Beautifully cruel ZAKOŃCZONE

Par withoutsy

93K 3.7K 497

Nowy Jork. Elita. Bogactwo, którego nie da się pozbyć. Władza na wyciągnięcie ręki. Faworyci. Valerie jest c... Plus

Ostrzeżenie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
EPILOG
Podziękowania
RUTHLESS

Rozdział 10

2K 73 6
Par withoutsy

Valerie

Brakowało mi Mayi i martwiłam się, że pewnego razu mogłaby nie wróci, jak stało się to w przypadku Hollistera. Odliczałam sekundy do jej powrotu, czekając niecierpliwie na wieczór, który obiecałyśmy sobie spędzić razem. Prosto z lotniska pojadą z Romano do restauracji, którą wybrałyśmy na świętowanie jej powrotu. Tak bardzo za nią tęskniłam.

Nie powiedziałam jej o tym, że Luca w końcu zareagował na wydarzenia z Rovine. Tym bardziej nie mogłam powiedzieć jej o niszczącym pocałunku, którego wspomnienie nie chciało opuścić mojego umysłu. Nie chciałam, aby się o mnie martwiła, będąc tak daleko od domu.

Jednak im bliżej było jej powrotu, tym bardziej wątpliwości przejmowały nade mną władzę. Nie chciałam jej o tym mówić i niszczyć dobrego humoru po wyjeździe. Postanowiłam, że poczekam jeszcze kilka dni.

Zawsze była szczęśliwsza po wyjazdach z matką. Zazdrościłam im tego, gdy byłam młodsza i żałowałam, że mojej mamy nie ma. Chciałam móc spędzić z nią typowy babski wypad, o których opowiadały inne dziewczynki. Byłam wychowana przez samych mężczyzn, co często mnie smuciło.

Nie odważyłam się nigdy powiedzieć tego przy moim ojcu. Starał się jak mógł być najlepszym rodzicem na świecie. Nie chciałam, aby usłyszał, że brakowało mi mamy jako kobiecego wzorca. Nie miałam z nią wielu prawdziwych wspomnień. Cała wiedza o niej opierała się na opowieściach i zdjęciach.

- Chciałabym też gdzieś pojechać- powiedziałam do Hollistera. - Wiesz, tak jak Maya jeździ ze swoją mamą.

Siedzieliśmy wtedy na kanapie w małym salonie na naszym piętrze, gdzie był wysuwany z sufitu telewizor. Hollister uniósł brwi i przyjrzał się mojej twarzy. Miałam wtedy dwanaście lat, a on siedemnaście.

- Dokąd? - zapytał po chwili.

- Do Paryża. - Westchnęłam smutno i skupiłam wzrok na filmie. - Jeżdżą co roku, a ja nigdy tam nie byłam. Mama Mayi zawsze wtedy jest najlepszą wersją siebie. Chodzą całymi dniami na zakupy, do restauracji, na masaże.

Tydzień później Hollister zabrał mnie do Paryża. Tata był zaskoczony naszym wyborem miejsca, ale się zgodził, wysyłając z nami Thomasa jako opiekuna. Ja byłam jeszcze dzieckiem, a Hollisterowi brakowało kilku miesięcy do pełnoletności.

To był najlepszy wyjazd w moim życiu. Hollister chodził ze mną na zakupy i pozwolił nawet, abym kupiła też coś jemu. Cierpliwie przymierzał każdą rzecz, jaką mu podałam. Nawet jeśli były to złote spodnie na widok, których zmarszczył czoło i westchnął ciężko. Wchodziliśmy do każdej kawiarni i muzeów, jakich chciałam. Byliśmy nawet w strefie SPA w naszym hotelu.

Hollister wyrósł na zupełne przeciwieństwo taty. Często się kłócili, ale wiedziałam, że oboje się kochali. Tata oddałby za mojego brata życie, a Hollister spaliłby cały świat dla niego.

