GODS AND MONSTERS • MIRACULOU...

By -brzuchatek-

3.7K 359 1.3K

❝Sława jest niebezpieczna. Im bardziej ludzie cię kochają, z tym większym hukiem potem upadasz. ❞ Wiele... More

𝐏𝐑𝐎𝐋𝐎𝐆
『 KSIĘGA I - OBROŃCY 』
I. WYBRAŃCY
II. DRUGA SZANSA
III. PRZYJACIEL Z PRZYPADKU
IV. PARYŻ NIGDY NIE ŚPI
V. WRAŻLIWE SERCE ARTYSTY
VI. POWIDOKI
VII. SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE
VIII. W KAŻDEJ LEGENDZIE JEST ZIARNO PRAWDY
IX. KAPŁANKA
X. BRZMIENIE CISZY
XI. U ŹRÓDŁA
XII. SZTUKA WALKI O SIEBIE
XIII. MAŁY SPRAWDZIAN ZAUFANIA
XIV. POWROTY BARDZIEJ I MNIEJ POŻĄDANE
XV. SAMOTNOŚĆ DZIELONA NA DWOJE
XVI. DWIE KRÓLOWE, JEDEN TRON
XVII. CO Z OCZU, TO Z SERCA
XVIII. MARY
XIX. WSZYSTKO IDZIE NIEZGODNIE Z PLANEM
XX. NOWY GRACZ NA PLANSZY
『 KSIĘGA II - ŚWIĘCI 』
𝐈. MUZY
𝐈𝐈. ŻYCZENIA A POWINNOŚCI
𝐈𝐈𝐈. ZDERZENIA Z RZECZYWISTOŚCIĄ
𝐈𝐕. RODZINNY SKARB
𝐕. TEMPERATURA WRZENIA
𝐕𝐈𝐈. CENA ZWYCIĘSTWA
𝐕𝐈𝐈𝐈. POWODY DO ŚWIĘTOWANIA
𝐈𝐗. NIEPROFESJONALNE BIURO ŚLEDCZE
𝐗. POWAŻNE ZAMIARY
𝐗𝐈. OPOWIEŚĆ O NIEBIESKICH OCZACH
𝐗𝐈𝐈. DYM, KTÓRY NIE CHCE SIĘ ROZWIAĆ
𝐗𝐈𝐈𝐈. RELIKT PRZESZŁOŚCI
𝐗𝐈𝐕. WIECZNE NIENASYCENIE
𝐗𝐕. OCALAŁY
𝐗𝐕𝐈. PORA ODPŁYWU
𝐗𝐕𝐈𝐈. ODKRYCIA MAŁE I DUŻE
𝐗𝐕𝐈𝐈𝐈. WDZIĘCZNOŚĆ I DUMA
𝐗𝐈𝐗. ROZPRZESTRZENIENIE ZARAZY
𝐗𝐗. DWA SERCA ZŁAMANE ZA JEDNYM ZAMACHEM
𝐗𝐗𝐈. OSTATNI TANIEC
𝐗𝐗𝐈𝐈. KOŃCOWA NUTA
『 KSIĘGA III - HERETYCY 』
I. JUTRZENKA
II. PRZESILENIE
III. GOŚCIE

𝐕𝐈. W CENTRUM CHAOSU

61 8 41
By -brzuchatek-

Tikki zapięła guzik bluzki Marinette. Jej pomoc była nieoceniona, bo dziewczyna nie musiała już wyginać rąk pod dziwnymi kątami, by sięgnąć pleców. W ogóle od czasów pojawienia się kwami jej poranna toaleta przebiegała dużo sprawniej.

Marinette ziewnęła. W nocy długo nie mogła zasnąć. Nie potrafiła otrząsnąć się z zawstydzenia, a wizja rozmowy z Sabine dodatkowo ją przerażała.

— Tikki, jest jakiś sposób, żeby zamienić się w kwami? — spytała, padając na łóżko. Jej jeszcze niezaplecione włosy rozsypały się na pościeli. — Przeniknęłabym ścianę i uciekła jak najdalej stąd.

Kwami zachichotała i usiadła koło głowy dziewczyny.

— Musiałabyś najpierw być boginią. Dopiero wtedy mogłabyś zmienić formę.

— Nim stałaś się kwami, czy naprawdę wyglądałaś tak, jak przedstawiają cię obrazy? — zaciekawiła się Marinette. — Na przykład ten w Świątyni.

— Zdarzało mi się przybierać ludzkie kształty. Ale to wciąż nie była moja prawdziwa forma. — Tikki znowu zachichotała, jakby miała jakiś bardzo zabawny sekret. — Ludzie nie powinni jej oglądać. Wasze umysły mogłyby tego nie przetrwać.

Marinette zamierzała prosić o dokładniejszy opis, ale przerwało jej pukanie do drzwi. Przestraszyła się, że spóźnia się do pracy, choć była niemal pewna, że zostało jej dużo czasu.

