Beautifully cruel ZAKOŃCZONE

By withoutsy

95.1K 3.8K 498

Nowy Jork. Elita. Bogactwo, którego nie da się pozbyć. Władza na wyciągnięcie ręki. Faworyci. Valerie jest c... More

Ostrzeżenie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
EPILOG
Podziękowania
RUTHLESS

Rozdział 33

1.6K 67 9
By withoutsy

Miłego czytania i do zobaczenia w kolejnym rozdziale! Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie po sobie jakąś aktywność :) Przepraszam za krótką przerwę, ale już wracam z kolejnym rozdziałami regularnie

Jeśli chcecie być na bieżąco lub poznać małe informację z następnych rozdziałów, zapraszam na moje media!

twitter: withoutsy #bcwatt

tik tok: zauroczono

-

Valerie

Tej nocy nie śniłam o niczym. Nie nawiedziły mnie w koszmary, w których musiałam oglądać rozpędzony samochód, który kończy swoją krótką trasę na drzewie. Nie słyszałam ogłuszającego zgrzytu metalu, ani nie widziałam wraku, który nie pozostawiał żadnej nadziei, aby kierownica przeżył. Nie śniłam o kobiecie, której cynamonowe włosy zostały pokryte krwią.

Całą noc spędziłam w głuchej ciemności, która nie została zaznaczona nawet moim oddechem. Polubiłam tą ponurą ciemność, która nie wiązała się z niczym dobrym, ani złym. Po prostu istniała. Zazdrościłam jej.

Z kojącego uroku, w którym zarówno moje ciało, jak i umysł, mogły wypocząć, wyrwała mnie seria ogłuszających huków.

Poderwałam się gwałtownie, mrugając szybko, aby wyostrzyć senny wzrok. Oparłam dłoń na czymś ciepłym i twardym, kierując głowę w stronę hałasu.

Po kilku sekundach, których potrzebowało moje ciało, aby w pełni się rozbudzić, zrozumiałam kilka rzeczy. Promienie słońca padały wprost na moją twarz, przez co musiałam zmrużyć oczy. Coś, co w środku nocy musiałam uznać za wygodny materac, było nagim ciałem Luki, na którym leżała prawie całym ciężarem. Seria huków była tak naprawdę mocnym pukaniem do drzwi mojej sypialni, ale to wcale nie sprawiło, że zagrożenie minęło.

Ian stał zaledwie po drugiej stronie drzwi, których wczoraj nie zamknęłam na klucz, a Luca dalej leżał praktycznie nagi w moim łóżku, a na dodatek wydawał się zrelaksowany jak nigdy dotąd. Wsunął ramię pod głowę i przyglądał mi się z rozbawieniem.

- Valerie, wstałaś? - dobiegł do mnie krzyk Iana. Przełknęłam ciężko ślinę, próbując wymyślić wymówkę, aby stąd poszedł. Jeśli los postanowi być dla mnie łaskawy, miałam kilka sekund na decyzję. - Nie możesz wydać mi rozkazu, żebym wstał o tak nieludzkiej godzinie jak siódma w nocy, ponieważ mamy t y l e do załatwienia, a potem w najlepsze się wylegiwać!

Poczułam falowanie klatki piersiowej Luki od powstrzymywanego śmiechu. Zmusiłam się, aby nie zgromić go spojrzeniem. Jeśli Ian tu wejdzie, miałam przesrane.

- Nie wchodź! Jestem naga - odkrzyknęłam, wybierając najmniej skomplikowany powód, który jako pierwszy przyszedł mi na myśl.

W tym momencie byłam pewna, że Ian urodził się bez instynktu przetrwania. Ledwie zdążyłam odetchnąć z ulgą, gdy ponownie usłyszałam jego głos:

- No i?!

- Błagam, nie zabijaj go - rzuciłam do Luki, kiedy poczułam rosnące napięcie w jego mięśniach. - On tylko żartował. Naprawdę. - Odchrząknęłam i ponownie zawołałam do Iana. - Daj mi dziesięć minut!

- Serio? Za tyle mieliśmy być już w drodze!

- Ian!

Niemal usłyszałam jego zirytowane westchnienie.

- Dobra. Dziesięć minut.

Z sfrustrowanym jęknięciem opadłam na klatkę piersiową Luki, wbijając podbródek w jego skórę. Skupiłam się na dźwięku oddalających się od mojego pokoju kroków Iana.

Luca objął mnie w talii, skupiając na sobie moje spojrzenie.

- Dobrze spałaś? - zapytał miękko, wpatrując się we mnie tymi przeklętymi oczami.

Fakt, że naprawdę dobrze spałam w jego ramionach, nie miał znaczenia. Liczyło się to, że mój głupi ochroniarz mógł być teraz w niebezpieczeństwie.

- Nie zrobisz mu nic, prawda? - zapytałam niepewnie. Z jednej strony miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na absurd tej sytuacji, ale z drugiej naprawdę obawiałam się o jego zdrowie. - Jest dobrym ochroniarzem.

- Wiem.

Jego szybka odpowiedź zbudziła moją czujność.

