𝐌𝐎𝐆𝐀𝐌𝐈 - Taniec Wiatru

By Tea-Amo

160K 17.2K 3.3K

Yashida Hamer należy do plemienia Mogami, którego specjalnością są powietrzno-taneczne akrobacje. Aby stać si... More

Informacje/ PRAWA AUTORSKIE
Prolog.
1.Akademia Drapad.
2.Ślubowanie.
3.Bal liści
4.Zdeptany honor
5.Kartka na oknie.
6.Skradziony talent.
7.Kartki na drzwiach.
8.Ryzykowna propozycja.
9.Zasady Drapad.
10.Prefekt.
11.Gappa.
12.Biała chusteczka.
13.Śladami Haruto.
14.Równe szanse.
15.W strugach deszczu.
16.Opuszczony teatr.
17.Puste sprawozdanie.
18.Wyklęci chłopcy.
19.Oszustka.
20 | Tańcząca przed smokiem.
21.To, co najgorsze.
23.Wzajemna troska.
24.Połamane kawałki świata.
25.Zioła Dewi.
26.Bardzo ważna.
27.Lojalność.
28.Zdradzony.
29.Obcy przyjaciel.
30.Lwi sygnet.
31.Utkana z wad.
32.Bestia.
33.Ucieczka.
34.Riverda.
35.Uwięziona.
36.Wymiana.
37.Sekret rodu.
38.Proces.
39.Co Tan powiedział.
40.Chłopcy z portowej dzielnicy.
41.Zakała Drevety.
42.Ja w tobie, ty we mnie - THE END
PODZIĘKOWANIA
NOWE OPOWIADANIE

22.Jad Agbaru.

2.7K 371 109
By Tea-Amo

„Zwołanie komisji dyscyplinarnej w sprawie uczennicy Yashidy Hamer z rodu Błękitnej Róży odbędzie się 52/323". – Tak głosił tytuł na kartce, powieszonej na głównej tablicy w holu. Pierwsza cyfra określała dzień, a druga rok.

Yashida wpatrywała się w pozłacane litery jak zahipnotyzowana. Za plecami dobiegały ją śmiechy co bardziej złośliwych uczniów, obserwujących jej reakcje.

Tylko spokojnie, pomyślała, wyrównując oddech. Przecież doskonale wiedziałaś, że to się stanie, przecież doskonale wiesz, jaki padnie werdykt. Już możesz pakować walizki, to tylko kwestia kilku dni.

Odwróciła wzrok od ogłoszenia, które wystawiono publicznie. Takie były zasady Drapad, ale dla Yashidy to był kolejny cios. Co z tego, że uczniowie i tak wiedzieli o wszystkim, szepcząc po kątach? Publiczne uwiecznienie jej problemów było takie upokarzające.

Chciała wspiąć się po schodach na piętro, kiedy natknęła się na Igenę. Widok przewodniczącej Gappa mocną nią wstrząsnął. Od tamtego dnia, kiedy zuchwale opuściła stowarzyszenie, Igena raczej unikała rozmowy z nią, co Yashida tłumaczyła urażoną dumą, ale teraz spojrzenie starszej koleżanki wydało jej się szczerze zatroskane.

— Witaj, Yashido. Jak się czujesz? — zapytała. Jedną ręką obejmowała opasłe podręczniki, drugą zaś opierała o gałkę balustrady schodów, z których właśnie zeszła.

— A jak może czuć się osoba w mojej sytuacji?

Igena opuściła kąciki ust.

— Przykro mi z powodu tego wszystkiego.

Yashida odwróciła wzrok. Konfrontacja z Igeną była trudna. Igena zawsze wyglądała zachwycająco, jej blond włosy lśniły, a w niebieskich oczach kryła się pewność siebie, zarazem sposób bycia dziewczyny był naprawdę serdeczny, przez co zyskała sympatię większości uczniów. Igena miała ponadto pozycje i klasę, której obecnie Yashidzie zabrakło.

Na tę jedną, małą chwilę, Hamer znów zatęskniła za starymi marzeniami o byciu kimś, o byciu szanowaną i uznaną Mogami.

— Nic już nie da się zrobić. Skoro rozlałam wodę, nic dziwnego, że się na niej poślizgnęłam — wyraziła swoje myśli w słynnym, lapurskim powiedzeniu.