Tata zawsze miał idealnie ułożoną fryzurę, a czarne włosy Hollistera wyglądały na zmierzwione i opadały mu na czoło. Wśród obcych jego niebieskie oczy były lodowate, czujne. Wyglądał groźnie, dlatego parsknęłam, gdy trzeciego dnia w Paryżu wszedł do naszego pokoju hotelowego ubrany w różowy, hotelowy szlafrok.

Parsknęłam śmiechem. Wyglądał naprawdę komicznie w przyciasnym szlafroku, który odsłaniał część jego tatuaży. Tata prawie dostał zawału, gdy zobaczył pierwszy, pokrywający niemal całe ramię szesnastoletniego syna. Chciał pozwać tatuażystę, który mu go wykonał bez zgody rodzica, ale Hollister nigdy nie wyjawił prawdy, a tacie nie udało się dowiedzieć, kto to był.

- Bawi cię coś? - zapytał, udając obrażonego. Musiałam zakryć usta dłonią, aby nie roześmiać się jeszcze bardziej. - Ja jestem gotowy na pełen relaks, jaki hotel nam oferuję.

- Nie - wydusiłam, między salwami śmiechu. - Wyglądasz uroczo.

Pokręcił głową z uśmiechem i wygładził materiał szlafroka na piersi.

- Nawet mi się podoba. Może wezmę go ze sobą, skoro wyglądam w nim uroczo. Ubieraj się, Rose. Dzisiaj zapomnimy o całym świecie.

Przez cały wyjazd Hollister nie próbował wynagrodzić mi tego, że nasza mama nie żyje. Pojechał ze mną, abym mogła doświadczyć wszystkiego, co moje koleżanki. Byłam pewna, że bawiłam się lepiej od nich. Mój brat był wszystkim, czego potrzebowałam do szczęścia.

Stałam przy lustrze i próbowałam pohamować łzy, które nagromadziły się pod moimi powiekami, zakładając ukochany wisiorek mojej matki. Był to jej pierwszy projekt, który teraz stał się bestsellerem w naszych sklepach. Złoty, prosty łańcuszek, którego dopełniała rubinowa zawieszka w kształcie serca, otoczona przez liczne złote wzory, niczym jak piękna brama.

Lubiłam metaforę tego projektu. Serca powinny być najlepiej chronione, zważywszy na fakt jak łatwo jest je złamać.

Uniosłam wzrok i w odbiciu lustra dostrzegłam Deana opartego o framugę drzwi mojej garderoby. Miał na sobie białą koszulę i czarne jeansy, co sprawiło, że wyglądał mniej formalnie niż zazwyczaj. Długo go prosiłam, aby na spotkania z Mayą nie ubierał garnituru.

Posłałam mu wdzięczny uśmiech.

- Pięknie wyglądasz - powiedział i odwzajemnił mój uśmiech.

Poprawiłam kołnierzyk najnowszej sukienki Chanel. Była w morelową kratę, z głębokim dekoltem i kończyła się przed kolanem. Szykowna, elegancka i seksowna. Nie lubiłam tak jasnych kolorów, ale był to prezent od ojca na rozpoczęcie kolejnego roku studiów.

- Dziękuje - odparłam swobodnie i schyliłam się, aby zapiąć beżowe kozaki.

Dean podszedł bliżej mnie. Zauważyłam w jego dłoni ciemnozieloną kopertę z inicjałami, przez które moje usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.

- Przyszło rano - poinformował Dean, gdy pospiesznie odebrałam od niego kopertę.

Usiadłam na granatowej kanapie. Zagryzłam usta, muskając opuszkiem palca krawędź koperty. Ostrożnie złamałam pieczęć. Co roku z każdej okazji, na którą dostałam podobne zaproszenie, zachowywałam je. To były najlepsze wspomnienia z mojego życia i nie wątpiłam, że tym razem będzie podobnie.

