𝐌𝐎𝐆𝐀𝐌𝐈 - Taniec Wiatru

Bởi Tea-Amo

160K 17.2K 3.3K

Yashida Hamer należy do plemienia Mogami, którego specjalnością są powietrzno-taneczne akrobacje. Aby stać si... Xem Thêm

Informacje/ PRAWA AUTORSKIE
Prolog.
1.Akademia Drapad.
2.Ślubowanie.
3.Bal liści
4.Zdeptany honor
5.Kartka na oknie.
6.Skradziony talent.
7.Kartki na drzwiach.
8.Ryzykowna propozycja.
9.Zasady Drapad.
10.Prefekt.
11.Gappa.
12.Biała chusteczka.
13.Śladami Haruto.
14.Równe szanse.
16.Opuszczony teatr.
17.Puste sprawozdanie.
18.Wyklęci chłopcy.
19.Oszustka.
20 | Tańcząca przed smokiem.
21.To, co najgorsze.
22.Jad Agbaru.
23.Wzajemna troska.
24.Połamane kawałki świata.
25.Zioła Dewi.
26.Bardzo ważna.
27.Lojalność.
28.Zdradzony.
29.Obcy przyjaciel.
30.Lwi sygnet.
31.Utkana z wad.
32.Bestia.
33.Ucieczka.
34.Riverda.
35.Uwięziona.
36.Wymiana.
37.Sekret rodu.
38.Proces.
39.Co Tan powiedział.
40.Chłopcy z portowej dzielnicy.
41.Zakała Drevety.
42.Ja w tobie, ty we mnie - THE END
PODZIĘKOWANIA
NOWE OPOWIADANIE

15.W strugach deszczu.

3.1K 373 55
Bởi Tea-Amo

— Dziękuję, że mi go pożyczyłeś. — Yashida nieśmiało wychyliła się ze sklepu, oddając pelerynę czekającemu na nią Haruto.

Chłopak z grymasem zniecierpliwienia wyciągnął po nią rękę.

— Ciesz się, że byłem taki hojny. Na drugi raz zastanów się gdzie i za kim łazisz.

— Widzę, że już postanowiłeś wypominać mi to na każdym kroku.

— Głupotę powinno się piętnować i wyśmiewać.

Yashida prychnęła. Miała teraz na sobie nowo kupiony szary sweter, pasujący do przepisowej elegancji w stylu akademii Drapad. Pasował do rozkloszowanej, ciemnoczerwonej spódnicy i lakierek w podobnym odcieniu.

Ułożyła też rude włosy, uprzednio rozmierzwione na wszystkie strony, w starannego koka, którego  pogłaskała czubkami palców, by upewnić się, że żaden włos zdradliwie nie pasuje nowej fryzury.

— Powinieneś oddać mi bransoletkę! — Nagle sobie przypomniała.

— Bransoletkę? — Niewinnie związywał pelerynę na szyi.

— Tę, która uratowała mi życie.

— Oczywiście! — Haruto rozpromienił się. — To przecież bransoletka rozłożyła na łopatki dwóch zbirów. Powinnaś jej ładnie podziękować. — Zauważył ze sztucznym podekscytowaniem.

Trzepnęła go w ramię, ale z trudem ukryła uśmiech za maską powagi.

— No wiesz? Pokonałeś jednego zbira. Drugi wziął nogi za pas.

— A przed kim uciekał? — Chłopak popatrzył na nią pytająco. — Raczej nie przed tobą.

— I bardzo dobrze, wiesz? — powiedziała uszczypliwie. — Przynajmniej teraz możesz się bezkarnie szarogęsić i zadzierać nosa.

— Łatwo zgrywać bohatera przy kimś tak bezmyślnym, jak ty. 

Przewróciła oczami. Czuła się bezpiecznie u jego boku w gwarze i ulicznych kolorach stolicy. Ekskluzywna dzielnica wyrastała po ich bokach w postaci wysokich budynków. Na różnych piętrach znajdowały się lokale. Począwszy od sklepów, na klubach nocnych kończąc.

Ponad ich głowami przemykały autoloty, czasem jakiś powietrzny tramwaj. Wszędzie rozlegały się spontaniczne wybuchy śmiechów. Powietrze nasiąknięte było dymem fajek palonych przez eleganckich panów w cylindrach i garniturach, skrojonych na nich na miarę.