- Sprawdziłeś go?

- Nie marszcz tak czoła - rzucił z naganą, a po chwili przyłożył kciuk do wspomnianej zmarszczki i delikatnym ruchem ją wygładził. - Oczywiście, że go sprawdziłem. Pewnie nawet lepiej, niż twój ojciec.

- Jesteś okropny - parsknęłam i sturlałam się z jego ciała, na chłodną część materaca, na której powinnam spędzić całą noc.

- To chyba najmilsza rzecz, jaką do mnie powiedziałaś.

Przewróciłam oczami, ale na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Gdyby ktoś mnie o to zapytał, skłamałabym bez wahania, ale to był najlepszy poranek od lat.

Luca uniósł się na łokciu, a moje spojrzenie mimowolnie opadło na napięte mięśnie na jego ramieniu.

- Więc co ważnego musicie dzisiaj załatwić?

Moja bańka lenistwa pękła na dobre, gdy dotarło do mnie znaczenie słów Luki.

- Cholera!

W sekundę podniosłam się z łóżka, nie przejmując nagością i wbiegłam do łazienki. Znalazłam porzucony szlafrok z wczorajszej nocy.

Kilka miesięcy temu jedna z gazet zaproponowała mi możliwość sesji zdjęciowej i wywiadu. Miałam znaleźć się na okładce, co zawsze dobrze wpływało na wizerunek mojej rodziny. Początkowo sesja miała odbyć się w czasie, kiedy wyjechaliśmy do Waszyngtonu. Asystentce udało przełożyć się ją na dzisiaj. Odczułam ulgę, ponieważ siniaki po wypadku również miały czas zblaknąć do takiego stopnia, że bez problemu można było zatuszować je podkładem.

- O dziewiątej mam sesję w centrum - wyjaśniłam, wracając do pokoju. Przystanęłam przy łóżku i założyłam ramiona na piersi. - Wieczorem idziemy na kolację z ojcem i Sebastianem oraz jego rodzicami. Christian i tata jadą na męski wyjazd, więc będzie to pożegnalna kolacja. Musisz zniknąć. - Zatoczyłam koło dłonią, nie przestając wpatrywać się w niego oczekująco. Nie poruszył się. - Zrób tą swoją sztuczkę ze znikaniem i pojawianiem się, żeby nikt cię nie zobaczył. Chyba, że działa tylko w nocy. Wtedy będziesz musiał schować się pod łóżkiem.

Luca uniósł lekceważąco brew. W końcu ugiął się pod moim spojrzeniem i podniósł się z łóżka. W milczeniu patrzyłam, jak się ubiera. Ze stresu zaczęłam odliczać w głowie. Bałam się, że Ian w każdym momencie może otworzyć drzwi do mojej sypialni.

Nie wiem, jakbym zareagowała. Bardziej obawiałam się, co zrobiłby sam Ian albo co gorsza Luca.

- Wyślij mi adres - powiedział, próbując wygładzić dłonią materiał koszuli.

- Słucham?

- Wyślij mi adres - powtórzył.

- Po co?

Posłał mi pojedyncze spojrzenie, zanim zamknął za sobą drzwi sypialni. Z zapartym tchem czekałam na zaalarmowane krzyki ochroniarzy, a nawet na odgłos strzałów.

Nie wiem, czy bardziej mnie to cieszyło, czy przerażało, że Luca potrafił zamienić się w cień. Pod względem bezpieczeństwa ten dom był fortecą, a on przechodził po nim bez wzbudzenia niczyjej uwagi.

***

Wysłałam mojemu dawnemu prześladowcy dokładny adres. Nawet dodałam piętro, na którym odbywała się sesja.

Dlaczego? I tak miałam świadomość, że bez problemu mógłby sam uzyskać tę informację w mniej niż pięć minut.

Jednak z upływem godzin, kiedy moje spojrzenie, co jakiś czas wędrowało na drzwi wejściowe, dotarło do mnie, że wcale nie chodziło o fakt, że mógł ustalić moje położenie. Chciałam, aby tu był. Za każdym razem, kiedy nie dostrzegałam go ukrytego w cieniu, czułam rosnące rozczarowanie.

Młoda stażystka, którą przedstawił mi dyrektor redakcji, zajęła miejsce po mojej lewej stronie. Z uwagi na napięty terminarz, zgodziłam się, aby wywiad odbył się w czasie, gdy Aubrey będzie wykonywać makijaż. Agencja proponowała swoich makijażystów, ale w tej kwestii pozostałam nieugięta. Ufałam Aubrey, która wykonywała prace z pasji, a na dodatek uwielbiałam z nią rozmawiać. Nie spodziewałam się, że pytania, które wybierze Kylie, młoda stażystka, będą tak... urocze. Aubrey chichotała cicho, malując czerwone kreski na moich powiekach.

- Jaka wspominasz swoje pierwsze walentynki? - zapytała Kylie, przybliżając dyktafon bliżej mnie.

