Let The Light In

By ktokolwiekx

37K 1.5K 937

WCZEŚNIEJSZA NAZWA: It's not a coincidence ~ Rzuciłam mu wyzwanie. Więcej niż raz. Teraz moją jedyną nadzieją... More

Prolog
1. Początek końca.
2. Paskudne realia.
3. Kompleks niższości.
4. Seria niefortunnych zdarzeń.
5. Nieznany numer.
6. Przez chwilę było zabawnie.
7. Jestem twoim koszmarem.
8. Przez słowa, które wymówił.
9. Strach i obawa.
10. Moje wszystko.
11. Stworzony do uwielbienia.
OGŁOSZENIE: ZMIANA TYTUŁU
12. Degrengolada.
13. Potrzebowaliśmy tylko ciszy.
15. Kilka głębokich wdechów i jazda.
16. Efekt motyla.
17. Gra w udawanie.
18. Byliśmy tylko ludźmi.
19. Ukojenie i zazdrość.
20. Powinieneś częściej pić.
21. Perspektywa Vance'a Cartera.

14. Cios ostateczny.

441 25 19
By ktokolwiekx

Cały tydzień zawalony miałam nauką. Nie było nawet chwili by odetchnąć, dlatego tak bardzo cieszyłam się, że nastał piątek. W pracy miałam dziś wolne, mogłam pozwolić sobie na leniwy dzień po szkole.

Jaden wracał jutro do Miami, co trochę mnie smuciło. Jasne, wkurwiał mnie niesamowicie, w końcu to był mój brat, ale czułam, że nie spędziłam z nim wystarczająco dużo czasu.

Plus był taki, że zaprosił mnie do siebie na ferie zimowe, dodając, że mogę zabrać ze sobą znajomych. Co prawda jego mieszkanie nie było wielkie, więc pojechanie tam ze znajomymi oznaczało wynajęcie jakiegoś domku, apartamentu albo hotelu. Wniosek był jeden. Musiałam poinformować o tym na naszej grupie"Klub spokojnej starości". Chwyciłam Iphone'a do ręki i od razu zaczęłam pisać.

Vivian: jedziemy na ferie do miami?
Vivian: możemy wynająć jakiś hotel albo coś

Na odpowiedz nie musiałam długo czekać. Był wieczór, więc większość była aktywna.

Adam: OMG TAK
Maeve: Jestem za!!! Wyatt też!
Vivian: a reszta?
Herman: wchodzę w to
Destiny: ja również
Rosalie: Tylko wtedy kiedy łóżko będzie wygodne
Rafe: Proszę podać mi datę, a za chwile znajdę nam jakiś dojebany apartament.
Nate: nie lepiej jakiś domek nad wodą?
Rafe: W sumie może być.
Rafe: Vi tylko podaj datę.
Nate: @Vance jedziesz?
Vivian: za tydzień się zaczynaja wiec w sumie możemy zarezerowowac na następny poniedziałek
Rafe: No dobra to potem wam wyślę jakieś propozycje.
Vivian: oki
Vance: zastanowię się jeszcze

Zablokowałam urządzenie i odrzuciłam je na bok.

Na samą myśl z dala od Moore Haven uśmiech malował się na moich ustach. Żadnych wyścigów, szemranych typów, szkoły i przede wszystkim żadnego obserwatora. Swoją drogą chyba zdążył już zapomnieć o moim istnieniu co zdecydowanie było mi na rękę. Przez ostatni tydzień oprócz nauki, polepszyłam kontakt z cała naszą "ekipą" bo tak już nas zaczął nazywać Adam. Stwierdził, że skoro widujemy się w miarę regularnie od czterech tygodni i mamy własną grupę to to już coś znaczy. Było mi cholernie miło z tego powodu. Ci ludzie byli naprawdę cudowni. Jak wiadomo mieli swoje wady, ale zdecydowanie więcej zalet.

~*~

— Chryste, jestem pewna, że czegoś zapomniałam spakować — mruknęła Destiny, gdy rozmawiałam z nią przez telefon czekając przed domem na czarne Porsche.

Jak się okazało Vance mógł jechać, tylko musiał pozałatwiać jakieś sprawy do końca i znaleźć kogoś kto zaopiekowałyby się Aresem pod jego nieobecność.

— Wymieniłaś mi przed sekundą każdą możliwą rzecz, którą spakowałaś. Nie ma opcji abyś czegoś nie wzięła. — Westchnęłam i spojrzałam w niebo.

Nawet pogoda dziś podpisywała jak na styczeń. Słońce świeciło nad horyzontem, a wokół błąkały się małe chmurki.

Rafe wynajął nam nawet spory domek przy plaży, na zdjęciach wyglądał naprawdę ładnie i uroczo, w środku był nowocześnie urządzony.

Stwierdziliśmy na początku, że nie ma po co jechać na więcej niż dwa samochody, skoro każdy pomieści się w dwóch. Gorzej było z walizkami. Ja sama miałam z dwie, a Destiny pewnie spakowała się w trzy. Nie widziałam jeszcze jak sprawa wygląda z Maeve. Do tego jeszcze chłopcy będą musieli dorzucić swoje manatki. Jechaliśmy tam niby tylko na tydzień, ale ja wciąż czułam, że ubrań może mi nie starczyć na każdą okazje. W koniec końców doszliśmy do wniosku, że pojedziemy na trzy auta. Z Natem jechała Destiny, Adam i Rosalie. Rafe jechał z Hermanem, a mi trafił się Vance w towarzystwie Wyatta i Maeve.

— Dobra, kończę właśnie przyjechał mój szofer — zaśmiałam się, zauważając czarny samochód Cartera parkujący na podjeździe, a następnie zakończyłam połączenie.

Wzięłam walizki w obie dłonie, ruszając w stronę pojazdu. Boże, one naprawdę były ciężkie nawę jeśli miałam je tylko ciągnąć za sobą. Vance wysiadł z auta, gdy zauważył, że powoli się do niego wlecze.

— Cześć, Steyn — przywitał się z neutralną miną, a następne podszedł otworzyć mi bagażnik.

— Cześć — odpowiedziałam, gdy brał ode mnie walizki.

Szybko wpakował je do środka, a za chwile oboje znaleźliśmy się wewnątrz auta. Zajmowałam miejsce kierowcy, więc odwróciłam się do tyłu witając się z szerokim uśmiechem z moją ulubioną parą, gdy brunet zaczął wjeżdżać na drogę. Ulubioną na razie, ponieważ Nate i Des nie byli jeszcze ze sobą oficjalnie.

— Gotowa na dwie godziny drogi? — zachichotała Howell.

- Totalnie nie, pewnie zasnę w ciągu najbliższych trzydziestu minut. Średnio dziś spałam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dzisiejsza noc nie należała do najprzyjemniejszych. Co chwilę się budziłam, a potem wierciłam się w łóżku przez kolejne piętnaście minut próbując zasnąć. I tak w kółko.

— Jeśli oślinisz mi fotel to zostawię Cię na drodze, nawet jeśli będziemy pięćdziesiąt mil od Moore Haven — rzekł śmiertelnie poważnie Carter, na co przewróciłam oczami.

— Chcesz powtórkę z rozrywki? — spytałam zadziornie, przez co tym razem on wywrócił oczami. Widziałam niezrozumiałe wyrazy twarzy dwójki z tyłu w lusterku, ale postanowiłam to zignorować. — A wiesz, że właśnie wtedy poznałam Rafe'a?

Nie wiedziałam czy o tym wie czy nie, ale średnio mnie to jakoś obchodziło. Chciałam zacząć byle jaką rozmowę, żeby przez następne godziny nie siedzieć w ciszy.

— Fascynujące — odparł z ironią.

Zdecydowanie nie był dziś w humorze na rozmowy, ale nie musiał być wredny. Ale w sumie czego ja się spodziewałam.

— Rafe coś opowiadał o tym jak się poznaliście. Jak widać świat jest mały, a Moore Haven jeszcze mniejsze — wtrącił się Wyatt ratując mnie tym samym od samotnej ciszy.

Ostatnie czterdzieści minut jazdy spędziłam na gadaniu z Maeve, głównie o kosmetykach i paznokciach. Dlatego Wyatt wyłączył się już w pierwszej sekundzie po usłyszeniu słowa "kosmetyczka". Szatynkę pokonała jedną chęć snu i w końcu odpadła. Zasnęła na ramieniu chłopaka, a on zrobił ta zaraz za nią. Byłam pewna, że to ja pierwsza odpadnę. Wtedy straciłam ostatnich kompanów do rozmowy.

Niestety w trakcie jazdy wypiłam za dużo coli, przez co mój pęcherz nie trzymał się już najlepiej. Na początku nie chciałam nic mówić, bo Vance jeszcze by na mnie nawrzeszczał, ale teraz już myślałam, że długo nie pociągnę. Albo zatrzymamy się na jakiejś stacji albo pocieknie mi po nogawkach. Trzeba było wybrać mądrze.

— Vance, muszę do łazienki — mruknęłam, spoglądając w jego stronę.

Jak zwykle był skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownicy, trzymając łokcia na drzwiach, a drugą zmieniał biegi. Chyba miałam słabość do facetów kierujących w ten sposób.

— Co? — spytał marszcząc brwi.
Gówno, czego nie zrozumiałeś?

— No muszę siku. Zatrzymamy się na jakieś stacji? — spytałam niemal błagalnie.

Widziałam jak przewraca oczami.

— W porównaniu z tobą nawet Adam nie jest tak irytujący, a myślałem, że jego nie da się przebić. — powiedział zdawkowo. — Za pięć minut jakaś będzie. Zajadę. — Popatrzył na mnie kątem oka. — I nie pij tyle tego gówna, bo nie będę się zatrzymał po raz drugi.

— Nie moja wina, że sucho mi w ustach — burknęłam, zaplatając ręce na piersi. — Mogę włączyć radio? — Westchnął przeciągle, a następnie kiwnął głową. Uśmiechnęłam się. — A połączyć się mogę? — zapytałam, machając w dłoni telefonem. Wcześniej zauważyłam, że radio ma opcje bluetooth.

