Beautifully cruel ZAKOŃCZONE

By withoutsy

95.2K 3.8K 498

Nowy Jork. Elita. Bogactwo, którego nie da się pozbyć. Władza na wyciągnięcie ręki. Faworyci. Valerie jest c... More

Ostrzeżenie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
EPILOG
Podziękowania
RUTHLESS

Rozdział 39

1.4K 69 5
By withoutsy

Hejka! Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie w poniedziałek. Mam nadzieję, że do zobaczenia!:) Jeśli zostawicie po sobie jakąś aktywność, będzie mi bardzo miło:) Mogę obiecać, że to jeden z ostatnich szczęśliwych rozdziałów... Chyba:)

Jeśli chcecie być na bieżąco lub poznać małe informację z następnych rozdziałów, zapraszam na moje media:

twitter: withoutsy #bcwatt

tik tok: zauroczono

-

Valerie

Po tygodniu spędzonym w apartamencie, czułam jakbym znała go na wylot. Parter składał się z otwartego na kuchnię salonu, co już wiedziałam od pierwszej wizyty. Przez tajemniczy, niewielki korytarz można było wejść do schludnie urządzonego biura i niewielkiej siłowni.

Na górze znajdowały się trzy pokoje z łazienkami - dawna sypialnia Sofii, w której mieszkałyśmy teraz ja i Maya, sypialnia gościnna, która niemal na pewno była zajmowana przez Lorenzo, zanim się tutaj pojawiłyśmy i ten należący do Luki.

Ubrałam koszulkę Luki, którą zabrałam wczoraj z jego garderoby i zawiązałam jej dół w ciasny supeł na brzuchu. Nie byłam pewna, dlaczego poszłam do jego pokoju, gdy go nie było. Chyba chciałam coś znaleźć albo poznać go lepiej, jednak wszystko było tak bezosobowe, że wyszłam stamtąd jedynie z koszulką i poczuciem, że zakochałam się w nieznajomym.

Przeciągnęłam przez nogi czarne, sportowe spodenki. Starałam się ignorować fakt, jak luźne były w talii i że musiałam zawiązać je z tyłu gumką. Moje ciało potrzebowało czasu, a ja zamierzałam mu go dać.

Apartament był pogrążony w ciszy, która zaczęła też panować w mojej głowie.

Maya godzinę temu zniknęła w windzie, obwieszczając, że idzie dręczyć Saverio, co było jej ulubionym zajęciem przez ostatnie dni. Luca jak co ranek zniknął jeszcze zanim się obudziłam.

Uchyliłam drzwi do małej siłowni i wślizgnęłam się do środka. Odkryłam to miejsce niemal sześć dni temu i gdy miałam pewność, że nikt nie może mnie nakryć, przychodziłam tutaj, szukając znajomego uczucia.

Ukradziony od Luki bandaż owinęłam wokół knykci i wolnym krokiem podeszłam do worka treningowego. Ustawiłam odpowiednio nogi i uniosłam twarz. Zamknęłam oczy, gotowa, aby zobaczyć Hollistera.

I uderzyłam.

Mięśnie już nie protestowały boleśnie, gdy wykonywałam gwałtowny ruch. W pierwszym dniu, gdy tu przyszłam, po dwudziestu minutach leżałam bezwładnie na podłodze, oblana zimnym potem.

Odsunęłam się od worka bokserskiego, dysząc ciężko i wierzchem dłoni odsunęłam kosmyk włosa z twarzy, który wypadł z wysokiego koka. Uniosłam nogę, gotowa kopnąć w worek, aby poćwiczyć tym razem nogi, gdy dostrzegłam w lustrze poruszenie przy drzwiach.

Upuściłam nogę, a z moich ust wydobyło się westchnienie, gdy przez lustrzane odbicie odnalazłam oczy Iana. Po raz pierwszy widziałam go w luźnych dresach i bluzie z kapturem. Miał dłuższe włosy, niż gdy ostatnim razem się widzieliśmy - niemal miesiąc temu.

Wyglądało na to, że nic już nie mogło powstrzymać Romano przed powrotem do Nowego Jorku. Ciekawe, czy Maya wiedziałam.