Przygładziła ręką splątane włosy, których nie miała szansy uczesać i otworzyła drzwi. Zobaczyła w nich Sabine, która trzymała jakieś zawiniątko.

— Dzień dobry — uśmiechnęła się do córki. — Wstałam wcześniej i pomyślałam, że zamiast czekać, aż do mnie przyjdziesz, ja przyjdę do ciebie.

Marinette uśmiechnęła się niepewnie i zaprosiła mamę do środka. Sabine rozłożyła materiał, który okazał się być męską bluzką, tak wielką, że mogłaby służyć jako namiot dla pięciolatka. Położyła ją na krześle, na płaszczu Adriena.

Naprawdę powinnam go oddać, pomyślała Marinette.

Lekko spanikowała, gdy przypomniała sobie o płaszczu, ale jego widok nie poruszył Sabine. Obojętnie zakryła haftowany herb rodowy lnianą bluzką.

— Zdziwisz się, ale twój tata wcale nie rozdarł znowu ubrania kuchennym nożem — powiedziała Sabine wesoło. — Tym razem chciałby cię prosić, żebyś skróciła mu rękawy. Nieustannie je podwija, a i tak wpadają mu w ciasto.

— Dobrze. — Marinette przesunęła ręką po koszuli. — Pewnie zdążę jeszcze dzisiaj.

— Nie musisz się spieszyć. — Sabine machnęła ręką. — Jeśli masz jakieś plany...

— Nie mam żadnych planów.

Choć w łagodnym spojrzeniu Sabine nie było cienia podejrzliwości, Marinette towarzyszyło paranoiczne uczucie, że mama próbuje ją wybadać na podstawie każdego jej słowa i najdrobniejszego gestu.

— Zapleść ci włosy?

Dłonie Marinette powędrowały do spływających po jej ramionach włosów. Nie pamiętała, kiedy ostatnio zajmował się nimi ktoś poza nią. Dawno nauczyła się je zaplatać samodzielnie. Nawet koronę na urodziny Adriena upięła sama.

Ale takiej propozycji nie umiała odrzucić.

Wzięła z szafki szczotkę, a Sabine usiadła na skraju łóżka. Marinette przycupnęła usiadła na piętach plecami do mamy i podała jej przedmiot. Zaraz poczuła, jak zęby szczotki rozdzielają jej włosy, a delikatne palce kobiety przytrzymują ich część. Przymknęła oczy i znowu na kilka cudownych chwil była małą dziewczynką.

— Jeśli dobrze pamiętam, obiecałaś mi wczoraj pewne wyjaśnienia.

Mięśnie Marinette napięły się. Wspomnienia z dzieciństwa uśpiły jej czujność. I może także one skłoniły ją do szczerych zwierzeń.

— Nie ma tu wiele do wyjaśnienia — powiedziała cicho. Sabine wciąż ją czesała. — Spotkałam Czarnego Kota dopiero trzeci raz w życiu.

Jako Marinette spotkała go trzy razy, ale jako Biedronka... Nawet nie dałaby rady zliczyć.

— Tak? — Sabine zaczęła dzielić włosy na trzy części. — A zdawało mi się, że jesteście ze sobą dość blisko.

Policzki Marinette zaróżowiły się. Cieszyła się, że mama nie widziała jej twarzy. Przez nią mogłaby zacząć wyobrażać sobie zbyt wiele. A nie było niczego do wyobrażania. Nic a nic.

— Mamo, wiem, jak to wyglądało — odparła Marinette żałośnie. — Ale my... To był tylko żart. Tak. Rozmawialiśmy o portretach i tak jakoś wyszło.

— Rozumiem.

Zapadła cisza. Dziewczyna czuła dziwne drżenie, które nakazywało jej mówić, by nie zostawiać Sabine pola do snucia domysłów. Musiała zabić je w zarodku.

— Poznałam Czarnego Kota przy tej całej sprawie z Ilustrachorem. Pamiętasz? Później spotkaliśmy się około miesiąca temu, zupełnie przypadkiem. Obydwoje czuliśmy się bardzo źle i nie mieliśmy lepszych opcji, więc spędziliśmy razem trochę czasu. A wczoraj... było dość podobnie.

Sabine wprawnie przeplatała ze sobą pasma włosów Marinette. Teraz, gdy dziewczyna zaczęła mówić, nie potrafiła przestać.

— Myślę, że on jest bardzo, bardzo samotny — wyznała, ze ściśniętym sercem. — Inaczej czemu wybierałby towarzystwo obcej dziewczyny, kiedy potrzebuje się komuś wygadać? Nie ma dokąd pójść i dlatego, kiedy widzi mnie na balkonie, pyta, czy może się przysiąść. To okropne. Od miesięcy walczy w obronie Paryża, ludzie go kochają, a kiedy przychodzi co do czego... nie ma nikogo.