— Możesz - odpowiedział od niechcenia z powrotem skupiając wzrok na drodze. — Ale nie puszczaj niczego głośno.

Pokiwałam radośnie głową. Szybko udało mi się połączyć i zaraz z głośników samochodu zaczęła wydobywać się cicha melodia Everywhere Fleetwood Mac.

"Can you hear me calling
Out your name?"

Widziałam jak unosi prawie niezauważenie kąciki ust, a zaraz spogląda w moją stronę.

— Serio? — Prychnął, unosząc jedną brew.

Wzruszyłam ramionami z uśmiechem, przez co pokręcił głową. Byłam jednak pewna, że z rozbawienia, a nie politowania.

Ohohh, I want to be with you everywhere podśpiewywałam wesoło w trakcie drogi na stacje benzyną, zdecydowanie irytując tym skupionego na drodze Vance'a.

Sprawiało mi to ogromną przyjemność.

Gdy byliśmy już na postoju stwierdziłam, że jestem głodna, więc zaszłam jeszcze kupić sobie zapiekankę. Rozmyślałam nad wzięciem hot-doga, ale nie mogłam na niego patrzeć normalnie jak na zwykle jedzenie po obejrzeniu Sausage Party. Trauma do końca życia, największe gówno jakie w kiedykolwiek obejrzałam. Nigdy więcej.

— Jeśli upieprzysz mi samochód to będziesz to zlizywać — zagroził Carter, gdy wchodziłam do czarnego Porsche, zadowolona trzymając w ręku swoje żarcie.

— Nie zesraj się, panie marudo. — Zacmokałam wsiadając do środka i zamykając drzwi. — Chcesz gryza? — Wstawiłam w jego stronę zapiekankę, wyszczerzona od ucha do ucha.

Miałam dziś zdecydowanie za dobry humor.

Spojrzał na mnie wzrokiem typu "żartujesz prawda?", a następnie przewrócił oczami i odpalił silnik, ruszając z powrotem na naszą trasę.

— Nie to nie. Więcej dla mnie. — Wzruszyłam ramionami, zabierając od niego jedzenie, aby zaraz wciąć gryza. Zapiekanka była cudowna.

~*~

Otworzyłam leniwie powieki, czując delikatny ból i zdrętwienie w karku. Chyba czułam się jakbym była w innej rzeczywistości. Na początku nie wiedziałam, gdzie się znajduje więc niepewnie się rozejrzałam, przypominając sobie, że jestem w drodze do Miami. Ziewnęłam cicho, zatykając dłonią usta.

Trochę się obśliniłam podczas drzemki, miałam nadzieje, że nikt tego nie zauważył. W szczególności Vance. Szybko wytarłam rękawem bluzy swoją ślinę z oparcia fotela. Jeszcze by mnie zamordował.

— O śpiąca królewna wstała — zaśmiała się Maeve, siedząca z tyłu. Musiała obudzić się razem z brunetem podczas mojej śpitki.

— Długo pospalam? — spytałam zachrypniętym głosem, przeciągając się. Boże, takie drogie auto, a fotele do spania nawet nie potrafiły służyć.

— Może około godzinki. Zaraz będziemy w Miami.

Pokiwałam głowa rejestrując powoli wszystko dookoła. Odkleiło mnie od rzeczywiści przez ten sen.

W aucie nie grała już muzyka z mojego Spotify'a, tylko najzwyklejsza stacja radiowa. Po kilkunastu minutach zauważyłam duży znak z napisem "Witajcie w Miami!" .

— Specjalnie dla nowoprzybyłych, utwór na prośbę jednej z słuchaczek. Właśnie teraz, dla państwa Lana Del Ray Florida Kolos! — zawiadomił radośnie głos w radiu, a po chwili zaczęły lecieć pierwsze melodie wspomnianej piosenki.

— O mój Boże! — pisnęła zachwycona Maeve. — White lines, pretty baby, tattos — zaczęła śpiewać razem z Laną kołysząc się na boki.

Vance sprawiał wrażenie coraz bardziej zirytowanego z każdym kolejnym wersem, który głośno śpiewała Maeve. Niestety nie należała ona do uzdolnionych muzycznie osób, ale wciąż miała w miarę ładny głos.

Gdy zauważyłam jak Carter odpala papierosa, nie mogąc już opanować swojej frustracji, stwierdziłam, że dołączę do Maeve. Denerwowanie go sprawiało mi niezmierną przyjemność i było chyba moim nowym hobby.

We could get high in Miami, ooh-ooh — zawyłam razem z Howell, odwracając do niej głowę z szerokim uśmiechem, który odwzajemniła. — Dance the night away. People never never die in Miami, ooh-ooh.

— Jeśli zaraz nie przestaniecie to przysięgam, że resztę drogi będziecie iść, kurwa, z buta — warknął już nie wytrzymując.

Wyatt zaśmiał się cicho, podczas gdy ja z Maeve rzuciłam sobie rozbawione spojrzenia, ale posłusznie zamknęłyśmy mordę.

Spojrzałam na chłopaka za kierownicą, który palił przez otwarte okno papierosa. Staliśmy teraz w jakimś sporym korku w środku miasta. Widziałam jak jego mała żyłka na szyi delikatnie pulsuje ze zdenerwowania. Sztywny był jak chuj. No może nie dosłownie.

— Przydaj się do czegoś i odpal GPS'a na adres domku — mruknął w moją stronę, skupiając swoją całą uwagę na papierosie, który powoli się wypalał.

Przewróciłam oczami, aby zaraz chwycić swój telefon i wbić prawidłowy adres. Okazało się, że nie byłam dobrym "przewodnikiem". Kilka razy skręciliśmy przeze mnie nie w tą stronę, przez co zaczęłam się wykłócać z Vancem. Ale nie moja wina, że najpierw strzałka pokazywała w lewo, a zmieniła się na prawo, gdy chłopak już skręcił! Pierdolone GPS'y!

W koniec końców dojechaliśmy na miesiące, ciężkim kosztem, ale było warto. Najpierw zaparkowaliśmy na zarezerwowanym przez nas parkingu, gdzie czekali już na nas wszyscy. Vance warknął coś tylko pod nosem, że nigdy więcej nigdzie ze mną nie jedzie, ale tak szczerze to miałam to w piździe.

Przyjechaliśmy ostatni. Przysięgam, nie była to moja wina! Dojście do naszego wynajętego domku zajęło nam z buta może dziesięć minut. Moim oczom ukazał się bardziej średniej wielkości, drewniany dom, a nie domek, ale był przepiękny i klimatyczny. Dosłownie trzydzieści metrów przed nim było morze, więc gdy pisali "nad morzem" naprawdę mieli to na myśli.

— Rafe mówiłeś, że to domek — wydukałam, zachwycona obrazem przed sobą.

— Dom czy domek jeden chuj — Uśmiechnął się wzruszając ramionami.

Jeden chuj, ale pewnie za jego cenę w mojej skarbonce nie zostanie nawet jeden dolar.

Zajmuje pokój na górze! — krzyknął Adam i zaczął biec w stronę naszego tymczasowego noclegu, prawie się wywracając, gdy w dłoniach trzymał swoją ogromną torbę sportową.

Rozmawialiśmy jeszcze chwile wszyscy zachwycając się otoczeniem, nie przejmując się tym, że Flores chwile sobie na nas poczeka. Wokół rosły palmy, może niecały kilometr od nas było widać inne domy do wynajęcia. Gdzie nie gdzie chodziło kilkoro ludzi. Najgorszą i zarazem najlepsza rzeczą był piasek wokół i ciągnąca się w cholerę plaża. Najgorszą dlatego, że żeby dotrzeć chociażby do domu musiałam się przez niego przedzierać z walizkami, a potem wytrzepywać go z butów. Najlepszą, bo miało to swój klimat, a najebana mogłam robić zamki z piasku.

— Kurwa, tacy z was przyjaciele. Dziesięć minut tu już czekam — burknął Adam, opierając się o drewnianą ścianę. Parsknęliśmy śmiechem.

Znajdywaliśmy się na sporym patio z ławkami i dużym stołem wokół nich. Był nawet gril! Rafe wyjął klucz z kieszeni swoich spodni i otworzył drewniane drzwi prowadzące do wewnątrz domu. Nie chciało mi się pchać, więc grzecznie poczekałam aż wejdą do środka. Podobną taktykę obrała Destiny, nie chcąc się tam ciągnąć na siłę z trzema dużymi walizkami. Nie mam pojęcia co tam spakowała, ale pewnością łącznie musiały ważyć z tonę.

— Ładnie tu — skomentowała oglądając widok.

— Jak widzę to morze, to nawet mam ochotę na kąpiel w nim w środku nocy — zaśmiałam się, a ona pokiwała z uśmiechem głową zgadzając się ze mną.

Weszłyśmy do środka. Cameron miał racje mówiąc o nowoczesnym wystroju. Różnił się o wiele wewnątrz niż z zewnątrz.

Meble były kremowe, ściany w kolorze kawowym. Salon był połączony z kuchnią i jadalnią nie było korytarza oddzielającego wejście od reszty domu. Po prawej, w głębi od razu na wejście znajdowała się ładnie urządzona, średniej wielkości kuchnia. Na wprost znajdował się salon. Dwie kanapy po bokach ściany, pomiędzy nimi stolik i wiszący telewizor naprzeciw. Stały tam również kręcone schody, prowadzące na piętro domu. Na dole był również mały korytarz, gdzie były drzwi do łazienki i dwóch sypialni.

— A właśnie — zaczął Rafe i klasnął w dłonie chcąc zawrócić na siebie naszą uwagę, gdy zwiedzaliśmy parter. — Zapomniałem powiedzieć, że jest tylko pięć sypialni. Każda z łóżkiem małżeńskim.