Rozłożyłam zaproszenia na kolanach. Jak zawsze moim oczom ukazała się elegancka, czarna kartka i napisana odręcznie, białym tuszem treść.

Droga Valerie Rosalie Howard!

Słyszałem o twoim pragnieniu strachu, takim samym jak moim.

Doszły mnie słuchy, że mogę spełnić twoje pragnienia w ostatnią niedzielę października bieżącego roku.

Miejscem naszego wyzwolenia będzie moja nawiedzona posiadłość na obrzeżach miasta. Wierzę, że jak co roku twoja chęć żądzy nie pozwoli Ci odrzucić mego zaproszenia. Wydarzenie rozpocznie się ze zmierzchem.

Niech twój strój mnie onieśmieli bądź przerazi. Chcę poczuć emocje, jakie możesz we mnie wzbudzić.

Twój nieśmiertelny,

Zane W.

P.S. Twa przyjaciółka, druh w nieszczęsnym życiu (Maya Roden) dostała własne zaproszenie. W tym roku obędźmy się od gróźb, które tak bardzo kocham z waszych ust!

Pokręciłam głową z uśmiechem pełnym zadowolenia. Zane był jedyny w swoim rodzaju. Był niesamowity, zapierający dech w piersi i niestety tak bardzo nie dla mnie jak się okazało.

Co roku w Halloween czułam jego ciepły oddech na moim nagim ciele i ostrze noża delikatnie biegnące po skórze. Cieszyłam się, że po rozstaniu oboje nie zniknęliśmy ze swojego życia.

- Zgaduję, że ja nie dostanę zaproszenia - powiedział Dean z krzywym uśmiechem, rozpoznając czarną kartkę. - Po raz kolejny.

- Jakbyś chciał - parsknęłam, odkładając kopertę na stole.

Nie miałam czasu schować ją do pudełka, gdzie była reszta zaproszeń od Zane'a.

- Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego co roku wracasz z siniakami czy płytkami nacięciami.

Zagryzłam usta na napływające wspomnienia i odwróciłam się do niego plecami, aby ukryć rumieńce.

- Słodka tajemnica nocy duchów.

Podeszłam do Deana, który podał mi dłoń i ruszyliśmy w kierunku schodów. Dom miał trzy piętra. Najwyższe należało do mnie i Hollistera, ale odkąd go nie było, to całość była moja. Nigdy jednak nic nie zmieniałam w jego pokojach. Drugie piętro należało do ojca. Na pierwszym mój ojciec urządził drugi gabinet, w którym zazwyczaj spędzał czas samotnie i pokoje dla służby. Na parterze był salon z kominkiem, jadalnia i kuchnia oraz połączona z salonem rozsuwanymi drzwiami sala biznesowa, w której ojciec czasem urządzał przyjęcia.

Na zewnątrz było na tyle chłodno, że ciaśniej związałam pasek płaszcza w talii.

- Pomyślałem, że dzisiaj nie weźmiemy kierowcy - rzucił Dean, podchodząc do swojego prywatnego Range Rovera.

- Świetny pomysł - oznajmiłam z szerokim uśmiechem.

Dean po moim wybuchu w siłowni Hollistera wiele razy szedł mi na rękę. Nie ubierał się tak formalnie na nasze samotne wyjścia. Wiedział jak przytłoczona czułam sie obecnością wielu ochroniarzy czy kierowcy.

Czułam się wolna, gdy usiadłam z przodu na miejscu pasażera.

Dean rzucił mi spojrzenie, ale nie powiedział, abym usiadła z tyłu. Byłam mu za to wdzięczna. Na jednym ze szkoleń usłyszał, że klienci są bezpieczniejsi, siedząc z tyłu.

Ruszyliśmy powoli wzdłuż podjazdu. Ochroniarz przy bramie uniósł dłoń do Deana, który odwzajemnił gest.

- Tęskniłam za Mayą - powiedziałam, gdy utknęliśmy w jednym z korków na ulicach Nowego Jorku.