Tłum zdobiły szerokie kapelusze dam ozdobione pawimi oczkami lub kwiatami z perłami. W witrynach sklepów można było podziwiać kolorowe towary. Drogie suknie, szkatułki po brzegi wypchane biżuterią, specyficzne eliksiry na młodość, na porost włosów, na czkawkę. Śliczne, małe pantofelki z różyczkami, szale z lisów i norek. Drogie masaże i łaźnie buchające od wejścia białą parą. Gwarne herbaciarnie, sale balowe, rozbrzmiewające każdej nocy muzyką, aż tańczący w środku goście zdzierali buty, a z czół lał się pot.

Wszystko to i jeszcze więcej, jak magnes przyciągało wzrok Yashidy. Dziewczyna napawała tym swoje serce i napełniała się zachwytem, próbując sobie wyobrazić nocne życie Drevety.

Ludzie tutaj wydawali się beztroscy i szczęśliwi. Stanowili kontrast dla dzielnicy, w której wychował się Haruto. Natychmiast na niego spojrzała, próbując wyczytać, co sądzi o tym wszystkim.

Nie rozczarowała się jednak, widząc obojętność na jego przystojnej twarzy. Cały ten pompatyczny, tak radosny, że aż nierealny świat nie wywierał na nim żadnego wrażenia. Przynajmniej nie takie, które dałoby się zobaczyć w jego ponurym obliczu.

Wtedy poczuła uderzenie czegoś zimnego w ramię. Niebo między budynkami zaczęło szarzeć. Zbierało się na deszcz.

— Wejdźmy pod dach — zaproponowała do Haruto, który niechętnie się zgodził.

— Mamy jeszcze tylko godzinę do spotkania na placu — zakomunikował, kiedy znaleźli się pod zadaszeniem jednej z kawiarenek. Z sąsiednich stolików dobiegał ich gwar rozmów i wybuchy śmiechów.

Z nieba lunęło niczym z cebra. Ciężkie, szare krople utworzyły ścianę wody, rozbryzgującej się o kamienną ulicę. Światła pobliskich budynków wyglądały we mgle dość osobliwie, a przebijające się przez szum dźwięki przypominały szepty z zaświatów.

Haruto oparł się o słupek, podtrzymujący zadaszenie. Yashida usiadła na stopniach przed wejściem, nie zważając, że trochę moknął jej buty. Nie zostało im nic innego jak przeczekać tę ulewę.

— Sprzedam wam parasolki! — Rozległ się skądś głos. Wtedy ze strug deszczu wyłoniła się postać zgarbionej handlarki. Na zgiętym łokciu miała rząd kilku parasolek. Uśmiechnęła się do Yashidy szeroko.

— Ile chcesz za dwie? — spytała dziewczyna podejrzliwie.

— Pięćdziesiąt koron cesarskich.

— Aż tyle? — zdumiała się, słysząc za sobą śmiech Haruto.

— Parasolki są bardzo dobrej jakości, a wy wyglądacie, jakbyście się śpieszyli. Ta ulewa nie przejdzie zbyt szybko. Zaufajcie moim starym kościom. — Handlarka spojrzała na nich roześmianym, przebiegłym wzrokiem.

— Weź jedną. Zmieścimy się — wtrącił Haruto.

— Niech będzie. Daj nam jedną.

Handlarka przełknęła niezadowolenie i podała dziewczynie jedną sztukę.

— Ty płacisz! — obruszył się Haruto, widząc, że Yashida patrzy na niego milcząco. — To ty jesteś bogata, nie ja!

— Zapomniałeś, że to ty masz moje pieniądze! — Zgromiła go natychmiast.

Zawahał się, po czym sięgnął po sakiewkę i oddał jej kilka monet.

— A reszta?

— Należy do mnie. Za fatygę.

— Jaki dżentelmen! — prychnęła, ale posłusznie wręczyła pieniądze handlarce.

Kobieta ulotniła się w deszczu równie szybko, co się zjawiła. Mogła uchodzić za jakąś zjawę i dlatego przez ciało Yashidy przebiegł nieprzyjemny dreszcz. No, ale cóż... mieli przynajmniej jedną parasolkę.