Na początku nie miałam do tego problemu. Zapewnie przygruchałabym sobie do spania Hermana, Rafe'a albo chociażby Adama. Wszystko zmieniło się, gdy moje plany legły w gruzach;

— Dobra! To ja śpię z Maeve na dole! — zakomunikował Wyatt niemal pędząc do pierwszego pokoju. Usłyszeliśmy głośne skrzypnięcie materaca. — Te łóżko jest najwygodniejsze!!

Dziewczyna chłopaka zaśmiała się, a następnie pociągnęła swoje jak i jego walizki ze sobą zmierzając do sypialni.

— Nie bądź taki pewny, że najlepsze. Nie byliśmy jeszcze na pietrze — powiedział z przekąsem Adam, a następnie spojrzał z uśmiechem na Rosalie. — Rosalie, śpisz ze mną?

Blondynka przewróciła oczami, ale skinęła głową w akcie pogodzenia się ze swoim losem. Straciłam jednego z trzech kompanów do spania. Destiny szybko zaklepała drugi pokój na dole i powędrowała do niego z Natem.

Została nas tylko czwórka. Herman, Rafe, ja i pieprzony Vance. Patrzyłam się błagalnie to na swojego przyjaciela to na Camerona, prosząc ich tylko o to, aby nie zostawili mnie w sytuacji bez wyjścia. Niestety oni woleli ratować swoje dupy zamiast mojej i z szerokimi usmiechami wzięli swoje torby i zaczęli kierować się na górę.

— Sorki, Vi. Tym razem nie mogę Cię uratować — szepnął Rafe do mojego ucha, gdy przechodził obok, a następnie zniknął z Hermanem, zostawiajac mnie na pietrze samą z Vancem.

Spojrzałam na bruneta, który patrzył na mnie bez grama emocji. Błyszczące brązowe oczy taksowały moją twarz w dziwny sposób.

— Nawet nic nie mów — uciszyłam go wystawiając w jego stronę wewnętrzną stronę dłoni, gdy zaczął otwierać usta.

Prychnął z kpiną.

Zabrałam swoje bagaże, a następnie ruszyłam po schodach na górę. Było to dla mnie nie lada wyzwaniem, ciągnąć ze sobą te głupie walizki ważące łącznie może z dziesięć kilogramów. Złapałam zadyszki. Vance szedł zaraz za mną, ale wyminął mnie, gdy zrobiłam sobie krótka przerwę po wejściu po schodach.

Stanęłam za nim zaraz w progu sypialni, której drzwi otworzył. Była przytulna, w takich samych odcieniach jak wnętrze budynku. Na środku stało duże, dwuosobowe łóżko, po którego dwóch stronach stała szafka nocna, a na jednej z nich znajdowała się lampka. Nad łóżkiem było duże okno, przez które idealnie było widać plaże i wodę. Przy ścianie, po lewej stała niewielka szafa, obok niej sporej wielkości lustro i drewniane krzesło. Nie najbogatsze wnętrze, ale przytulne.

— Myślałem, że będzie gorzej — mruknął, wchodząc do środka. Nie odpowiedziałam, jedynie przewróciłam oczami.

Vance zaczął niemal od razu wypakowywać swoje rzeczy do szafy. Ja nie miałam jeszcze zamiaru tego robić, miałam dosyć... jeszcze sporo czasu. Usiadłam wygodnie na łóżku i napisałam wiadomość do taty, że jesteśmy już na miejscu, a chwile potem do Jadena o treści: "Musimy jutro wyjść na miasto." Spojrzałam na barki i plecy bruneta widząc jak jego mieście pod koszulką ładnie pracowały, gdy co chwile się schylał. Czeka mnie ciężki tydzień. Ale w łóżku ze mną spać napewno nie będzie.

~*~

Po wzięciu prysznica i ogarnięciu się po podróży zeszłam do salonu, gdzie siedziała Destiny, Rafe i Rosalie. Wcześniej Adam i Nate poszli zrobić szybkie zakupy, dlatego Adam pichcił coś w kuchni, więc na dole unosił się ładny zapach. Reszta zaszyła się w swoich pokojach. Maeve poszła spać, ponieważ bolała ją głowa, a Wyatt przy niej czuwał tak bardzo, że aż sam zasnął z czego mieliśmy niemały ubaw. Nim się obejrzeliśmy dochodziła już godzina piąta. Byliśmy na tyle zmęczeniu podróżą, że postanowiliśmy przenieść zwiedzanie Miami na jutro.

Des wzięła ze sobą laptopa i podłączyła go do telewizora, dzięki czemu mogliśmy oglądać właśnie American Ninja Warrior. Zazdrościłam tym ludziom chęci do sportu i samozaparcia.

— Adam długo będziesz robił tą kolacje? W brzuchu mi już burczy — powiedziała Rosalie spoglądając w kierunku kuchni.

Flores wyłonił się zza ściany w umazanym białym fartuszkiem i brudną łyżką w ręku, patrząc gniewnie na blondynkę. Starałam się nie zaśmiać.

— Jeszcze raz mi tam jękniesz to zaraz przyjdziesz mi pomagać — Zmrużył oczy celując sztućcem w Rosalie, która szybko uniosła ręce w geście obronnym.

— Tak, szef — Zasalutowała przez co się zaśmieliśmy.

Nie była taka zła, po prostu uprzedzona do mnie. Ale musiałam przyznać, że sukowatość leżała w jej naturze.

— O śpiąca królewna wstała. — Zacmokał Flores patrząc w stronę schodów z których schodził Vance.

Czarne włosy na jego głowie były nieułożone i odstawały w różne strony świata po dwugodzinnej drzemce. Gdy wyszłam spod prysznica, wracając na chwile do naszego pokoju ten spał smacznie na łóżku z telefonem w dłoni. Prezentował się nawet uroczo, kiedy tak bezbronne spał i nie wyglądał jakby chciał zabić połowe populacji planety.

Przewrócił oczami na słowa Floresa i przetarł zmęczoną twarz rękoma schodząc po ostatnich stopniach. Chryste, czemu on nawet po cholernej drzemce wyglądał idealnie? Ja gdybym się po takiej obudziła przypomniałabym wyglądem conajmniej tego stworka z Władcy Pierścieni.

— Chciałem spytać czy nie masz może dodatkowego ręcznika. Swojego zapomniałem zapakować — mruknął zachrypniętym głosem przez co aż zrobiło mi się gorąco.

Zdecydowanie uwielbiałam głoś Vance'a po spaniu, ale nigdy nie przyznam tego głośno. Panie, czemu on tak pięknie brzmiał?

Mam w torbie na górze. Pierwszy pokój po lewej — wyjaśnił, na co Carter kiwnął głową i znów zniknął na piętrze.

Adam wrócił do gotowania nam kolacji, a my do oglądania z zaciekawieniem reality show. Po godzinie nasz mistrz kuchni stwierdził, że podano do stołu, dlatego zbudził i zawołał wszystkich oprócz Maeve.
Herman i Vance zeszli z piętra w samych dresach, Herman w czarnych, Vance w szarych. Ten drugi nie miał na sobie koszulki, dlatego przez krótka chwile pozwoliłam sobie zjechać wzrokiem po jego dobrze zbudowanej sylwetce. Tylko krótką chwile.

Usiedli przy stole w jadali, a zaraz do nich dołączył Wyatt wraz z Natem, który również był w dresach bez koszulki. I po pierwsze Destiny nie dziwię Ci się, że na niego poleciałaś oraz po drugie czy oni się zmówili?

Przy stole nie było miejsca dla wszystkich, więc ja, Rosalie, Des i Rafe jedliśmy przy stoliku na kanapach.
W nagrodę za bycie najmilszą dla Floresa jedzenie zostało mi podane pod sam nos. Musiałam przyznać, że chłopak albo miał talent do gotowania albo zajebiście dobrze umie robić jedzenie z przepisu co również można było uznać za talent. Ja na przykład tego nie potrafiłam.

Po zjedzonym wspólnie posiłku i plotkowaniu o bzdetach rozwiedliśmy się w salonie. Wyatt poszedł z powrotem do swojej dziewczyny, a Adam stwierdził, że jest zbyt zmęczony gotowaniem dlatego idzie się położyć. Takim oto sposobem w siódemkę do późnego wieczora oglądaliśmy kolejne odcinki American Ninja Warrior kłócąc się od czasu do czasu w kwestii tego kto jest naszym ulubieńcem.

— Wyplułabym własne płuca, gdybym musiała tyle biec — skomentowałam odcinek, śmiejąc się pod nosem.

Leżałam na klatce piersiowej Hermana, który siedział w rogu kanapy, a nogi zarzucone miałam na uda Rafe'a siedzącego obok. Ta pozycja była bardzo wygodna i nie zamierzałam jej zmieniać.

— Daj spokój, przecież to nie jest taki spory kawałek — odpowiedział mi Nate, kręcąc z rozbawienia głową na moje słowa.

— Stary, ty jej nie widziałeś na w-fie — odparła rozbawiona Des, która leżała na drugiej kanapie w podobnej pozycji co ja, wtulając się w nagi tors Chase'a. Szczęściara.

— Ciężko ją zobaczyć skoro unika go jak ognia — dodał Herman zaczynajac się rechotać tak, że aż sama zaczęłam się trząść przez jego atak. Szanowałem go tylko dlatego, że był moim przyjacielem. Choć zaczęłam właśnie kwestionować dlaczego nim jest.

Spojrzałam na Rosalie która również się zaśmiała, jak cała reszta. Siedziała na podłodze, opierając się plecami o nogi Vance'a, który siedział wyżej na kanapie. Nawet on uniósł kąciki ust.

— Pierdolcie się — mruknęłam przewracając oczami i starałam się pohamować uśmiech.

Uderzyłam z łokcia w brzuch Price'a przez co zakrztusił się własna śliną. Teraz oprócz ataku śmiechu miał również atak kaszlu. — Dobrze ci tak.

Wtedy przypomniałam sobie żenującą historie Hermana, która idealnie nadawała się do tego aby mi dogryźć. Na moje wargi wpełzł złowieszczy uśmieszek.