Dean zaśmiał się i podkręcił ogrzewanie w aucie.

- Wiem. Coś za często w przeciągu tygodnia zmuszałaś mnie do spędzania z tobą czasu.

Uderzyłam go lekko w ramię, zanosząc się śmiechem. Dean potarł ramię z udawanym bólem na twarzy.

- W porządku! Nie licz na moje towarzystwo w następnych dniach!

Dean wyraźnie sposępniał.

- Wydawało mi się, że ci mówiłem. Mam wolne od jutra. Wyjeżdżam rano. - Poczułam rozczarowanie. Nie powiedział mi. - Jadę do mamy do Waszyngtonu.

- Na jak długo? - zapytałam cicho, bojąc się poznać odpowiedź.

Dean mocniej zacisnął palce na kierownicy i odetchnął ciężko.

- Do odwołania - wyszeptał. Moje serce przestało bić ze strachu na kilka dobrych sekund. - U mojej matki wykryli złośliwego raka. Dali jej najwyżej kilka miesięcy życia. Chciała, abym jako jedyne dziecko był przy niej.

Poznałam mamę Deana. Gdy jego ojciec zmarł pięć lat temu, przyjechała do Nowego Jorku na kilka miesięcy. Była miła i kochała Deana ponad życie. Spędziłam z nią wtedy dużo czasu i wydawało mi się, że także mnie polubiła.

- Tak mi przykro...

- Nie szkodzi - przerwał mi ostro. - Takie życie. Nie martw się niczym. Ian zajmie moje miejsce. Twój ojciec podobnie jak ja uważa, że doskonale się spisuje.

Nie odpowiedziałam. Skinęłam jedynie głową i odwróciłam spojrzenie na mijane ulice. Czułam, że Dean chce coś dodać, ale w końcu resztę drogi milczeliśmy.

Zaparkował przed restauracją, a ja dostrzegłam samochód Romano. Dean podążył za moim spojrzeniem i westchnął ciężko.

- Jestem pewien, że Romano wybrał tą restaurację. - Wskazał z obrzydzeniem szyld restauracji.

- Mają najlepszy makaron w całym mieście - odparowałam z oburzeniem i rozpięłam pas. - I jest bardzo szykowna. Chcesz wrócić do tamtego baru? Może tam podają burgera i lufę przy skroni.

Spojrzał na mnie zirytowany i otworzył usta, aby odpowiedzieć. Zdążyłam wysiąść z auta i ruszyć w stronę wejścia, zanim słowa opuściły jego usta. Od ostatniego spotkania z Lucą zbyt łatwo ulegałam złości. Nie chciałam ryzykować kolejną kłótnią z moim ochroniarzem. Dean podbiegł do drzwi i otworzył je dla mnie. Unikałam jego zmartwionego wzroku. Ostatni raz byłam w takim stanie, gdy odszedł Hollister. Odzwyczaiłam się od balansowania między furią, krążąca w żyłach jak trucizna, a cierpieniem, łamiącym serce.

Maya dostrzegła mnie jako pierwsza i zaczęła biec w moim kierunku, lawirując między stolikami. Nie zwracała uwagi na ludzi, którzy rzucali jej zdegustowane spojrzenia. Zawsze po wyjazdach z matką wyglądała promiennie. Blond włosy opadały na jej plecy falami, a niebieskie oczy były błyszczące. Po jej zaróżowionych policzkach poznałam, że już zaczęła pić wino w oczekiwaniu na nas.

Przytuliłam ją mocno do siebie. Maya śmiała się cicho, kołysząc nas na boki, jakbyś nie widziały się więcej niż parę dni. Tym razem jednak wyjechała dzień po głupstwie, jakie popełniłyśmy. Zaatakowały mnie wyrzuty sumienia, że pewnie nie mogła całkowicie odprężyć się podczas wyjazdu.