— Gdybyś chciała wrócić do Gappa, może mogłabym...

— Nie, Igeno. — Yashida przerwała jej, unosząc rękę. — Od początku semestru nic nie szło dla mnie dobrze. Byłam skazana na porażkę, podjęłam wiele złych decyzji, nie chcę być ratowana przez układy. Ale dziękuję.

Wydało jej się, że pierwszy raz Igena spojrzała na nią z podziwem.

— Wiesz, myślałam, że jesteś raczej... no cóż, małą, bogatą panienką, która grymasi, chociaż dostąpiła ogromnego zaszczytu, dostając się do Gappa. Teraz jednak widzę, że naprawdę masz własne zdanie i potrafisz się go trzymać do końca.

Yashida nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Gappa nigdy nie robiło na niej dużego wrażenia, chociaż dla Igeny pewnie znaczyło wszystko. Słowa pochwały ze strony przewodniczącej stowarzyszenia odebrała z zakłopotaniem.

— Tak... to nie było miejsce dla mnie. Mam nadzieję, że to rozumiesz i nie jesteś o to na mnie zagniewana.

— Początkowo byłam, przyznaję. — Igena skinęła głową. — Nikt nie odrzuca od tak członkostwa. Nie potrafiłam w to uwierzyć, a potem... potem przemyślałam całą sprawę. Zrozumiałam, jakie to musiało być dla ciebie trudne znaleźć się w Gappa bez powodu, do tego z polecenia osoby, o której nic nie wiesz i ja też nic nie wiem. Patrząc na to wszystko, miałaś pełne prawo odejść. Też bym tak postąpiła.

— Naprawdę? — Yashida uniosła brwi, nie mogąc w to uwierzyć. Igena odchodząca z Gappa? Nikt nigdy nie nakreślił przed nią bardziej abstrakcyjnej wizji.

— Tak. — Igena uśmiechnęła się szerzej. — Teraz myślę, że postąpiłaś naprawdę odważnie.

— No cóż, cieszę się, że to wyjaśniłyśmy. — Yashida uścisnęła jej rękę, czując, jak kamień spadł jej z serca. Przez wszystkie, nawarstwione ostatnio problemy nie miała zupełnie czasu myśleć o sporze z dziewczyną, ale kiedy już się pogodziły, zrozumiała, że ta kwestia także mocno ciążyła jej na sercu. Teraz była lżejsza o tę jedną sprawę.

Igena pożegnała się i poszła przez hol w stronę wyjścia. Yashida tymczasem wbiegła na piętro, pragnąc rozwiązać jeszcze jeden problem. Problem, który najbardziej spędzał jej sen z powiek. Haruto i pas.

Stanęła przed drzwiami pokoju chłopaka, nie mogąc nabrać powietrza w usta. Było to najtrudniejsze z czekających ją zadań. Musiała odzyskać pas, zanim zbierze się komisja i zostanie wszczęte śledztwo. Jeżeli Haruto doniesie na Kala i pokaże pas, jako dowód rzeczowy, książę będzie miał kłopoty. Yashida nie mogła do tego dopuścić, dlatego zebrała w sobie odwagę i zapukała do drzwi.

Nikt nie odpowiedział, więc ponowiła próbę, ale nikt się nie odezwał. Było tak, jak przypuszczała. Haruto był teraz na zajęciach popołudniowych, jak i większość uczniów. Miała okazję, żeby powęszyć w jego pokoju, o ile jakoś uda jej się włamać.

Nie była specem od zamków, zwłaszcza otwieranych przed pierścienie. Kiedy jednak dotknęła gałki, ku jej zdumieniu dała się bez problemu się otworzyć. To znaczy, że drzwi nie były zamknięte. Czyżby w takim razie Haruto siedział w środku?

Niepewnie zajrzała do wewnątrz, wsuwając głowę przez szczelinę. Najpierw wydało jej się, że sypialnia jej pusta, ale kiedy dobiegł ją cichy jęk, zauważyła skulonego pod oknem Haruto.

Coś było nie tak.

Chłopak zwinął się, podsuwając kolana pod samą brodę. Jego twarz usiana była kropelkami potu, szpecił ją także grymas cierpienia.

— Haruto? — zdziwiła się, wchodząc do środka.

