Beautifully cruel ZAKOŃCZONE

By withoutsy

95.1K 3.8K 498

Nowy Jork. Elita. Bogactwo, którego nie da się pozbyć. Władza na wyciągnięcie ręki. Faworyci. Valerie jest c... More

Ostrzeżenie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
EPILOG
Podziękowania
RUTHLESS

Rozdział 36

1.4K 76 6
By withoutsy

Cześć! Kolejny rozdział pojawi się w sobotę. Mam nadzieję, że do zobaczenia!:)

Jeśli chcecie być na bieżąco lub poznać małe informację z następnych rozdziałów, zapraszam na moje media!

twitter: withoutsy #bcwatt

tik tok: zauroczono

-

Valerie

Nie chcę otworzyć oczu. Boje się.

To była moja pierwsza myśl, gdy poczułam, że zaczynam się przebudzać. Nie wiedziałam, czy to prawda, ale miałam wrażenie, że dalej znajdowałam się w pokoju pełnym mroku. Leżałam na przesączonej zimnem podłodze, która ocierała moją skórę.

Każdy element mojego ciała promieniował bólem.

Gdziekolwiek się znajdowałam, nie panowała jednak tutaj całkowita cisza. Słyszałam przytłumiony odgłos ruchu ulicznego - warkot silników i klaksony. Niepewnie uchyliłam powieki, zachęcona myślą, że mój ratunek nie był jedynie realnym snem, napędzonym przez narkotyk.

Zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić się do pomieszczenia, do którego przez wysokie okna wpadało naturalne światło. Wpatrywałam się w sufit o idealnie śnieżnym odcieniu.

Bez poruszania głową, odważyłam się zerknąć w dół. Moje zmysły działały z opóźnieniem. Musiałam zobaczyć, że leżałam na miękkim, dużym łóżku, aby również to poczuła.

Kołdra otulała mnie aż po szyję. Jedynie lewę ramię znajdowała się na niej. Martwym wzrokiem wpatrywałam się w wenflon, który został wbity w moją skórę.

Ostrożnie odchyliłam głowę, aby podążyć wzrokiem za rurką do przezroczystego worka, zaczepionego na ramie łóżka.

Z rogu pokoju doszedł do mnie cichy, niespokojny dźwięk, który sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Szybko zerknęłam w tamtym kierunku, nie uważając na gwałtowne ruchy. Przez zastygłe mięśnie przetoczyła się fala bólu, ale ogarnęła mnie ulga.

Na fotelu spał Luca, opierając policzek o swoje ramię. Kosmyki włosów opadły mu na twarz, który wydawała się pozbawiona kolorów, oprócz ciemnych śladów pod oczami, których nie zdołały zasłonić nawet długie rzęsy. Usta miał lekko uchylone, a oddech niespokojny, jakby znajdował się na granicy snu.

Nie potrafiłam oderwać od niego spojrzenia. Bałam się odezwać. Póki nie znałam szczegółów mojego porwania, mogłam trwać w zawieszeniu i niewiedzy.

Jeśli miałabym znaleźć jeden aspekty, który wpłynął pozytywnie na moje życie po porwaniu, była to większa wrażliwość na dźwięki. Usłyszałam kroki, dobiegające z korytarza kilkanaście sekund przed otwarciem się drzwi sypialni.

Zacisnęłam palce drugiej dłoni na kołdrze, a serce przyspieszyło w mojej piersi.

W progu zatrzymała się Maya. Złote włosy upięła w wysokiego koka, co sprawiło nieprzyjemny ucisk w dole mojego brzucha. Moja przyjaciółka nigdy nie spinała włosów, traktując to jak jedną z największych zbrodni przeciwko nim. Szary dres podkreślił jej bladą twarz.

– O mój Boże, obudziłaś się – wyszeptała, a jej dłoń powędrowała ku uchylonym z zaskoczenia ustom.

Ruszyła w moim kierunku biegiem.

– Maya, uważaj! – W powietrzu rozległ się ostry głos Luki.

Moja przyjaciółka już po chwili klęczała na skraju łóżka i przytuliła się do mojego ciała. Pozwoliłam jej wtulić nos w moją szyję, mimo że każda część ciała wydawała się pulsować bólem.