Ruszyłyśmy do stolika, trzymając się pod ramię, gdzie czekał na nas Romano. Przewróciłam oczami na pełne niechęci uściśnięcie dłoni między ochroniarzami. Zajęłam miejsce naprzeciwko Mayi, a Dean usiadł obok mnie.

- Zaczęliście od wina? - zapytałam rozbawiona, wskazując na butelkę.

Maya przewróciła oczami.

- Ja zaczęłam. Romano nie chce przy mnie pić nawet jak sama jestem pełnoletnia. A ty, Dean? Napijesz się z nami?

Pokręcił głową.

- Prowadzę.

Maya przewróciła oczami, a ja musiałam zakryć dłonią usta, aby ponownie się nie roześmiać.

- Nudziarze - westchnęła, odrzucając włosy na plecy.

Skończyliśmy posiłek, ale mimo to Maya zamówiła kolejną butelkę wina. Romano spojrzał na nią krytycznie, ale nic nie powiedział.

- Nie lepsza byłaby lampka wina niż cała butelka? - zagadnął Dean, przeszywający ją spojrzeniem.

- Nie - prychnęła Maya, dopijając pozostałość alkoholu w kieliszku. - Lampka wina nie potrafi mnie zadowolić. Butelka już tak.

Jutro miałyśmy zajęcia na uczelni. Nie przejmowałam się jednak tym, dolewając sobie kolejną lampkę. Od dawna nie byłam tak spokojna i szczęśliwa. Nawet Romano i Dean wydawali się coraz lepiej bawić w swoim towarzystwie.

Dean w pewnym momencie wyprostował się gwałtownie, a jego ramiona się spięły. Surowym wzrokiem obserwował coś po mojej lewej stronie. Obróciłam głowę, próbując znaleźć powód jego niepokoju.

W naszą stronę zmierzał młody mężczyzna. Mógł być niewiele starszy ode mnie. Zeskanowałam wzrokiem jego czarny ubiór. Koszula, która opinała jego klatkę piersiową i spodnie garniturowe, podkreślającego jego umięśnione nogi. Na jego stopach dostrzegłam trampki, co sprawiło, że uśmiechnęłam się lekko. Wyglądały na nowe. Bez żadnego zabrudzenia, jakby założył je przed podejściem do nas. Pod wpływem alkoholu wydawało mi się, że jego ciemne włosy lśnią, a gdy w końcu przystanął przy naszym stoliku piwne oczy były na tyle jasne, że w odpowiedni świetle mogłyby uchodzić za karmelowe. Słodki karmel.

- Dzień dobry - przywitał się, uśmiechając uprzejmie. Wyglądał przyjaźnie, ale moja intuicja wydawała się nalegać, abym to przemyślała. - Nazywam się Salvatore. Jestem synem właściciela restauracji. Chciałem zapytać, czy wszystko państwu odpowiada? Jedzenie, atmosfera, obsługa?

Maya uśmiechnęła się szeroko, obserwując go spod zmrużonych powiek jak najnowszą ofiarę.

- Wszystko jest perfekcyjne - odparła, przegryzając dolną wargę.

- Nie widziałem, abyś podchodził do innych stolików - wtrącił się Romano z groźnym błyskiem w oku.

Temperament Romano różnił się od Deana. Był bardziej agresywny, co często nie było adekwatne do jego zawodu. Wręcz łamał przepisy.

- Mój ojciec pamiętał państwa jako stałych klientów. - Wskazał za siebie palcem. Powiodłam spojrzeniem za jego dłonią i dostrzegłam starszego pana, który opierał się o ladę. - Stara się dbać o stałych gości.

- Faktycznie - wymamrotała Maya, opierając brodę na dłoni. - Twój tata wcześniej często sam odbywał takie rozmowy. Bardzo sympatyczny człowiek.