— Wynoś się! — zacharczał, nawet na nią nie patrząc. Ciemne włosy, sklejone od potu, przysłoniły mu profil, kiedy odwrócił twarz na bok, jakby nie mógł znieść, że na niego patrzyła.

— Co się dzieje? — Zignorowała jego polecenie, podchodząc bliżej. Teraz widziała wyraźnie, że drżał na całym ciele. Nie wyglądał na tego zuchwałego, bezczelnego chłopaka, którego słowa raniły bardziej od noża.

— Wynoś się! — Jego głos zabrzmiał ostro w powietrzu.

— Dlaczego masz dreszcze, o co chodzi?

Haruto spojrzał na nią dzikim wzrokiem. Gdyby to spojrzenie mogło zabijać, już leżałaby martwa na podłodze.

— Powiedziałem, że masz się wynosić! — wrzasnął.

Cofnęła się o krok. Czy powinna...?

— Haruto... — Nie wiedziała, co powiedzieć, jak stłumić niepewność w sobie. Przecież nie odejdzie, nie mogłaby, nie była taka.

— Wypieprzaj stąd! — Uderzył ręką w podłogę, a jego oczy poczerwieniały. Z nosa Yashidy puściła się stróżka krwi. Wtedy przypomniała sobie, co Haruto zrobił Patowi w mieście. Poczuła strach, ale zarazem determinacje.

Igorita! Haruto był w połowie igoritem! Jego spojrzenie było śmiertelne, w istocie mogło zabijać, to żadna metafora.

— Nie! Nigdzie nie idę — postanowiła nagle, zaciskając dłonie w pięści.

— Zabiję cię, rozumiesz!? — Haruto ciężko dyszał. Potem jęknął, jakby jego ciało przeszył prąd.

— Zabij — powiedziała zuchwale i zrobiła zdecydowany krok w jego stronę. Nie wierzyła, że mógłby ją skrzywdzić. Po co zatem ratowałby ją w tamtej dzielnicy przed opryszkami? Czemu tak denerwowałby się, że narażała życie, skoro teraz deklarował, że sam jej je odbierze. Nie, Haruto tylko blefował.

Chłopak spojrzał na nią z nienawiścią.

— Zapomniałem, że jesteś głupia.

— Tak, zapomniałeś. — Wzruszyła ramionami. — Jestem tak głupia, że nie ruszę się stąd, dopóki mi nie powiesz, co się dzieje.

Milczał, a z jego ust ulatywały świszczące oddechy. Zacisnął wargi, kiedy przyszedł kolejny atak, a on chciał stłumić jęk bólu. Tak wyglądała bezradność.

Yashida uklękła przed nim, zastanawiając się, co powinna zrobić.

— Nie chcę twojej litości — warknął Haruto, kiedy ból na chwile odstąpił.

— To nie jest litość — prychnęła kpiąco. — To spłata długu. Za to, że uratowałeś mnie wtedy przed Patem i jego koleżką. Teraz ja robię coś dla ciebie i dzięki temu nie będę ci już nic winna — powiedziała to, ponieważ w jakimś sensie w to wierzyła, ale także dlatego, że Haruto był zbyt dumny, aby przyjąć bezinteresowną pomoc.

W jego oczach zobaczyła, że się zastanawia.

— Kłamczucha — powiedział, uśmiechając się z cierpieniem i kpiną.

— Haruto, zaufaj mi — poprosiła bezradnie. — Postaram ci się pomóc. To nie jest litość.

Westchnął, rozluźniając ramiona. Był blady i rozpalony, jego ciałem wstrząsały dreszcze. Ataki bólu zdawały się zwiększać z każdą chwilą.

— I tak się ciebie nie pozbędę, racja? — stwierdził z rezygnacją.

— Zostanę tutaj — przytaknęła, coraz bardziej się martwiąc. Chłopak znów jęknął, a jego ciało napięło się pod wpływem kolejnego ataku. Jedną ręką złapał się za lewe ramię. Yashida spojrzała na nie z zainteresowaniem. Cokolwiek się działo, tam leżała przyczyna.

— Daj mi spojrzeć. — Wyciągnęła w tamtą stronę rękę, ale Haruto, niczym małe dziecko, pokręcił przekornie głową. — Zaufaj mi, nie będę dotykać, tylko spojrzę, dobrze?