Nie tylko ten wywiad wydawał mi się urzekający, ale osoba, która go przeprowadzała jeszcze bardziej. Kylie miała różowe włosy w dość subtelnym odcieniu. Przypominała mi Mayę w różowym garniturze, z dużą ilością różu na policzkach.

- Zgaduję, że chodzi o taką walentynkową randkę? - upewniłam się, na co Kylie skinęła głową z sympatycznym uśmiechem. - Szczerze? Była niczym z filmu. Wszystko w tej nocy było idealne.

- Nawet chłopak? - Zaśmiała się.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- W szczególności chłopak. - Aubrey stanęła po mojej drugiej stronie i zaczęła malować drugie oko. - Była limuzyna, ogromny bukiet kwiatów, diamentowy naszyjnik i całe górne piętro restauracji wynajęte jedynie dla nas.

Kylie otworzyła szeroko usta, mrugając szybko. Kilka sekund zajęło jej opanowanie wyrazu twarzy. Uprzedzono mnie, że była jedynie stażystką i to był jej pierwszy wywiad z osobą jak ja. Na początku poczułam się urażona tą uwagą, ale teraz zrozumiałam, co jej przełożony miał na myśli. Nigdy dotąd nie rozmawiała z dziećmi obrzydliwie bogatych ludzi, którzy pójdą w ślady rodziców.

- Wynajął dla Pani całe piętro - powtórzyła powoli.

Skinęłam głową, ale szybko uświadomiłam sobie, że rozmowa jest nagrywana, więc dopowiedziałam:

- Tak. W tamtym czasie to była nasza ulubiona restauracja, ale inni podobno mają problem, aby dostać tam stolik. W sumie to niedaleko stąd. Chyba dwie przecznice. Może kojarzysz ten budynek? Z najwyższego piętra widać niemal całe miasto. W nocy naprawdę urzekający widok.

Kylie ponownie otworzyła oczy w szoku, a Aubrey zastygła w bezruchu.

- Może za rok mojej pracy byłoby mnie stać na przystawkę - rzuciła Kylie, ale szybko zmieniła temat, gdy doszło do niej jak niegrzeczna była ta uwaga. - Tamten chłopak z kolacji dalej jest w pani życiu?

Westchnęłam ciężko, odwracając od niej wzrok i spojrzałam w swoje lustrzane odbicie.

- Jako przyjaciel - odparłam po kilku sekundach milczenia. - Gdybym miała określić tamtą miłość, powiedziałabym, że był właściwą osobą w złym czasie. Teraz oboje jesteśmy innymi osobami, które już zdążyły dorosnąć.

- Więc teraz mogłoby wyjść na to, że stał się złą osobą w dobrym czasie? - zapytała Kylie z błyskiem w oku.

Nie miałam wątpliwości, że zrozumiała, o kim mówiłam. W ciągu ponad dwóch lat naszego związku, nie raz wylądowaliśmy z Zanem na okładce gazet lub byliśmy obiektem wielu artykułów stron plotkarskich. Nasze rozstanie wywołało sporo zamieszania.

- Czas uświadomił nam, że najlepszym rozwiązaniem było pozostanie przyjaciółmi. Nie chciałabym tego zmieniać. Nigdy - podkreśliłam zdecydowanym głosem.

Podekscytowanie Kylie zmieniło się w frustrację, ale posłała mi słaby uśmiech i wyłączyła dyktafon.

- Bardzo dziękuję za tą rozmowę.

Odprowadziłam ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami po krótkim pożegnaniu, spojrzałam na Aubrey. Zamykała eyeliner, ale odwzajemniła moje spojrzenie.

- Może chciałabyś mnie poznać z tym przyjacielem, który potrafi wynająć całą restaurację dla kobiety?

Prychnęłam z rozbawieniem.

- Masz już chłopaka.

- Który uwielbia jeść - odparła Aubrey ze śmiechem. - Jesteś gotowa. Powodzenia! Chcę kupić ten magazyn i chwalić się moją szefową!

Szybko uświadomiłam sobie, że brakowało mi czasu przed aparatem. Gdy tylko stanęłam na białym tle, ubrana w zwiewną i zarazem skromną czerwoną sukienkę, która na dekoldzie miała wyszyte czarne serca, poczułam, jakbym odżyła.

Zawahałam się na kilka sekund, ale szybko znalazłam dobrze znany mi rytm. Uwielbiałam zajmować się rodzinną firmą i było to czymś, co chciałam robić do końca swoich dni. Modeling był jedynie miłym dodatkiem, ale nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo brakowało mi aparatu na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Czułam się uwielbiana. Atrakcyjna. W końcu na swoim miejscu. Może Luca miał rację. Miasto tęskniło za swoją królową.

Po niespełna godzinie zmieniliśmy skromną sukienkę na kolekcję koronkowej bielizny w motywie walentynkowym. Uśmiechnęłam się lekko, muskając palcami wyhaftowane czerwone serce na czarnym materiale.

- To będą bardzo skromne ujęcia - zapewnił mnie koordynator sesji, prowadząc ku białemu tłu. Na podłodze zostały rozrzucone płatki czerwonych róż. - Jeśli nie zatwierdzisz tych zdjęć, nie pojawią się zgodnie z umową w magazynie.