Poczułam na sobie przeszywający wzrok Salvatore. Przyglądał mi się tak dokładnie, że niemal czułam, jakby dotykał mojej twarzy. Znałam jednego mężczyznę o tak intensywnym spojrzeniu, ale oczy Salvatore nie wydawały się przy tym puste jak w przypadku Luki.

Dean odchrząknął i pochylił się nade mną, starając zakryć własnym ciałem. W takich momentach przypominał starszego brata. Nie był jak Hollister, ale jak typowy, zaborczy starszy brat.

- Jedzenie było przepyszne, atmosfera wspaniała, a obsługa przyjazna. Dziękujemy za rozmowę - powiedział szorstko.

Nie odwróciłam wzroku od Salvatora. Przyglądałam się rysom jego twarzy, bo wydawały się znajome. Żadna osoba jednak nie przyszła mi do głowy. Mogła to być wina alkoholu, a może widziałam go już kiedyś w restauracji ojca.

- Jak masz na imię? - zapytał mnie i oparł dłoń o krawędź naszego stołu.

- Valerie - odparłam szybko, zanim Dean zdążyłby się wtrącić.

Salvatore uśmiechnął się samym kącikiem ust.

- Mógłbym dostać twój numer? - zapytał.

Westchnęłam zaskoczona. Mężczyzna przede mną sam zmarszczył brwi, jakby to pytanie z jego ust zabrzmiało dziwne. Jakby nigdy wcześniej tego nie robił, dlatego się zgodziłam.

Wzięłam chusteczkę i przyjęłam długopis od Mayi, która sugestywnie do mnie mrugnęła. Zapisałam rząd cyfr i podałam je Salvatorowi. Przyjął ją z uśmiechem.

- Miło było was poznać - powiedział, zanim odwrócił się na pięcie.

Obserwowałam jak znika we wnętrzu lokalu. Nie odwrócił się ani razu w naszym kierunku, ale zauważyłam jak chowa serwetkę do kieszeni spodni.

Rozejrzałam się wokół stolika. Maya była podekscytowana i wydawała się powstrzymywać chichot. Byłam pewna, że inny goście restauracji mają nas dość. Romano wyglądał jakby mu ulżyło, że to nie Maya została poproszona o numer. Nie zaskoczyła mnie mina Deana. W jego oczach nie było zazdrości, a jedynie zmartwienie i zaborczość. Typowy starszy brat.

- Chyba jednak żałuję, że wyjeżdżasz - zwrócił się Romano do Deana. - Czuję w kościach, że teraz będę miał dwie księżniczki na głowie, odkąd Ian zachowuję się, jakby miał wszystko w dupie.

***

Dean otworzył drzwi wejściowe posiadłości i przepuścił mnie przodem. Chwiałam się lekko, stawiając małe kroki w wysokich kozakach. Dokończenie drugiej butelki wina sprawiło, że czułam lekkie zawroty głowy.

Wspinałam się po schodach na swoje piętro, trzymając mocno barierki. Czułam uporczywy wzrok Deana na moich plecach.

- No co? - zapytałam, odwracając się do niego twarzą.

Zmarszczył brwi i założył dłonie na piersi.

- Myślę, czy powinienem powiedzieć twojemu ojcu o tej sytuacji - odparł ostrożnie, dobierając słowa, ale ja i tak poczułam wściekłość.

- Jestem dorosła - przypomniałam. - Mój ojciec nie zabrania mi spotykać się z mężczyznami.

- Ale ten był Włochem.

Wyrzuciłam ręce przed siebie w ramach frustracji.

- No i? Byliśmy we włoskiej restauracji, więc ma to sens. Nie uważasz?

- Nie tym tonem - ostrzegł mnie. - Martwię się o ciebie.

- Nie każdy Włoch w Nowym Jorku jest powiązany z mafią. Wydawał się miły.

- Ale nie nieszkodliwy - odparował niemal od razu z zaciekłością. - Większość Włochów tutaj ma jednak jakiekolwiek powiązanie z mafią. Pewnie zbierają od nich pieniądze za ochronę. Nie możesz tego ignorować, Valerie.