Uświadomiwszy to sobie, Marinette miała ochotę się rozpłakać. Bogowie, tak strasznie pragnęła mu pomóc. Chciałaby być tą osobą, do której mógł zawsze przyjść, ale to nie było możliwe.

Nawet nie zauważyła, że Sabine przewiązała wstążką dół warkocza i opuściła go na plecy córki. Położyła dłoń na głowie Marinette.

— Chyba jednak kogoś ma — odparła łagodnie. Marinette obróciła się, by spojrzeć na matkę z pytaniem w oczach. — Ma ciebie. Skoro przyszedł do ciebie już po raz wtóry, znaczy to, że to ty sprawiasz, że czuje się mniej samotny.

Marinette tylko pokręciła głową, bo nie mogła przyznać, że Czarny Kot chciałby, żeby kochała go w inny sposób niż umiała.

— Nie znam się na tutejszych legendach — kontynuowała Sabine — ale z naszych chińskich można wysnuć choćby taki wniosek, że bohaterstwo idzie w parze z samotnością.

To niesprawiedliwe. Przecież ona też była bohaterką, a nie była przy tym samotna. Ale czy na pewno? Czy był ktoś poza Tikki, z kim mogła być całkowicie szczera? Czy nawet teraz nie musiała zatajać niektórych faktów przed własną matką?

Te pytania nie wymagały odpowiedzi.

— Jeśli Czarny Kot cię lubi, a ty lubisz jego, nie powinnaś mu odmawiać swojego towarzystwa. Jednak jedna rzecz mnie martwi.

— Jaka?

Marinette wciąż siedziała na piętach, ale teraz była zwrócona całkowicie przodem ku Sabine, która wyglądała na naprawdę zmartwioną.

— Czy to jest płaszcz panicza Agreste'a? — Sabine wskazała na krzesło.

Dziewczyna spuściła głowę, jakby była tym w stanie zamaskować rumieniec. Musi pozbyć się tego płaszcza, nim kolejny gość przyjdzie do jej pokoju i się nim zainteresuje. Luka, Sabine. Kto następny? Tom? Jego nadopiekuńczość tego nie zniesie.

Marinette usłyszała ciche westchnięcie matki.

— Wiem, że nad tym nie da się panować, ale twoje serce wybiera raczej niezbyt właściwych chłopców — powiedziała kobieta. — Jeśli czujesz się między nimi rozdarta...

— Rozdarta?

Marinette poderwała głowę. Niby między kim a kim? Och.

— Nie, mamo. Nikt i nic mnie nie rozdziera. — Energicznie pokręciła głową. — Z Czarnym Kotem to nie tak. Zupełnie nie tak. Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi, a Adrien...

Zamilkła. Sabine wciąż się uśmiechała. Pochyliła się i pocałowała córkę w czoło. Potem wstała z łóżka i skierowała się do drzwi.

— Skoro tak mówisz, uwierzę, że tak jest — powiedziała. — Nie znam ani panicza Agreste'a, ani Czarnego Kota, ale znam ciebie, Marinette. Wiem, że jesteś dobrą dziewczyną i nie pokochałabyś złego człowieka. Jednak jesteś też moją najukochańszą córką i nie chciałabym, żebyś cierpiała. Dlatego — westchnęła — może warto czasem spojrzeć na inne osoby obok ciebie, które kochają cię mocniej, niż jesteś tego świadoma. Idę do kuchni i ty też lepiej zbieraj się do madame Bustier. Miłego dnia, kochanie.

Sabine wyszła z pokoju, zostawiając w nim skołowaną Marinette, która nie potrafiła podnieść się z podłogi. Tikki wyleciała spod łóżka i ze zmartwieniem przyjrzała się swojej wybranej.

— Dobrze się czujesz? — zapytała.

— Nie wiem.

Jeśli dobrze rozumiała, jej mama myślała, że Marinette czuje coś do Czarnego Kota, a nawet jest rozdarta miedzy nim a Adrienem. Nic z tych rzeczy. Kochała tylko Adriena i była tego pewna.

— Wiesz, o kim mówiła twoja mama?

Marinette pokręciła głową, choć miała pewne podejrzenia.

To wszystko miałoby sens. Wcześniej tamto wyznanie, teraz słowa Sabine. Mnóstwo znaczących spojrzeń i reakcja na płaszcz Adriena w jej pokoju. Jednakże to nie było możliwe. Spędziła zbyt dużo czasu, podkochując się w Luce, który widział w niej młodszą siostrę, by uwierzyć, że on miałby teraz poczuć to samo. Pewnie, kochał ją, ale w taki sposób, w jaki kocha się członka rodziny i ona kochała go tak samo.

Bo przecież nie mogli rozminąć się w taki sposób.

***

Szczęk stali o stal wypełnił salę, gdy szable starły się ze sobą po raz kolejny. Adrien odskoczył do tyłu, a potem zablokował następny cios Kagami. Pojedynek schodził mu głównie na parowaniu uderzeń dziewczyny i uważnych obserwacjach, czy nie odsłania słabych punktów.