— A pamiętasz jak w siódmej klasie... — zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć, ponieważ jego duża dłoń zatkała mi usta. Niewiele myśląc ugryzłam go w nią, przez co pisnął od razu ją zabierając. Spojrzałam na niego z dołu ze zmrużonymi oczami i wskazałam w jego stronę palcem, uśmiechając się zołzowato. — Nie igraj ze mną. Wiem o tobie więcej niż sam pamiętasz.

Szatyn zaśmiał się, a następnie delikatnie złapał swoimi zębami za mojego palca. Nie mogłam już wytrzymać i sama zaczęłam się śmiać.

— Właśnie Vivian, widzimy się jutro z Jadenem? — spytała Des, przez co na nią spojrzałam.

— Nie wiem jeszcze, nie odpisał mi. — Wzruszyłam ramionami. — Ale byłam tu już kiedyś i wiem gdzie jest fajny klub. — Uśmiechnęłam się szeroko. — Sprzedawali mi tam bez dowodu.

— Ooo czyli proponujesz jutro imprezę? — Rafe zabawnie poruszył brwiami.

— Jeszcze jak. — przytaknęłam radośnie.

Po około godzinie jedenastej zaczęliśmy się już zbierać do swoich pokoi. Zaczynało się najgorsze. Pożegnałam się z Pricem i Cameronem, którzy ruszyli do swojej sypialni zostając sama z Vancem. Jak by mu teraz powiedzieć, żeby spał na kanapie w salonie? Bez słowa weszliśmy do własnego pokoju i stanęliśmy w ramie w ramie przed dużym łóżkiem. W tym samym czasie odwróciliśmy głowy i spojrzeliśmy na siebie wrogo. Mogliśmy mieć zawieszenie broni, ale no bez przesady.

— Nie będę z tobą spać — powiedziałam na wstępie, zaplatając ręce na piersi.

Przewrócił oczami, a następnie jak gdyby nigdy podszedł do prawej strony łóżka, po chwili się na nie kładąc. Wyciągnął telefon z kieszeni dresów i zaczął coś na nim przeglądać. Zmarszczyłam brwi.

— Co ty robisz?

— Idę spać? - odpowiedział jakby to było oczywiste, unosząc na mnie znudzony wzrok znad Iphone'a. Niebiosa ześlijcie mi więcej cierpliwości.

Zgasiłam światło przez co zapanowała chwilowa ciemność, zanim Carter nie zapalił lampki na szafce nocnej, która w sumie świeciła tak, że prawie w ogóle.

Okej, może przesadzałam. Ale mogłabym spać z kimkolwiek byle nie z nim. Spojrzałam w sufit prosząc własną siebie o spokój.

Westchnęłam, a następnie ruszyłam w stronę łóżka. Wzięłam jedną poduszkę pod pachę, a potem zgarnęłam jakiś szary koc leżący na krześle pod ścianą. Widziałam jak Vance obserwuje każdy mój ruch. Rzuciłam przedmioty na ziemie i zaraz sama na niej usiadłam. Poprawiłam poduszkę, a następnie położyłam się i zakryłam kocem, wgapiając spojrzenie przed siebie.

— Co ty robisz? — Usłyszałam ten zachrypnięty wkurwiający głos.

— A nie widać? Śpię na podłodze.

— Vivian nie bądź dziecinna. - Prychnął, a ja byłam pewna, że przewrócił oczami.

— Dobranoc - fuknęłam obracając się na drugi bok.
Nie chciało mi się z nim kłócić przed snem.

Usłyszałam tylko jego ciche westchnienie dezaprobaty.

Zaraz materac zaczął skrzypieć przez jakiś ruch Vance'a. Zgasił lampkę nocną, w pomieszczeniu zapanowała ciemność. Przykryłam się szczelniej kocem i zamknęłam powieki. Podłoga zdecydowanie nie była wygodna do spania, ale lepsze to niż dzielenie z nim łóżka. Za chuja się nie wyspałam.

~*~

Zwlekłam się z łóżka, a raczej z podłogi późnym popołudniem. Vance'a nie było już w pokoju. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w czarny dres i zeszłam na dół. Destiny malowała się przy stole w jadalni, obok niej siedział Nate'a, który co chwile przeklinał przegrywając w Candy Crush na swoim telefonie. Adam wcinał zupkę chińską w salonie, siedząc na kanapie z Hermanem, Maeve oraz Vancem i oglądali jakiś filmy, który miał być chyba komedią. Wyatt jeszcze spał. Rosalie poszła z Rafem do sklepu, ponieważ stwierdzili, że tyle jedzenia ile kupili wczoraj chłopcy nie starczy nam do jutra. Usiadłam na drugiej kanapie i zaczęłam przeglądać media społeczeństwie. Zauważyłam również wiadomość od swojego brata.

Jaden: Dziś nie dam rady
Jaden: dopiero w czwartek
Jaden: mam sporo nauki

Vivian: oki nie ma sprawy
Vivian: powodzenia!

— Brat mi napisał, że dziś nie da rady się spotkać. Dopiero w czwartek — oznajmiłam spoglądając na ich twarze.

— To znak. Czas odpalić wujka google, który nam doradzi gdzie mamy iść — zaśmiała się Des.

— To pójdźmy dziś do tego klubu co wczoraj wspomniałaś. — Spojrzał na mnie Adam, wciągając nitkę długiego makaronu do ust.

— Ale to musimy pojechać taksówką. To kawałek drogi stąd — poinformowałam.

— Luz. — Wzruszył ramionami. Po chwili na jego wargi wpełzł cwany uśmieszek, co znaczyło, że jakiś głupi pomysł narodził się w jego ładnej główce. — Ogarnąć nam coś do palenia?

Otworzyłam szeroko oczy prawie zachłystając się własną śliną. Podobnie zareagowała Des, przerywając malowanie rzęs. To nie tak, że nigdy nie paliłam skrętów po prostu zdziwiły mnie jego słowa.

— Ty chcesz ogarnąć zioło? — Prychnęłam, a następne uniosłam brew. — Niby skąd?

— Noo... Vance ma tu znajomości. — Po jego słowach natychmiast przeniosłam wzrok na Cartera. Cały się spiął i spojrzał na Floresa z chęcią mordu, przez to ten aż podskoczył w miejscu i uśmiechnął się niemrawo. — Znaczy coo... — odparł piskliwym głosem. — Miałem na myśli Vance NIE ma tu znajomości. NIE ma tu znajomości.

Z niezrozumieniem na twarzy wpatrywałam się to w jednego to drugiego i dochodziłam tylko do wniosku z jakimi idiotami ja się zadaje. Również do tego, że Adam wie coś czego nie wiedziałam ja, ale to nie było niespodziewane.

Vance wciąż patrzył tylko na swojego przyjaciela miażdżąc go spojrzeniem, gdy ten był przestraszony i głośno przełykał ślinę.

— Okej, nie chce w to wnikać. — Z tymi słowami wstałam z miejsca i udałam się w stronę schodów. Odwróciłam się do nich na chwile z szerokim uśmiechem krzycząc: — Badzie gotowi na siódmą!

~*~

W dziesiątkę staliśmy już gotowi przy drodze, czekając na trzy taksówki. Ubrałam się w czarną dopasowaną, lateksową spódniczkę, trochę ponad uda i czarny koronkowy top na ramiączka. Do tego zarzuciłam na siebie płaszcz w takim samym odcieniu. Włosy miałam wyprostowane, a makijaż dosyć mocny. Z takim wyglądem zamierzałam przedstawić dzisiaj osobom w klubie idealną Vivian Steyn.

— Czuje się dziś jak pani bogata bizneswoman — rzuciła zadowolona Destiny, poprawiając swoją różową, dopasowana sukienkę.

— Mogę być dzisiaj twoim posłusznym pracownikiem — mruknął Nate ubrany w białą koszule i puścił jej oczko, przez co się zaśmiała.

Zerknęłam na Vance'a, stojącego kilka kroków ode mnie. Trzymał dłonie zaplecione na piesi. Miał na sobie czarną koszule z rozpiętymi u góry dwoma guzikami. Chryste, chyba mam słabość do facetów w czarnych koszulach. Przeklnęłam ślinę, starając się nie zwracać uwagi na sposób w jaki na mnie patrzył. Skupił uwagę na moich odkrytych nogach, a następnie leniwie przesunął wzrok wyżej do mojej twarzy. Uniósł jeden kącik ust oraz brew, świdrując moją twarz błyszczącymi oczami. Odwróciłam głowę nie mogąc znieść jego palącego spojrzenia.

— Dobra każdy wszystko ma? — spytał Rafe, na co wszyscy pokiwaliśmy głowami.

Po około trzydziestu minutach znaleźliśmy się pod dużym, niebieskim neonem z napisem "South Beach Club Crawl". Wokół wejścia stało multum ludzi w różnych stanach trzeźwości.

— Pokażmy Miami jak się bawią ludzie z Moore Haven! — zawołał Adam z szerokim uśmiechem i jako pierwszy wszedł do środka. Zawiwatowaliśmy na jego okrzyk, podążając za nim do klubu.

~*~

— Barman jeszcze jedna kolejka! — wydarł się Adam, siedzący obok mnie do starszego mężczyzny stojącego za długą, podświetlaną ladą.

W środku panował chaos. Dudniła głośna muzyka przez która przedzierały się różne krzyki innych osób, których było multum. Neonowe światła w pomieszczeniu migały w przeróżnych barwach, co chwile zmieniając się na nowe wprawiając mnie tym w oczopląs. Zdradziecki alkohol pływał w moich żyłach i przez to nic nie było w stanie zepsuć mojego dobrego humoru.

W końcu barman przygotował dla nas sześć kolorowych szotów, które od razu chwyciliśmy w dłonie. Skrzyżowałam spojrzenie z Adamem i Maeve i unieśliśmy w górę swoje kieliszki.

— Za zajebistą zabawę do zgona! — zwołał Flores szczerząc się od ucha do ucha.

