Beautifully cruel ZAKOŃCZONE

By withoutsy

93.2K 3.7K 497

Nowy Jork. Elita. Bogactwo, którego nie da się pozbyć. Władza na wyciągnięcie ręki. Faworyci. Valerie jest c... More

Ostrzeżenie
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
EPILOG
Podziękowania
RUTHLESS

Rozdział 1

4.7K 123 17
By withoutsy

Cześć!

Miłego czytania i mam nadzieję, że do zobaczenia w kolejnym rozdziale! Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie po sobie jakąś aktywność :)

Jeśli chcecie być na bieżąco lub poznać małe informację z następnych rozdziałów, zapraszam na moje media!

twitter: withoutsy #bcwatt

tik tok: zauroczono

Valerie

Towarzyszył mi dźwięk rytmicznie stukających obcasów o betonowe cegiełki, które zostały ułożone w nierówny chodnik pomiędzy nagrobkami i chłodny, przeszywający wiatr, który szeleścił liśćmi licznych drzew, otaczających ścieżkę.

Zapadł już zmierzch, a mimo że księżyc wysoko wisiał tej nocy na niebie, wokół panował całkowity mrok. Musiałam sobie pomóc latarką w telefonie, aby nie skręcić kostki, gdyby mój obcas ześlizgnął się z jednej z cegiełek.

Mogłabym przysiąc, że byłam jedyną żyjącą osobą w obrębie kilometrów, co miałoby sens. Przebywanie na największym w całym mieście cmentarzu w piątek po dwudziestej pierwszej wieczorem nie było raczej ulubioną atrakcją wielu ludzi. Na dodatek kierowałam się do najbardziej oddalonego od głównej bramy miejsca. Przyzwyczaiłam się jednak, że bez względu na porę mogłam dostrzec wzrokiem inne zrozpaczone dusze. Tej nocy byłam jednak sama.

Mój oddech wydawał się zbyt głośny w ogłuszającej ciszy, a mimo to, co kilka kroków zerkałam przez ramię, aby upewnić się, że nikt mnie nie śledził.

Potrząsnęłam głową, odrzucając tą niedorzeczną myśl. Nie miałam zbyt dużo czasu, ale musiałam tu dzisiaj przyjść. Po pokonaniu trzech zakrętów, które znałam już na pamięć, w końcu dostrzegłam nagrobek z tym samym nazwiskiem, co moje.

Przełknęłam ciężko ślinę i obróciłam między palcami dwie czerwone róże, które znajdowały się w mojej dłoni. Opuszkiem palca wskazującego dotknęłam kolca jednej z nich i docisnęłam do skóry, aby poczuć cokolwiek chociaż raz.

Przychodziłam tutaj o wiele częściej niż ktokolwiek inny. Spędziłam niezliczoną ilość godzin, siedząc na twardej ziemi naprzeciwko nagrobka i wpatrywałam się tępym wzrokiem w słowa wykute w kamieniu. Przez pewien czas nawet nie mrugałam, aż moje oczy wypełniły się łzami, ale nic nie poczułam.

Nie mogłam nawet zapłakać dla niej nad jej grobem.

Mój ojciec nie przychodził tutaj zbyt często. Nie umiał sobie poradzić z tą stratą nawet po piętnastu latach. Płakał bezradnie, krzyczał, próbując wyładować frustrację i nie raz kopał wszystko, co znalazło się w jego zasięgu. Czuł wszystko na raz, emocje niemal go dusiły, a ja po prostu martwo patrzyłam przed siebie.

- Cześć, mamo - szepnęłam, kucając przy nagrobku i czule potarłam palcami jej imię wyryte w kamieniu. - Wiem, że już późno, ale chyba chciałaś, żebym przyszła. Znowu poczułam to, o czym opowiadałam ci ostatnim razem, gdy okazało się, że ktoś ukradł twój piękny bukiet od taty.

Odchyliłam głowę i spojrzałam w niebo pełne gwiazd. Ścieżka do nagrobka mamy była otoczona wieloma drzewami, przez które ledwo docierał blask księżyca. Przy jej grobie wystarczyło zerknąć w górę i podziwiać niebo bez przeszkód.

Aubrey, moja nowa stylistka, kończyła układać moje włosy na dzisiejszy wieczór, kiedy poczułam kujący ból w piersi. Przestałam oddychać, czekając, aż moje serce się uspokoi i mogłabym przysiąc, że w zamkniętym pomieszczeniu poczułam delikatne muśnięcie wiatru na podbródku, dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś była widoczna blizna.

Wydarzyło się to po raz drugi. Za pierwszym razem wystraszyłam się tak bardzo, że pobiegłam do taty z płaczem. Mój ojciec nigdy nie bagatelizował czegoś, co dotyczyło mojego zdrowia i od razu zadzwonił do znajomego lekarza, aby umówić mnie jeszcze w tym samym dniu na kontrolne badania.

Wyniki wyszły idealne, co było dość dziwne, ponieważ nigdy dotąd serce nie bolało mnie w taki sposób, że równocześnie całe moje ciało zastygło bez ruchu. Gabinet lekarski był zaledwie dziesięć minut od cmentarza, dlatego w drodze powrotnej postanowiliśmy się zatrzymać. Tata przyznał, że był tutaj dzień wcześniej, aby przynieść mamie bukiet z okazji rocznicy ich pierwszego spotkania, ale nigdzie go nie było. Został jej skradziony.