Przez chwilę miałam ochotę zignorować Iana. Powrócić do ćwiczeń z obojętną miną, ale zależało mi na jego odpowiedziach.

Zależało mi na nim, mimo że okazał się kimś innym, niż myślałam.

– Podobała ci się Szwajcaria? - zapytałam głosem pozbawionym emocji i powoli odwróciłam się do niego przodem. Oparłam dłonie na biodrach, oddychając głęboko, aby wyrównać oddech.

– Piękne miejsce – przyznał ostrożnie, nie przybliżając się w moim kierunku. Jednak miał jakiś instynkt przetrwania. – Towarzystwo Romano natomiast...

Nie dałam mu dokończyć zdania. Tłumiona wściekłość wpłynęła do mojego krwiobiegu, ożywiając się na nowo.

– On przynajmniej nie jest zdrajcą!

Ian wypuścił ciężko powietrze spomiędzy warg.

– No to lecimy prosto z mostu. Okej. – Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, zanim usiadł na podłodze. Wyciągnął przed siebie długie nogi. – Przepraszam.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Tylko tyle? Zwykłe przepraszam?

– Nie wiem, co więcej powinienem powiedzieć. Jestem pewien, że Luca już wszystko ci wyjaśnił. Jest w tym zresztą lepszy. Nie stresuje go twoje spojrzenie.

– Chcę to usłyszeć od ciebie, Ian! Byłeś... Cóż, myślałam, że moim przyjacielem.

– Nie chciałem tego – wyznał w końcu, opierając tył głowy o ścianę. Usiadłam na podłodze w miejscu, w którym stałam, więc dalej dzieliło nas bezpieczne osiem kroków. – Nie wiem, czy wiesz, ale to było moje pierwsze, że tak powiem, zlecenie.

– Nie porównuj mnie do zlecenia – wysyczałam, wbijając paznokcie w czerwoną matę.

– Chodziło mi o pracę dla twojego ojca. Wcześniej byłem tym, kim jestem według moich akt. Naprawdę chciałem zostać detektywem, ale postanowiłem zabrać się za ochronę. Pracowałem dla tych wszystkich ludzi, ponieważ cenili moje umiejętności jak zrobił, to i twój ojciec. Natomiast mój przyrodni brat, Marcus, nigdy nie miał ambicji. Wydaje mi się, że był zły na cały świat, ponieważ jego ojciec go nie chciał. Ja ze swoim dalej mam kontaktu od czasu do czasu. Wracając do Marcusa, ledwo zdał szkołę. Zrobił to tylko dlatego, że ja i matka nalegaliśmy. Pracował na budowie, póki nie wydarzył się wypadek. Stracił całą dłoń. – Odetchnął ciężko. – Stracił również pracę i zaczął rujnować sobie życie. On i jego przygłupi znajomi postanowili w końcu kogoś okraść. Zgadnij kogo.

– Luca?

Ian z goryczą pokręcił głową.

– Jego ojca. To było pięć lat temu. Byłem pewien, że powinienem już wybierać dla niego trumnę, dopóki w progu naszego domu nie pojawił się chłopak w mniej więcej moim wieku. Miał na sobie garnitur, który zapewne kosztował tyle, co roczna wypłata naszej matki, która jest pielęgniarką. Zaproponował mi spłatę długu brata, jeśli kiedyś wyświadczę mu przysługę.

– I było warto podpisać pakt z diabłem?

Ian spojrzał mi prosto w oczy.

– Wiesz, że tak. Nie oddałabyś własnej duszy dla brata? – zapytał, na co się skrzywiłam. Oddałabym własne życie. – Luca więc nie dostał jedynie mojej przysługi. Dostał również mojego brata, który był tak zachwycony wizją zabijania dla niego i zarabianiu na tym więcej, niż kiedykolwiek by zdołał, że nie widział w tym nic złego.

– Będziesz więc zatem wolny po mnie? Od Luki?

Uśmiechnął się krzywo.