Spod ciemnego pasma błysnęły jego oczy, które przesunął w jej stronę. Po chwili, kiedy wydawało się, że jego opór nie stopnieje, odchylił się nieco, pozwalając dziewczynie działać.

Złapała za lewy rękaw jego koszulki i pociągnęła ją wzdłuż ramienia, aż odsłoniła lewe ramię. Wtedy ukazał się skrawek blizny, która ciągnęła się ku lewej łopatce. Pociągnęła koszulkę jeszcze mocniej, aż zobaczyła bliznę w całej okazałości. Była zgrubiona i składała się z trzech szram, które miały sinofioletowy odcień.

— Co to jest? — Mimowolnie ją odepchnęło. Naciągnęła koszulkę z powrotem na miejsce.

— Agbaru — powiedział z trudem Haruto.

Yashidę samą przeszył dreszcz. Tylko nie to! Nigdy nie widziała Agbaru na oczy, ale kiedy ich stada pojawiały się w jej rodzinnym mieście, podnoszono alarm, a mężczyźni łapali za broń, ruszając na polowanie, nakazując matkom i dzieciom nie wychodzić z domu.

Pamiętała jeden taki wieczór. Miała może osiem lat, nie potrafiła teraz oszacować dokładnie ile. Ojciec zdjął broń znad kominka i surowym głosem kazał jej nie wychodzić pod żadnym pozorem na zewnątrz. Włożył na głowę czapkę i zniknął z bronią za drzwiami, zostawiając ją samą przy żarzącym się palenisku bez kolacji.

Kiszki grały jej marsza, a dom wydawał się wtedy zimny i pusty. Ich gosposia wyszła już jakiś czas temu, troszczyć się o własną rodzinę. Nie miała matki, która przytuliłaby ją do piersi i szepnęła do ucha, że wszystko będzie dobrze. To była straszna, samotna i głodna noc, której mroku Yashida wtedy nie mogła zrozumieć. Kilka dni po tym wydarzeniu w szeptach dorosłych słyszała złowrogie słowo „Agbaru".

Agbaru były to potężne, mroczne wilki, które watahami nawiedzały małe miasta i wsie, siejąc wszędzie popłoch. Żywiły się ludzkim mięsem, a swoimi długimi pazurami potrafiły ciąć nawet najtrwalszą stal. Lecz najbardziej ludzie bali się jadu, który zawierał się w owych szponach, jadu, który pozostawał w ciele zaatakowanego już na całe życie.

— Kiedy to się stało? — Yashida posłała Haruto zlęknione spojrzenie. Największy koszmar jej dzieciństwa powrócił echem w ustach chłopaka niczym widmowy podmuch.

— Jak byłem mały. — Haruto znów jęknął, zaciskając z bólu powieki. — Jak... jak wrzucono mnie do rynsztoka na... na pożarcie. Wtedy Agbaru mnie ugryzł. Zg... Zginąłbym, gdyby nie pewna kobieta.

— Seta... — Yashida nie zdążyła się zastanowić, co mówi. Imię samo popłynęło spomiędzy jej warg.

W oczach Haruto na chwile pojawiło się zdziwienie.

— Seta... tak... skąd wiesz?

— Alv opowiedział mi waszą historię.

Haruto uśmiechnął się cynicznie.

— Jestem ciekaw, czy całą.

— Nie rozmawiajmy teraz o nim — poprosiła, ale kiedy chciała dotknąć chłopaka, ten cofnął się, jakby jej ręka miała go oparzyć. — Chcę ci pomóc.

— Ja... jak? — prychnął — Nie ma leku na ten jad.

Miał racje. Jad Agbaru zostawał w ciele na zawsze. Żadne leki, maści, uzdrawiające dłonie nie mogły zniwelować jego działania. Jad tkwił pod skórą, w miejscu blizny i od czasu do czasu objawiał się obezwładniającym bólem, chociaż bywały długie okresy jego uśpienia. Czasami ludzie mogli żyć z jadem nawet wiele lat, nie odczuwając jego skutków, czasami zaś jad przynosił ból dzień w dzień. Ale jad ten nie mógł zabić. Służył wilkom jedynie do otępienia ofiary bólem, by stała się łatwiejszym celem ataku.