- Jadę na dwudzieste pierwsze urodziny Mayi - oznajmiłam, wracając wzrokiem do nagrobka. - Żałuję, że nie mogłaś jej poznać, ale lubię myśleć, że to ty ją dla mnie znalazłaś i postarałaś się, aby była w moim życiu. - Zastanowiłam się przez chwilę, co wypadałoby powiedzieć, gdyby naprawdę zmarła matka miała udział w pojawieniu się przyjaciółki na mojej drodze. - Jest wspaniała. Dziękuje, mamo.

Odetchnęłam ciężko i po raz kolejny obróciłam róże w dłoni.

- Tata ma się dobrze - kontynuowałam cichym głosem. - Powiem mu, żeby niedługo do ciebie przyjechał, jeśli dlatego chciałaś, abym dzisiaj tutaj przyszła.

Zamilkłam, uważnie nasłuchując. Nie wiem, czego się spodziewałam. Jakiegoś znaku z nieba albo że się do mnie odezwie?

Była martwa od piętnastu lat.

Pokręciłam głową z rozczarowaniem i podniosłam się z klęczek. Położyłam jedną różę na ziemi przy nagrobku, uśmiechając się lekko.

- Niedługo znowu przyjadę - obiecałam zimnemu nagrobkowi z imieniem mamy. - Wrócę dzisiaj późno do domu, więc możesz popilnować taty podczas mojej nieobecności.

Odwróciłam się i bez słowa położyłam drugą różę na grobie obok. Starałam się na niego nie patrzeć, zaciskając usta w cienką linię. Odczekałam kilka sekund w bezruchu, jakbym się bała, że nagle ziemia pod moim stopami może się rozstąpić i mnie pochłonąć. Nic takiego się jednak nie stało.

Przełknęłam gorzkie uczucie rozczarowania, gromadzące się w moim gardle i wolnym krokiem ruszyłam wzdłuż znajomej, krzywej ścieżki.

Dotarcie do czarnego Royce Rolls'a zajęło mi o wiele więcej czasu niż zazwyczaj. Musiałam ułożyć myśli w głowie, zanim będę gotowa przeżyć najlepszą noc w moim życiu z przyjaciółką, która na to zasługiwała.

Stanęłam przy jednym aucie na dużym parkingu i wyłączyłam latarkę w telefonie. Słusznie podejrzewałam, że byłam jedyną żywą osobą na cmentarzu w piątek wieczorem. Wiedziałam, że było to dość absurdalne uważać, że ból w klatce piersiowej może oznaczać fakt, że martwa matka chciała się ze mną spotkać. Nie wiedziałam, dlaczego za wszelką cenę postanowiłam tu przyjechać. Możliwe, że sama tego potrzebowałam.

Zdrętwiałymi od zimna palcami pociągnęłam za klamkę samochodu i wtoczyłam się na tylne siedzenie, obdarzając Deana słabym uśmiechem. Po tylu latach nie dał się na niego nabrać, ale nic nie powiedział.

Bez zbędnych słów odpalił samochód i wyjechał na ulicę. Mój telefon zawibrował, informując o nowym powiadomieniu.

Otworzyłam maila od Alice, asystentki mojego ojca, w którym były zdjęcia z sesji zdjęciowej do najnowszej kampanii. Obiecałam sobie, że po wizycie na cmentarzu wyłączę telefon, aby skupić się na dzisiejszym wieczorze, ale czekałam na nie ponad dwa tygodnie. Nie mogąc się powstrzymać, otworzyłam plik.

Szybko obejrzałam zdjęcia i nie mogłam się powstrzymać, aby nie westchnąć z zachwytu. To była nasza najpiękniejsza wspólna sesja. Wiedziałam już o tym, zanim stanęliśmy na białym tle, a fotograf ustawił aparat pod odpowiednim kątem.

Tata miał na sobie czarny garnitur, uszyty na miarę, który podkreślał jego szczupłą sylwetkę. Czarne włosy jak zwykle miał zaczesane do tyłu, a na jego twarzy pojawił się przyjazny uśmiech, gdy obejmował mnie w talii. Bardziej krytycznym okiem przyjrzałam się swojej twarzy, na której gościł szeroki uśmiech, ale stwierdziłam jedynie, że oboje wydawaliśmy się szczęśliwi.

Nasza rodzina była we wszystkim najlepsza, szczególnie w pozorach.

Zgodnie z wcześniejszą obietnicą wyłączyłam telefon, chowając go do torebki i zamknęłam oczy. Żałowałam, że nie mogłam sprawić, aby ludzie ze zdjęcia stali się prawdziwi. Zasługiwaliśmy, aby w końcu poczuć całkowity spokój i szczęście. Szczególnie mój ojciec po tylu latach walczenia z pochłaniającą rozpaczą.

- Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie Dean. W jego głosie pobrzmiewała troska. - Jesteś bardzo blada, Valerie.

- Tak - skłamałam, nie otwierając oczu. - Nic się nie stało. Czuję się dobrze.

Przełknęłam uczucie żalu. Dzisiejszy wieczór musiał być wyjątkowy i nie mogłam zepsuć go jak zawsze demonami przeszłości.