Gdyby tylko chciała się otworzyć. Dziewczyna mocowała się z nią, mrucząc pod nosem coś niezrozumiałego, ale parasolka ani drgnęła.

— Świetnie! Sprzedała mi bubel. — Opuściła z rezygnacją ramiona, ale wtedy Haruto z widocznym rozbawieniem i pobłażliwością, położył rękę na trzonku parasolki, by spróbować ją otworzyć.

Parasolka strzeliła jak armata, roztaczając nad ich głowami czerwony okrąg. Krople deszczu odbiły się i zamigotały błękitnym, metalicznym blaskiem.

Włosy Haruto były w tym czasie już przemoczone. Z ciężkich pasm spływała woda. Kilka kosmyków przykleiło mu się do twarzy.

Yashida nie mogła oderwać od niego wzorku. Nawet nie zauważyła, że razem trzymają za rączkę parasolki, patrząc na siebie w milczeniu. Był od niej wyższy, musiała zadzierać głowę, by spoglądać w jego ciemne tęczówki.

Deszcz szumiał wokół nich, z łoskotem bębnił w dach parasolki. Powietrze stało się zimne, przenikało przez ubrania w głąb ich ciał. Cała ulica przeistoczyła się w scenerię godną zagubionych dusz. Szarość spowiła budynki i drzewa, tylko czerwień parasolki odznaczała się na jej tle. 

Nagle Haruto uśmiechnął się opryskliwie i nachylił nad Yashidą.

— Czy ty się właśnie rumienisz?

Natychmiast przechyliła na bok twarz, której policzki płonęły ogniem.

— Wcale nie — zaprzeczyła nieco zbyt gwałtownie.

Zaczął się śmiać.

— Och, Yashido... ty głupiutka dziewczyno — rzekł z karcącym westchnieniem. — Już zapomniałaś, o czym ci mówiłem.

— Nie zapomniałam! — Szarpnęła za parasolkę, ale nie pozwolił jej sobie odebrać.

— Zostaw! — powiedział ostro. — Jesteś niższa, jak masz zamiar trzymać ją nad moją głową?

Wtedy puściła i skrzyżowała ramiona pod pachami. Postanowiła na niego w ogóle nie patrzeć. Jak mogła tak szybko i tak głupio dać się wkręcić, po tym, jak zarzekała się, że jej uczucia do niego już wyblakły? Naprawdę była godna pożałowania.


***

— Jest! — Kal wyrwał się do przodu ledwie tylko w szarościach deszczu dostrzegł dwie, zmierzające ku nim postacie.

Yashida spojrzała na przyjaciela spod ronda parasola; wyglądał blado. Niemal natychmiast utonęła w jego żelaznym uścisku i straciła oddech.

— Kal, na bogów, ja nie oddycham! — wykrztusiła, ale on nie puszczał. Nie, kiedy wreszcie była bezpieczna, a te wszystkie straszne myśli, dręczące go od godziny w końcu odeszły.

Dopiero gdy ochłonął, przyszedł czas na spojrzenie ku Haruto.

— Byłaś z nim przez cały czas? — spytał Kal z wyrzutem. Chłopak odwzajemnił się grymasem ust.

— Tak. Mieliśmy mały poślizg — odparła Yashida z zakłopotaniem. Jakby obecność Haruto świadczyła o jej winie.  — Jesteśmy ostatni?

— Niestety i prawie odchodziłem od zmysłów! — Kal natychmiast przyciągnął dziewczynę pod własny parasol. Nie ufał Hauro ani tym jego ciemnym, przebiegłym oczom, które patrzyły na niego tak, jakby znały wszystkie jego grzechy. — Wiesz, że ten chłopak może być niebezpieczny? — szepnął do Yashidy z przestrogą.

— Wrzuć na luz! — Hauro roześmiał się beztrosko. Najwyraźniej żaden szept nie był w stanie ominąć jego uszu. — Jak widać, nie odgryzłem jej ani rąk, ani nóg. Taką mam zasadę, że nie jem niestrawnego mięsa! — Puścił do Kala oczko i od razu się od nich oddalił.

Kal zmarszczył brwi, zaciskając ramię wokół ciała Yashidy, która posłała za Haruto mordercze spojrzenie. Niestrawne mięso! Dobre sobie! Przez cały ten czas to on był dla niej bardziej niestrawny!

— Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. — Książę uśmiechnął się do niej, ale nie miała czasu tego odwzajemnić, ponieważ dokładnie w tamtej chwili podeszła nauczycielka, pani Jevo.

— Karygodne spóźnienie! Odejmę tobie i Haruto za to punkty! — zagrzmiała kobieta z niezadowoleniem. Nawet w strugach deszczu i parasolem, jakby dwa razy cięższym od jej filigranowego ciała, wyglądała eterycznie i pięknie.

Yashida ze skruchą przytaknęła.

— Rozumiem i wezmę za to odpowiedzialność — szepnęła bez żadnych negocjacji. Nagle te wszystkie punktu straciły znaczenie. Po rozmowie z ojcem nie była już tak pełna zapału do odnoszenia tanecznych sukcesów.

— Jedźmy. Stanowczo za długo mokniemy — mruknęła nauczycielka, odwracając się do nich plecami.

Wtedy Kal odważył się zapytać:

— Jak tam Disara? Dałaś radę?

Yashida nie bardzo rozumiała, o co chodzi. Wspomnienie piosenkarki zatarło się na tle innych wydarzeń i dopiero po chwili doznała olśnienia.

— Ach tak! — zawołała z przejęciem. — Ja... jakoś poszło — dodała wymijająco.

— Martwiłem się. Bądź co bądź, to dość niebezpieczne zajęcie.

— A ty? — Spojrzała na niego z troską. — Ty dałeś radę?

Machnął ręką.

— O mnie nie należy się martwić. Dorastałem w pałacu, a to siedlisko podstępów i intryg. Jestem przyzwyczajony do dyskretnego działania.

Uśmiechnęła się do niego szeroko. Dobry, poczciwy Kal! Wystarczyła chwila w jego towarzystwie, by od razu wrócił jej dobry humor.

Kiedy szli w stronę pojazdu, mimowolnie zerknęła w kierunku Haruto. W deszczu wyglądał niewyraźnie. Został otoczony wianuszkiem wielbicielek. Były zawsze tam, gdzie on niczym wierne cienie. Ale nie wiedziały wszystkiego, nie znały tajemnicy tych ciemnych, bezdennych oczu.

— To moja parasolka! — westchnęła niesłyszalnie pod nosem. Moja bransoletka i mój pierścień, nie dokończyła wyliczać. Tyle jej rzeczy znajdowało się w posiadaniu tego dziwnego, oszałamiającego chłopca.


***

Do Akademii wrócili zmoknięci i zziębnięci. Na szczęście służba napaliła w kominkach i większość uczniów od razu stłoczyła się w czytelni lub w pokojach rekreacyjnych, popijając świeżo zaparzoną herbatę. Atmosfera zrobiła się przytulna.

— Pojawiły się już wyniki castingu! — Ktoś zawołał z przejęciem, a każdy, kto ubiegał się o jakąś rolę w Zimowej Królewnie, natychmiast pobiegł do głównego holu, gdzie na ścianie zawieszono kartkę z ogłoszeniami.

Yashida także podążyła w tamtą stronę. Nie śpieszyła się jednak, bo nie miała zbyt wielkich oczekiwań. Przy ścianie zebrała się już ciasna grupka. Każdy chciał przedostać się do przodu i wczytać własne nazwisko.

W tym momencie z naprzeciwka korytarza pojawiła się Dewi. Stukot jej obcasów rozbrzmiewał cicho na posadzce. Stawiała pełne gracji kroki, a jej pojawieniu się towarzyszyła typowa dla niej aura dostojeństwa.

Yashida wymieniła z kuzynką chłodne spojrzenie. Rywalki... tylko tym były dla siebie. Starała się o tym nie zapominać.

Tłum rozstąpił się przed Dewi. Ona nawet nie musiała używać poleceń, by traktowano ją jak boginię. Może to dlatego, że była przewodniczącą Eteonu, a z jej twarzy bił blask władzy i nikt nie ośmieliłby się z nią zadzierać? 

Podeszła do kartki z ogłoszeniami, w spokoju przeglądając listę nazwisk. Nagle nieco zbladła. Jej oczy ściemniały, by po chwili spocząć na Yashidzie z nienawiścią.

Yashida uniosła brwi. Dewi głośno prychnęła pod nosem, po czym ostentacyjnie zawinęła spódnicą i w pośpiechu oddaliła się w głąb korytarza.