Jednocześnie wypiliśmy pierwszego szota, po którym moje gardło zapłonęło. Były w cholerę mocne, ale równie przepyszne. Barmani ogrywali tutaj kawał dobrej roboty. Po paru chwilach opróżniliśmy następne kieliszki. Czułam lekkie zawroty głowy, ale kto by się tym teraz przejmował! Totalnie nie widziałam gdzie jest reszta, było zbyt dużo ludzi. Większa cześć siedziała w lożach, na dworze, albo tańczyli na parkiecie. Gdy ostatni raz sprawdzałam telefon, dochodziła godzina dwunasta. Przez ostatnie godziny wlałam w siebie więcej alkoholu niż przez ostatnie miesiące. Zdrowy rozsądek poszedł w zapomnienie.

Adam pociągnął mnie ze sobą na parkiet. Przeciskaliśmy się przez tłum pijanych ludzi bawiących się w rytm klubowej muzyki. Ledwo co stąpałam równi z nogi na nogę, ale nie przestałam się uśmiechać. Było mi zbyt dobrze. Zatrzymaliśmy się w końcu wśród nieznanych twarzy i zaczęliśmy tańczyć machając rękoma. Nikt mnie tam nie znał. Mogłam czuć się wolna bez żadnych głupich myśli, że mam się pilnować bo ktoś ze znajomych taty mógł na mnie nakablować. Wtedy w klubie mogłam być zwykłą dziewczyną bawiąca się zajebiście dobrze w jednym z największych klubów w Miami.

Nawet nie wiedziałam w którym momencie znaleźliśmy się w naszej loży. Pamiętałam tylko, że Maeve i Wyatt, którzy byli totalnie zlani (jak każdy z nas) udali się w jakieś ustronne miejsce, Rosalie skończyła na parkiecie z jakimś gościem, a Herman podrywał barmankę. Destiny z Natem straciłam z oczu jakieś dwie godziny temu, zapewnie poszli się pieprzyć w jakimś kącie. Cieszyło mnie to tylko pod względem, że znów zaczęli się dogadywać, nawet w taki sposób. Vance siedział z Rafem, naprzeciw mnie i Adama. Carter miał wyjątkowo dobry humor, a alkohol jeszcze bardziej go podsycił wiec nie był dziś jakoś bardzo irytujący.

— Vi, jesteś pijana? — Zacmokał Rafe układając usta w dzióbek.

— Ja? No co ty! — wybełkotałam próbując brzmieć w stu procentach poważnie, ale wychodziło mi to tak świetnie jak nie zerwanie na Vance'a, czyli wcale. Czemu on musiał być taki przystojny! Choć w jego przypadku to spore niedopowiedzenie. — Nie mam pojęcia co to alkohol.

Wyszczerzyłam się, sięgając po kolejnego drinka. Dla barmanów powinni tu dawać napiwki dwukrotności mojej pensji za takie cuda.

— Chyba już ci starczy — zaczepił mnie zadziornie Vance, unosząc kącik ust.

— Spokojnie, tato. Wszystko pod kontrolą. — Wyszczerzyłam się pijacko, a następnie wypiłam resztki alkoholu ze szklanki.

Vance przyjechał językiem po dolnej wardze, przewracając oczami. Zdecydowanie nie powinnam skupiać uwagi na jego kształtnych, malinowych ustach, ale przez alkohol moje myśli zaczęły błądzić do naszego pocałunku w sylwestra. Miałam udawać, że to się nie wydarzyło, ale cholera, teraz nie potrafiłam. Pociągał mnie fizycznie i musiałam to przyznać, choć uparcie starałam się to wypierać. Chcąc przestać nad tym rozmyślać odwróciłam od niego spojrzenie i chwyciłam szklankę Rafe'a wypijając z niej całą zawartość, przez co moje gardło zapiekło.

— Ej! - jęknął zabierając mi naczynie, z którego zdążyła już zniknąć cała zawartość.

Uśmiechnęłam się niewinnie posyłając mu buziaka w powietrzu.

— O kurwa. Vance Carter! — Usłyszeliśmy obok siebie.

Odwróciliśmy głowy w stronę niewysokiego chłopaka, stojącego przy naszym stole, uśmiechał się od ucha do ucha. Zmierzwił brązowe włosy ręką. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia jeden lat.

Zmarszczyłam brwi myśląc nad tym skąd przypadkowy chłopak w Miami mógł go znać. Może to jakiś jego znajomy?

— Znamy się? — odezwał się niezbyt zaciekawiony Vance, taksując go ze znudzoną miną.

Szybka zmiana humoru i pokazanie chłodnej strony. No tak. zapomniałam z kim mam do czynienia.

— Ty mnie nie, ale ja Ciebie owszem. Cholera... — plątał się nieznajomy. — Nigdy nie sądziłem, że Cię spotkam. Oglądałem twoje wyścigi odkąd skończyłem osiemnaście lat. Ja fan.

Zassałam dolną wargę i przyłożyłam dłoń do ust starając się nie parsknąć śmiechem. Pierdolona Sophie miała racje. Vance pieprzony Carter był znany nawet w Miami! Przecież to było absurdalne! Chyba jej słowa dotarły do mnie właśnie wtedy. Kilka plotek w Moore Haven na jego temat to jedna sprawa, ale byliśmy w kompletnie innym mieście mile od domu. Znałam pieprzoną legendę Florydy, jak to powiedziała Sophie. Cholera, tego bym się nigdy nie spodziewała. Tata nie byłby dumny.

Patrzyłam to na Vance'a to stojącego obok chłopaka próbując dokładnie zarejestrować wszystko w swojej głowie. Nie do końca potrafiłam przyswajać informacje.

Vance naprawdę był znany w całym stanie przez głupie wyścigi samochodowe. Wplątałam się w znajomość z kimś kto jest chodzącym problemem z dużą ilością problemów na koncie. Pewnie jego kartoteka była równie spora.

— Niestety nie daje autografów — mruknął odwracając od niego wzrok i skupił go na jakiejś dziewczynie za mną i Cameronem.

Chłopak ewidentne był zawiedziony zachowaniem swojego "idola". Nieco posmutniał i spuścił spojrzenie na podłogę. Aż mi się go żal zrobiło, Vance nie musiał zachowywać się jak kutas.

— Za to ja z chęcią Ci dam. — Uśmiechnął się szeroko Rafe, patrząc dumnie na szatyna.

Przeniósł na niego wzrok, a następnie zmarszczył brwi.

— A kim ty jesteś? - spytał zaciekawiony.

Cameron otworzył szeroko usta jakby niedowierzając w wypowiedziane słowa. Od razu zmarktoniał, uśmiech spełzł mu z warg. Patrzył na niego spod byka.

— A to spieprzaj — burknął do niego machając ręką, a za chwilę zaplutł ręce na piersi i odwrócił od niego wzrok. Księżniczka Rafe Cameron we własnej osobie.

Adam parsknął śmiechem o mało nie wypluwając z buzi swojego napoju.

Nieznajomy wzruszył ramionami. Odprowadziłam go wzrokiem, gdy ruszył z sobie znanym kierunku.Biedny chłopak. W sensie nie on. Rafe.

— Kooochanie, nie przejmuj się — powiedziałam zakładając jedną dłoń na jego barki i przyciągając jego głowę do swojego ramienia. — Nie był wart twojej uwagi.

Adam śmiał się w najlepsze, zamiast uderzyć się we własna nogę próbując się opanować, trafił na nogę Cartera. Ten zgromił go spojrzeniem, ale nie zadziałało one na jego przyjaciela. Znali go zbyt dobrze, aby się go przestraszyć. Zdążyłam zauważyć, że byli dla siebie czymś w rodzaju rodziny. Całkiem urocze.

Kciukiem gładziłam jego miękki policzek, gdy blondyn udawanie pociągnął nosem. Uśmiech nie chciał zejść mi z warg.

— Ciągle żyje w cieniu tego idioty! — zawył, ścierając niewidzialną łezkę ze swojego kącika.

— Luz, ja też — parsknął Flores.

Vance przewrócił oczami na komentarze chłopaków, widziałam jednak, że kącik jego ust prawie niezauważalnie drgnął do góry.

— Nie ładnie tak zlewać swoich fanów — rzuciłam cwanie do Cartera. — Pewnie bez nich byś daleko nie zaszedł — zaśmiałam się.

Mój tekst był chyba jednak nie na miejscu, bo poczułam jak ciało Rafe'a się spina.

Spoglądałam niepewnie na Vance'a zaczynajac obawiać się jego reakcji, ale ona wcale nie naszła. Jedynie przyglądał mi się beznamiętnie, a jego usta rozciągnęły się w kpiącym uśmieszku.

— Tak się składa, że w porównaniu do niektórych doszedłem do wszystkiego sam — odpowiedział z jadem w głosie.

Wiedziałam, że mówiąc "niektórych" miał na myśli mnie. Jakoś nieszczególnie mnie to dotknęło, może minimalnie. Przecież prawdą było to, że większość miałam dzięki tacie i nie zamierzałam temu przeczyć.

— W takim razie gratuluje sukcesu — sarknęłam, chcąc zakończyć ten temat.

Może ja go zaczęłam, ale nie miałam ochoty na kłótnie. Nie wiedziałam, że tak zareaguje. To niewinny żart. Byliśmy na imprezie, w Miami, to nie był czas na takie rzeczy. Czasem zapomniałam o tym, że Vance był osobą konfliktową i mściwą, a ja powinnam trzymać jezyk za zębami.

— Może powinnaś brać ze mnie przykład — dodał zdawkowo, biorąc łyk alkoholu.

Nie chciałam się kłócić, ale skoro ten typ nie potrafił zamknąć mordy kiedy trzeba to przepraszam. Może jednak oboje byliśmy konfliktowi.

— Vance... — mruknął Adam nie chcąc psuć atmosfery. Ale na to było już za późno.

— Mam brać przykład z kogoś kto uznawany jest za kryminalistę? — Prychnęłam. — W dodatku jesteś strasznym egoista i hipokrytą. Podziękuje.

Usłyszałam ciche jęknięcie politowania spomiędzy ust Rafe'a i Adama. Oni również mieli nas dość.