Skinęłam głową i zdjęłam szlafrok, oddając mu go. Cokolwiek łączyło mnie z Lucą, sprawiało, że czułam się niestosownie. Byłam w pięknej bieliźnie, pozując do aparatu dla tysiąca ludzi, a potrafiłam jedynie myśleć o tym, czy jemu spodobałoby się równie mocno, co mi.

Zapewne uniósłby kpiąco jeden z kącików ust, dostrzegając serduszka na bieliźnie.

Ostatnią stylizacją była długa czarna suknia, sięgająca mi niemal do kostek. Przylegała do mojego ciała, niczym druga skóra, podkreślając krągłości.

- To była czysta przyjemność, pani Howard - oświadczył fotograf po skończonej sesji.

Uśmiechnęłam się formalnie i przyjęłam jego dłoń.

- Ja również dziękuje. Potrafi pan wprowadzić idealną atmosferę do studia.

Jego twarz wykrzywiła się w wyraźnie zadowolenia i dumy. Pochylił się w moją stronę, ale na tyle delikatnie, aby zachować formalność.

- Pracowałem z wieloma modelkami, dla których ta praca to całe życie. Żadna nie była tak piękna jak pani.

- Dziękuje. To naprawdę miłe z pana strony.

- Taki głęboki kolor włosów i ta ich miękkość. Ta twarz, której nie da się uzyskać nawet dzięki operacjom plastycznym. Po prostu definicja ideału. - Pokiwał głową, jakby zgadzał się ze słowami, które wychodziły z jego ust. - Jest jeszcze w pani to coś. Ta cała aura. - Zaśmiał się cicho. - Miałem wrażenie, że zdołała spojrzeć pani w moją duszę przez obiektyw. Nie nosi pani soczewek?

- Nie.

- Nigdy dotąd takich nie widziałem. Niczym zamarznięte jezioro. - Pstryknął palcami. - Chłodny błękit. Tego określenia mi brakowało.

- Nawet pan nie wie, jak poprawił mi dzień tymi komplementami.

- Proszę panią, to sama prawda. Gdybym zaprosił panią do udziału w innej sesji...

- Bardzo chętnie - odparłam. - W razie pytań i propozycji proszę pisać do mojej menedżerki.

Ostatni raz uścisnęłam jego dłoń i odwróciłam się, aby pożegnać się z resztą pracowników w studiu. Po wielu komplementach i szybkich zdjęciach z niektórymi osobami, ruszyłam pustym korytarzem do swojego prywatnego pokoju.

Zamknęłam za sobą drzwi, a moje ramiona opadły. Dzisiejszy dzień sprawił mi dużo radości, ale odzwyczaiłam się od przebywania wśród nieznajomych tak długo. Za zamkniętymi drzwiami czułam, jakbym sięgnęła ku własnej twarzy i zdjęła z niej maskę z szerokim uśmiechem.

Odwróciłam się, robiąc krok w głąb pokoju. Byłam już gotowa sięgnąć ku zapięciu sukienki i pozwolić jej opaść na podłogę, kiedy napotkałam czyjeś spojrzenie w lustrze.

- O mój Boże! - sapnęłam wystraszona, a moja dłoń instynktownie powędrowała do miejsca na klatce piersiowej, w którym czułam szybkie bicie serca.

- W sumie jednak polubiłem, jak tak do mnie mówisz. Kontynuuj.

Zgromiłam go wściekłym spojrzeniem, co jedynie sprawiło, że kącik jego ust powędrował lekko ku górze.

Na kanapie w rogu pomieszczenia siedział Luca. Nonszalancko oparł kostkę o kolano, a palcami bębnił o bok swoich butów. Ubrany w czarną koszulę i garniturowe spodnie na chwilę sprawił, że zatraciłam się we własnych wyobrażeniach.

- Co tutaj robisz?

- Pytałem o adres.

Oparłam dłonie na biodrach i starałam się utrzymać równie obojętny wyraz twarzy, co on.

- Tak, ale to wcale nie znaczyło, że się pojawisz.

- Jesteś mądrą dziewczynką, mia cara. Domyśliłaś się.

Miał rację, ale nie chciałam pokazać, jak sfrustrowana się czułam, że pojawił się dopiero teraz.

- Nie jesteś pępkiem świata, capo. Nie każdy czeka, aż się tylko pojawisz i zamienisz mu życie w koszmar.

Na jego twarzy pojawił się już pełny uśmiech, który sprawił, że zmiękły mi kolana.

- Może nie - rzucił, leniwie opierając ramię na oparciu sofy. - Ale ty na pewno.

Dla pozorów przewróciłam oczami. Skurczybyk miał całkowitą rację, a ja nawet nie byłam pewna, w którym dokładnie momencie zaczęłam czekać, aż tylko się pojawi.