Po niemal godzinie Dean zatrzymał się przed barem w jednej z bocznych i wyjątkowo obskurnych ulic Nowego Jorku. Nigdy dotąd nie byłam w tej okolicy, dlatego pozwoliłam sobie na zaciekawione spojrzenie, ignorując przy tym zirytowany wzrok mojego ochroniarza. Był zły na Maye, że wybrała niebezpieczne według niego miejsce na swoje urodziny, a na mnie, że jej nie powstrzymałam i z radością zgodziłam się na podejrzany bar. Prawdę mówiąc, każde miejsce zdobyłoby moją aprobatę, jeśli Maya tego dnia będzie najszczęśliwszą solenizantką na świecie. Mógłby to być nawet najtańszy klub nocny, w którym rura do tańczenia ledwo utrzymuje ciężar ciała swoich tancerek.

Ponownie spojrzałam na bar i z krzywym uśmiechem stwierdziłam, że nie pomyliłam się za dużo. Lokal mieścił się na parterze w budynku ze zniszczonej przez czas czerwonej cegły, a nad drzwiami wisiał neon z nazwą baru, który już od jakiegoś czasu musiał nie świecić. Na żywo wydawał się o wiele większy, niż zakładałam na podstawie niektórych zdjęć, które znalazłam w Internecie.

Z zaskoczeniem zauważyłam, że każde okno zostało zaklejone czarną taśmą. Przyniosło mi to natychmiastową ulgę. Żaden natrętny paparazzi nie zrobi nam dzisiaj zdjęcia. Wyobraźnia już pokazywała mi nagłówki jutrzejszych gazet i artykułów w Internecie - CÓRKI POLITYKÓW W BARZE, NALEŻĄCYM WEDŁUG PLOTEK DO ORGANIZACJI PRZESTĘPCZEJ!!

- Inni już są - poinformował szorstko Dean, gasząc samochód.

Skinęłam głową i pospiesznie wysiadłam. Byliśmy spóźnieni już ponad dwadzieścia pięć minut, co było całkowicie moją winą. Potrzebowałam porozmawiać z mamą, a cmentarz był po drugiej części miasta. Później utknęliśmy w korkach, co mogłam przewidzieć zważywszy na to, że był piątek, a dodatkowo wyjechaliśmy w godzinach wieczornych. Każdy miał własne plany na świętowanie początku weekendu.

Chłodny wiatr muskał moje odkryte ciało, gdy z roztargnieniem obserwowałam ludzi wchodzących do środka.

Przeniosłam wzrok na Deana, czując na ramieniu jego ciepłą dłoń. W brązowych oczach wydawała się błyszczeć surowość i troska. Również spojrzał na wejście do baru i powoli wypuścił powietrze przez usta, gdy ostatni mężczyzna z mojej ochrony dostał się do środka, a drzwi za nim się zatrzasnęły.

- Nie podoba mi się to, Valerie - wyznał szeptem. Nieznacznie się przesunął, przez co zostałam uwięziona między jego silnym ciałem, a Rolls Roycem. - Twój ojciec nigdy nie mieszał się w ten świat, bo ci ludzie... - urwał z westchnieniem. - Nie wiem, nie podoba mi się to.

- Większość ludzi w tym barze przysięgła mnie chronić za wszelką cenę - powiedziałam spokojnie. Wiedziałam, że wybuch emocji sprowokował by go jedynie do spakowania mnie z powrotem do auta jak rozwydrzone dziecko. - Dean, to są dwudzieste pierwsze urodziny Mayi. Będzie miała urodziny, gdzie tylko zechce. Ojciec wie, gdzie jesteśmy i kazał jej jedynie życzyć wszystkiego najlepszego.

Parsknął pod nosem, a wiatr rozwiał jego ciemnobrązowe włosy.

- Tak, a mi kazał wziąć ze sobą dziesięciu ludzi!

Odsunęłam się i podniosłam pudełko z prezentem dla Mayi. Spojrzałam na niego wyczekująco, kiedy nie poruszył się nawet o centymetr. Nie chciałam robić sceny, przepychając się z własnym ochroniarzem przy samochodzie.

- Obiecaj, że będziesz mnie słuchać tej nocy. Nawet gdy przełożę cię przez ramię i wyniosę, jeśli uznam, że tego właśnie wymaga sytuacja.

Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się lekko. Ochrona mnie była dla niego czymś więcej niż jedynie pracą.

- Obiecuję. - Dalej wyglądał na niezdecydowanego, bijąc się własnymi myślami. - Przysięgam, Dean!

Z westchnieniem w końcu się odsunął, a ja nie dałam mu szansy na zmianę decyzji. Ruszyłam w stronę wejścia do baru szybkim krokiem.

Dean jednak miał rację. Nigdy wcześniej nie zapuszczałyśmy się w takie miejsca z Mayą i prawdopodobnie nigdy więcej się tutaj nie pojawimy. Moja przyjaciółka od paru miesięcy powtarzała, że musimy zrobić w jej urodziny coś odrobinę szalonego i tak oto właśnie padło na bar, który według plotek miał powiązanie z różnymi organizacjami przestępczymi.

Zacisnęłam dłonie na krawędzi pudełka, aby ukryć ich drżenie. Nie miałam się czego obawiać. To był zwykły bar, o którym szeptano po prostu absurdalne plotki. Nic się dzisiaj nie wydarzy, a nawet jeśli to ludzie mojego ojca nie pozwolą zrobić nam żadnej krzywdy.