Zadziwiające było to, że pomimo buzującego w naszych żyłach alkoholu Carter potrafił nie wyprowadzać się z równowagi. U mnie z tym gorzej. Patrzył na mnie kpiąco, jak zwykle mając na ustach tez wkurwiając uśmieszek. Tym razem to nie ja prowokowałam go, tylko on mnie.

— W takim razie co tu robisz? Dlatego zdajesz się z marginesem społecznym? — odbił piłeczkę przyglądając mi się z zaciekawieniem. — Myślisz, że oni wszyscy — Wskazał dłonią na swoich przyjaciół. — nie są w tym ze mną? Dlaczego siedzisz tu z nami zamiast słuchać się swojego ojca? Przecież jesteś jego posłuszną suką. — Zaśmiał się gorzko. Zagotowało się we mnie. Policzki oblał mi rumieniec, ale nie spowodowany procentami, a złością. Już miałam coś odpowiedzieć, aczkolwiek wyprzedził mnie wciąż ze mnie szydząc. — Ach, no tak. — Parsknął. — Jesteś zbyt słaba i głupia,  żeby poradzić sobie w tym świecie sama.

Po jego ostatnich słowach mój gniew wyparował. Każda emocja wyparowała z mojego ciała. Czułam się pusta, czułam pustkę. Wpatrywałam się beznamiętnie w jego idealną twarz, na której rozciągał się zadowolony uśmiech zwycięstwa. Skanował mnie swoimi brązowymi tęczówkami próbując wyczytać ze mnie emocje. Problem był tylko taki, że nie było we mnie żadnej z nich.

— Vance, kurwa, przesadziłeś — warknął Adam, uśmiech już dawno spełzł mu z warg. Tak samo jak każdemu z nas, oprócz jednej osoby.

Spojrzał na chwile na szatyna i uniósł kącik ust, ponownie przenosząc wzrok na mnie.

— Gdyby nie ja już dawno leżałabyś martwa albo dawałabyś dupy dla Rydera. W sumie tylko do tego się nadajesz, Vivianno Steyn — niemal wypluł z siebie dwa ostatnie słowa, jakby się mną brzydził.

I to był dla mnie cios ostateczny.

— Nie dziwi mnie to, że ludzie gadają o tobie złe rzeczy. W końcu jedynie do czego się nadajesz to do rozpierdalania innym życia — wysyczałam przez zaciśnięte zęby i poczułam na swoim udzie rękę Rafe, ale to zignorowałam. Z twarzy Vance zniknął w końcu ten szatański uśmieszek. Zacisnął szczękę wpatrując się we mnie z dziwnym spojrzeniem. — Jesteś zwykłym śmieciem i życzę Ci tego, żebyś spotkał kiedyś kogoś kto równie zacznie rozpierdalać twoje — wypowiedziałam te słowa z ogromną mocną.

Pomimo, że Vance wciąż wpatrywał się we mnie nijako wiedziałam, że nie był z kamienia. Przez chwile zobaczyłam w jego oczach coś, co pokazywało, że moje słowa jakkolwiek go dotknęły. Nie był bez emocji, był człowiekiem. Był człowiekiem, który zajebiście dobrze je ukrywał, ale nie idealnie. Nie w tamtej chwili, gdy jego mur na sekundę opadł, a ja mogłam zobaczyć coś więcej niż jego puste spojrzenie i wypraną z uczuć twarz.

— Może już spotkałem — mruknął niemal niesłyszalnie, zarywając kontakt wzrokowy.

Nie wiedziałam nawet czy ktokolwiek poza mną słyszał te słowa. Nie wiem czy sama zdołałabym je usłyszeć, gdyby nie z ruchu warg.

Vance wstał od razu i wyszedł z loży. Wypalałem dziury w plecach jego oddalającej się sylwetki. Wpuściłam powietrze z ust, które niekontrolowanie wstrzymałam. Spojrzałam niepewnie na Rafe'a i Adama. Wpatrywali się we mnie zdezorientowani zaistniałą wymianą zdań. Może gdyby nie alkohol ta rozmowa nigdy nie miałaby miejsca. Choć w sumie co ja pieprze. To byliśmy my, nigdy nie potrafiliśmy utrzymać przyjemnej atmosfery.

— O kurwa — podsumował idealnie Adam, drapiąc się po głowie.

— Czekam na dzień w którym nie będziecie sobie skakać do gardeł — dodał Rafe.

Przewróciłam oczami.

— Prędzej piekło zamarznie — poinformowałam cierpko, wstając.

Przecisnęłam się przez nogi Camerona i poprawiłam rękoma swoją sukienkę, która delikatnie się podwinęła.

— Zamówię taksówkę i wrócę do domu. Dasz mi klucze? — spytałam patrząc na blondyna.

— Pojadę z tobą.

— Też się zwinę z wami — powiadomił Adam. — Tylko napisze do reszty, że już uciekamy.

Pokiwałam głową.

W międzyczasie drogi do domu ustaliłam, że śpię dziś z Rafem. Nie miał do tego większego problemu z czego byłam mu wdzięczna. Vance'a nie chciałam widzieć na oczy, dziś i najlepiej w ogóle, choć było to niemożliwe.

Umyłam się i pachnąca, w piżamie powędrowałam do łóżka Camerona. Był chyba jak na razie najbardziej lubianą przeze mnie osobą z mojej nowej grupy znajomych. Choć czasem Maeve biła go na głowę. Położyłam się obok śpiącego już chłopaka i przykryłam szczelnie kołdrą. Rafe w pewnym zarzucił rękę na mój brzuch przez się spięłam, ale po chwili rozluźniłam swoje mięśnie.

Jakby myśleć przyszłościowo mogłabym nawet zacząć sobie wyobrażać go w roli mojego chłopaka. Ale wcale nie było to dziwne! Każdy czasem miał takie myśli. Rafe był przystojny, zabawny i zdecydowanie mniej chujowy niż Vance. Chryste, nawet w moich myślach musiał mnie nawiedzać. Zamknęłam zmęczone oczy, próbując zasnąć. Nie przyszło mi to tak prędko, ponieważ miałam mały helikopter w głowie.

~*~

Zeszłam po schodach na dół, gdzie panowała głucha cisza. Gdy się obudziłam Rafe już nie spał, stukał coś w swoim telefonie. Zrobiłam się głodna, więc po godzinie przeglądania instagrama i oglądaniu zdjęć z wczorajszej imprezy w końcu zwlekłam się z łóżka.

Reszta wciąż zaszywała się w swoich pokojach. Oprócz Hermana, spał na kanapie w salonie przez to, że zajęłam jego miejsce z łóżku Rafe'a. Wiem tylko, że wrócili z klubu około piątej, przez głośne pijackie śmiechy, które mnie obudziły. Mnie na szczęście kac nie męczył, tym razem udało mi się go uniknąć podobnie jak Cameronowi. Niestety Adam nie miał tyle szczęścia, słyszałam go rano w łazience i aż się przeraziłam słysząc jego przerażajace jęki. Jakby kota obrywali ze skóry. Chyba mam traumę.

Wyciągnęłam z lodówki jogurt z malinami i kawałkami ciasteczek zbożowych. Cudowny był. Zaczęłam zmierzać z powrotem do pokoju, ale zatrzymał mnie głos Nate'a:

— Vance wrócił?

Spojrzałam na niego przez ramie, trzymając w ustach łyżeczkę. Musiałam pewnie wyglądać komicznie. Zmarszczyłam brwi.

Nate przetarł zmęczone, delikatnie przekrwione oczy. Widać, że przeżył dobrą imprezę. Na jego szyi mogłam dostrzec trzy bordowe plamki. Uniosłam delikatnie kąciki ust i poruszyłam zabawnie brwiami. Destiny miała udaną noc. Chłopak przewrócił oczami widząc moją reakcje, ale również widziałam, że się uśmiechnął.

— Skąd mam wiedzieć? — Wzruszyłam ramionami odpowiadając na jego pytanie. — Spałam u Rafe'a. Nie wrócił z wami?

Pokręcił przecząco głową.

— Nie. — Westchnął. — Jak chcieliśmy go zgarnąć to siedział w loży w gronie atencyjnych wampirów. — Posłałam mu pytające spojrzenie na to określenie. — Swoich "fanów" — Przeciągnął z niesmakiem ostatnie słowo. — Tak mówię na tych idiotów, którzy lepią się do niego ze względu, że to przecież Vance Carter, były król wyścigów. — Zaśmiał się gorzko. Chyba nie pałał do nich sympatią. Po jego słowach ja również. Obrzydliwe było zdawanie się z kimś tylko i wyłącznie przez plakietkę. — Siedział tam wkurwiony i pijany. Nie chciał od nich odchodzić, bo po alkoholu zaczyna lubić ich atencję. Nigdy tego nie zrozumiem.

Wpatrywałam się z zaciekawieniem w Nathaniela, który sama nie wiedziałam dlaczego mi to wszystko mówił. Wyglądał na zmęczonego, ale nie do końca nie przespaną nocą. Jakby coś go martwiło od dłuższego czasu.

— Tak czy siak nie chciał iść. Uwiesiła się na nim jakaś siksa, a kiedy Wyatt chciał go odciągnąć siłą i wyprowadzić to zaczął się rzucać. — Rozchyliłam delikatnie wargi. Z nim coś definitywnie było nie tak. — Wyatt dostał i polała się krew, przez co zaczęli się kłócić. Stwierdził, że to pierdoli i go zostawia. — Zmierzwił roztrzepane blond włosy. — Nie było sensu z nim rozmawiać, bo i tak by nie się nie posłuchał. Dlatego pojechaliśmy bez niego i pytam czy wrócił.

Po przeanalizowaniu jego słów mogłam łatwo stwierdzić, że przyjaźń z Vancem nie zależała do najłatwiejszych. To raz kolejny utwierdzał mnie w tym jego przyjaciel.

— Nie wiem, zaraz pójdę do pokoju sprawdzić i ci napisze. — Uśmiechnęłam się blado. Chłopak pokiwał delikatnie głową.