Kagami była fantastyczną szermierką, ale Adrien nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej walczyła równie zaciekle. Zupełnie jakby poprzez walkę uwalniała długo tłumioną wściekłość. Przynajmniej wymagało to od chłopaka takiego skupienia, że nie mógł myśleć o Marinette.

Ich pojedynek trwał już kilka ładnych minut i inne pary przerwały swoje treningi i zaczęły się im przyglądać. Nogi Kagami, ubrane w szerokie spodnie, na które D'Argencourt wciąż kręcił nosem, poruszały się prędko po macie podczas wykonywania kolejnych wypadów.

Dziewczyna odsłoniła się. Adrien wycelował w jej skórzaną kamizelkę, ale zanim dosięgła jej broń chłopaka, Kagami trafiła go w ramię.

Nim wszyscy naokoło zaczęli zbierać się do wyjścia (trening powinien się już skończyć), pokusili się o parę oklasków. Spojrzenie Kagami wówczas złagodniało i dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.

— Mam wrażenie, że z każdym treningiem jesteś coraz lepsza. — Adrien podszedł do Kagami z wyciągniętą dłonią. Ścisnęła ją.

— Czy nie po to ćwiczymy – by każdego dnia stawać się lepszymi? Ty za to z każdym kolejnym treningiem jesteś coraz bardziej rozkojarzony.

— Nieprawda — zaperzył się Adrien. — Dzisiaj wyjątkowo trzeźwo myślałem.

Kagami uniosła brwi bez słowa. Odeszła odłożyć broń na stojak pod ścianą. Adrien podążył za nią i zrobił to samo.

— Masz szczęście, że nie musisz walczyć naprawdę — powiedziała dziewczyna, rozpinając po kolei guziki kamizelki. — Dawno by cię dekapitowali.

Adrien roześmiał się nerwowo. To było jedyne co mógł zrobić – przecież nie powie Kagami, że walczył jako Czarny Kot. Całe szczęście te kilkanaście godzin od spotkania z Marinette minęło bez ataku akumy i jego głowa pozostawała na swoim miejscu.

Kiedy przypomniał sobie o przyjaciółce, natłok natrętnych myśli znowu zalazł jego umysł.

— Dobrze się czujesz? — Kagami przekrzywiła głowę.

— Wyśmienicie.

Przyglądała mu się podejrzliwie, a on nie potrafił się ruszyć z miejsca, choć bardzo chciał uciec i schować się gdzieś, gdzie nikt by go nie znalazł. Pomyślał, że przydałaby się jakaś jaskinia pod pałacem, do której tylko on i jego żałosność znałyby drogę. A najlepiej tylko on.

— Obrany przez nas cel nie jest dobry, jeśli w drodze do niego tracimy wszystko inne z oczu, w tym siebie.

— A to co ma znaczyć? — Adrien zmarszczył brwi.

— To znaczy — Kagami wzniosła oczy ku sufitowi, jakby dziwiło ją, że nie każdy rozumie zagadkowe słowa, którymi się posługiwała — że jeśli coś lub ktoś sprawia, że nie jesteś w stanie normalnie funkcjonować, należy z tego czegoś lub kogoś zrezygnować. Wtedy widzi się inne, może nawet lepsze możliwości.

— Aha — tylko tyle był w stanie powiedzieć Adrien. Wyjaśnienia niczego nie wyjaśniły.

Kagami musiała się poddać, bo zdjęła treningową kamizelką, zostając w samej bluzce, i przewiesiła ją sobie złożoną przez przedramię. Wolną dłonią musnęła ramię Adriena.

— Chciałeś mi pożyczyć jedną książkę — całkowicie zmieniła temat. — Może pójdziemy teraz po nią?

— Oczywiście. Mam nadzieję, że nie uznasz, że opisane w niej teorie sprawiają, że tracę wszystko inne z oczu.

Adrien przepuścił Kagami w drzwiach.

— Sama ocenię, czy nie są zbyt omotujące. Ale szczerze mówiąc, może być ciężko, bo nie czytuję książek o wszechświecie. Uważam, że został stworzony po to, by ludzie mieli się nad czym zastanawiać, gdy odkryją już wszystko na ziemi i nie jest nam przeznaczone poznać jego sekrety. A teorie to tylko teorie.

— A jednak przyjemnie jest je poznawać — odparł Adrien, gdy szli powoli korytarzem. — Nawet jeśli nie są prawdziwe, miło jest czasem nad nimi pomyśleć.

— I dać się ogłupić — dokończyła Kagami. — Naprawdę powinieneś skupić się bardziej na otaczającym cię świecie. Nie próbuj sięgać do gwiazd, nie poznawszy ziemi pod swoimi stopami. Zdziwiłbyś się, jak wiele umyka twojej uwadze.