– Póki mój brat nie wpakuję się w kolejne bagno, to tak, ale nie wiem, czy odejdę. Może i jest diabłem, ale płaci mnóstwo pieniędzy. Więcej, niż twój ojciec. – Potarł dłonią szczękę, unikając mojego wzroku. – Moja mama jest teraz szczęśliwsza. Nie musi brać podwójnych zmian. Ma czas dla ciebie. Mogę jej kupić nowy dom, samochód, opłacić wakację. Po naszym dzieciństwie jest to coś na co zasłużyła. Jeśli mogę na to zapracować, nie chcę jej tego odbierać.

Zmarszczyłam brwi.

– Miałeś za mnie podwójne wypłaty!

– I uwierz, że nawet one nie wynagradzały mi zepsutych nerwów.

– Czyli będziesz dla niego zabijał?

– Nie. Nie jestem mordercą. Mogę pozostać jedynie jako ochroniarz. W innym razie się zawijam.

Odetchnęłam ciężko, podnosząc się z podłogi.

– Nie wybaczę ci jeszcze teraz – ostrzegłam, przystając obok niego. – Historia do mnie trafiła. Rozumiem to, Ian. Nie zmienia to jednak faktu, że mnie zdradziłeś.

Spojrzał na mnie niepewnie.

– Ale mi wybaczysz?

– Będziesz się musiał postarać. Musisz być bardziej po mojej stronie.

– Zawsze byłem – powiedział, a coś w jego głosie sprawiło, że uwierzyłam. Przynajmniej częściowo.

Wystawiłam w jego kierunku dłoń, którą ujął bez wahania.

– Gotowa wrócić do domu? – zapytał z tak dobrze znanym mi uśmiechem.

Do domu. Pragnęłam tego całym sercem i duszą, która jeszcze nie została mi skradziona.

***

Następnego ranka siedziałam na wysokim krześle barowym przy wyspie w kuchni Luki, bezmyślnie obracając w dłoniach kubek z niedopitą resztką kawy. Na górnej części kubka znajdowało się odbicie mojej krwistoczerwonej szminki.

Byłam podekscytowana i przerażona. Chciałam już być w domu, ale bałam się, że nie znajdę już tam dla siebie miejsca.

Ian został na noc w apartamencie Luki. Nie musiałam nawet pytać właściciela o zgodę, ponieważ po raz kolejny nie wrócił przed tym, jak położyłam się spać.

W końcu dotarły do mnie miarowe, spokojne kroki, na które czekałam od ponad godziny. Z ciężko bijącym sercem, odwróciłam się na krześle, a nasze spojrzenia niemal od razu się spotkały.

Wydawał się zaskoczony moim widokiem w starym wydaniu - makijaż, eleganckie ubranie i wysokie obcasy.

– Nie chciałam wyjść bez pożegnania – wyznałam cicho, odkładając kubek na blat. – Ian zabrał już wszystkie rzeczy do samochodu, a Maya pojechała do domu godzinę temu.

Luca przystanął obok mnie w bezpiecznej odległości, upewniając się, że żadne z części naszego ciała się nie dotykają. Od dnia, w którym oglądaliśmy razem film, nie dotknął mnie. Stworzył między nami dystans, ale nie miałam wątpliwości, że gdybym chciała, mogłabym go zburzyć.

Decyzja należała do mnie.

– Niewątpliwie będzie tu spokojniej – rzucił Luca, posyłając mi krzywy uśmiech. – Miałem już dość waszych reality show.

Próbował wprowadzić mniej napiętą atmosferę między nami. Nie było go tutaj całymi dniami, więc nawet nie wiedział, co oglądałyśmy.

Parsknęłam cicho, a ten dźwięk nawet mi wydał się fałszywy i przesunęłam się nieznacznie w jego stronę.

– Dziękuje za wszystko, co dla nas zrobiłeś.

– Nie ma o czym mówić. Przeżyłaś to przeze mnie.

Luca był tego pewien, ale ja nie. Nie mogłam zapomnieć o człowieku, który zapłacić za mnie. Nie miałam wątpliwości, że Marco brał w tym najmniejszym udział. Był nic nie znaczącym pionkiem.

– I dziękuję za kwiaty. – Zmieniłam temat, poruszając kwestię obszernego bukietu czerwonych róż, który czekał na mnie na szafce dzisiejszego ranka. Składał się z większej ilości kwiatów, niż ten który dostałam po sesji zdjęciowej. – To naprawdę miłe, chociaż nie sądziłam, że jesteś typem człowieka, który świętuje walentynki, czy chociaż o nich pamięta.