— Moja ciocia przyjaźni się z taką jedną Yataidu. — Przypomniała sobie nagle Yashida. Yataidu był to gatunek ludzi, obdarzonych niezwykłą mocną uzdrawiania. Ich dotyk leczył nawet bardzo poważne rany, chociaż nie był w stanie wyleczyć z każdej choroby. Yataidu byli jednak ogromnie szanowani w państwie Lapur, a ich moce przynosiły im ogromne dochody. Ludzie płacili czasem krocie, by jeden z Yataidu mógł ich dotknąć. Ponadto, ludzie ci wytwarzali silnie lecznicze maści, syropy i okłady, które potem sprzedawali w swoich aptekach. Niektórzy Yataidu byli silniejsi w uzdrawianiu niż inni, dlatego często konkurowali ze sobą, która maść jest lepsza, która dłoń mocniej uzdrawia.

Ale żaden Yataidu nie odkrył jeszcze, jak zneutralizować jad Agbaru. Nawet najsilniejsza w uzdrawianiu dłoń nie mogła poradzić sobie z tym przeklętym przypadkiem.

— Dewi powinna mieć jakieś maści od matki. — Myślała na głos Yashida. — Nie wyleczą cię, ale może uśmierzą ból.

Nim Haruto zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna zerwała się z klęczek i wybiegła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wiedziała, że Haruto nie chciałby, aby ktoś jeszcze oglądał jego cierpienie.

Chłopcy z reguły byli denerwująco dumni, zaś duma Haruto przewyższała wszystko.


***

Zdumienie Dewi wyraźnie odbiło się na jej twarzy, kiedy po otworzeniu drzwi, zobaczyła stojącą przed progiem Yashidę.

— Ty? — Uniosła brwi. — Masz czelność się pokazywać?

Yashida spochmurniała. Nie miała czasu na sprzeczki z kuzynką. Od początku semestru Dewi traktowała ją jak zło konieczne i nieraz zaszła jej za skórę. Ta sprawa z pasem była tylko dodatkowym pretekstem dla niej, aby toczyć z Yashidą wojnę. Nawet i bez pasa, Dewi zrobiłaby wszystko, aby postawić ją w złym świetle.

— Masz te lecznicze maści, które dała ci mama? — spytała Yashida, obojętnie reagując na niezbyt miłe powitanie ze strony kuzynki.

Dewi uśmiechnęła się cierpko.

— Och, naprawdę? Coraz mocniej mnie zadziwiasz. Może mam te maści i co z tego?

— Daj mi jedną — powiedziała Yashida stanowczo.

— Jesteś szurnięta, Shida. — Dewi zachichotała. — Prosić mnie o coś takiego, jak wiesz, że nigdy ci nie dam żadnej maści.

Yashida poczuła gniew; zdecydowanym pchnięciem ręki zmusiła kuzynkę do cofnięcia się.

— Nie proszę cię o zgodę! — krzyknęła — Jedna z maści jest moja! Dobrze o tym wiesz. Ciocia wysłała w ostatniej paczce jedną dla ciebie, drugą dla mnie. Nigdy żadnej mi nie dałaś!

— Odwal się. — Dewi oddała cios, ale Yashida złapała ją za rękę i mocno wykręciła dziewczynie nadgarstek, słysząc jej zaskoczony jęk.

— Dawaj ją, natychmiast! — Miażdżące spojrzenie Yashidy komunikowało, że nie żartuje.

Dewi z urazą zacisnęła zęby, w jej oczach błysnęły łzy urażonej dumy.

— Niech będzie. Puść mnie.

Kiedy Yashida spełniła jej prośbę, kuzynka podeszła do szuflady przy łóżku i wyciągnęła mały słoiczek z etykietką nazwy maści.

— Masz — burknęła wściekle. — Czasami wydaje mi się, że po tym wszystkim zmalałaś i nie jesteś już taka arogancka, ale teraz widzę, że ta duma wciąż jest w tobie.

Yashida nie odpowiedziała. Nie miała zamiaru dyskutować z Dewi. Po prostu bez słowa opuściła jej pokój. Kuzynka słusznie zauważyła, że arogancki charakter Shidy się utemperował, ale to nie znaczy, że przestała umieć się bronić.

Kiedy na czymś jej zależało, wiedziała, jak po to sięgnąć.


