3.Bal liści

4.3K 428 83
                                    

Zbudził ją dźwięk dzwonu, dochodzący z zewnątrz. Była piąta rano i za półgodziny, gotowa do zajęć, miała stawić się na śniadaniu w dormitorium. Nawet rozespana znała tę zasady na pamięć. Jako typowo zorganizowana perfekcjonistka była gotowa już po dziesięciu minutach.

O ułożenie włosów czy makijaż w ogóle nie dbała. Ważne, żeby wyglądać schludnie, reszta się nie liczy. Chodziło tylko o umiejętności, o taniec, o bycie wspaniałą Mogami na miarę rodu błękitnej róży.

Kiedy weszła do przestronnej jadalni, jeszcze nikogo w środku nie było. Jadalnia była słoneczna, z błękitnymi zasłonami w wysokich, prostokątnych oknach z listwami na szybie. Podłużne stoły z niebieskim obrusem czekały na uczniów. Na blacie stały już koszycki z chlebem, talerzyki z przysmakami, a służba donosiła dzbanki z gorącą kawą, herbatą lub kakao.

Yashida zajęła jedno z miejsc i spojrzała na zegarek. Do posiłku zostało dwadzieścia minut. Przygładziła rękoma rude włosy, które związała w ciasny warkocz i nalała sobie kawy do filiżanki. Żałowała, że nie wzięła ze sobą żadnej książki, zaczynała się trochę nudzić.

Właśnie wtedy do środka weszła jedna z uczennic. Śmiałość jej ruchów świadczyła, że nie jest pierwszoroczniakiem. Na szczupłych ramionach podrygiwały kosmyki jasnych blond włosów, a gdy uśmiechnęła się do Yashidy, wyłoniły się jej białe, proste zęby.

— Yashida Hamer, prawda?

W odpowiedzi dziewczyna przytaknęła.

— Właśnie cię szukałam i ktoś powiedział mi, że cię tu znajdę — Nieznajoma dosiadła się bez krępacji — Nazywam się Igena Laverido. Jestem rok wyżej — Poinformowała pogodnie, a następnie wręczyła jej białą wizytówkę.

— Co to takiego? — Yashida spojrzała najpierw na karteczkę, a potem na dziewczynę z niezrozumieniem.

— Zaproszenie do stowarzyszenia Gappa.

— Gappa?! TEGO stowarzyszenia?!

— Właśnie, TEGO. Chcemy, żebyś do nas dołączyła.

Yashida wstrzymała oddech. Wydawało jej się, że wizytówka zaraz rozpłynie się w powietrzu, bo to wszystko musiało być tylko snem. Gappa była tajemnym, budzącym wiele spekulacji zgromadzeniem ściśle wybranych uczniów. Nikt nie wiedział, czym zajmuje się stowarzyszenie, ale ci, którzy do niego należeli, zyskiwali wielki prestiż i szacunek wśród reszty uczniów.

— Ale... — odezwała się niepewnie Yashida — To znaczy... to ogromny zaszczyt, ale... na pewno mnie z kimś nie pomyliłaś? — Zmrużyła oczy na blondynkę — Nikt z moich przodków nie należał do rady uczniowskiej.

Igena machnęła ręką.

— Widocznie ty zapoczątkujesz nową tradycję. — Poklepała ją po ramieniu.

— Nie rozumiem, dlaczego akurat ja?

— Jesteś Błękitną Różą, to wielce ceniony ród — odparła Igena, jakby to było oczywiste dla tej sprawy — No weź, chyba nie zaczniesz teraz się zastanawiać, co? Jesteś nam potrzebna.

— Cóż... nie pozostało mi nic innego, jak podziękować — bąknęła Yashida, wciąż będąc w ciężkim szoku.

— Wspaniale! — Blondynka rozpromieniła się w jednej chwili i poderwała z krzesła — Pierwsze spotkanie w tym semestrze jutro o osiemnastej, w sali dwadzieścia, zapamiętasz?

— Tak.

— To do zobaczenia! — Igena posłała jej z ręki buziaka i wybiegła z jadalni.

Stało się coś nieprawdopodobnego i Yashida potrzebowała kilku minut na opanowanie myśli. Była Błękitną Różą i to na pewno oznaczało coś wielkiego, ale przodkowie... żaden mogami nie robił niczego, czego nie robili najpierw oni. Istniały wyjątki, ale zdarzały się niezwykle rzadko. Zatem dlaczego?

𝐌𝐎𝐆𝐀𝐌𝐈 - Taniec WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz