Taksówka podwiozła nas pod Big Bena, Ashton powiedział, ze stamtąd jest już blisko. Przy okazji z chłopakami poszliśmy do sklepu, bo skończyły nam się wczoraj papierosy. Poszliśmy na układ, że każde z nas weźmie inne, jeżeli ktoś miałby ochotę się wymienić. Biorąc pod uwagę, iż Ashton tylko popala, wzięliśmy paczkę na pół.
W końcu ruszyliśmy do klubu. Okazało się, że Tower to prestiżowa miejscówka dla gwiazd, celebrytów i (czasem) rozpieszczonych nastolatków z bogatych rodzin. Z wejściówką nie było dużego problemu, Ash podszedł do bramkarza i dzięki znajomości z pewnym sławnym boy bandem weszliśmy od tak, na pstryknięcie palcem. Oczywiście Irwin załatwiał wszystko sam, żeby chłopacy nie słyszeli.
Weszliśmy do środka, gdzie z głośników dudniła muzyka, dając basem po uszach. Po prawej stronie , pod ścianami były loże i stoliki, przed nami pełno pijanych, spoconych i roztańczonych ludzi, za nimi na wielkim podeście za olbrzymią konsoletą, stał DJ. Po lewej był bardzo długi bar, a z nim faceci w białych t-shirtach robili różnego rodzaju drinki.
Ashton poszedł przodem, torując miejsce pomiędzy ludźmi. Wszędzie czuć było pot, zmieszane perfumy, zarówno damskie jak i męskie, a także alkohol i woń tytoniu. Irwin zaprowadził nas do jednej z wielu loży, która okazał się być vipowska. Wielkie pół okrągłe kanapy i prywatne kelnerki chodziły wszędzie.
Dzisiaj postanowiłam się zabawić, nachlać, wytańczyć i przez jeden wieczór uciec od rzeczywistości. Poza tym jestem singielką, więc liczę też na mały nic nie znaczący flirt.
Wylądowałam na samym środku, po mojej lewej siedział Ashton, a tuż obok niego Mike, z mojej prawej Luke i Calum. Teoretycznie siedziałbym obok Caluma, bo szedł za mną, ale Luke wepchnął się przed niego.
Chwilę potem przy naszym stoliku znalazła się wysoka, zgrabna brunetka. Miała duże oczy, pełne usta i długie zgrabne nogi. Była naszą kelnerką, ale niestety jej wygląd nie był adekwatny do jej charakteru.
-Co podać?-powiedziała jakby już jej się chciało rzygać ludźmi w tym barze.
-To co? Może na początek po shocie na rozgrzewkę?-zapytał Ashton klaskając w dłonie.
-Dobra, ale zamówmy sobie od razu jakieś drinki.-powiedziałam.
Po dość długiej chwili zastanawiania się ja wzięłam podwójne mojito, Luke wódkę z colę, Calum jakiś dziwny drink o nazwie Ambrozja, a Mikey i Ash szkocką.
Po jakiś pięciu minutach szklanki z napojami już stały na stole. Wszyscy wzięli do ręki swoje shoty i podnieśli je do góry.
-Za tę noc!-powiedział Mike i każdy przechylił szkło.
* * *
Poczułam się dziwnie. W moich ustach jest sucho jak na pustyni w upalne lato, moja głowa pulsuje, a na połowie mojego ciała czuję jakiś ciężar. Wszystko mnie boli i nie wiem co się stało. Oczy mam zamknięte, nie wiem czemu boję się je otworzyć, nie mam pojęcia gdzie jestem i co się stało, ale mam wrażenie, że jeżeli się dowiem, to nie będzie miłe.
Wzięłam głęboki wdech i od razu się skrzywiłam, moje nozdrza zaatakował stęchły smród wódki i wymiocin. Nie chcę się dowiedzieć, ale kiedyś i tak będę musiała.
Otworzyłam oczy i ujrzałam czyjeś szerokie plecy, odwróciłam się, aby sprawdzić co (lub kto) mnie tak przygniata.
Wtedy wspomnienia spadły na mnie jak grom z jasnego nieba.
Leżałam na środku łóżka Ashtona, w jego pokoju. Przede mną spał Calum, a przytulał się do mnie Luke. Delikatnie zdjęłam jego rękę ze swojego brzucha i podniosłam się.
Swoimi zaspanymi oczami postanowiłam zbadać sytuację.
Więc ja, Luke i Calum spaliśmy na łóżku Ashtona, z boku na podłodze leżał Michael, a samego Irwina nigdzie nie widziałam.
Wczoraj byliśmy w klubie i najwidoczniej urwał mi się film.
Pamiętam tylko tyle, że piliśmy shoty, potem drinki, później poszliśmy potańczyć i znowu piliśmy, a po ty jak wyszłam z Lukiem i Calumem na fajkę wszystko zniknęło.
Spojrzałam na Luka i zachłysnęłam się powietrzem. Pod jego okiem widniało wielkie, fioletowe limo, a warga przy kolczyku rozcięta. Na jego brodzie i kawałku szyi było dość sporo zaschniętej krwi.
Postanowiłam dać sobie spokój z budzeniem ich i wyszłam do kuchni. Tam oparty o ladę stał Ashton, popijając kawę z dużego kubka.
-Cześć Młoda.-powiedział blondyn, a ja poczułam się jakby ktoś jebnął mnie cegłą w skroń.
-Ashton...-zajęczałam krzywiąc się.-Błagam mów ciszej...
-Widzę kac morderca.-zachichotał, ale już na tyle cicho, żeby moja głowa wytrzymała.
-No. Tak trochę. Trochę bardzo.
-Trzymaj.-powiedział, po czym sięgnął po szklankę z wodą i aspirynę, które stały na blacie tuż obok niego.-Przyszykowałem to dla ciebie.
-O jak miło.-powiedziałam, po czym połknęłam tabletkę i wypijając wodę na jeden łyk.
-Wczoraj jak już się przyssałaś do butelki, to nie chciałaś przestać.
-Pamiętasz coś z zeszłej nocy?-zapytałam zdziwiona.
-Pamiętam na pewno więcej niż ty.-zaśmiał się.
-Opowiedz mi wszystko co wiesz.
-Nie teraz. Łap!-powiedział ściągając swoją koszulkę.-Idź wziąć prysznic, ja zrobię śniadanie i wtedy pogadamy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka... Bardzo was przepraszam, że ten rozdział jest... no cóż... po prostu chujowy, ale obiecuję, że następny będzie lepszy. Jeszcze rozdział lub dwa i będą akcje z #Nistan (sorry, nie jestem najlepsza w wymyślaniu sheepów. lol).
Narazie do zobaczenia! Kocham was mocno i dziękuję za wyrozumiałość :)
Smith