Tym razem Luca wybuchł cichym, niezręcznym śmiechem.

– Chciałem ci go dać jeszcze wczoraj, ale wróciłem późno, a ty już spałaś.

Nie przeszkadzał mi fakt, że zobaczyłam kwiaty piętnastego lutego. Sama zapomniałam o tym dniu.

– To chyba nawet lepsze, wiesz? Bardziej niespodziewane.

Odsunął się i wyjął z kieszeni marynarki bordowe, welurowe pudełko. Powoli przesunął je w moim kierunku wzdłuż blatu. Z zaskoczeniem otworzyłam pudełeczko, a z moich ust wydobyło się słabe:

– Nie.

Miałam wrażenie, że to pierścionek patrzył na mnie, a nie ja na niego. Był wykonany ze złota, a na samym środku mieścił się rubin na ponad cztery centymetry. Wokół oplatała go złota siatka.

– Cóż, miło wiedzieć, że usłyszałbym nie – parsknął Luca, spoglądając na mnie rozbawiony. – Ale to nie to, co myślisz, mia cara.

Przełknęłam ciężko ślinę.

– W takim razie co?

– Obietnica – odparł nonszalancko, wyjmując pierścionek z pudełka i swobodnie włożył go na mój serdeczny palec. – To, co jest między nami nie jest grą. Ty nią nie jesteś i nigdy więcej nie będziesz.

– Gdzie byłeś przez ostatnie dni? – zapytałam, nim zdążyłam się powstrzymać.

Niewiedza zdawała się mnie wykańczać. Gdy w końcu wchodził do apartamentu, nie potrafiłam przestać mu się przyglądać, szukając sama nie wiem czego - czegoś, co prawdopodobnie mogłoby złamać moje serce.

– To nie jest dobry czas na tą rozmowę, jeśli chcesz szybko wrócić do domu – odparł powoli, przesuwając opuszkiem po pierścionku.

Potrząsnęłam głową.

– Po prostu mi powiedz.

Przez chwilę milczał, wodząc spojrzeniem po mojej twarzy.

– Ktoś podłożył ogień w Rovine – wyznał w końcu. – Tydzień temu.

– O mój Boże! Czemu nic nie powiedziałeś?

– Nie były to poważne zniszczenia, jedynie część korytarzy i dwa pomieszczenia. Klub już działa.

– Wiesz, kto to był?

Luca skinął głową.

– Nikt, kim ty musisz się martwić.

– Aleksei, prawda?

– Wykonał swój pierwszy ruch – potwierdził i zabrał dłoń z mojej. – Czas na mój.

Posiadłość na obrzeżach miasta należała do nas od ponad dekady. Od dawna jednak wiedziałam, że to nie ściany, czy meble, tworzyły dom. Była to rodzina, w której z biegiem czasu zostaliśmy sami, ale i tak czułam, że wracam tam, gdzie powinnam.

Wybrakowanego, ale mojego domu.

Ian zatrzymał samochód przed żelazną i wysoką bramą, której widok sprawił, że oddech zamarł mi w piersi, a serce zabiło szybciej. Zerknął na mnie kątem oka i uśmiechnął się szeroko, dostrzegając, że zrobiłam to samo.

– Ten dom ma coś w sobie – powiedziałam, gdy dotarł do nas cichy odgłos pracy mechanizmu, a brama powoli zaczęła się rozsuwać. – Jakieś przyciąganie. Czuję, że dopiero tutaj mogę swobodnie oddychać.

Skinął głową i ruszył z miejsca. Podziwiałam drzewa, które rosły wokół podjazdu.

– Też to czuję – oznajmił, gdy pomiędzy koronami drzew zaczął prześwitywać zarys budynku. – Wiedziałaś, że na początku tu nie mieszkałem? Miałem swoje mieszkanie w centrum, ale ciągle mi czegoś w nim brakowało, odkąd pojawiłem się tu po raz pierwszy. Po tygodniu zjawiłem się tutaj z walizkami, a twój ojciec po prostu spojrzał na mnie i skinął głową, jakby znał to uczucie.