***

Haruto nie zmienił pozycji, odkąd Shida zostawiła go pod oknem w sypialni. Kiedy wróciła, spojrzał na nią ze zdumieniem, jakby nie wierzył, że znowu ją zobaczy. Nie umiała jednak odpowiedzieć sobie, czy to, co zobaczyła w oczach chłopaka, było złe czy dobre.

Z Haruto nigdy nic nie było wiadome.

— Wróciłam — powiedziała bez sensu, bo przecież nie musiała tego głośno komunikować. Uklękła, pokazując mu słoiczek z maścią. — Spróbujmy tego.

— Co to za paskudztwo? — Skrzywił się, kiedy Shida odkręciła słoik, a z jego wnętrza wydobył się mało przyjemny zapach, ni to ziemi, ni to gnijącej trawy.

— Maść uzdrowicielki, z którą przyjaźni się moja ciocia — wyjaśniła pośpiesznie. Jej zapach też się nie podobał i miała nadzieje, że maść nie powoduje pieczenia, Haruto byłby gotowy w takiej sytuacji pozbawić ją głowy.

— Świetnie. Oby była na równi dobra jak obrzydliwy jest jej zapach — skwitował pochmurnie, drżąc na całym ciele.

— Chodź, pomogę ci wstać. — Nachyliła się nad nim. Nieufnie podał jej rękę i dźwignął się na nogi. Był na tyle osłabiony, że szybko ścięło go w kolanach, przez co poleciał całym ciałem na Yashidę.

Dziewczyna złapała go z niemałym trudem, wydając z siebie zszokowane sapnięcie. Był cięższy, niż wskazywałoby na to jego chude ciało. Głowa Haruto wylądowała na jej ramieniu. Prawie zwalił ją na ziemie, ale okazała się na tyle zdeterminowana, że ostatecznie postawiła go do chwiejnego pionu, a potem pomogła mu dowlec się do łóżka.

Chłopak z jękiem i rezygnacją wylądował na materacu, który zaskrzypiał głośno.

— Zdejmij koszule — powiedziała, kiedy minęła kolejna fala przeszywającego bólu. Starała się nie panikować, chociaż ilekroć chłopak jęczał, miała ochotę zatkać ze strachu uszy. Nie mogła sobie wyobrazić, co czuł.

— S-słucham?

— Zdejmij koszulkę — powtórzyła i od razu podwinęła ją do góry. Chłopak niechętnie usiadł i pozwolił, aby zdjęła ją całkowicie, odsłaniając górną część sylwetki. Mimowolnie Yashida przesunęła po niej wzrokiem. Haruto nie miał siły, by z niej kpić. Zauważyła, że miał długą i smukłą talię, pięknie wyrzeźbione mięśnie brzucha i zbudowany tors wraz z muskularnymi ramionami, ale wciąż pozostawał szczupły.

— Będziesz się tak gapić, czy coś zrobisz? — spytał pochmurnie, sprowadzając dziewczynę na ziemie.

Ku swojemu zdumieniu, nie zarumieniła się, mimo iż przyłapano ją na jawnym oglądaniu nagiego ciała chłopaka. Było jej obojętne, co o tym pomyśli. Tak bardzo przyzwyczaiła się do jego pogardy, że przeszła z nią do porządku dziennego. Poza tym wciąż nie przestała się na niego wściekać o skradziony pas. Nawet jeżeli Haruto jej się podobał, te uczucia mieszały się teraz również z niechęcią.

— Połóż się na brzuchu. — Mówiąc to, sama zrzuciła buty i uklękła na łóżku. Kiedy chłopak spełnił jej polecenie, jeszcze raz spojrzała z niedowierzaniem na zgrubiałą bliznę i pomodliła się w duchu, aby maść przyniosła ukojenie.

— Może trochę zapiec, tak myślę — ostrzegła, nabierając dużą ilość maści na dwa palce. Haruto nic nie odpowiedział, więc ostrożnie dotknęła blizny, rozsmarowując specyfik wzdłuż zagojonych ran.

Chłopak nawet nie pisnął. Możliwe, że w porównaniu z bólem, jaki przynosił mu jad, drobne pieczenie leku nie robiło na nim wrażenia.