Nawet nie próbował protestować. Był świadom, że nie dostrzega mnóstwa rzeczy, ale choć się starał, nie potrafił tego zmienić.

— Co na przykład? — zapytał po przeciągającej się chwili ciszy.

Kagami zamyśliła się na moment, wyraźnie ważąc słowa.

— Zauważyłeś, że Luka i Marinette mają się ku sobie?

Adrien z trudem oparł się pokusie, by przystanąć i zawrócić. Kontynuująca marsz Kagami nie pozwoliła mu na to.

Nie, to nie mogła być prawda. Może to niezbyt uprzejme z jego strony, ale wieczorem udało mu się podejść Marinette w taki sposób, by dowiedzieć się, że nic do Luki nie czuła. Był po prostu ciekawy. Ale co jeśli źle sformułował pytanie? Nie mógł też wiedzieć, co czuje Luka, w końcu nigdy nie rozmawiali na ten temat.

— Znowu to robisz — zauważyła Kagami, kiedy szli po schodach.

— Co robię?

— Zamyślasz się.

Nie robił tego specjalnie. Dobrze, że na polu walki był na tyle skupiony, że do tej pory nie działał na jej niekorzyść. Biedronka nie darowałaby mu, gdyby nagle stanął przed złoczyńcą, pogrążając się w myślach. Musiał przestać. Wspomnienie partnerki mogło doprowadzić do kolejnego zamyślenia.

— Przepraszam — bąknął.

Wkrótce znaleźli się pod drzwiami komnaty Adriena. Chłopaka zdziwił raczej brak strażnika pod nimi niż fakt, że drzwi były otwarte. Choć jego nieobecność można było pewnie wyjaśnić tym samym, co otwarcie.

— Jak tam trening, kuzynie? — zapytał Felix, gdy Adrien wszedł do środka.

Chłopak nawet nie podniósł wzroku z nad czytanej książki. Siedział, przechylony na oparciu szezlonga i nie raczył spojrzeć na wchodzących. Kagami popatrzyła znacząco na Adriena, żądając wyjaśnień.

— Pozwoliłem sobie wziąć książkę z twojego stolika. — Felix uniósł lekko książkę, wciąż nie odrywając od niej wzroku. — Możesz nie wierzyć, ale nie każdy ma cały dzień z góry zaplanowany i trochę się tu nudzę. Swoją drogą, nie sądziłem, że interesuje cię astronomia.

Adrien bezwolnie zacisnął pięści. Z każdym dniem coraz bardziej żałował zaoferowania Felixowi korzystania ze swojej komnaty. Widać były przypadki, w których uprzejmość nie popłacała. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że kuzyn pcha się z butami w jego życie. Wyjątkowo zabrudzonymi butami.

— Nigdy nie pytałeś o moje zainteresowania — odparł Adrien, siląc się na chłodnych ton.

— Nie wiedziałam, że masz bliźniaka.

Wtrącenie Kagami otrzeźwiło Adriena. Dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem, a ten powiedział jej bezgłośne przepraszam.

Dopiero na dźwięk jej głosu, Felix wyjrzał ponad karty książki. Jego brwi uniosły się lekko, a w jego oczach przemknął błysk. Zamknął książkę, odłożył ją na stolik i podszedł do Adriena i Kagami.

— Gdzie moje maniery? — powiedział, patrząc na dziewczynę. — Wybacz mi. Gdybym wiedział, że przyszłaś tu razem z moim kuzynem, od razu okazałbym ci należyty szacunek. Nazywam się Felix Fathom, może Adrien ci o mnie opowiadał.

— Kagami Tsurugi — przedstawiła się dziewczyna.

Felix ujął jej dłoń z zamiarem jej pocałowania, ale Kagami szybko obróciła ich ręce, ograniczając się do zwykłego uścisku. Prędko cofnęła rękę.

Adrien obserwował tę dwójkę, która patrzyła sobie nawzajem uważnie w twarze i zdawało mu się, że ogląda bitwę. Kiedy walczył ze złoczyńcami, towarzyszyło mu podobne napięcie. Odchrząknął, by ściągnąć na siebie zainteresowanie.

— Felix — powiedział — w kwestii tej książki, którą czytałeś. Zamierzałem ją właśnie pożyczyć Kagami.

— Poczekam na nią dłużej. — Dziewczyna wciąż czujnie przyglądała się Felixowi.

— Nie zgadzam się. — Felix wycofał się do stolika i podniósł książkę. — Etykieta wymaga, by ustąpić damie.

Wyciągnął książkę przed siebie, a skrzydełka nosa Kagami zafalowały. Jeśli Adrien zdążył nauczyć się czegoś o dziewczynie, to tego, że nie tolerowała ustępstw wobec siebie. Jeśli nie potrafiła czegoś osiągnąć sama, nie przyjmowała tego.