Wszyscy patrzyli teraz na Yashidę, szepcząc do siebie. Postanowiła, że w końcu spojrzy na ogłoszenia, już domyślając się, co rozzłościło Dewi. Nie myliła się. Główna rola przypadła jej w udziale. Miała zagrać tytułową bohaterkę – zimową królewnę.

Długo patrzyła na swoje nazwisko. Nie potrafiła jeszcze stwierdzić, czy cieszy się z takiego zaszczytu. Zawsze chciała zagrać tę rolę, by powielić drogę matki. To był dla niej punkt honoru i wyobrażała sobie, że kiedy w końcu dopnie swego, ogarnie ją dzika radość.

Ale wcale tak się nie stało. Z prostej przyczyny... rolę zdobyła dzięki oszustwu. Myślała, że noszenie pasa okaże się lżejszym brzemieniem, ale pomyliła się. Teraz nie miała odwagi spojrzeć innym w oczy. Oni zapracowali na swoje role, a ona? Ona była tylko oszustem, kimś, kto prędzej czy później się potknie i srogo zapłaci za swoje czyny.

Nagle postanowiła odnaleźć Dewi i koniecznie z nią porozmawiać.


***

— Nie przypominam sobie, abym cię zapraszała! — Kuzynka powitała Yashidę cierpkim tonem, kiedy ta zapukała wcześniej do drzwi.

Teraz stała na progu jej sypialni i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Dewi przewróciła oczami, poczym zrobiła kuzynce przejście.

Yashida niepewnie weszła do środka. Pokój Dewi urządzony był gustownie i dziewczęco. O wiele ładniej niż ona to zrobiła z własnym. Po pierwsze, znajdowało się tu więcej ozdób i zapachowych świeczek, a na łóżku leżały malutkie poduszeczki, powlekane kolorowymi poszewkami.

— Chciałam z tobą porozmawiać — odezwała się Yashida cichym głosem. Nie lubiła w sobie tej słabości, ale może, gdyby zdobyła swoją rolę w uczciwy sposób, nie czułaby się teraz taka wina w oczach kuzynki?

Dewi złożyła ręce na piersiach, przyglądając jej się badawczo.

— Ty chyba nigdy nie odpuszczasz. A może przyszłaś się nacieszyć swoim zwycięstwem? Nie wiem, jak to się stało, że nagle zaczęłaś tak tańczyć, ale wszyscy wiedzą, że dostałaś tę rolę ze względu na matkę. Tylko z tego powodu miałaś do niej pierwszeństwo. Inaczej to ja bym cię pokonała.

— Masz racje. — Yashida kiwnęła głową. — Myślę, że ta rola należała się tobie.

Spojrzenie Dewi zmieniło się. Pojawiło się w nim zdziwienie, a także pewna nieufność wobec tego, co usłyszała.

— Żartujesz? — prychnęła kuzynka. — Dlaczego nawet nie umiesz się kłócić?

— Bo nie chcę się kłócić. Wiem, że ta rola była dla ciebie, nie dla mnie.

— Czy to ma coś wspólnego z wizytą wujka? Słyszałam już, że miałaś odwiedziny rano.

Yashida się skuliła. Chcąc nie chcąc nawet wspominanie o ojcu budziło w niej dreszcze.

— Tak... chyba tak — odparła niechętnie. — Powiedział, że oficjalnie ty masz reprezentować nasz ród.

— Żartujesz? — Dewi parsknęła głuchym śmiechem i podrapała się po skroni. — A więc to tak! Naprawdę upadłaś nisko.

Yashida zacisnęła wargi, mierząc kuzynkę rozzłoszczonym spojrzeniem.

— Kiedy porzucisz ten parszywy ton? — warknęła.

— Co zamierzasz zrobić? — Dewi wzruszyła ramionami.

— Oddam ci tę rolę. — Yashida sama nie wierzyła, że to mówi. Przekreśliła swoje największe marzenie, a zarazem w pewien sposób zdradziła matkę, ale nie potrzebowała sukcesu zdobytego oszustwem. Bądź co bądź miała swoją godność. Pas miał służyć tylko do tego, by mogła spokojnie tańczyć na zajęciach i awansować do złotej grupy. Nie chciała już słyszeć szyderstw na własny temat, a także zaliczać nieskończoną ilość porażek na lekcjach. Ale rola w przedstawieniu to było za dużo. Musiała się jej zrzec. Tak czuła w sercu.