Ruszyłam w stronę swojego pokoju, próbując zapanować nad emocjami. Moja krew niemal wrzała, a w skroniach czułam ból. Nie wytrzymałam, gdy Dean dotarł do mojego piętra, jakbyś nie skończyli rozmowy.

- Nie musisz zastępować Hollistera! - wykrzyczałam mu w twarz, na co się wzdrygnął niezauważalnie. - Mojego brata tu nie ma, do cholery jasnej!

Dean pokręcił głową niemal niezauważalnie.

- Jest moim przyjacielem.

Ruszyłam w stronę swojego pokoju, ale zatrzymałam się przed drzwiami i rzuciłam mu szybkie spojrzenie.

- Był - poprawiłam go. - Był twoim przyjacielem. Nie zastępuj go. Nie potrzebuje tego tak samo jak mój ojciec od zawsze wiedział, że nie potrzebuje zastępstwa mojej matki. - Wzięłam drżący oddech, mając nadzieję, że mnie uspokoi. - Bądź moim przyjacielem, ochroniarzem, czymkolwiek chcesz. Ale nigdy nie bratem, Dean - dodałam cicho i zamknęłam za sobą drzwi.

Oparłam się ciężko o ich powierzchnię pledami. Kolana niemal się pode mną ugięły. Zjechałam po ich powierzchni i usiadłam na podłodze, kryjąc twarz w dłoniach. Moje serce dalej biło mocno i szybko, ale nie czułam wściekłości. Jedynie przerażającą pustkę.

Telefon zawibrował w torebce. Wyjechałam go z westchnieniem.

NIEZNANY: Cześć, Valerie! Tu chłopak z restauracji. Chciałabyś może wyjść w ten weekend? To nie był twój chłopak, któremu chciałaś zrobić na złość?

Uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że chodzi o Deana. Widocznie jedynie  ja i najbliżsi ludzie zauważali, że w jego zaborczości nie ma nic z zazdrości.

JA: Cześć. Weekend brzmi świetnie. Nie, to był przyjaciel. Możemy jutro omówić szczegóły.

Po chwili wysyłałam kolejną wiadomość.

Ja: Dobranoc.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Nie zdążyłam odłożyć telefonu, gdy ekran znowu się rozjaśnił.

NIEZNANY: Studiujesz?

Zasnęłam z telefonem w ręku i uśmiechem na ustach. Było po trzeciej. Dowiedziałam się, że nie lubił swoje pełnego imienia i wolał, aby mówić do niego Saverio. Nie kontynuował nauki, aby pomóc prowadzić rodzinny biznes. Uważał, że jestem najpiękniejszą dziewczyną, jaką widział i cieszył się, że Dean nie okazał się moim chłopakiem.

***

Obudziłam się nad ranem z ciężko bijącym sercem i gulą w gardle. Nie śnił mi się koszmar. Właściwie nic mi się nie śniło albo tego nie pamiętałam.

Po chwili zrozumiałam, dlaczego poczułam taki niepokój, gdy promienie słońca padły na moją twarz.

Wyjeżdżam nad ranem. Do odwołania. Przypomniałam sobie słowa Deana i naszą kłótnię w nocy.

Podniosłam się szybko z łóżka i zawiązałam szlafrok w talii. Nie chciałam, aby wyjeżdżał na tak długo, gdy nasze ostatnie słowa były przesycone gniew.

Zbiegłam po schodach, modląc się, aby nie było za późno.

Dotarłam do holu, w którym panowała całkowita cisza. Westchnęłam ciężko, czując kłujący ból w piersi. Nie zdążyłam.

Wtedy mój wzrok padł przez wielkie okno na podjazd przed garażem. Przed nim dalej stał czarny Range Rover Deana.