Pierwszą rzeczą, która uderzyła we mnie na wejściu był nieprzyjemny zapach potu, zmieszanego z mocnym alkoholem i dymem papierosowym. Rozejrzałam się uważnie, oceniając nieprzyjemny wystrój baru. Ściany pokrywała cegła podobna do tej na zewnątrz budynku, a z sufitu w surowym stanie zwisały żarówki bez klosza na czarnym kablu. Stoły i kanapy w boksach też były czarne. Zdecydowanie dominował tu jeden kolor.

Spostrzegłam blond włosy Mayi przy jednym z boksów w rogu pomieszczenia. Była w trakcie przekładnia shotów z plastikowej tacki na stolik. Miała na sobie różową cekinową sukienkę, która podkreślała jej smukłą talię, na cienkich ramiączkach i z rozcięciem na udzie, a jej szyję zdobił diamentowy naszyjniki.

Uśmiechnęłam się, dostrzegając ironię, że wydawała się błyszczeć na tle obskurnego baru, który sama wybrała. Jej strój zapewne kosztował tyle, że bez problemu mogłaby za niego kupić cały lokal.

Ruszyłam w jej stronę z szerokim uśmiechem, starając się ignorować spojrzenia innych klientów, które pozostawiały po sobie mrowiące uczucie na moich plecach. Odłożyłam prezent na stół. Spojrzałam krzywo na widoczne lepiące się ślady po poprzednich klientach i ich zamówieniu.

Dla Mayi. Tylko ten jeden wieczór dam radę. Jutro wieczorem wybierzemy się do najlepszego lokalu w tym mieście, a drogi szampan pozwoli mi zapomnieć o tym obskurnym miejscu.

Przytuliłam przyjaciółkę do siebie, rozkoszując się jej perfumami o słodkim truskawkowym zapachu.

- Już myślałam, że mnie wystawiłaś w urodziny - rzuciła z wyrzutem, ale również wtuliła się we mnie. Nie miałam wątpliwości, że sama wdychała teraz moje perfumy, aby pozbyć się z nozdrzy zapachu tego baru. Ciekawiło mnie, ile obie tu wytrzymamy, nim przeniesiemy się z podkulonym ogonem do naszego ulubionego klubu, gdzie marmurowa podłoga lśniła się niczym lustro, a z sufitu zwisały kryształowe żyrandole.

- Prawdziwe gwiazdy zawsze się spóźniają, prawda? - Zaśmiałam się szczerze. - To nie jest zemsta, ale sama spóźniłaś się na moje urodziny niemal godzinę.

Odsunęła się ode mnie i zgromiła spojrzeniem pełnym irytacji.

- Już ci mówiłam ze sto razy, że to wina Sebastiana! Nie umiał się zdecydować, czy ubrać biały garnitur, czy szary!

- Bash twierdzi natomiast, że szukałaś z Romano ponad czterdzieści minut szampana, a w końcu wróciliście bez niego.

Spojrzała w bok z kwitnącym rumieńcem na policzkach. Z rozbawieniem uniosłam brwi, gdy odrzuciła złote włosy na plecy, śmiejąc się przy tym niezręcznie.

- W każdym razie nie ważne. Weszłaś tu jak prawdziwa gwiazda, a wszystkie głowy odwróciły się w twoim kierunku.

Otworzyłam usta, aby z przekąsem rzucić, że na jej widok zapewne wszystkie butelki z piwem wylądowały na podłodze, ale przerwał mi niski, męski głos zza pleców.

- Mogłyby się paniusie odsunąć albo usiąść, kurwa, na dupie, aby nie zajmować miejsca?

Spojrzałam przez ramię na mężczyznę w średnim wieku, który przyglądał nam się z kpiną i niechęcią. Zmarszczyłam nos z obrzydzeniem, dostrzegając jego miedziane, tłuste włosy zebrane w kucyk i przekrwione oczy z nadmiaru alkoholu.

Jak ten obrzydliwy facet właśnie się do nas odezwał?

Nie zdążyłam nawet wystawić w jego kierunku dłoni z uniesionym środkowym palcem, gdy po prostu się obok nas przepchnął, przesuwając nas w stronę stolika, który wcześniej zajęła Maya. Śmierdział potem, tanim piwem i moczem.

Powstrzymałam odruch wymiotny.

- Cóż, to było naprawdę niegrzeczne - rzuciła Maya, gdy spojrzałam w kierunku szefa mojej ochrony, uspakajając go gestem dłoni, że nie warto reagować i zdradzać swojej pozycji.

- Usiądźmy, zanim kolejny ćpun postanowi nas staranować, a Dean straci cierpliwość.

- Dzisiaj do nas nie dołączy? - zapytała beztrosko Maya, gdy wcisnęłam się na czarną kanapę naprzeciwko niej.

Zgromiłam ją wzrokiem i palcem wskazującym przytrzymałam jej policzek. Nienawidziłam, gdy ktoś mi tak robił, ale nauczyłam się, że ten gest oznaczał powagę i rozkaz. Drewniany stolik wbijał mi się w biodra.

- Nie możemy nawet na niego patrzeć częściej niż raz na godzinę, gdy jest na służbie - przypomniałam jej ostro.