- Śpieszę się, więc dziękuje za odwiedziny, ale czy mógłbyś już... - wymamrotałam, obracając się wokół własnej osi, aby podejść do krzesła, na którym czekały na mnie już moje ubrania, gdy dostrzegłam coś czerwonego obok Luki. Zamrugałam powoli, a serce w mojej klatce piersiowej wyrwało się do przodu, jakby chciało się z niej wyskoczyć i oddać mu się wbrew mojej woli. - To dla mnie?

Luca spojrzał kątem oka na przyczynę moich rozterek. Podniósł się z gracją, a po chwili w dłoni trzymał duży bukiet czerwonych róż. Był naprawdę obszerny. Nie zdziwiłabym się, jakby składał się z ponad stu kwiatów. Zbliżył się do mnie, a ja mimowolnie zrobiłam krok w tył przytłoczona emocjami, które się we mnie zgromadziły.

- Pomyślałem, że je lubisz, zważywszy na twoją bransoletkę - wyjaśnił niskim głosem.

Moje głupie serce.

Przez kilka sekund potrafiłam jedynie wodzić tępym wzrokiem między jego twarzą, a bukietem, który był dla mnie. Musiałam wyglądać jak ryba brutalnie wyrzucona z wody, ponieważ otwierałam i zamykałam usta.

Kupił dla mnie cholerne kwiaty, a na dodatek zrobił to w najlepszy sposób - naprawdę pomyślał, co mogło mi się spodobać.

W jednym momencie stałam naprzeciwko niego, nie potrafiąc zebrać myśli, a w następnym obejmowałam go dłońmi za szyję i przyciągnęłam do swoich ust.

Chciałam, żeby pocałunek był słodki, który mógłby ukazać moją wdzięczność za tak prosty gest, ale Luca przechylił głowę, pogłębiając go. Wolną dłonią zjechał na moje pośladki i uścisnął je mocno. Jęknęłam w jego usta.

Kątem oka dostrzegłam, że odłożył bukiet na toaletkę, która stała obok nas.

Uderzyłam plecami w ścianę, a uderzenie odebrało mi dech. Luca złapał moje nadgarstki w swoją dłonią i uniósł ją nad moją głowę.

Zwilżyłam dolną wargę językiem, nie zrywając naszych spojrzeń ze sobą.

- Śpieszę się - powtórzyłam zdyszanym głosem.

Przechylił głowę w bok, a jego palce znalazły się na mojej szyi. Westchnęłam cicho, gdy dotarł do delikatnego miejsca, gdzie mógł wyczuć mój przyspieszony puls. Jak tamtej nocy na dachu.

- Naprawdę? - zapytał obojętnie.

Słowa utknęły mi w gardle, gdy pochylił się i zastąpił palce swoimi ustami. Drżałam w jego ramionach, gdy skubnął skórę zębami. Włożyłam dłonie pod jego koszulę. Potrzebowałam go dotknąć bez oddzielających nas warstw.

Oderwał się od mojej szyi, a po chwili delikatnie musnął moje usta.

- Gdyby nie moja obietnica z wczoraj - zaczął. - I fakt, że sam muszę załatwić kilka rzeczy, to nie skończyłoby się na tym.

Uniosłam wyzywająco brew.

- Załatwić coś, czy raczej kogoś?

Potarł szczękę powolnym ruchem, ale i tak dostrzegłam formujący się uśmiech na jego ustach.

- Uczysz się, mia cara. Bardzo dobrze. - Początkowo nienawidziłam przezwiska, które mi nadał. Było ironiczne i pozbawione jakichkolwiek uczuć. Teraz spowodowało, że poczułam trzepotanie w żołądku, ponieważ było moje. - Jednak nie tym razem. Przyszedłbym wcześniej, ale jeden z agentów nieruchomości się spóźnił. Za pół godziny mam kolejne spotkanie.

Poruszyłam się niespokojnie, a mój wzrok opadł na nasze buty. Słowa Saverio mnie nie opuszczały. Wspomniał już kilka miesięcy temu o tym, że Luca niedługo wyprowadzi się do domu. To jego szukał? Aby zapewnić żonie piękny dom po ich zaaranżowanym ślubie?

Powinnam była mu powiedzieć, że wiem o jego narzeczonej i zapytać co to znaczy dla nas. Czymkolwiek aktualnie byliśmy. Zabiłam dla niego człowieka, tak samo jak on dla mnie. Spędził u mnie całą noc, w której przyległam do jego ciała jak koala, na litość Boską.

- Czego szukasz? - zapytałam niepewnie, bojąc się na niego spojrzeć. - Mam dużo znajomości w Nowym Jorku. Może mogłabym pomóc ci znaleźć coś ładnego w ukrytych ofertach.

- Ukryte oferty? Dlaczego mnie to nie dziwi. Niektórzy naprawdę potrzebują poczuć się lepiej przez to, że mają mieszkanie z ukrytych ofert przed zwykłymi śmiertelnikami? - Nie odpowiedziałam, ponieważ miał rację. Ukryte oferty były wymysłem dla połechtania dużego ego milionerów tego miasta. Sama do nich należałam.

