Rozdział 19

682 52 7
                                    

Spod prysznica wyszłam jakieś piętnaście minut później, w tym czasie aspiryna zdążyła zadziałać i głowa nie bolała mnie już tak bardzo. Byłam ubrana tylko w bieliznę i koszulkę Ashtona. Cieszyłam się, że Irwin jest taki duży, bo wszystko co powinno, było dobrze zasłonięte.

Wróciłam do kuchni, gdzie Ash smażył naleśniki. Nie wiem czemu od razu zrobiło mi się nie dobrze. Naleśniki są strasznie tłuste, słodkie i syte, dlatego nawet zapach przyprawia mnie o mdłości. No Tristan, dzisiaj na śniadanie dobra, mocna kawa...

-Tristan idź obudź chłopaków na śniadanie.-poprosił Irwin.

-Ok.-powiedziałam i zwróciłam się w stronę sypialni blondyna, ale jednak zawróciłam, bo coś mi tu nie grało.-Ash?

-Tak?

-Gdzie jest twoja mama?

-Tristan, jest czwartek, godzina jedenasta. Wiesz, dorośli ludzie zazwyczaj o tej porze są w pracy.

No tak, głupia ja. Moja mama pewnie też siedzi już w biurze i znowu nie zobaczę jej pół dnia.

Ruszyłam do pokoju Ashtona i aż się skrzywiłam, kiedy jeszcze raz poczułam ten okropny smród. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do dwóch małych okienek i otworzyłam je, żeby trochę wywietrzyć.

-Chłopaki, wstawajcie.-powiedziałam dość głośno, ale Calum i Luke odpowiedzieli mi tylko jękami, a Mike zaczął głośno chrapać. Pomyślałam, że tak do niczego nie dojdę. Zaczęłam zastanawiać się jak by tu ich obudzić. Wylanie na nich wody nie wchodzi w grę, nie chcę pomoczyć Ashtonowi łóżka. Rozejrzałam się po pokoju i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, bo... no kurczę, jak mogłam być tak głupia?

Po cichu podeszłam na drugi koniec pokoju i usiadłam za perkusją. Obok krzesełka stał kubełek z pałeczkami. Wyciągnęłam dwie i zaczęłam mocno walić w przypadkowe bębny i talerze.

Chłopcy zerwali się tak szybko jak tylko zaczęłam grać? O ile można to nazwać grą...

-Tris do końca cię pojebało?-zaczął Mike łapiąc się za głowę, a ja zaśmiałam się.

-Która jest godzina?-wymruczał Luke, przeciągając się.

-I gdzie my w ogóle jesteśmy?-zakończył Calum.

-Więc, nie nie pojebało mnie, jest koło godziny jedenastej i wszyscy jesteśmy w domu Ashtona. A teraz już do kuchni, bo Ash zrobił śniadanie.

Kiedy szliśmy po schodach na górę, mogłam usłyszeć za sobą jęki chłopaków, co chwile leciały teksty typu „ale mnie głowa napierdala".

Usiedliśmy do stołu, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek, więc Ashton wstał, aby otworzyć. Chwilę po tym usłyszałam tylko „dzięki Brian" i chłopak wrócił z dwoma podstawkami i papierową torbą ze Starbucksa.

-Mój kumpel był na mieście, więc poprosiłem go, żeby wpadł i wziął nam coś na szybko. Nie wiedziałem co lubicie, więc każdemu wziąłem wanilijową frappe i babeczkę.-rzucił Irwin.

Uśmiechnęłam się, bo w sumie jeszcze jak mieszkałam w Australii, to kiedy z chłopakami chodziliśmy do Starbucksa, zawsze braliśmy sobie zimną, świeżą frappe na te upały.

-Śmierdzicie.-powiedziałam do Luka, Mike'a i Caluma.

-Już ci coś mówiłem na ten temat. To nie smród, to zapach prawdziwego mężczyzny.-odparł Luke.

-O ile prawdziwy mężczyzna śmierdzi wódką, potem i wymiocinami.-zaśmiałam się.

Chłopcy w końcu zaczęli jeść. Ja za to nic nie mówiąc, wzięłam się za piciem mojej kawy i podskubywaniem po kawałku swojej babeczki. W międzyczasie Ash, tak jak mi, dał chłopakom po dwie aspiryny, żeby jakoś doszli do siebie.

Summer Love (Niall Horan Fanfiction)Where stories live. Discover now