- Mój ojciec usłyszał, jaką grupę zbiera Dean i wysłał ze mną do środka jedynie Romano - wyszeptała rozbawiona, kciukiem wskazując za siebie. Ponad jej ramieniem, boks dalej, dostrzegłam czarne włosy jej ochroniarza. - Ale jestem zdziwiona, że udało wam się gdzieś zaparkować. Na zewnątrz doliczyłam się sześciu pełnych samochodów taty. Obstawa, jakby miał do nas dołączyć sam prezydent albo seryjny zabójca. Już nie wiem, co gorsze.

Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Maya nie miała oporów przed powiedzeniem, czegokolwiek wśród ludzi. Szczególnie po alkoholu.

Wiedziałam, że świętowała wcześniej urodziny z rodzicami w restauracji jej matki, gdzie nie szczędzono szampana. Jej policzki były już lekko zaróżowione, a oczy błyszczały jak diamenty na jej szyi. Dostałam zaproszenie, aby do nich dołączyć, ale nie lubiłam przebywać w tak rodzinnym gronie. Poza tym miałam wrażenie, że matka Mayi za mną nie przepadała.

- Piękny naszyjnik - powiedziałam, uśmiechając się do niej i podałam pudełko z prezentem. - Wszystkiego najlepszego, złota córeczko!

Oczy Mayi rozbłysły radością. Sięgnęła po pudełko szybkim ruchem, niemal mi je wyrywając. Moja przyjaciółka uwielbiała dostawać prezent, co było chyba wspólną cechą wszystkich dzieci obrzydliwie bogatych rodziców. Wydawanie pieniędzy na siebie samego nie sprawiało już takiej radości.

- Nie trzeba było! - rzuciła sarkastycznie, uśmiechając się szeroko. - Cudny, prawda? Tatuś stwierdził, że muszę zacząć kolekcjonować biżuterię dla dorosłych kobiet. Koniec ze złotem czy małymi diamencikami. Mogę mieć wielkie kamienie!

- To znaczy, że od teraz nie będzie groził każdemu facetowi, który postawi krok w jego domu?

Maya przewróciła oczami.

- To się nigdy nie stanie. Według niego nie ma godnego mężczyzny jego złotej córki.

Ojciec Mayi często nazywał ją złotą dziewczyną. Zasłużyła na to miano swoimi grubymi, lśniącymi złotymi włosami oraz tym, że była jego jedyną ukochaną córeczką. Uwielbiałam się z nią droczyć, używając tego przezwiska, gdy zaczynała zachowywać się jak rozpieszczony gówniarz.

- Może jeszcze się nie urodził - podsunęłam i mrugnęłam do niej sugestywnie.

Obie zaczęłyśmy śmiać się niemal histerycznie. Umilkłyśmy, słysząc znaczące chrząknięcie Romano z boksu za plecami mojej przyjaciółki.

Przestańcie w końcu zwracać na siebie uwagę. Byłam pewna, że ta właśnie myśl zaprzątała umysły każdego ochroniarza.

- A co u twojego taty? - zapytała Maya, odrzucając włosy do tyłu.

- On już się przyzwyczaił do innych mężczyzn w swoim domu - parsknęłam, a po chwili wzruszyłam ramionami. - Wszystko u niego w porządku. Dużo ostatnio pracuję.

- Dalej nie wrócił do siebie po rocznicy śmierci?

Tata odkąd sięgałam pamięcią przed rocznicą śmierci mamy zapijał alkoholem smutki przed spaniem, a po rzucał się w wir pracy. Po piętnastu latach dalej walczył z żałobą, która czasem wydawała się go pokonywać.

Skinęłam głową i pochyliłam się, aby zabrać shot tequili ze stołu, gdy kątem oka dostrzegłam zamieszanie. Byłam pewna, że każdy z ochroniarzy w tym momencie trzymał przygotowaną dłoń na broni i byli gotowi lada moment wyprowadzić nas z baru, ale byłam zbyt zafascynowana grupą mężczyzn przy barze, aby wysłać im uspokajające spojrzenie.

Całą moją uwagę przyciągnął najwyższy z mężczyzn w centrum zamieszania. Miał brązowe włosy, zaczesane do tyłu, ale kilka kosmyków opadło na jego czoło. Był umięśniony, ale przy tym smukły, Trzyczęściowy garnitur układał się na nim idealnie, podkreślając wszystkie krzywizny ciała. Dawno nie widziałam tak przystojnego mężczyzny z tak niesamowitym ciałem.

Czar jego osoby prysł niczym bańka mydlana, gdy chwycił jednego z pracowników zza baru i przeciągnął go pewnym ruchem na swoją stronę. Szklanki pozostawione na barze spadły na podłogę, roztrzaskując się u stóp prowokatorów zamieszania.

Przycisnął głowę mężczyznę do powierzchni blatu, pochylając się nad nim i szeptał. Miał pokerową twarz, ale jego oczy wydawały się mroczne. Przełknęłam ciężko ślinę, gdy docisnął pracownika mocniej, jakby był pewny, że mógłby zabić go na oczach wszystkich i nikt by go nie powstrzymał.

Spojrzałam na Maye, która z zaciśniętymi ustami przyglądała się tej sytuacji. Wydawała się zachwycona widowiskiem we własne urodziny. Miała swoją odrobinę szaleństwa.