Nie było mnie w domu miesiąc, dlatego gdy tylko drzewa zniknęły, pozostawiając sam budynek, zamknęłam usta. Nie potrafiłam oderwać wzroku.

Ian nie zdążył do końca zaparkować, a ja już otwierałam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Odetchnęłam pełną piersią. Nawet powietrze było tu inne, lepsze.

Wbiegłam po kamiennych schodach na taras i zatrzymałam się przy drzwiach, zastygając na chwilę.

Zerknęłam na swoje odbicie w ekranie telefonu, który w końcu odzyskałam od Iana, ale makijaż był równie perfekcyjny, co pięć minut temu. Ostatni raz przyjrzałam się swojemu ubraniu, czy zasłaniał wszystko, co było konieczne.

– Gotowa? – szepnął konspiracyjnie Ian, trzymając dłoń na klamce masywnych drzwi.

Nabrałam głęboki oddech i skinęłam głową.

– Na nic nie byłam bardziej gotowa w życiu.

W holu jak zawsze pachniało świeżymi kwiatami. Wciągnęłam ten zapach jak najlepszy narkotyk.

Od ścian i sufitu odbił się echem dźwięk kroków, które znałam od dwudziestu jeden lat i rozpoznałabym je bez względu, jakie obuwie miał na sobie. Rozbrzmiały w moim sercu.

Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, a serce w mojej piersi ścisnęło się boleśnie.

Mój ojciec również przystanął na sekundę, a po chwili na jego ustach rozkwitł mój ulubiony uśmiech, przepełniony miłością. Wyglądał lepiej po wyjeździe z Christianem i ten fakt sprawił, że cierpienie ostatnich dni zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Rzuciłam się w ramiona ojca, na co zaśmiał się lekko zaskoczony.

– Tylko nie mów, że aż tak tęskniłaś za swoim ojcem – rzucił rozbawiony, obejmując mnie ciaśniej. Też za mną tęsknił. To była nasza najdłuższa rozłąką, odkąd odszedł Hollister.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Oparł policzek o czubek mojej głowy. – Jestem w domu.

Nie chodziło mi o korytarz w tej posiadłości, a obecność mojego taty.

Wypowiedziałam te słowa na tyle cicho, że nie był w stanie ich usłyszeć, ale ja poczułam, jakby ktoś zdjął z moich ramion co najmniej tonowy ciężar.

Luca

Gdy wyszła z mojego mieszkania, miałem wrażenie, że zabrała ze sobą coś niewiarygodnie cennego. Nic takiego jednak nie znajdowało się w tym apartamencie.

Miesiąc wcześniej byłem pewien, że znalazłem się w tylu gównianych sytuacjach, że już z każdą sobie poradzę. Myliłem się.

Tamtego wieczoru siedziałem na kanapie i nieobecnym wzrokiem patrzyłem na obraz. Był jedną z niewielu rzeczy, którą lubiłem w swoim rodzinnym domu, a teraz w apartamencie. Należał do mojej matki i był jedyną rzeczą, którą wyniosłem przed pożarem. Zastanawiałem się, czy ona też na niego patrzyła i rozmyślała nad naszym beznadziejnym życiem, czy był dla niej jedynie ozdobą.

Wtedy dostałem telefon, który początkowo chciałem zignorować, ale kiedy zobaczyłem imię jej ochroniarza na ekranie, odebrałem. Valerie została porwana czterdzieści osiem minut wcześniej. Ian i Maya przyjechali pod gabinet jej terapuety, zastając porzucony samochód i telefon pod nim.

I wtedy poczułem wstępująca po moim ciele panikę. Pierwszy raz od śmierci mojego ojca.

Zacisnąłem dłoń w pięść i przycisnąłem do ust. Pierwszym pytaniem, które pojawiło się w moim umyśle było - kto? Aleksei, mężczyzna z Halloween, który równie dobrze mógł być jedynie wytworem jej wyobraźni, Marco, wrogowie jej ojca albo moi.

Drugie pytanie to - gdzie teraz była?