Wbiegłam po schodach, od razu kierując się do pokoju, który dzieliłam z Vancem. Niepewnie pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Po chłopaku nie było ani śladu. Łóżko od wczoraj było zaścielone i nienaruszone.

Znalazłam się w sypialni Rafe'a i sięgnęłam po telefon pisząc wiadomość do Nate'a.

— Coś się stało? — spytał, wiec uniosłam na niego wzrok.

Westchnęłam, a następnie usiadłam na łóżku obok niego.

— Vance nie wrócił wczoraj z nimi i Nate się martwi — wyjaśniłam od razu.

— Znajdzie się. Jak zawsze. — Wzruszył ramionami, nie będąc wielce zaskoczony moim wyznaniem.

Zmarszczyłam brwi spoglądając na jego delikatnie opuchniętą i zaróżowioną twarz. Wiem, że Vance był dużym chłopcem i sobie poradzi, ale nie powinni jednak szukać z nim kontaktu? Byliśmy w pieprzonym Miami! Przez ludzkie odruchy sama zaczęłam się martwić o tego kretyna. Rafe jednak podszedł do tego jakby to było conajmniej coś normalnego w jego przypadku. Może właśnie tak było?

— Jak zawsze? — dopytałam.

Blondyn westchnął ciężko.

— On już tak ma, Vivian. — Uśmiechał się lekko. — Nie będę Ci o nim opowiadał, pewnie by tego nie chciał. To mój przyjaciel. Po prostu ma chujowe dni, znika i izoluje się od wszystkich. Pomyśli sobie, zabawi się, cokolwiek i wróci. On już tak ma. Nie martw się na zapas.

Uniosłam delikatnie kącik ust i pokiwałam głową. Z każdym dniem moja teoria, że Vance jest po prostu jebnięty sprawdzała się coraz bardziej. Tak, dokładnie. Jebnięty.

Położyłam się na miękkim materacu, opierając plecy na poduszce leżącej wyżej na zagłówce łóżka. Zachciało mi się kurwa babrać w tym syfie to teraz mam. Mam Vance'a, który utrudnia mi życie i mam ludzi którzy również są w to zamieszani, ale chociaż są spoko. Tyle dobrego.  Normalny dzień z życia Vivian.

~*~

Wieczorem każdy odleżakował już swojego kaca w domu zaczęło w końcu żyć. Nie mieliśmy sił na kolejną imprezę ani zwiedzanie, no może nie każdy. Wyatt i Maeve postanowili, że pójdą jednak się przejść po okolicy.

Vance wciąż nie wrócił, a z tego co wiedziałam od Nathaniela to nie dawał znaku życia. Starałam sobie powtarzać słowa Rafe'a i się nie martwić o tego idiotę. Normalne ludzie uczucie - empatia.

Rosalie nie wyłaniała się zza drzwi swojej komnaty tajemnic i oglądała w nim jakiś serial, dlatego nie chciała do nas dołączyć, gdy w szóstkę siedzieliśmy w salonie.

W tle leciała muzyka z włączonego telewizora. Siedziałam na jednej z kanap obok Hermana i Adama, wcinając kawałek pizzy, którą zamówiliśmy około godziny temu. Była już chłodna, ale to nie zmieniało faktu, że smakowała znakomicie. Wybredna do jedzenia nigdy nie będę.

Naprzeciw mnie miejsce znajdowała Dest, która robiła Nate'owi makijaż. Śmiałam się cicho pod nosem,, kiedy blondyn za każdym razem jęczał, gdy dziewczyna próbowała przykleić mu sztuczne rzęsy. Męczyła go z conajmniej godzinę żeby się zgodził. Ostatecznie chyba mu czymś zagroziła szepcząc coś do jego ucha, bo chłopak niczym najwiekszy męczennik przewrócił oczami i zgodził się na - według niego - męczarnie. Ja tam się świetnie bawiłam z chłopakami oglądając ten teatrzyk. Obok nich siedział Adam, który z wielkim uśmiechem na ustach nagrywał to wszystko, co chwile rzucając jakiś głupi komentarz w stronę Nate'a, który i tak już wydawał się rozdrażniony przez co co działo się na jego twarzy.

— Może zagramy w karty? — zaproponował Herman, zwracając na siebie naszą uwagę.

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Co jak co ale w karty to ja grać nie umiałam, a on o tym dobrze wiedział. Skubany zawsze mnie ogrywał.

— Przecież wiesz, że moje umiejętności z kartami zaczynają się na graniu w wojnę, a kończą na makale — zaśmiałam się, przewracając oczami.

— Ty chociaż masz jakieś umiejętności — wtrącił Adam uśmiechając się głupio. — Ja kiedyś próbowałem się nauczyć sztuczek.

— O! I co? Umiesz coś? — dopytała zaciekawiona Destiny, odrywając się od Nate'a, trzymając w reku pensetę w której trzymała sztuczną rzęse. Chłopak odetchnął z ulgą widząc jak się od niego odsuwa.

— Absolutnie nie — odparł zrezygnowany, przez co parsknęliśmy śmiechem. — A uczyłem się tego przez pieprzony miesiąc! Miesiąc! — Westchnął robiąc smutną minę. — Okazało się, że triki których próbowałem się nauczyć były zwykłym oszustwem. Tutorial walił w chuja i był zmontowany. Traciłem tyle czasu! — zawył.

Destiny poklepała go po plecach.

Adam był jedną z nielicznych osób, która nie musiała próbować na sile być zabawnym żeby mnie rozbawić. On po prostu był zabawny w większości rzeczy, których robił i mówił. I to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

— Będzie dobrze — zaśmiała się. — Nauczę Cię. Tata mnie kiedyś uczył. — Uśmiechnęła się dumnie.

Flores spojrzał na nią jak małe dziecko z oczami pełnymi nadziei.

— Naprawdę?

Pokiwała energicznie głową, a chłopak pisnął z zachwytu. Był niczym małe dziecko, pomimo dwudziestu jeden lat na karku. Dlatego nieco dziwiło mnie to jak ten człowiek potrafił być poważny, gdy w grę wchodziły nielegalne wyścigi.

Po kolejnych w sumie nic nie robienia, ponieważ postanowiliśmy odpuścić grę w karty, powoli dochodziła godzina jedenasta. Zmęczeniu w sumie niczym, wróciliśmy do swoich pokoi.

Podziękowałam w międzyczasie dla Rafe'a za to, że mogłam u niego przenocować. Dziś postanowiłam spać u siebie. Skoro Vance'a nie było i nie miał zamiaru wracać to spokojnie mogłam iść tam zasnąć. Wślizgnęłam się pod chłodną kołdrę, a do moich nozdrzy od razu dotarł zapach wspomnianego chłopaka.

— Świetnie, nawet jak go nie ma to muszę czuć jego odór — mruknęłam do samej siebie, choć z tym odorem przesadziłam.

Uwielbiałam jego perfumy i zdecydowanie musiałam wiedzieć jaka to marka. Mój przyszły chłopak definitywnie powinien takie posiadać.
Sen nie przyszedł od razu, przez co byłam skazana na dłuższe wdychanie jego zapachu na naszej pościeli. Chociaż skrycie wiedziałam, że dzięki niemu przyszedł on zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj.

~*~

— Tato... ale ja nie chce... iść do tej... szkoły — wymruczałam ledwo słyszalne przez sen, z którego powoli się wybudzałam czując uginanie materaca.

Czwarta gęstość wchodziła do akcji.

W pokoju wciąż panowała ciemność, ponieważ żadne światło nie przechodziło przez moje powieki, które wciąż były zamknięte. Leniwie przewróciłam się na drugi bok mrucząc pod nosem jakieś niewyraźne wyrazy. Sprężyny zaczęły skrzypiec przez ciężar jaki się po nim poruszał, ale przecież ja leżałam w miejscu.

— Tato... — ziewnęłam cicho. — pewnie nawet nie ma siódmej — wymamrotałam twarzą w poduszce.

Po raz kolejny nie dostałam odpowiedzi, ale byłam zbyt zawalona w akcji, żeby jakkolwiek zareagować. Nie do końca kontaktowałam pogrążona w półśnie. Wciąż słyszałam skrzypnięcia, doszły do tego ciche pomruki i ktoś obok mnie zdecydowanie za bardzo się wiercił. Przeklnęłam szpetnie pod nosem odwracając, wciąż leżąca na miękkiej poduszce, głowę w prawą stronę, skąd dobiegały odgłosy.

Ciężkie, ciepłe ciało położyło się tuż obok mnie. Natychmiast dotarł do mnie ostry zapach alkoholu. Ledwo przytomna otworzyłam szeroko oczy i w sumie sama nie wiem co to miało na celu, wciąż kompletnie nic nie widziałam.

Pisnęłam głośno ze strachu, usłyszeli mnie pewnie wszyscy domownicy i zdążyłam ich tym obudzić. Szczególnie całe piętro. Duża, z pewnością męska dłoń zakryła moje usta przez co jak poparzona szybko chwyciłam za poduszkę, rzucając ją stronę mojego oprawcy.

— Kurwa — wymamlał niskim głosem z charakterystyczną chrypką, a mi wtedy kamień spadł z serca. No może nie dosłownie.

— Popierdoliło Cię do reszty?! — wrzasnęłam wyrzucając ręce w powietrze.

Równie dobrze mogłam go nimi uderzyć, bo po pierwsze - nic nie widziałam, a po drugie - zasłużył sobie.

Mamrotał pod nosem coś niezrozumiałego, jakby rzucał zaklęcia. Był totalnie zlany i pomimo, że go nie widziałam to śmiało mogłam to stwierdzić.

— Vivian?! Coś się stało?! — Usłyszałam zaniepokojony krzyk Hermana na korytarzu za drzwiami.

Kochany, jedyny postanowił sprawdzić czy jeszcze żyje. Żyłam, ale serce łomotało mi tak jakbym miała zaraz zejść na zawał.

— Vance wrócił i okazało się, że koszmar stał się rzeczywistością! — sarknęłam zachrypniętym głosem, bo nie zdążył się jeszcze rozbudzić.