Wybiegłam boso przed dom, nie zważając na zimno. Dean zamykał właśnie bagażnik. Otworzył szeroko oczy, widząc mnie biegnącą boso i w szlafroku w jego kierunku.

- Val?

Nie odpowiedziałam. Wpadłam w jego ramiona, przykładając policzek do jego piersi. Pachniał piżmem jak zawsze. W końcu odwzajemnił uścisk. Czułam jak jego serce szybko bije w piersi.

- Przepraszam - powiedziałam cicho, wciskając nos w materiał jego koszuli. - Przepraszam za wczoraj. Nie powinnam mówić żadnej z tej rzeczy.

- Ja też - odparł, gładząc mnie po plecach. - Nie wyjechałbym bez pożegnania, wiesz?

Westchnęłam ciężko.

- Byliśmy wczoraj tacy wściekli. Nie chciałam, żebyś wyjeżdżał, przekonany, że mówiłam to szczerze.

Dean westchnął i złapał mnie za ramiona, odrywając od swojej klatki piersiowej. Spojrzał mi w oczy.

- Jesteś dla mnie jak młodsza siostra - powiedział czule, głaszcząc mnie po policzku. - Wrócę do ciebie, dobrze? Postaraj się zbytnio nie narozrabiać podczas mojej nieobecności.

Parsknęłam przez łzy.

- Kocham cię - wyszeptałam.

- Ja ciebie też, Val. - Pocałował mnie delikatnie w czoło. - Zapomnijmy o ostatnich tygodniach. Pisz do mnie i dzwoń.

Skinęłam głową i odsunęłam się krok w tył.

- Mogę do ciebie przyjechać? - zapytałam. - Za jakiś czas?

Uśmiechnął się do mnie.

- Oczywiście. Nie wytrzymam zbyt długo bez twojej irytującej obecności.

Przytuliłam go po raz ostatni i odsunęłam się, aby mógł wsiąść do auta. Przez chwilę mi się przyglądał, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojego wyglądu. Zacisnęłam usta w cienką linię, gdy pomyślałam, że wygląda to, jakbyśmy mieli się więcej nie spotkać.

Ostatni raz chwycił moje policzki w swoje dłonie i pocałował w czubek nosa.

- Uważaj na siebie - powiedział, stykając nasze czoła. - Chcę odzyskać swoją posadę jak wrócę, więc nie możesz dać się zabić. Rozumiesz?

Skinęłam głową i pozwoliłam mu odejść. Mój żołądek zacisnął się boleśnie, gdy silnik się uruchomi. Powstrzymywałam się, aby nie wybiec przed maskę jego auta, aby go zatrzymać.

Jego mama potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mogłam go prosić, aby dla mnie został. Zrobiłby to, a ja nie potrafiłabym wybaczyć sobie tego do końca mojego życia.

Patrzyłam jak metalowa brama się rozsuwa. Dean zamrugał światłami awaryjnymi w ramach pożegnania. Otarłam pojedynczą łzę z policzka.

Wróci. Musiał wrócić. Nie mógł być kolejną osobą, którą straciłam.

Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

51.5K 2.9K 21
Steve Rogers desperacko szuka kogoś, kto pomoże jego przyjacielowi. Lena przyjmuje propozycję i zgadza się odwiedzać mężczyznę przetrzymywanego w cel...
3.4K 111 18
" Byliśmy tacy sami. Byliśmy ludźmi którzy marzyli by ktoś ich pokochał. Po mimo tego ,że nie potrafiliśmy kochać." Ariadna Miller, uczennica ostatn...
48.6K 1.9K 44
Pierwsza miłość jest wyjątkowa. Inna. Jest pełna motyli w brzuchu, przerysowania, idealizowania i euforii spowodowanej obecnością naszego obiektu wes...
322K 11.7K 65
Jedna dziewczyna. Dwie twarze. Za dnia spokojna i cicha, a nocą zadziorna i waleczna lwica. Co je łączy? Oczywiście jedno ciało. Jednak co się stanie...