Przez pierwsze dni starałem nie tracić opanowania. Wiedziałem, że jego strata będzie się równać z gniewem tak ogromnym, że nie będę mógł cofnąć jego skutków.

Piątego dnia wybiegłem z Rovine, zostawiając za sobą braci, Sofię i Maye. Sebastian i Zane przeszukiwali miejsca, o których ja nie wiedziałem. Całą grupą znaliśmy to miasto i jego potwory jak nikt inny, a dalej nie mieliśmy nawet poszlaki na jej temat.

Wpadłem do gabinetu Alekseia, nie przejmując się jego ludźmi za plecami i przyłożyłem pistolet do jego czoła. Nie starał się mnie nawet odepchnąć.

Patrzył na mnie z chłodnym opanowaniem, które ja również powinienem zachować.

– Mów, zanim cię zabiję.

– Nie sądzisz, że to dość niezbyt racjonalne przychodzić tutaj w trakcie konfliktu, Farnese?

Zacisnąłem szczękę.

– Gdzie ona jest?

Jego oczy zabłyszczały, jakby wygrał coś bardzo rzadkiego i bezcennego. Powoli musnął językiem dolną wargę.

– Czujesz już oddech Chicago na karku? – zapytał pewnie.

I wtedy poczułem, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Aleksei dalej nie wiedział, o kim mi mówiłem. Chciał wykorzystać szansę na wytrącenie mnie z równowagi i strzelił, nie wiedząc o Valerie.

To nie on. Kurwa.

Ostatniego wieczoru przyznałem przed samym sobą, że jestem bezsilny. Spojrzałem na Iana, który przyglądał mi się już z niechęcią. Byłem w końcu gotowy, aby oddać sprawę w ręce Jamesa Howarda. Czy było coś bardziej niebezpiecznego i najmniej przewidywanego na tym świecie, niż kochający ojciec szukający jedynej córki?

Wtedy zadzwonił mój telefon, a na ekranie pojawił się zastrzeżony numer. Odebrałem, a połączenie nie trwało dłużej niż mój jeden oddech. Sam adres wypowiedziany mechanicznym głosem.

To mogła być zasadzka, ale to było jedyne, co miałem.

Wróciłem myślami do rzeczywistości, kręcąc głową. Była już bezpieczna. Wracała do posiadłości, gdzie było jej miejsce. Spojrzałem na wyłączony telewizor, który teraz zajmował miejsce obrazu mojej matki i ponownie pokręciłem głową. Straciłem rozum.

– Księżniczki wyjechały? – zapytał Lorenzo, rzucając się na kanapę.

– Kilka godzin temu – potwierdził Saverio.

Lorenzo przyjrzał się bratu dokładnie, a ja wodziłem spojrzeniem między obojgiem. Lorenzo wydawał się rozluźniony, ale nie dałem się na to nabrać. Wyglądał, jakby szykował się do skoku i przyparcia najmłodszego brata do ściany.

– Pieprzysz ją? – zapytał od niechcenia.

Saverio znieruchomiał. Poczułem, jakby ktoś walnął mnie w brzuch. To było chore, co dwie kobiety zrobiły z naszą rodziną. Przez ostatni miesiąc oboje byli tak pochłonięci Mayą Roden, że wystarczyło czekać, aż wybuchną, co było bezcelowe. Lorenzo miał córkę i starał się uratować małżeństwo, które nigdy tak naprawdę nie istniało, a Saverio tak naprawdę nie był nią zainteresowany.

Postanowiłem się nie wtrącać. Tak było najlepiej, zważywszy, że sam balansowałem na granicy.

– Co? – zapowietrzył się Saverio, rzucając w moim kierunku szybkie spojrzenie. – Odpuściłem sobie Valerie. Ja jako jedyny z nas chyba potrafię z godnością znieść odrzucenie kobiety.

– Pytałem o Roden.

Saverio ściągnął brwi, a ja zastanowiłem się, czy mógłbym stąd po prostu wyjść.

– A jeśli nawet to co? – podjął Saverio.

Lorenzo wzruszył ramionami, ale powieka lewego oka mu drgnęła. Był zły.