Luca delikatnie ujął mój podbródek i uniósł twarz do góry, sprawiając, że nasze oczy się spotkały. Te ciemne tęczówki, które były najbardziej intensywną barwą, jaką kiedykolwiek widziałam. Wszystko w nim było intensywne i pozbawiające tchu, a ja zaczęłam się w tym wszystkim zakochiwać.

Z a k o c h i w a ć.

Kurwa.

- Nie chciałbym cię w to mieszać - powiedział, nieświadomy paniki, która zaczęła mnie wypełniać. Uderzyło to we mnie, jak grzmot prosto z nieba. Albo raczej świadomość tego faktu była porównywalna do wstrząśnięcia ziemią, a w dole mogłam zobaczyć piekło. - Szukam nowego miejsca dla mojego klubu, odkąd poprzednie miejsce okazało się...niewłaściwie.

- Wierzysz w przesądy? Nie ma czegoś takiego jak pechowe miejsca.

Uniósł brew do góry, a ja poczułam ucisk w dole żołądka. Nie byłam pewna, dlaczego ten gest w jego wykonaniu wydawał się tak seksowny. Czy ten mężczyzna mógł zrobić cokolwiek, przy czym nie wyglądałby jak uosobienie moich marzeń?

- Nie, ale wierzę w to, że za każdym razem, kiedy bym tam wchodził, wypełniłaby mnie na nowo chęć mordu. To miasto tego nie potrzebuję. - Nie spodziewałam się, że doda coś jeszcze, wpuszczając mnie do swojego życia, ale nasza relacje tak nagle zmieniła swoje znaczenie. - To długa historia, ale kiedyś ci o niej opowiem.

- Czy w tej historii jest mężczyzna o imieniu Aleksei? - Zmrużył nieufnie oczy. - Sofia mi powiedziała.

- Aleksei jest końcem tej historii. Od tamtego klubu wszystko się zaczęło.

Jego ekspresja się zmieniła. Wyczułam część mroku, który niosła za sobą ta historia, ale chciałam ją poznać. Potrzebowałam wiedzieć o wszystkim, z czym chciał się ze mną podzielić. Nawet jeśli miałam skończyć, wymiotując godzinę nad toaletą, jak po poprzednim razie, gdy zagłębił się w tą część swojego umysłu.

- Za jakiś czas - obiecał, jakby wiedział, w jakim kierunku skierowały się moje myśli. - Podrzucić cię?

Pokręciłam głową.

- Ian powinien za chwilę tu być. Miałam do niego zadzwonić, kiedy skończę.

Luca skinął głową i musnął ustami mój policzek w ramach pożegnania. Patrzyłam na jego plecy, kiedy skierował się do wyjścia.

- Luca! - Zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie przez ramię. - Dziękuje za kwiaty.

Posłał mi lekki uśmiech i może wmówiłam sobie to pod wpływem uczuć, które w sobie odkryłam. Może już kompletnie zwariowałam.

Niemal słyszałam w głowie jego niski głos. Dla ciebie wszystko, mia cara.

***

Kolacja pożegnalna z moim ojcem i ojcem Basha, okazała się idealna i zdecydowanie zbyt wzruszająca, jeśli chodziło o zaledwie kilkutygodniowy wyjazd. Clementine cały wieczór opierał policzek o ramię męża od czasu do czasu, roniąc parę łez. Christian obejmował ją ramieniem, nie przejmując się stanem, w jakim była jego biała, bardzo droga koszula. Zarówno Christian, jak i jego syn, od kilku lat nie kupowali już koszul, a mieli je szyte na zamówienie, najczęściej z wyszytym inicjałami na rękawie. Gdy podawali komuś dłoń, rozmówca od razu wiedział, z kim ma przyjemność. Zawsze działało to na nich jak kubeł zimnej wody.

Każde dziecko w trakcie swojego życia wybiera swoje ulubione małżeństwo, których miłość bierze za wzór. Dla mnie zostali nim Clementine i Christian Barnes. Ich miłość była zarazem surowa i delikatna.

Kiedy miałam czternaście lat, zapytałam o to Hollistera. Ocenił mnie spojrzeniem jasnych oczu, zanim ponownie odwrócił się do worka treningowego w piwnicy naszego domu.

- Nasi rodzice - odparł prosto, uderzając w worek treningowy o wiele mocniej, niż wcześniej.

Zaskoczył mnie. Często mówił o tacie, czy mamie, ale nigdy nie mówił o nich jako małżeństwie, tym bardziej jako udanym. Oboje wiedzieliśmy, że tata bardzo kochał mamę i ta miłość nie słabła z mijającymi latami, ale Hollister był na niego taki wściekły, że zawiódł jako mąż. Mimo to wybrał ich jako wzór miłości.

Po zjedzeniu kolacji, kelner przyniósł drinki do stolika i postawił przed każdym zamówiony napój.

- Och, ja dziękuje - oświadczył Ian ze smutnym uśmiechem. Specjalnie zamówiłam dla niego koktajl truskawkowy, odkąd zauważyłam, że naprawdę lubił owoce. - Jestem w pracy.

Zmarszczyłam brwi i posłałam mu urażone spojrzenie.