– Hej, złota córeczko – rzuciłam ze łzami w oczach i sama zanurzyłam twarz w jej włosach. Nie podniosłam głowy, nawet gdy dotarł do nas dźwięk kroków Luki i klik zamykanych drzwi. – Tak bardzo za tobą tęskniłam.

Gorąca łza uderzyła w moją skórę.

– Nie rób mi tego nigdy więcej, rozumiesz? Jeśli jeszcze raz dasz się uprowadzić w centrum miasta... - urwała, a z jej ust wydobył się szloch. Uniosłam wolną dłonią i objęłam ją w talii.

– Myślę, że nikt już nie dopuści do tej sytuacji.

Odchyliłam głowę i spojrzałam na Lukę, który opierał się o framugę drzwi z poważnym wyrazem twarzy. Nasze spojrzenia się spotkały.

– Idź sobie - wymamrotała Maya, nie unosząc głowy. - Teraz i tak jest moja kolej na czuwanie nad Valerie.

Luca uniósł oczy w górę i odetchnął ciężko.

- Taka była umowa, dopóki się nie obudzi - powiedział, ruszając w naszym kierunku i stanął przy łóżku. Wystarczyłoby, abym wyciągnęła dłoń i mogłabym musnąć jego skórę. Był tutaj. - Maya, wstań. Robisz jej krzywdy.

– Jest w porządku - szepnęłam, mimo ucisku w płucach. Czując na sobie ciepło przyjaciółki, czułam się w końcu bezpieczna.

Maya jednak się podniosła i usiadła po mojej lewej stronie.

– Nie, on ma rację – stwierdziła, zerkając na sekundę w kierunku Luki. – Boli cię coś?

– Szczerze? Wszystko.

– To chyba dość logiczne, co Roden?

– Zamknij się i mówiłam serio. Teraz moja kolej, więc możesz wyjść.

Luca podniósł swoją dłoń, w której dostrzegłam termometr elektryczny. Zbliżył go do mojego czoła, nie odrywając spojrzenia od moich oczu.

Chciałam powiedzieć cokolwiek, ale wszystkie słowa utknęły w moim gardle.

– Dalej za wysoka – stwierdził, spoglądając na ekran. – Od trzynastu godzin próbujemy ją zbić.

– Podaj jej leki – zażądała Maya.

Luca wykrzywił usta i otworzył szufladę szafki nocnej. Całą jej pojemność zajmowały opakowanie leków.

– Serio? Nie wpadłbym na to. –Wyciągnął niewielką buteleczkę i odkręcił ją. – Otwórz usta i wystaw język.

Spełniłam jego polecenia bez słowa. Lekarstwo było gorzkie w smaku.

– Resztę póki co dostałaś w kroplówce – dodała Maya. – Lekarz radził, abyś spała jak najdłużej. Zostanę z tobą.

– Luca, poczekaj - poprosiłam, odwracając twarz w jego stronę. Nie mogłam spojrzeć w twarz mojej przyjaciółce, gdy miałam powiedzieć coś takiego. - Chcę cię o coś poprosić.

– Cokolwiek, mia cara.

Zwilżyłam językiem usta i cichym głosem powiedziałam:

– Musisz mi coś załatwić. Oni tam wstrzykiwali mi coś w ramię i...

– Nie - przerwał mi ostro. – Nie będę cię, kurwa, truł.

– Ale...

– Nie. Musisz przeżyć kilka dni i o tym zapomnieć. Widziałem twoje ramię i domyślam się, co czujesz, ale dalej nie.

Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem. Maya ostrożnie objęła mój mały palec.

– Kazał lekarzowi przepisać ci delikatny środek przeciwbólowy. To całkiem słodkie.

To była jedna z najgorszych, a zarazem najlepszych rzeczy, które zdecydował się dla mnie zrobić.

***

Minęło dokładnie trzydzieści dziewięć godzin i czternaście minut, odkąd obudziłam się w sypialni Luki. Maya spędziła ze mną większość tego czasu, uparcie ignorując moje pytania.

