głos zabrzmiał z przejęciem. — Ma ranną nogę. To ktoś z jej rodzinny ją okaleczył.

— Biedactwo. Dobrze, że doktor wczoraj się nią zajął.

Wczoraj? Yashida przetarła jedno oko, nie pamiętając nic z lekarskiej wizyty. W momencie, gdy Alv brutalnie zaniósł ją do pałacu i oddał w ręce służby, była tak zmęczona, że bez problemu pozwoliła się zaprowadzić do komnaty. Pamiętała jeszcze, że wzięła długą kąpiel – pierwszą odkąd została wtrącona do piwnicy i ledwo przyłożyła mokry od łez policzek do poduszki, oddała się w ręce snu.

— To był pies — odezwała się nagle, zdziwiona obcą barwą swego głosu.

Rozmowa natychmiast ucichła, a jedna z kobiet gwałtownie odsunęła kotarę. Stanęła przed nią jakaś blondwłosa służąca, sądząc po uniformie.

— Panienka się obudziła? Dzięki niech będą bogom, czuwałyśmy całą noc i czasem bałyśmy się z Anhą, że panienka umrze z tej rozpaczy, tak płakała.

— Płakałam we śnie? — Yashida nie dbała o to, aby usiąść. Czuła się nadal potwornie zmęczona.

— Cały czas — przytaknęła ze strapieniem służąca, a za jej plecami stanęła towarzyszka.

— Poiłyśmy panienkę miksturkami, ale nie pomagały — powiedziała tamta, a pierwsza pogłaskała ją po głowie, na co Shida wzdrygnęła się lękliwie.

— Nic z tego nie pamiętam — powiedziała nieufnie, przeświadczona, że służące kłamią.

— Nic dziwnego, skoro dostała panienka takiej strasznej gorączki. Trzeba było zmieniać panience okłady. Doktor powiedział, że to z powodu infekcji, która wdała się w ranę, ale my z Anhą uważamy, że panienkę wczoraj trawił żal. Ma panienka przecież złamane serce.

Na sam dźwięk tego słowa w oczach Yashidy stanęły łzy.

— Proszę nie płakać! — Kobieta zwana Anhą energicznie pomachała ręką. — My tu wszyscy jesteśmy po panienki stronie. Jak tylko wieść się rozeszła, co panienkę spotkało, to myśmy wszyscy za panienką stanęli jednym murem. Bogowie jeszcze skarają tych podłych ludzi!

Yashida odwróciła się na bok, plecami do służących, a łzy ściekły po jej nosie. Tępy ból ostro pulsował w głowie.

— Chcę być teraz sama, proszę — odezwała się słabym głosem.

— A co ze śniadaniem? Musi panienka coś zjeść.

— Nie mam apetytu.

— A chociaż napić się? Nie może panienka się odwodnić! — rzekła z trwogą Anhe.

Yashida nie zdążyła odpowiedzieć, bo nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

— Zostawcie nas same — przemówił kobiecy głos.

— Oczywiście, Wasza Wysokość. — Obie służące odezwały się uniżonym tonem i pośpiesznie wyszły.

Dziewczyna miała świadomość, że oto do komnaty weszła sama Amarotii, ale była gotowa trwać tak plecami do niej całe życie, nie obejrzawszy się na nią ani razu. To wszystko przez nią. Przez to, że podstępem próbowała zabić jej rodzinę, że porwała ciocie, a następnie nasłała bestie na Dewi.

Takich rzeczy się nie wybacza.

— Przyszłam z tobą porozmawiać. — Kroki zbliżyły się do jej łóżka. — Spojrzysz na mnie?

Nie odezwała się, zaciskając tylko dłonie na prześcieradle. Nie, nigdy nie spojrzy.

— Jest wiele rzeczy, które pragnę ci wyjaśnić. Porozmawiajmy.

Cisza, a po niej westchnięcie. Po chwili usłyszała dźwięk przesuwanego krzesła i Amarotii chyba usiadła.

— Wiem, że mnie nienawidzisz. Dotarło do mnie, co wykrzykiwałaś na dziedzińcu. — W głosie Cesarzowej nie słychać było gniewu. — Ale teraz, w tym momencie powiem ci całą prawdę, Yashido. O twojej matce i o rodzie Błękitnej Róży, o okrutnej tajemnicy, jaka wisi nad tym rodem.

Dopiero to sprawiło, że Yashida powoli i niechętnie obróciła się w stronę Amarotii, widząc ją po raz pierwszy w życiu. 

Continue Reading

You'll Also Like

162K 13.2K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
29.1K 907 23
Harry jest pewien, że Draco jest jednym ze śmierciożerców, dlatego Hermiona zaintrygowana tym tematem postanawia śledzić ślizgona. Czy uda jej się go...
1M 106K 80
,,Może dorastanie wiąże się z rozczarowywaniem ludzi, których kochamy." - Nicola Yoon, Ponad wszystko © Brxxks, 2016 all rights reserved Zapowiedź w...
5.6K 417 58
Lubisz czytać wywiady z wattpadowymi twórcami? Jesteś fanem czyjejś twórczości i chciał(a)byś dowiedzieć się czegoś więcej o osobie, która napisała k...