A mimo to podeszła do Felixa i zabrała od niego książkę z może tylko trochę bardziej brutalnym szarpnięciem niż było to konieczne.

— Ciekawy pierścień — zauważył Felix.

Adrien sam spojrzał na sygnet z herbem rodu Tsurugich, który dziewczyna zawsze nosiła na palcu.

— Dziękuję za książkę — odparła sucho Kagami i ledwo zauważalnie skłoniła głowę. — Adrien nie wspominał, że odwiedził go kuzyn.

Gdy na niego popatrzyła, Adrien mógłby przysiąc, że oczy dziewczyny prawie rzucały w niego sztyletami. Zbliżył się do Felixa i Kagami z nerwowym uśmiechem. Pomiędzy tą dwójką panowało dziwne napięcie, a oczywiste było dla niego, że w razie katastrofy najbezpieczniejszym miejscem jest oko cyklonu. Miał tylko nadzieję, że niczego w tej zasadzie nie przekręcił. Ile by dał, żeby zaszyć się w swojej sypialni albo nawet garderobie i porozmawiać z Plaggiem.

— Bo Adrien to bardzo tajemniczy chłopak. — Felix posłał kuzynowi uśmiech, w którym nie było ani krzty ciepła. — Ja też nic o tobie nie wiedziałem.

Tak, Plagg i jego camembert byliby teraz znacznie lepszym towarzystwem.

Kagami jakby posmutniała po tych słowach, więc Adrien postanowił ratować sytuację, zanim wszyscy wyjdą stamtąd w jakiś sposób zranieni.

— Może cię odprowadzę? — zaproponował dziewczynie.

Uchyliła usta, by odpowiedzieć, ale przerwał jej Felix.

— Nie, nie odchodźcie. Przecież mówiłem, że z przyjemnością poznam twoich przyjaciół.

Adrien zgromił go wzrokiem. Felix zachowywał się, jakby to była jego komnata i rościł sobie prawa do wtargnięcia w jego życie osobiste. Adrien potrzebował powietrza jak najprędzej, zanim oko cyklonu okazałoby się szczelnym pomieszczeniem, w którym się udusi. Chciał zaproponować chociaż przeniesienie się do ogrodu. Łudził się, że zgubi tam Felixa. Może sam wepchnąłby go pomiędzy krzewy.

Kiedy myślał, że gorzej być już nie może, naturalnie zrobiło się jeszcze gorzej. Drzwi otworzyły się na oścież i do komnaty wtargnęła Chloe.

— Adrienuśku!

Doprawdy, czy Adrien nie mógł mieć ani chwili prywatności? Ach, no tak, sam zaprosił Kagami i jeszcze wcześniej powiedział Felixowi, żeby czuł się jak u siebie, a księżniczce zawsze powtarzał, żeby przychodziła do niego z każdym problemem.

Wyglądało na to, że jakiś miała. Jej policzki była zaczerwienione, a włosy nie ułożone tak idealnie jak zazwyczaj. Jednak Adrien nie mógł się na razie nią zająć. Nie, gdy obok stali Kagami z Felixem.

Sytuacja wydała mu się iście absurdalna. Kilka osób z zupełnie różnych części jego życia zjawiło się w jednym miejscu. Pomyślał, że brakowało tam tylko Marinette, Nino i Alyi. Takie zderzenie spowodowałoby burzę stulecia.

Wiedział, że to myśl paskudna i niegodna posiadacza miraculum, ale nagle zapragnął, by zabiły dzwony alarmowe. Bez wyrzutów sumienia podałby jakąś wymówkę i uciekł z komnaty, zostawiając tamtą trójkę, by prawdopodobnie rzuciła się sobie do gardeł, i pognał na spotkanie z Biedronką. Tylko jej obecności mógł teraz chcieć bardziej niż samotności.

Drzwi za Chloe same się zamknęły. Księżniczka stała w niepodobnym do niej niedowierzaniu.

— Co ona tu robi? — wskazała palcem na Kagami, która zmarszczyła brwi.

— Wolałabym, żebyś zabrała ten palec.

Chloe otworzyła usta w oburzeniu. Nie schowała palca. Trzymała go wyciągniętego i podeszła do Kagami, celując nim w jej pierś. Dziewczyna była jednak niewzruszona. Uniosła wyżej podbródek.

— Wiesz w ogóle, z kim masz do czynienia? — wycedziła Chloe.

— Wiem. Więc uprzejmie proszę, byś nie zwracała się do mnie takim tonem, wasza wysokość. — Kagami zwróciła się do Adriena, który załamywał ręce nad całą sytuacją. Musiał uciec. Teraz. — Postaram się zwrócić ci książkę przy naszym następnym spotkaniu. A teraz sama się odprowadzę.

Nim chłopak zdążył zareagować, wyminęła księżniczkę i po paru sekundach zniknęła za drzwiami. Adrien zastanawiał się, czy powinien za nią wybiec, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Gdzie były te akumy, gdy człowiek ich potrzebował?