Podparłam się na łokciu i pokręciłam głową.

- Chcę się wykąpać i w końcu dowiedzieć, co się stało - oznajmiłam szorstko. - Pomożesz mi czy mam sama to zrobić?

Maya wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia. Spojrzała mi w oczy, jakby siłą samego spojrzenia mogła przekonać mnie do zmiany decyzji.

Z ciężkim westchnieniem zeszła z łóżka i obeszła je dookoła. Odrzuciłam kołdrę, nie patrząc na swoje ciało. Nie byłam jeszcze gotowa, aby je zobaczyć. Musiałam pierw poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Przyjęłam dłoń od Mayi i pierwszy raz od dłuższego czasu stanęłam na własnych nogach. Obolałe mięśnie napięły się w proteście. Zacisnęłam zęby, ignorując promieniujący ból i mocniej wsparłam się na ramieniu przyjaciółki, która przyglądała mi się z zmartwieniem.

– Nie musisz już być silna, wiesz? - zapytała cicho, kiedy kropla potu spłynęła mi po skroni.

Oddychałam ciężko.

– To moje ciało. Mam nad nim kontrolę – wycedziłam szorstko. – Poza tym myślisz, że udało im się mnie zniszczyć? Nie. Stworzyli kogoś nowego.

Nie wydawała się przekonana, ale skinęła głową. Powoli poprowadziła mnie w kierunku łazienki.

Nigdy nie sądziłam, że stawianie kroków wyda mi się tak trudne. Moje mięśnie drżały, jakbym była w trakcie maratonu, a ciało domagało się kojącego uczucia, który tylko narkotyk mógł mi dać.

– Usiądź na tym - poradziła Maya, przesuwając w moją stronę kosz na bieliznę. – Naleję wody do wanny.

Starałam się nie odwrócić wzroku od przyjaciółki, aby nie dostrzec swojego odbicia w lśniących kafelkach.

Po kilku minutach podniosłam się o własnych siłach. Przytrzymałam się krawędzi umywalki, gdy przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Odetchnęłam głęboko kilka razy i w końcu udało mi się podejść do Mayi bez upadku.

– Mogłam ci pomóc – rzuciła karcąco.

– Wiem i kocham cię za to.

Powoli rozpięłam guziki długiej koszuli nocnej.

Patrz na nie. To twoje ciało. Ciało, którego pragnęły miliony.

I patrzyłam. Skóra pozbawiona blasku, szorstka i sucha w dotyku, naznaczona śladami ostatnich dni. Wokół kostek i nadgarstków pojawiły się małe strupy i czerwone pręgi. Na każdej części ciała znajdowały się purpurowe siniaki. Najgorzej wyglądały żebra.

Usiadłam w wysokiej wannie, kierując spojrzenie na Mayę, która powstrzymywała łzy.

– To nic – powiedziałam, ochlapując się wodą. – One znikną.

– Tak mi przykro, Val.

– To nic - powtórzyłam słabo.

Maya wzięła nową gąbkę i delikatnie oczyszczała moje ciało. Po umyciu włosów, pomogła mi się wytrzeć i ubrać dresowy komplet, który należał do mnie.

Zmarszczyłam brwi i zdezorientowana spojrzałam na Mayę. Przyniosła tu moje rzeczy?

– Później – mruknęła. – Jak się czujesz?

– Nawet nie wiesz, jak cudownie jest ubrać w końcu normalne ubranie.

Tym razem pozwoliłam Mayi, aby owinęła wokół mnie ramię i poprowadziła do salonu. Po zejściu po krętych schodach musiałam mocno zacisnął dłonie wokół balustrady. Nie wiedziałam, że tak wiele mięśni buduje moje nogi, póki wszystkie nie zaczęły spinać się z bólu.

– Pójdę po nich – oświadczyła, znikając w korytarzu, a ja usiadłam na miękkiej kanapie.

Zaskakiwało mnie jak Maya świetnie wydawała się znać apartament Luki. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, żeby z własnej woli pozwolił jej tu zostać.