- Maya! - zwróciłam jej uwagę, rzucając wymowne spojrzenie na kieliszki. Nie zwracajmy na siebie ich zainteresowania.

Przyjaciółka odwróciła od nich wzrok, na co westchnęłam z ulgą. Przystawiłam kieliszek do ust i przełknęłam całą zawartość. Nie skrzywiłam się mimo palącego uczucia w przełyku. Na szczęście Maya zamówiła więcej shotów, zanim zaczęło robić się nieprzyjemnie przy barze.

***

Stanęłam na środku pomieszczenia, gdzie tańczyło już kilka kobiet. Niektóre miały przy swoim boku mężczyzn, którzy dotykali je w biodrach, talii, po całym ciele. Inne samotnie zatraciły się w muzyce i alkoholu. Wszystkie natomiast były obserwowane przez gości baru.

Drewniany parkiet był niewielki, otoczony z każdej strony przez stoliki, przy których siedzieli głównie mężczyźni. Nie przeszkadzał mi fakt, że czułam na sobie ich uważne spojrzenie. Przyzwyczaiłam się do tego i zaczęłam to lubić. Wykorzystywać.

To był poniekąd mój świat.

Alkohol w moim żyłach tłumił wstyd. Wsłuchałam się w muzykę, przymykając powieki, aby poczuć rytm w całym ciele. Skupiłam się tylko na nim. Chciałam, aby mnie prowadził, gdy wyrzuciłam dłonie w górę i zaczęłam kołysać biodrami, opiętymi przez przylegający materiał czarnej sukienki z cienkimi, diamentowymi ramiączkami.

Moje ciało swobodnie płynęło do taktu muzyki, gdy uchyliłam powieki i zobaczyłam prowokatora wcześniejszego zamieszania, który intensywnie się we mnie wpatrywał. Opierał się swobodnie o blat baru, a w dłoni trzymał szklankę z alkoholem. Został jedynie w samej koszuli, którą podwinął do łokci. Mimo dzielącej nas odległości na kołnierzyku ubrania dostrzegłam krople krwi. Wodził wzrokiem po moim ciele, przykładając szklankę do ust. Poczułam uderzającą we mnie falę gorąca.

Kąciki moich ust delikatnie powędrowały do góry. Podobała mi się jego twarz bez wyrazu i ciemne oczy, które uważnie obserwowały moje ruchy. Pierwszy raz w swoim życiu spotkałam kogoś, kto wydawał się niemal całkowicie pusty. Obdarty z emocji.

Położyłam dłonie na biodrach i odrzuciłam głowę do tyłu, wirując wokół własnej osi. Nie przestałam czuć na sobie jego ciężkiego spojrzenia, co jeszcze bardziej mnie ekscytowało. Nie wiedziałam, kim był, ale z oddali niemal czułam jego autorytet i otaczający go strach.

Całe życie spędziłam wśród mężczyzn, którzy sprawiali takie wrażenie. On wydawał się taki sam, a zarazem zupełnie inny. Nie wytwarzał wokół siebie szacunku jak Dean, który był rozchwytywanym prywatnym ochroniarzem. Ludzie chcieli go dla siebie, bo był dobrym w tym, co robił. Dean był silny, lojalny, a przede wszystkim dobrym człowiekiem. Ten mężczyzna wydawał się zły. Ludzie wodzili za nim wzrokiem, bo nie wiedzieli czego się spodziewać, oprócz tego, że będzie to bezduszne.

Tak się czułam, gdy zerknęłam w jego kierunku spod przymrużonych powiek. Zostawił alkohol na barze i spokojnym, równym krokiem ruszył w moim kierunku.

Zatrzymał się tak blisko, że niemal stykaliśmy się klatkami piersiowymi, ale mnie nie dotknął. Czułam jego zapach - dym, mocny alkoholu i wyrazista, droga woda po goleniu.

Założyłam maskę, składającą się ze słodkiego uśmiechu i ufnego spojrzenia. Moja druga twarz, gdy pojawiał się mężczyzna, w którym wyczuwałam wyzwanie.

Nic nie powiedział, przyglądając mi się wnikliwie, jakby próbował dowiedzieć się, kim byłam bez słów. Położyłam dłonie na jego koszuli i zagryzłam usta. Widok mojej dłoni z czarnym pierścionkiem na śnieżnobiałym materiale sprawił mi dziwną satysfakcję.

Złapał moją brodę między dwa palce zaborczym ruchem i odchylił głowę. Drugą dłoń położył na moim biodrze, ściskając mocno. Z grymasem stwierdziłam, że miał szorstkie dłonie. Nie było w nich nic delikatnego. Jego dotyk był mocny i brutalny. Z bliska dostrzegłam, że przez skórę na jego gardle biegła długa blizna.

Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam w jego oczy, a serce zatrzymało się na kilka sekund. Przestałam nawet słyszeć muzykę. Zostałam tylko ja, on i nieme ostrzeżenie między nami.

Nachylił się powoli, aby musnąć ustami moją szyję w miejscu, w którym mógł wyczuć mój puls. Nie odrywał przy tym wzroku od mojej twarzy. Nie odprężyłam się na ten delikatny gest, jedynie puściłam materiał jego koszuli. Podniósł głowę i poczułam na uchu ciepły oddech. Wtulił twarz w moje włosy, wzdychając cicho.