– Nic. Nie mogę się już zainteresować twoim życiem? – rzucił nonszalancko, jakby to było normalne pytanie, wychodzące codziennie z jego ust. Nie było. Byliśmy dysfunkcyjną rodziną, która mogła dla siebie zabić, miała jedynie siebie, ale nie interesowała się codziennymi sprawami. Albo nie wiedzieliśmy jak o nie zapytać, ponieważ nikt nas nie nauczył. Skupił wzrok na telewizorze, jakby sam doszedł do tego samego wniosku, co ja. – Jenna oznajmiła, że mogę dzisiaj spotkać się z Leoną. Nie dzwońcie do mnie.

Wstał i wyszedł szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Przez chwilę beznamiętnie patrzyłem na miejsce, w którym zniknął.

– A jemu co? – zapytał zdezorientowany Saverio.

Wzruszyłem ramionami, wracając do niego wzrokiem.

– Mamy ważniejsze sprawy na głowie – stwierdziłem. – I zostaliśmy we dwóch.

– I dobrze – mruknął. – Ostatnio potrafi spierdolić wszystko, czego dotknie.

Aleksei nie wiedział, kogo szukałem tamtej nocy, ale domyślił się, że to idealna okazja. Byłem rozbity, gwałtowny i zbyt podobny do ojca, aby podejmować dobre decyzję.

Tydzień temu podłożył ogień pod klub w miejscu, gdzie kilka miesięcy temu trzymaliśmy zapasy alkoholu. Byłem ostrożny, więc co miesiąc zmieniałem ich lokalizację. Gdybym tego nie zrobił, z Rovine teraz zostałyby jedynie zgliszcza.

Uderzył w to, co przez ostatnie lata nie było moim największym źródłem dochodów, ale najbardziej stałym. Klub zawsze na siebie zarabiał.

W wojnie między nieznajomymi jest więcej brutalności, ale między nami nastała gra psychologiczna. Mój pierwszy ruch nie miał dotknąć tylko jego finansów, ale i jego.

Kilka godzin później, po zapadnięciu zmierzchu, nerwowo bębniłem palcami o kierownicę, śledząc wzrokiem rząd sportowych samochodów. W ulicznych wyścigach Aleksei wystawiał tylu ludzi, ilu potrafiło rozróżnić hamulec od gazu. Ja nigdy się w to nie angażowałem, ale Saverio nie opuścił ani jednego w całym sezonie. Nasze nazwisko było przez niego jedynego lepiej kojarzone, niż przez dwudziestu Alekseia.

Nie potrafiłem dostrzec Saverio, pracującego w mroku. Uchyliłem okna, ale nie słyszałem nic, oprócz szumu wiatru i przytłumionego ruchu ulicznego.

W końcu dostrzegłem błysk w samym środku rzędu samochodów, a później dotarł do mnie huk, który sprowadził na usta lekki uśmiech. Błysk zmieniał się już w płomienie ognia, które zaczynały obejmować coraz więcej pojazdów.

Z trudem oderwałem wzrok od tego widoku i zobaczyłem Saverio, który biegł w moim kierunku z szerokim uśmiechem.

– Jedź! – wrzasnął Saverio i zatrzasnął za sobą drzwi. – Szybko!

Wcisnąłem gaz i wyjechałem z placu, manewrując kierownicą, aby nie uderzyć w ogrodzenie.

– I jak? – zapytałem, nie odrywając nogi od gazu ani spojrzenia z drogi.

– Niech idą do diabła! Rozjebałem ich!

Continue Reading

You'll Also Like

3.3K 187 32
Flora właśnie zaczęła wakacje, przed nią ostatnia klasa liceum. Imprezy, ogniska, późne wracanie do domu i motto " Raz się żyje" To jej plan na wakac...
7.1K 591 31
28-letnia Rosa, przez całe życie zmagająca się z trudnościami, pracuje jako wokalista w jednym z klubów w Los Angeles. Oprócz trudności zawodowych b...
357K 31.1K 22
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
3.5K 111 18
" Byliśmy tacy sami. Byliśmy ludźmi którzy marzyli by ktoś ich pokochał. Po mimo tego ,że nie potrafiliśmy kochać." Ariadna Miller, uczennica ostatn...