Odzwyczaiłam się od luksusu. Martwym wzrokiem wpatrywałam się w kryształową lampę i wykonany na specjalne zamówienie szklany stolik.

Uniosłam głowę, aby dostrzec wracającą Mayę, a za nią trzech mężczyzn. Każdy miał na sobie czarną koszulkę i szerokie spodnie w tym samym kolorze. Ich miny nie wyrażały niczego, wyjątkiem był Saverio, który posłał mi uśmiech.

Poczekałam, aż każdy zajmie miejsce.

– Ile dni? – zapytałam.

Luca westchnął.

– Dziesięć, dodając do tego ostatnie trzy dni, mamy trzynaście – odparł.

Dziesięć dzień. Dni i nocy pełnych fizycznych cierpień i psychologicznych zagrań, które wydawały się trwać całymi miesiącami.

– Jaki dzisiaj jest dzień? – zapytałam niepewnie, próbując sobie przypomnieć, w jaki dzień wychodziłam z gabinetu pana Morrisona.

Nic. Pustka. Jedynie szorstkie dłonie, który odciągały moje ciało w tył i kwaśny zapach, który pozbawił mnie przytomności i przypieczętował mój los.

Zamrugałam szybko, próbując powrócić do teraźniejszości. Tu i teraz, tylko to miało znaczenie.

– Trzeci luty - odparł Saverio, posyłając mi pocieszający uśmiech, który starałam się odwzajemnić. – Piątek.

Zaczerpnęłam głęboki oddech. Tyle dni wyjętych z mojego życia. Tylko tyle, abym zaczęła na wszystko patrzeć inaczej.

Obróciłam się do Mayi, która sztywno wpatrywała się w rząd wysokich okien.

– Powiadomiłaś już mojego ojca i Iana, że mnie znalazłaś? – Maya zacisnęła usta. Niespokojnie splotła dłonie ze sobą, a następnie je rozdzieliła. – Maya?

– Nigdy nie został powiadomiony, że zaginęłaś – wtrącił Lorenzo opanowanym głosem.

Powiodłam ku niemu spojrzeniem. Siedział rozluźniony na fotelu, a w dłoni obracał szklankę z whiskey. Nasze spojrzenia spotkały się w połowie drogi i miałam wrażenie, że oboje pomyśleliśmy o tym samym.

Jego słowa w ciemnym korytarzu. Nie podejrzewali, abym wiedziała, o kim mówił.

– Słucham?

– Dalej jest na wyjeździe z ojcem Basha – wtrąciła łagodnie Maya, ale nie oderwała spojrzenia od panoramy miasta. – Luca dał nam dwa tygodnie...

Poderwałam się do góry, mimo protestu ciała. Przed oczami świat zawirował, ale Saverio podtrzymał mnie za ramię, abym nie upadła.

– Wiedzieliście, że ktoś mnie porwał i skazaliście mnie na dodatkowe cierpienia, ponieważ nie chcieliście współpracować z moim ojcem?! Kurwa!

Luca zacisnął usta i przesunął się bliżej na fotelu.

- Posłuchaj, królewno - wtrącił Lorenzo. - Sami nie mieliśmy pomysłu, gdzie mogłabyś gdzieś być, więc...

Wyrwałam się z uścisku Saverio i wymierzyłam wskazujący palec w jego starszego brata.

– Więc?! Uważasz, że jesteście niepokonani? Niezwyciężeni?! - wykrzyknęłam, zbliżając się w jego kierunku, aż dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. – Mój ojciec by mnie znalazł.

– My również cię znaleźliśmy jak widać – parsknął i upił łyk alkoholu. – Wiem, że jesteś na głodzie, ale chyba przesadzasz, co?

Wytrąciłam mu szklankę z dłoni, która z hukiem rozbiła się na podłodze.

– Ty pierdolony gnoju!

Lorenzo podskoczył na równe nogi i złapał mnie za ramiona, zaciskając na nich palce.

– Straciłem pieprzone dwa tygodnie w moim życiu dla ciebie, a nie usłyszę nawet dziękuje?

Saverio wepchnął się między nas i zmierzył brata wściekłym spojrzeniem.