— Boże... to po cholerę drzesz tą japę. Myślałem, że to jakiś włamywać — fuknął, a zaraz potem usłyszałam zatrzaskanie drzwi.

Włamywacz był by teraz stanowczo lepszy niż leżacy obok mnie napruty w trzy dupy Vance.

— Wypierdalaj stąd. W poskokach — powiedziałam twardo i zapaliłam lampkę nocną.

Oświetliła ciepłym, nie dużym światłem kawałek pomieszczenia.

Obdarowałam zirytowanym spojrzeniem bruneta siedzącego obok. Czarne włosy chaotycznie rozrzuciły się w różne strony świata. Ubrany był w inne cichy niż ostatnim razem gdy go widziałam. Teraz nie miał na sobie koszulki przez co widziałam jego tatuaże i szare dresy, dokładnie tak jak wtedy u niego w mieszkaniu. W końcu spojrzałam na jego zmarnowaną twarz. Rozchyliłam delikatnie wargi z zaskoczenia. Miał rozwalony luk brwiowy, ale został on już oczyszczony z krwi. Robił się już tam strup. Wargi miał delikatnie opuchnięte i nieco popękane. Nie patrzył na mnie. Wbił wzrok w sufit, nieco mrużąc powieki. Musiał być zmęczony, wyglądał jakby nie spał przez ostatnie dni. Brązowe oczy świeciły się bardziej niż zwykle, były wyjątkowo przekrwione, a powieki opuchnięte.

— No świetnie. Nie to, że najebany to jeszcze zjarany. — Prychnęłam zła, sama do siebie. — Nie będę się z tobą patyczkować. Wypad z wyra.

Kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, nawet nie słuchał. Po prostu leżał wgapiając się w biały, niczym nie wyrażający się sufit, który zdecydowanie był w tamtej chwili ważniejszy ode mnie. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Albo po prostu miał krzywą fazę. W piździe to miałam, chciałam iść spać. Bez niego. Może bym się nawet tak nie wzbraniała, gdyby nie fakt, że przy ostatniej rozmowie przesadził i zachował się jak kutas.

— Słyszysz co do ciebie mówię?! — podniosłam głos, jednocześnie szepcząc na miarę swoich możliwości, aby ponowienie kogoś nie obudzić.

Machnęłam mu ręką przed twarzą i dopiero wtedy na mnie spojrzał. Uniósł głupkowato kąciki ust, na co wywróciłam oczyma. Był jeszcze bardziej posrany niż zawsze.

— Cześć, Vivi — Wyszczerzył się.

Spojrzałam na niego jak na największego idiotę stąpającego po ziemi. Chryste, Vivi? Aż mnie ciarki zażenowania przeszły.

— Ja pierdolę. Nigdy więcej tak nie mów — rzuciłam z niesmakiem, krzywiąc się. — Wypierdalaj z łóżka. Siup. - Pokazałam głową w kierunku podłogi. — Dziś twoja kolej. Jeśli chcesz tu spać to...

Przerwał mi, podnosząc się nagle do siadu i przyłożył  palec wskazujący do moich ust, abym zamilkła. Udało mu się to, patrzyłam na niego zdezorientowana ze zmarszczonymi brwiami. Uśmiechał się pijacko albo nie wiem... jak zjarany? Psychiczny to on był na codzień, używki tylko to pogłębiały. Panie, czemu śpię w pokoju z takim stworzeniem?

— Csii... — szepnął uciszając mnie, pomimo, że już byłam cicho.  No pojeb.

— Ale czy ty możesz mnie nie uciszać, bo tak się składa, że jest... — Spojrzałam na zegar na ścianie i wytrzeszczyłam oczy. — Czwarta w nocy?! — pisnęłam cicho i posłałam mu pełny zirytowania wzrok. Zaśmiał się w żadnym wypadku nie zwracając uwagi na moją wrogą postawę. — Vance zachowujesz się jak ostatni chuj i myślisz, że możesz teraz przyjść i będziemy tak o sobie rozmawiać? - burknęłam czując narastająca frustracje.

Przekręcił delikatnie głowę w bok i spoglądał na mnie zastanawiając się nad czymś. Traciłam do niego siły.

— Lubie twoje towarzystwo — odpowiedział po chwili, na co parsknęłam, nieźle mnie to rozbawiło.

Dobre sobie. Jakoś nie potrafił tego pokazać i ze wzajemnością.

— Jesteś pijany, bardzo — wytknęłam patrząc na niego z politowaniem. — Połóż się spać.

— A ty za to jesteś ładna, bardzo. — Uśmiechał się na swój sposób uroczo, pokazując prawie niezauważalne dołeczki.

Chryste, nigdy nie widziałam go aż w takim stanie. Delikatnie uniosłam kącik ust na jego pijacki komplement, ale próbowałam go natychmiast zatuszować i wywróciłam oczami.

— Śpij ze mną. — Zbliżył się na centymetr.

Zaśmiałam się perliście, nie mogąc pohamować rozbawienia. Pokręciłam przecząco głową, unosząc kpiąco kącik ust i popatrzyłam na niego z dezaprobatą. Wydął wargi w niezadowoleniu.

Nawet jak był trzeźwy to rozmowa z nim nie była prosta, teraz tym bardziej. Zachowywał się jak mały chłopiec, tylko dodatkowo pod wypływem.

— Szkoda, że na trzeźwo nie jesteś taki zabawny — skomentowałam, przewracając oczami.

Wzruszył ramionami patrząc na mnie niczym zbity pies. No chory człowiek.

Obserwowałam go uważnie, gdy na czworaka przeczołgał się nieumiejętnie, chcąc zgasić lampkę. Zrobił to, ale o mało nie strącił jej z szafki i zachwiał się przy tym, udało mi się go w ciemności złapać za talie, co uratowało go przed upadkiem. Vivian opiekunka znowu w akcji. Jego ciało było rozgrzane i delikatne w dotyku. Usłyszałam jak ponownie wraca na swoje miejsce, więc natychmiast zabrałam swoje ręce. Położył się obok, a ja czułam tylko jego obecność i charakterystyczny zapach wymieszany z alkoholem.

Oddychaj, Vivian. Przeżyjesz. Tylko ten jeden raz. Zachowaj się dorośle. Chociaż ciężko było się tak zachowywać jeśli w twoim łóżku leżał człowiek, którego nie cierpiałaś i w dodatku nietrzeźwy.

Wypuściłam ciężko powietrze z ust, przymykając powieki. Musiałam jakoś odetchnąć. Ostatnio byłam zdecydowanie zbyt nerwowa.

— Vance, dlaczego mi to robisz? — mruknęłam prawie niesłyszalnie, gdy kładłam się obok niego. Pewnie był już w fazie półsnu przez swój stan. — Gdybyś przestał zachowywać się jak dupek to może potrafilibyśmy normalnie rozmawiać.

Nie rozumiałam po co musiał wyrzucać mi to wszystko w klubie. Przecież sam chciał mi pomóc, a zaraz miał pretensje. Miał do mnie odwieczny problem i weź się dowiedz o co mu chodzi. A teraz jak gdyby nigdy nic przychodzi tutaj i chce ze mną spać, i gada jakieś pierdoły? Może on naprawdę jest chory? Może jakieś ChAD? Albo borderline? Albo totalnie inna choroba, której nazwy nie znam? Z pewnością musi na coś cierpieć!

Naciągnęłam na siebie kołdrę nie zwracając sobie głowy tym, że mogłam go odkryć. Przybliżyłam się na skraj łóżka, chciałam być od Vance'a jak najdalej. Po kilku sekundach poczułam jednak jak jego ciężkie ciało zbliża się do mojego, a dłoń ląduje na moim biodrze, na szczęście dzieliła nas kołdra. Przysunął mnie do siebie, poczułam jak moje ciało się spina. Żarty chyba jakieś. Zanim zdążyłam zareagować poczułam jego ciepły oddech na szyi, przez co dostałam gęsiej skórki.

— To wszystko przez twoje nazwisko. Przez Elizabeth... — wymruczał ledwo słyszalne, a następnie przyciągnął mnie do siebie bliżej.

Położył głowę w zagłębieniu mojej szyi, wtulając się w nią. Niczym sparaliżowana nie mogłam ani drgnąć. I nie chodziło tu już o jego dotyk, czy kontakt ciała z ciałem. On wiedział jak nazywa się moja matka. Może słyszał o niej, w końcu kiedyś tu mieszkał. Może miało to związek z czymś innym? Wiedział gdzie była? Czemu przez moje nazwisko nie chce dać mi spokoju? Czemu przez nią? To przez nie zjawił się w moim życiu? Tyle pytań odbijało się w mojej głowie, a na żadne nie było odpowiedzi.

— O czym ty mówisz? — wychrypałam w końcu, spoglądając tępo w ciemny obraz przez sobą.

Vance nie odpowiedział. Słyszałam tylko jego cichy, równomierny oddech i pomrukiwanie. Zasnął.

Zasnął zostawiajac mnie z bałaganem w głowie, który sam wywołał. Nie zmrużyłam oka przez większość nocy. Wtedy liczyły się tylko moje myśli, jego dotyk na moim ciele i ciepły oddech muskający moją skórę.

Jeszcze nie wiedziałam, że wiesz o wiele
więcej niż jestem w stanie się domyślić.
Pokazałeś jaki był mój świat naprawdę.
Nieistotna cena jaką musiałam za to zapłacić.

______________

Ech, drama za dramą, ale wszystko ma swoje powody. Choć ich kłótnie często będą się powodować, bo mają wybuchowe charakterki.

W razie błędów jak zwykle przeprszam!

Zostawcie po sobie gwiazdkę.

Do następnego xx

Continue Reading

You'll Also Like

56.8K 2.6K 30
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...
18K 1.3K 10
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

24.7K 858 28
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
1.4M 56.5K 103
ON - Wielbiciel szybkich samochodów, głośnych imprez i niezobowiązujących związków. ONA - Wielka romantyczka z bardzo ciętym językiem. Osiemnastol...