- Przestań.

- Napij się z nami - dołączył do mnie mój ojciec, trącając Iana ramieniem. - Nie jesteś już w pracy, a kierowca i tak czeka na zewnątrz.

Odkąd weszliśmy do restauracji, było dla mnie logiczne, że Ian zakończył pracę ochroniarza i stał się moim przyjacielem. Przy innych stolikach i przed lokalem stali ochroniarze ojca i Christiana.

- Siedzisz przy rodzinnym stole - dodała Clementine, uśmiechając się do niego przyjaźnie. - Koniec ze służbą. Opowiedz nam coś o sobie.

Ian zerknął na mnie kątem oka. Skinęłam z szerokim uśmiechem głową, na co wyraźnie się rozluźnił. Odpiął dwa guziki koszuli i upił solidny łyk truskawkowego drinka.

- Nie ma o czym mówić - powiedział, spełniając prośbę Clementine. - Wychowałem się na Brooklynie z mamą i przyrodnim bratem. Mama dalej tam mieszka. Kiedyś chciałem zostać detektywem, ale cóż. Ta posada jest o wiele łatwiej płatna.

Ojciec zaśmiał się cicho.

- I o wiele mniej stresująca.

- Czy ja wiem. - Westchnął ciężko Ian, układając ramię na oparciu mojego krzesła. - Twoja córka całkiem nieźle sobie radzi z moim poziomem stresu.

Uderzyłam go w ramię, co skwitował pobłażliwym uśmiechem.

- Nie chciałbyś wiedzieć, co musiał przeżywać Dean, kiedy byliśmy młodsi - wtrącił Sebastian, posyłając mi rozbawione spojrzenie. - Szczególnie kiedy chcieli pobyć sami z Zanem.

Prychnęłam i odwzajemniłam jego spojrzenie z niedowierzaniem. Co prawda Dean wcale nie miał z nami łatwo, ale jego głównym zmartwieniem było to, co robiliśmy w czwórkę. Wiedziałam, że chłopaki dalej to robią i zatęskniłam za tym uczuciem adrenaliny.

- Kiedy w końcu poznamy twoją żonę, Sebastian? - wtrącił mój ojciec. - Czuję się trochę urażony, że jako jedyny jej nie poznałem.

Zastygłam z drinkiem w dłoni w połowie drogi do ust. Miałam wrażenie, że świat skurczył się do tej chwili i tego konkretnego pytania. Wcześniej nawet nie zwróciła uwagi na nieobecność Sofii. To wydawało się naturalne, że nie było jej na takich rodzinnych spotkaniach, ale dopiero teraz dotarło do mnie, że była w życiu Basha od co najmniej dwóch lat, a była jedynie na dwóch balach charytatywnych. Sebastian robił to dla mojego ojca?

Tata zajmował się wiele miesięcy całą rodziną Farnese. Sofia była wtedy dzieckiem, ale czy mimo wszystko poznałby ją jako dorosłą kobietę? Może była na tyle podobna do swojej matki, że bez problemu połączyłby kropki. A jeśli tak naprawdę nigdy nie spuścił ich z oczu...?

Sebastian musiał wiedzieć. Moje serce rozpaliło się gorzkim poczuciem zdrady.

Spojrzałam najlepszemu przyjacielowi z dzieciństwa prosto w oczy. Mógł o tym nie wiedzieć, tak samo jak ja. Może postanowił tak jedynie ze względu na powiązanie ich świata z tą okropną zbrodnią.

Musiałam przestać uciekać i ukrywać wszystko przed przyjaciółmi. Gdybym była szczera, sprawy nie zaszłyby tak daleko. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć i nie raz udowodniliśmy, że skoczylibyśmy za sobą w ogień, a ja odsunęłam się od nich w najmroczniejszym momencie.

- Niedługo, wujku - obiecał przytłumionym głosem Sebastian, a ja wyczułam w tym kłamstwo, na które miałam ochotę odetchnąć z ulgą.

Zamierzałam chronić mojego ojca przed tą częścią świata, jak on robił to dla mnie przez ostatnie lata.

***

Pan Morrison przytrzymał dla mnie drzwi swojego gabinetu.

- Widzimy się w przyszłą środę o dwudziestej, tak? - zapytał, trzymając w dłoni telefon z już otwartą aplikacją kalendarza.

- Oczywiście - potwierdziłam i narzuciłam płaszcz na ramiona.

Byłam już zmęczoną tą porą roku. Nie mogłam doczekać się wiosennych kolekcji i odetchnięcia od tylu warstw na ciele. Kilku moich ulubionych projektantów wysłało już do mnie wstępne katalogi, co tylko podsycało moją niecierpliwość.

- Pamiętaj o zadaniu - powiedział, przygważdżając mnie ciężkim spojrzeniem. - Myślę, że może to nam pomóc i zrobimy o kilka kroków w przód.