– Nie byłem nigdy przetrzymywany. Ty również nie, więc zamknij w końcu mordę, Enzo. Poza tym ona ma rację.

– Chyba sobie robisz jaja.

– Wyjdź, Lorenzo.

W salonie zapadła cisza, gdy powoli każdy zwrócił spojrzenie na Lukę. Nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy.

– Co, kurwa?

– Słyszałeś. Masz wyjść.

– Ja, a nie ona?!

Saverio odwrócił brata w kierunku wind.

– Wytrzeźwiej i wróć do rzeczywistości.

Lorenzo odepchnął brata, a jego ciężkie kroki odbijały się od sufitu i ścian. Serce mocno dudniło w mojej piersi. Saverio delikatnie objął mnie i posadził na kanapie.

– Okej. – Odetchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach. – Okej. Co w takim razie z Ianem?

Nikt nie odpowiedział. Po kilku sekundach milczenia uniosłam wzrok. Saverio wpatrywał się w swoje dłonie. Maya spoglądała na Luce, a ten z kolei na mnie.

– Co się z nim stało?

– Cóż, oczywiście, brał udział w poszukiwaniach - wyjaśniła w końcu Maya. – Trzy dni temu wyjechał do Szwajcarii.

– Szwajcarii? O czym ty mówisz?

– Musiałam wymyślić historyjkę, dlaczego nie możesz rozmawiać z ojcem, wiesz? Romano wyleciał dziesięć dni temu. Sądził, że musi przygotować domek i ochronę, aż tam przyjedziemy. Musiałam się go pozbyć. Sama wiesz, jaki potrafi być upierdliwy.

– Dobra, ale dlaczego Ian zgodził się tam pojechać? - zapytałam. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc niczego z ich planu. To nie miało prawa się udać. – I dlaczego nie poinformował mojego ojca, skoro od samego początku wiedział?

Kolejna cisza. Saverio oparł głowę o zagłówek i zacisnął powieki, jakby nie zamierzał patrzeć na to, co za chwilę się zdarzy. Maya oparła czoło na pięści i pokręciła głową, jakby sama nie mogła w to uwierzyć.

Luca założył ramiona na piersi i nie odrywając ode mnie spojrzenia, oznajmił chłodno:

– Ian pracuję dla mnie.

Spomiędzy moich ust wydobył się pełen niedowierzenia śmiech.

– Nie - odparłam odruchowo.

Luca nie odpowiedział. Nie musiał.

W mojej głowie pojawiło się wspomnienie dnia, w którym poznałam Iana. W dzień pogrzebu Parkera i Thomasa. Ian nigdy nie opuszczał mnie ani na krok, chyba że widziałam się z Lucą. Zawsze wiedział.

To, jak Luca zdobywał informację o mnie i moim położeniu. Niezauważalnie wchodził i wychodził z mojego domu.

– Nie – powtórzyłam, ale prawda zaczęła już przenikać przez moją skórę jak trucizna. Chciałam wstać i dopaść do niego jak Lorenzo, ale miałam wrażenie, że na moich ramionach osiadł niewyobrażalny ciężar. – Jak mogłeś?

– Od samego początku był tym za kogo go miałaś. Twoim ochroniarzem. Co za różnica dla kogo tak naprawdę pracował, jeśli jego obowiązki były te same?

– Nienawidzę cię – wyszeptałam pod wpływem duszących emocji. – Nienawidzę cię.

Luca zacisnął usta i przekrzywił głowę w bok.

– Zostawcie nas samych - zwrócił się do Mayi i Saverio.

– Luca, to nie jest chyba najlepszy pomysł.

– Proszę, Sav. Na chwilę.

Schowałam twarz w dłoniach, gdy w salonie rozległ się dźwięk oddalających kroków.

Luca usiadł obok mnie na kanapie i odciągnął moją dłoń od twarzy. Gwałtownie wyszarpałam ją z jego uścisku, obrzucając obrzydzonym spojrzeniem.

– Nie możesz tak po prostu mówić, że mnie nienawidzisz – powiedział cicho. – Nie po tym wszystkim.

Zaśmiałam mu się prosto w twarz.