— Czego się gapisz? — Adrien uniósł brwi na tak pospolite sformułowanie w ustach Chloe. Musiało być z nią źle. Patrzyła na Felixa, który odwzajemniał spojrzenie. Jego usta wyginały się w półuśmiechu.

— Ciebie też miło widzieć, księżniczko. Pochlebia mi, że w końcu zechciałaś poświęcić swój cenny czas na przywitanie się z moją skromną osobą.

Chloe prychnęła. Adrien położył jej dłoń na ramieniu, by choć w taki sposób pomóc jej się uspokoić, ale ona zdawała się niczego nie zauważać.

— Felix Fathom, jak zwykle przemądrzały. — Splotła przed sobą ramiona. — Przypominam ci, że to mój pałac i w każdej chwili mogę cię z niego wyrzucić.

— Mała poprawka — szybko odparł chłopak. — To pałac króla, a część, w której się obecnie znajdujemy, należy do Gabriela Agreste, a ani twój ojciec, ani mój wuj nie mają nic przeciwko mojej obecności tutaj. Prawda, Adrienie?

Adrien przymknął oczy. To musiał być tylko zły sen. Może kolejny koszmar wywołany przez Piaskowego Chłopca. Nie życzył sobie, by Felix wciągał go w tą dyskusję.

— Jednakże skoro mój widok tak razi waszą wysokość — kontynuował kuzyn — opuszczę tę komnatę w tej chwili. Przyjemnie było spotkać się po tylu latach.

— Przyjemność po twojej stronie.

— O, to też nieprawda.

Felix uśmiechnął się niewinnie i wyszedł z komnaty. Adrien poczuł, że większość burzowych chmur się rozwiała. Uczucie to minęło, gdy spojrzał na Chloe. Jej twarz jeszcze bardziej pociemniała, a ramiona podnosiły się i opadały szybko. Adrien chciał ją za nie złapać, ale księżniczka pacnęła go w dłonie.

— Chloe, co się stało? — zapytał zamiast tego najłagodniej jak potrafił. — Jesteś cała roztrzęsiona.

— Już nic, zapomnij — ucięła. — Straciłam ochotę na rozmowę.

— Ale Chloe...

— Nic nie mów. Zmieniłam zdanie. Jednak muszę pobyć sama. To nie ma nic wspólnego z tobą.

Podniosła głowę, a Adrien niemal czuł buchające od jej twarzy gorąco. Oczy Chloe były zaszklone i zaczerwienione. Czyżby płakała? I dlaczego zobaczył to dopiero teraz, co z niego był za przyjaciel?

— Chloe...

— Ani słowa.

Księżniczka odwróciła się na pięcie i wybiegła z komnaty. Adrien stał jak wbity w ziemię. W głowie mu huczało. Zadziało się zdecydowanie zbyt wiele jak na tak krótki czasu. Kagami, Felix, Chloe. Bogowie, musiał się uspokoić, zanim stanie się kolejną ofiarą Władcy Ciem.

— Plagg, rozumiesz coś z tego wszystkiego? — spytał, kiedy kwami wyleciał spod jego ubrania.

Stworzenie pokręciło głową.

— Dzieciaku, ja ledwie rozumiem ciebie. Wymagasz zbyt wiele.

Adrien westchnął. W końcu uzyskał swoją upragnioną samotność, ale w tym samym momencie, w którym się to stało, zaczęła mu ona ciążyć. Jak w ogóle wplątał się w to wszystko? Był pewien, że wokół niego dzieje się więcej, niż na ten temat wie.

Samotność nie wystarczała. Musiał zniknąć.

Przemknęło mu przez myśl, że może warto przemienić się w Czarnego Kota i spróbować się spotkać z Marinette. W końcu ona była łatwiej osiągalna niż Biedronka. Pomyślał jednak, że dziewczyna pewnie pracuje, więc nic z tego nie wyjdzie.

Podszedł do sekretarzyka, na którym stała figurka, którą Marinette wygrała na jarmarku i potem mu dała. Uśmiechnął się na widok pyszczka tego lekko pokracznego kota. Od tego czasu tak wiele wydarzyło się między nim a dziewczyną. Cieszył się, że mógł znaleźć w niej prawdziwą przyjaciółkę.

Znowu ogarnęła go przemożna chęć odwiedzenia jej, mimo że tak niedawno się widzieli. Przecież jako Adrien mógł się udać do madame Bustier. Mógł specjalnie rozciąć jakieś ubranie i udać, że potrzebuje zszycia.

Przypomniał sobie, że nie sam dysponował swoim czasem. Wkrótce przerwa między szermierką a nauką dobiegnie końca. Wiele by dał, by być panem swojego losu.