- Widziałem twoją broń na udzie, pod sukienką - wyszeptał mi zachrypniętym głosem do ucha, po czym delikatnie musnął je wargami. - Tutaj nie wnosi się broni bez konsekwencji, mia cara. Mierzy do ciebie osiem osób, póki nie oddasz jej w moje ręce bez gwałtownych ruchów.

Zaczerpnęłam drżący oddech. Nie bałam się, a jedynie poczułam jak po moim ciele rozlewa się elektryzująca fala adrenaliny.

Tak, właśnie tego potrzebowałam tej nocy. Mężczyzny, który myślał, że może mi zagrozić.

Zrobiłam to, czego uczono mnie od najmłodszych lat, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Delikatnym ruchem zrzuciłam srebrną bransoletkę z zawieszką róży z nadgarstka. Głośna muzyka zagłuszyła szelest upadającej biżuterii, ale byłam pewna, że odpowiedni ludzie ujrzeli ten gest. W końcu nie byłam obserwowana tylko przez jego ludzi, ale przede wszystkim przez moich. Mogłam być pewna, że Dean obserwował nas bacznym spojrzeniem od samego początku i był gotowy zareagować.

Stanęłam na palcach, aby spojrzeć mu w oczy bez zadzierania głowy do góry. Ostatni raz przyjrzałam mu się z bliska. Było w nim coś, czego jeszcze nigdy nie spotkałam. Mrok, który wydawał się wydostawać z jego ciemnych oczu i otaczać nas niczym cieniem.

Był przerażająco piękny. Wszystkie rysy jego twarzy były niczym naszkicowane. Wymyślone przez uzdolnionego artystę. Brak emocji, ta okrutna obojętność w jego spojrzeniu i na twarzy sprawiała, że wyglądał przerażająco. Emocje są ludzką cechą, a on na pierwszy rzut oka wydawał się ich nie mieć.

- Potrafisz wyczuć zagrożenie? - wyszeptałam prowokacyjnie w jego usta, rozkoszując się każdym słowem. - Nie czujesz na skórze piętnastu broni wycelowanych w ciebie?

Nie podniósł wzroku od razu, aby rozejrzeć się, czy kłamałam. Nie spiął się, jakby moje słowa nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Przyglądał mi się przez parę sekund w skupieniu, aż w końcu uniósł twarz, lustrując otoczenie.

Następnie po pomieszczeniu rozniosło się wiele wystrzałów, co dało mi chwilę potrzebną do odejścia od mężczyzny. Niemal poczułam jak jego palce ześlizgują się po moim nagim ramieniu, gdy wycofałam się szybciej, niż myślał. Nie zdążył mnie złapać.

Pobiegłam przed siebie, potykając o stoły, aż wpadłam w ramiona Deana, który natychmiast popchnął mnie za siebie. Odetchnęłam z ulgą i bez protestu ustawiłam się za jego plecami, gdy zaczął prowadzić nas do wyjścia. Mając przy sobie Deana wiedziałam, że jestem bezpieczna. Nie tracił nikogo z oczu, trzymając palec na spuście. Nasi ludzie zaczęli odgradzać nas od zamieszania niczym mur. Nie dostrzegłam Mayi, ale miałam nadzieję, że Romano zdążył ją wyprowadzić, zanim rozległ się pierwszy strzał.

Dotarliśmy do drzwi i odważyłam się unieść wzrok, ale nie zobaczyłam mężczyzny w chaosie. On mógł mnie widzieć, dlatego posłałam przed siebie zwycięski uśmiech i wypadłam na rześkie, nocne powietrze.

Nikt nie groził córce senatora Howard.

***

Dean jechał przed siebie i od kilku minut nie spuścił nogi z gazu, chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko od baru. Romano siedział obok niego na miejscu pasażera. Trzymał w dłoni naładowaną broń i zerkał w lusterka, chcąc się upewnić, że nikt nas nie śledził. Nic takiego się nie stało, ale oboje siedzieli spięci i gotowi do starcia.

W końcu zatrzymaliśmy się na środku pustej drogi, otoczonej z obu stron przez drzewa. Dean ciężko dyszał, zaciskając palce na kierownicy.

- To było cholernie głupie! - zagrzmiał, uderzając pięścią w kokpit samochodu. - Kurwa!

Niespokojnie spojrzałam przez przednią szybę na cienie rzucane przez drzewa. Moje serce zdążyło już wrócić do normalnego rytmu, ale nie potrafiłam pozbyć się uczucia niepokoju. Nie opuszczało mnie wrażenie, że dalej czuję oddech mężczyzny na twarzy i jego szorstkie dłonie na ciele.

Cisza między naszą czwórką się przedłużała. Dean zapewne nie chciał nic więcej mówić, bo skończyłoby się wrzaskiem. Ze swojego miejsca na tylnym siedzenie czułam bijącą od niego wściekłość. Romano był nami tak rozczarowany, że nie miał nic do powiedzenia.

Po chwili Maya wybuchnęła śmiechem. Nie był to radosny, czy rozbawiony śmiech, a taki co zmroził krew w moich żyłach. Spojrzałam na nią kątem oka. Była blada, a jej blond włosy splątane po tym, jak Romano wyniósł ją z baru w swoich ramionach, mierząc do każdego. Poprzysiągł chronić ją za własne życie. Wiedziałam, że Dean złożył tę samą obietnicę mojemu ojcu. Nie trzymała ich jedynie umowa o pracę i jej regulamin, ale też przysięga honoru.