Było coś niezwykłego w możliwości dotknięcia najbardziej wrażliwego i bolesnego miejsca na ciele Haruto. Palce Yashidy powoli i delikatnie sunęły wzdłuż zgrubiałych szram, gdy próbowała wyobrazić sobie małe niemowlę, porzucone w rynsztoku, by byle drapieżne zwierzę mogło je bezkarnie rozszarpać. Dziecko, którego nawołujący pomocy płacz roznosi się wzdłuż ulicy, osłoniętej całunem nocy. Hybrydowych dzieci pozbywano się zawsze po zmroku, aby rankiem pozostały już po nich tylko szczątki. Wyobrażała sobie, jak do bezbronnego dziecka, być może nawet nieowiniętego w żadne pieluszki zbliża się wielki, groźny i warczący Agbaru. Oczami wyobraźni widziała jego świecące w ciemnościach oczy, ślinę ściekającą po ostrych jak brzytwa zębach, masywną łapę z pazurami, która przecina ciało chłopca.

Ale Haruto przeżył. Tamtej nocy, gdy wydawało się, że nikt go nie zauważy, odnalazła go Seta i być może, ryzykując własnym życiem, przegoniła śmiertelnie niebezpiecznego agbaru. Kobieta, której Yashida nie znała, ale której była wdzięczna. Czy to nie był znak, że w istocie bogowie chcieli, aby Haruto żył?

Czyż to nie ludzkie prawo nie było okrutne?

Do oczu napłynęły jej łzy, które stłumiła intensywnym mruganiem. Powieki Haruto były przymknięte, ale gdyby widział, że mu współczuje, na pewno natychmiast wyrzuciłby ją z pokoju. O ile starczyłoby mu na to sił.

Smarowała tak ranę Haruto kilka, długich minut, które rozciągnęły się do kilku godzin. Początkowo chłopakiem wciąż jeszcze wstrząsały dreszcze, a z jego ust wylatywały jęki, świadczące o odczuwaniu bólu, ale z czasem, im dłużej smarowała, zdawał się uspokajać i rozluźniać.

Kiedy wyrwała się z transu smarowania, spojrzała na Haruto. Spał. Oddychał płynnie z głową przechyloną na poduszce i ręką położoną naprzeciw twarzy.

Odgarnęła z jego oblicza ciemne włosy, by odsłonić profil. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle. Tę piękną twarz nie kreśliły już cynizm i obojętność. Z jego ust nie ulatywały wredne, raniące słowa, z przykrytych powiekami oczu nie wyglądała kpina i pogarda.

Haruto wyglądał po prostu bezbronnie, jakby znów był niemowlęciem, które skazane jest na łaskę drugiego człowieka. Człowieka, który zechce usłyszeć jego krzyk pośród ciemności, desperackie nawoływanie pomocy, gdy został porzucony na bruk brutalnego świata, który chciał skazać go na śmierć.

Oderwała myśli od niego i zakręciła słoiczek z maścią. Potem okryła go ostrożnie kocem i uznała, że swoje zrobiła. Za oknem był już wieczór. Czy to znaczy, że spędziła z nim całe popołudnie? Nie mogła uwierzyć, że nie odczuła upływu czasu.

Chciała wstać, ale wtedy poczuła mocny uścisk wokół nadgarstka. Spojrzała na Haruto, który uniósł głowę, na twarz opadło mu kilka włosów. Wciąż był blady, a oczy miał pozbawione życia.

— Co robisz? — Zwróciła uwagę na jego mocny uścisk.

— Zostań — powiedział matowym, zmęczonym głosem. — Zostań. Mam tylko ciebie. Nie chcę być sam. 

Continue Reading

You'll Also Like

162K 13.2K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
650 53 19
Jest rok 1416. Mieszkająca w koreańskim królestwie Joseon, młoda zielarka ze szlacheckiej rodziny postanawia pomóc pewnemu włuczędze. Co wyniknie z i...
29.1K 907 23
Harry jest pewien, że Draco jest jednym ze śmierciożerców, dlatego Hermiona zaintrygowana tym tematem postanawia śledzić ślizgona. Czy uda jej się go...
5.6K 417 58
Lubisz czytać wywiady z wattpadowymi twórcami? Jesteś fanem czyjejś twórczości i chciał(a)byś dowiedzieć się czegoś więcej o osobie, która napisała k...