– Jak mogłeś mi to zrobić?! Mieliście oboje tyle okazji, aby mi o tym powiedzieć!

– Ian chciał to zrobić - przyznał.

– Tobie to jednak nie pasowało, ponieważ uwielbiasz niszczyć moje życie! Jestem tylko dla ciebie pieprzoną grą. Sprawdzasz, ile mogę znieść, nim osiągnę jakąś granicę, prawda?

– Nie mów tak.

– To wszystko jest pieprzonym kłamstwem, prawda? Co jeszcze, Luca? - Moim ramionami wstrząsnął szloch. – Powiedz mi.

– Nie jesteś grą, mia cara. Od niemal dwóch tygodni prawie nie sypiam, a jedynie jeżdżę po mieście i zabijam niewinnych ludzi. Wiesz, ile krwi znalazło się na ulicach tego miasta z twojego powodu?

Otarłam wierzchem dłoni policzki.

– Dlaczego więc zawsze sprawiasz, że tak się czuję? Jakbym była grą, którą chcesz zakończyć?

Luca delikatnie ujął mój policzek w dłoń.

– Zawsze się tak czujesz? – Nie. Nie czułam się tak zawsze, ale... – Masz rację. Na początku to była gra, ale nie tylko z mojej strony, prawda? Ian był mi potrzebny, aby dostać się bliżej ciebie, co swoją drogą było zbyt proste.

– Nie testuj moich granic.

– W porządku. On jednak jest twoim ochroniarzem. Całkowicie oddanym. Kilka razy groziłem mu śmiercią, ponieważ nie zgadzał się ze mną, ale robił to dla ciebie.

– Nie wiem już co jest prawdą, a co kłamstwem, Luca.

Przesunął się bliżej, a jego spojrzenie opadło na moje usta. Musnął je delikatnie.

– To nie jest kłamstwem, Valerie. Nigdy nie czułem, aby cokolwiek w moim życiu było prawdziwsze.

– Jak mnie znalazłeś? – Wróciłam do tematu, oddalając od siebie emocje, który się we mnie pojawiły ze względu na jego intensywne spojrzenie i dotyk. – Po tylu dniach?

Westchnął ciężko.

– Wbrew temu, co powiedział Lorenzo, byliśmy w kropce. Kilka razy Ian już miał poinformować twojego ojca, ale za każdym wpadaliśmy na błędny trop. Nie znaleźlibyśmy cię – przyznał. – Gdyby nie anonimowy telefon.

– Anonimowy telefon?

– Ktoś zadzwonił. Jego głos był zmodyfikowany. Połączenie nie trwało więcej niż pięć sekund i podał nam sam adres.

O mój Boże.

– Był tam pewien mężczyzna – powiedziałam. – Ostatniego dnia zapytał mnie, czy gdybym mi pomógłby, mógłabym...

– Połączenie nie było z Nowego Jorku – zaprzeczył Luca. – Ani z okolic.

Potrząsnęłam głową.

– Mogło być przekierowane, abyś tak myślał.

– Było zmodyfikowane, abym myślał, że było wykonane z Nowego Jorku. Nie udało nam się określić dokładnego położenia, ale ktoś, kto dzwonił musiał znajdować się w okolicach wschodniego wybrzeża.

– To bez sensu.

– Wiem.

– A co z Marco i jego ludźmi?

– Żyją. Czekają na ciebie.

Continue Reading

You'll Also Like

209K 8.6K 6
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
5.6K 275 23
"Nie chciałam słuchać mamy, gdy mówiła, że wszyscy po kolei trafimy do piekła. Teraz już wiem. Ponieważ to ty mnie tam zesłałeś. " Jacy rodzice, t...
96.2K 3.9K 37
Larissa Moore w wieku piętnastu lat zostaje porwana, a mężczyźni nie dają jej dnia bez bólu. Jednak dziewczynie udaje się uciec, a winni zostają ukar...
30.6K 1K 37
UWAGA! TA TRYLOGIA NIE JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB WYSOKO WRAŻLIWYCH. ZAKOŃCZONE I część trylogii Addiction Wskutek tragicznego wypadku dwudziestoczte...