- Co to, kurwa mać, było?! - wykrzyczała, pocierając twarz dłońmi, rozmazując swój makijaż jeszcze bardziej. - Kto strzelił pierwszy?

- Ja - odparł ostro Dean, spoglądając na nas w lusterku. - Kurwa, pierw umówiony sygnał, a później zobaczyłem twarz Valerie, która wydawała się rzucać temu sukinsynowi wyzwanie! Miałem pozwolić, żeby poderżnął jej gardło tym nożem, który miał za paskiem spodni?!

- Co on ci powiedział? - zapytała Maya, łapiąc mnie za dłoń. Jej skóra była lodowata, przez co się skrzywiłam. Miałam wrażenie, że moje ciało wręcz płonęło. - Wydawało mi się, że go pocałujesz, a później rozpętało się piekło.

- Powiedział, że celuje do mnie osiem osób.

W samochodzie po raz kolejny zapanowała cisza. Dotknęłam swojego pustego nadgarstka. Brakowało mi mojej bransoletki, którą dostałam od Hollistera na ósme urodziny. Zrzucenie jej było umówionym sygnałem, który znał każdy człowiek, pracujący dla mojego ojca. Była nieodłącznym elementem mojego ubioru i łatwa do zdjęcia, dzięki regulacji. Zawsze zapinałam ją luźniej, niż powinna być. Nigdy wcześniej nie było sytuacji, że musiałam ją zrzucić bez pewności, że ją odzyskam.

- Rozpoznał cię? - zapytał w końcu Dean. - Wiedział, że jesteś córką senatora? Kurwa, chciał cię porwać na okup?

Pokręciłam gwałtownie głową.

- Nie. Nie wydaje mi się, że wiedział, kim byłam. Groził mi, bo zauważył, że mam broń.

- Brakuje paru naszych ludzi - wtrącił się opanowanym głosem Romano, nie odrywając wzroku od telefonu. - Możliwe, że niektórzy się rozdzieli. Nie możemy jednak zignorować faktu, że prawdopodobnie tak się nie stało.

- Co w takim razie się z nimi stało? - zapytała cicho Maya, mnąc materiał swojej sukienki w dłoniach.

Wiedziałam, co próbuje nam przekazać, ale i tak odebrało mi dech na parę sekund, gdy powiedział to na głos.

- Prawdopodobnie zostali porwani i będą torturowani, aby zyskać jakieś informacje. Tamte sukinsyny w końcu zrozumieją, po co tam byliśmy i będziemy mieli szczęście, jeśli odeślą nam ich ciała w jednym kawałku. Będziemy mogli przekazać ich zwłoki rodzinom, aby mogli ich godnie pochować. Albo zostaną wyrzuceni jak śmieci gdzieś, gdzie nigdy ich nie znajdziemy. - Odwrócił się do nas, a mnie przeraził jego chłodny wzrok. - Mam nadzieję, że podobał ci się bar mafijny na twoje urodziny. Wszystkiego najlepszego, Maya.

Ojciec Romano był Włochem, a jego matka Amerykanką. Gdy z Mayą miałyśmy osiemnaście lat opowiedział nam o tym, że jego dziadek miał swoją małą włoską restaurację. Pewnego dnia członkowie mafii przyszli zaproponować mu układ. Miał odprowadzać dwadzieścia procent dochodu z restauracji za ochronę. Nie zgodził się, a kilka godzin później restauracja została spalona. Babcia Romano była tam tamtej nocy, aby posprzątać na następny dzień.

Romano wiele wiedział o włoskiej mafii w Nowym Jorku, ale nie rozmawiał z nami o tym. Ostrzegał nas, zakazywał, ale nie mówił dokładnie dlaczego. Widziałam w jego oczach smutek. Znał zapewne tych ochroniarzy, którzy zaginęli.

Mayi wyrwał się szloch, który szybko przeszedł w histeryczny płacz. Ja pozwoliłam sobie na parę łez, które bezgłośnie spłynęły po moich policzkach.

- Nie wiesz tego - wyszeptałam gorliwie, gotowa chwycić się każdej brzytwy, udającej nadzieję. - Nie wiesz, kim oni byli i co zrobią.

Romano skupił na mnie wzrok.

- Masz jakieś wątpliwość, panno Howard? Ja nie mam żadnych.

Miałyśmy tylko jedno zadanie - nie zwracać na siebie uwagi.

To był dopiero początek mojej długiej drogi do piekła. Miałam uwierzyć, że ono tak naprawdę znajduję się na ziemi.

Continue Reading

You'll Also Like

5.6K 273 23
"Nie chciałam słuchać mamy, gdy mówiła, że wszyscy po kolei trafimy do piekła. Teraz już wiem. Ponieważ to ty mnie tam zesłałeś. " Jacy rodzice, t...
12.2K 574 37
Pierwszy tom trylogii „Riddle". W życiu młodej Maddie Scott nigdy nie układało się lepiej. Dziewczyna wyjechała na studia z najlepszymi przyjaciółmi...
919K 34.6K 100
Dlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził j...
9.6K 664 23
PIERWSZY TOM TRYLOGII "HEART" ~ Bo teraz nie ma już dobroci. Jest zemsta. ~