***

Nathalie jak przez mgłę pamiętała ostatni raz, kiedy szła tymi schodami. Od tego czasu minął niemal miesiąc i zdążyła już całkiem wydobrzeć. Świeca w jej ręku nie drżała, a każdy kolejny krok stawiała pewniej od poprzedniego.

Po kilkuminutowej wspinaczce stanęła w końcu na poddaszu wieży. Wciągnęła w nozdrza wiecznie obecną tam woń stęchlizny. Skrzydła kilku akum migotały. Nathalie rzucała długi cień, kiedy szła ku skrzynce pod ścianą. Jej buty odciskały się w warstewce kurzu zgromadzonej na podłodze. Pomyślała, że musi ją w końcu przetrzeć, bo nikt poza nią tego nie zrobi, z pewnością nie Gabriel.

Nie zważając na wszechobecny kurz, uklękła przed skrzynką i postawiła obok swoją świecę. Przed uniesieniem wieka zawahała się na moment. Wiedziała, że jedyne ryzyko jakie podejmuje to gniew Gabriela, ale wciąż była gotowa to zrobić.

Wyciągnęła ze skrzynki jedną z dwóch małych szkatułek. Otworzyła ją i nie zdziwiła się ani trochę. Od dawna domyślała się, że Gabriel odłożył miraculum na jego miejsce bez zamiaru ponownego wykorzystania.

Nathalie dawno temu nauczyła się robić większość rzeczy samodzielnie i polegać na sobie. Nie zamierzała czekać na niczyje łaskawe pozwolenie. Nie bała się zaryzykować swojego szczęścia dla szczęścia Gabriela i Emilie.

Kwami, która wyleciała po otworzeniu szkatułki zapiszczała radośnie. Duusu, niebieskie maleństwo, miała długi ogon, którego każdą część zdobiło ciemnoróżowe pawie oczko.

— Cześć — zachichotała kwami i zrobiła podwójną pętlę w powietrzu. — Znowu będziemy się bawić? Jak cudnie!

Zaczęła latać dokoła poddasza jak oszalała. Nathalie szczerze było żal bogini. Podejrzewała, że uszkodzenie miraculum pawia odbiło się na niej i stąd ta... nadpobudliwość.

Chciałaby umieć naprawić broszkę, by jej pomóc.

— Nie teraz, Duusu. — Nathalie starała się brzmieć władczo, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Mimo wszystko czuła respekt wobec bogini. — Mam już wszystko zaplanowane, ale muszę zaczekać na odpowiedni moment.

— Każdy moment jest odpowiedni na zabawę!

Nathalie przyjrzała się miraculum. Powinna zamknąć szkatułkę, ukryć ją i zejść z wieży w tej chwili. Wyjęła broszkę, a pustą szkatułkę ukryła ponownie w skrzynce.

— Schowaj się, Duusu.

Bogini ze śmiechem wleciała w broszkę i Nathalie znowu została sama. Kiedy wpatrywała się w miraculum, zdawało jej się, że jego obraz drży jak pustynny miraż. Pokręciła głową. To tylko gra świateł, ich niewinna zabawa z cieniami. W końcu wszelkie miraże i iluzje były specjalnością bogini Trixx, a nie Duusu.

Nathalie ukryła miraculum za dekoltem sukni. Nie mogła trzymać go na widoku. Co więcej, musiała jak najszybciej zrealizować swój plan, nim Gabriel zauważy brak broszki.

On nie zrozumiałby, że robiła to dla niego. Jeśli w ten sposób mogła pomóc mu przywrócić Emilie, była gotowa na wszystko. Już dawno straciła nadzieję, że Gabriel kiedykolwiek ją pokocha. Pozostało jej tylko spróbować go uszczęśliwić.

Jego i Adriena, który potrzebował matki. Nie chciała dłużej oglądać swojego podopiecznego płaczącego w dniu urodzin, kiedy nie była zdolna mu pomóc. Teraz jednak znalazła na to sposób i zamierzała go wypróbować.

***

W tym momencie Nathalie powinna po prostu olać Gabriela i zaadoptować Adriena. Cóż, za tydzień nie do końca tak to będzie wyglądało...

Do następnego,

M.

Continue Reading

You'll Also Like

1.8K 153 33
*ZAKOŃCZONE* ~Na podstawie książki Autorstwa Erin Hunter ,,Wojownicy"~ ~Pierwsza książka z 1 serii ,,Nowe Pokolenie"~ Będzie czwórka kotów, czwórka l...
3K 210 6
Kilka lat po zakończeniu wojny, Severus Snape w dalszym ciągu pozostaje sarkastycznym, złośliwym i nieprzystępnym człowiekiem, odtrącającym każdego...
8.5K 535 48
~ "A teraz pozwól mi się wznieść ponad te przeszkody. Pozwól, abym wzniósł się prosto do gwiazd. Gwiazd, jakie widzę w jej oczach..." ~ fragment ksią...
11.9K 238 60
Zodiaki dotyczące Harrego Pottera. Zapraszam!