Czułam, jak z każdą wizytą zrzucam z siebie kolejne kilogramy ciężaru, które zdążyły na mnie osiąść przez tyle długich lat. Pan Morrison zaproponował mi, abym spróbowała narysować lub opisać wygląd swojej mamy. Nie takiej jak pamiętałam ze zdjęć, czy po jej śmierci. Miałam odtworzyć prawdziwe wspomnienie.

Mój telefon zadzwonił, wydając zbyt głośny dźwięk w pogrążonej ciszy poczekalni. Szybko go wyciągnęłam i spojrzałam na ekran. Spodziewałam się, że to mój tata, który już od czterech dni był na wyjeździe i co wieczór dzwonił do mnie, aby opowiedzieć o danym dniu.

To było takie urocze. Uśmiechał się do mnie szeroko przez ekran, a jego oczy błyszczały z radości. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio był tak szczęśliwy. Po tych rozmowach w mojej galerii zawsze było przynajmniej sto dodatkowych zdjęć ekranu. Jedno z wczorajszej rozmowy ustawiłam nawet na tapetę w telefonie.

Tym razem to jednak nie tata dzwonił, a Maya. Z przerażeniem spojrzałam na godzinę i zaklęłam.

- Cholera jasna. - Odebrałam szybko, otwierając frontowe drzwi i wyszłam na chłodne, zimowe powietrze. - Zaraz będę! Przepraszam!

- Gdzie jesteś?

- Zaraz będę - powtórzyłam sfrustrowana, przytrzymując telefon policzkiem przy ramieniu i otworzyłam torebkę. - Sesja się przeciągnęła.

Dotarł do mnie gwar rozmów w restauracji po drugiej stronie połączenia.

- Miałaś tu być dwadzieścia minut temu - przypomniała z jękiem Maya. - Nawet Ian już jest i narzeka, że nie pozwoliłaś mu po siebie przyjechać. Zamówiłam mu najlepszego drinka z karty i nawet to nie pomogło w jego marudności! Val, nie dam rady siedzieć z dwoma gburami. - Westchnęła ciężko i przełknęła. - Piję już trzeci kieliszek, a jesteśmy tu zaledwie pół godziny.

Przeszukałam torebkę w poszukiwaniu kluczyków do auta.

- Zaraz będę! Szukam... - Złapałam kluczyki i wyciągnęłam je z zadowoleniem. - Już mam. Daj mi piętnaście minut i zamów Ianowi podwójnego drinka. Najlepiej jakiegoś owocowego. Nawet jeśli to nie pomoże na jego humor, przynajmniej zajmie czymś usta na kilka minut.

- Wiesz co? Poczekam na ciebie na zewnątrz. Ponieważ ta dwójka... Tak, o tobie mówię, Ian! Mam cię dosyć! Co cię ugryzło? Romano ma taką minę zawsze, ale ty...

- Właśnie wchodzę do...

Ktoś wpadał na mnie całym ciężarem ciała, sprawiając, że telefon wypadł mi z dłoni. Dotknęłam szyby samochodu, próbując zachować równowagę na wysokich obcasach.

Cholerne miasto, w którym ludzie patrzą przed siebie, jakby widzieli jedynie trasę, która doprowadzi ich do celu. Promieniujący ból rozchodził się wzdłuż mojego ramienia i części pleców.

Uniosłam wzrok i oddech uwiązł mi w gardle. Widziałam w odbiciu szyby, jak moje oczy rozszerzają się z przerażenia, gdy dostrzegłam za sobą mężczyznę. Czułam jego obecność, ciepło rozchodzące się od ludzkiego ciała, ale jego twarz pozostała skryta w cieniu.

Próbowałam wydobyć pistolet, nóż albo cokolwiek co mogłoby się nadać do obrony, gdy umięśnione ramię owinął wokół mnie. Unieruchomił moje dłonie przy bokach, ale zaczęłam się szarpać, błagając, abym zdołała go skrzywdzić kopnięciem, zakończonym długim obcasem.

Przyłożył mi do ust szmatkę, nasączoną płynem o kwaśnym zapachu. Nabrałam przerażony oddech w momencie, w którym w moim umyślę pojawiła się myśl, aby za żadną cenę nie ważyła się tego robić.

Moje ciało momentalnie zwiotczało, a obraz przed oczami się rozmazał.

Pozwolił mi opaść na zimny chodnik. Zanim moje powieki opadły, dostrzegłam mój telefon pod samochodem i usłyszałam chropowaty głos mężczyzny nade mną:

- Mam ją.

Continue Reading

You'll Also Like

360K 19.9K 64
**CURRENTLY A FEATURED STORY** highest ranking: #11 in Science fiction ❝true happiness is only achieved without freedom. There is a girl who wakes t...
5.7M 252K 34
**The No 1 fantasy romance by award-winning novelist and scriptwriter Gytha Lodge, author of The Fragile Tower series** What if you had a power you c...
Perspectives By Madeline

Science Fiction

331K 17.3K 60
Piper Douglas long ago accepted that her life was just meant to be sucky. After her parents' divorce, she developed something of a bad attitude, caus...
137K 13K 100
A murder mystery in space, a frontier marshal investigating and a young girl who is the key to it all. Highest rating in sci-fi: #2!