— Jesteś porąbana! — Dewi podniosła ze zdumieniem głos, a potem znów wybuchła nerwowym śmiechem. — Chyba nie sądzisz, że wezmę tę rolę od ciebie? — Kuzynka spojrzała na nią jak na wariatkę. — Wszyscy już widzieli, że ją dostałaś, zatem jak miałabym ją przyjąć? Żeby stać się pośmiewiskiem? Tancerką, zdobywającą rolę, bo ktoś łaskawie się jej zrzekł? Tylko ktoś głupi poszedłby na taki układ. No i nie tak łatwo będzie ci się od tego wywinąć. Musiałabyś mieć bardzo dobry powód, żeby nie zatańczyć roli swojej matki. 

Yashida zgarbiła ramiona. Dewi aż poczerwieniała ze wściekłości, ale za jej humorami dostrzegła także rodową solidarność Kuzynka mogła udawać wobec niej wrogość, a także tuszować swoje uczucia za maską egoizmu, ale Yashida wiedziała, że jej pełne wściekłości słowa są tak naprawdę skierowane tylko po to, aby ona, Yashida nie poddawała się tak łatwo.

Z trudem ukryła uśmiech, chociaż byłby to i tak uśmiech pełen smutku.

— Dowiedziałam się kto jest moim prześladowcą — powiedziała nagle Yashida poważnym głosem. Zaskoczyła tym samą siebie, ale czuła, że musi wyjawić kuzynce prawdę, a teraz, skoro już rozmawiają, nadarzyła się idealna okazja, żeby to zrobić. Przecież rok temu ktoś chciał ją zabić. Nie wiadomo, czy tą osobą był Haruto, ale tak czy siak, Dewi była w niebezpieczeństwie.

Kuzynka zbladła i automatycznie cofnęła się kilka kroków.

— Mówisz poważnie?

— Tak, prawda zawsze wychodzi na jaw i tak było tym razem. — Skinęła głową, a potem zaczęła opowiadać wszystko od początku do końca. Nie tylko o Haruto, ale także o Alvie i jego misji w akademii.

Kiedy skończyła, Dewi patrzyła na nią jak na zjawę, jakby to wszystko było tylko snem.

— Nie żartujesz sobie ze mnie? Alv? Haruto? Oni?

— Niestety. Wychodzi na to, że dzieją się poważne rzeczy — odparła Yashida ze skruchą, chociaż to przecież nie była jej winna. Nie odpowiadała za te wszystkie tajemnice, które spowiły gęstym całunem ród Błękitnej Róży i podążyły za nimi dwiema do Drapad, by nawet tutaj dosięgnąć ich swoimi mackami.

— Wiesz, co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? — Wargi Dewi pokrył cierpki, prześmiewczy uśmieszek, chociaż oczy upiornie trwały nieruchomo nieznacznie nad linią podłogi. — Że Alv opowiedział to wszystko tylko tobie.

Yashida pokręciła głową z bezsilnym westchnieniem. Proszę, tylko nie to! Nie znowu wynurzenia Dewi na jej temat!

— Posłuchaj, Alv wyjawił mi prawdę, ponieważ ja poznałam prawdę o Haruto. Inaczej wciąż nie wiedziałabym, że jest szpiegiem cesarzowej.

Mimo tych słów, Dewi nie wyglądała na przekonaną. Raczej na zmęczoną, ale wciąż pełną dostojeństwa i tej niezłomnej godności w każdym nerwie jej ciała.

— Gdybyś była odrobinę bardziej bystra, zrozumiałabyś, że Alv zawsze kręci się wokół ciebie. Gdziekolwiek jesteś, on stoi w ukryciu, ale zawsze cię obserwuje.

— To niedorzeczne! — Yashida zaśmiała się ze szczerym rozbawieniem i współczuciem nad dedukcją kuzynki, która szukała dziury w całym. — Wiesz, że to nieprawda. Alv traktuje mnie nieraz jak powietrze i jest okropnym służbistą!

— To tylko pozory! — Dewi machnęła ręką. — No i wiem, co mówię. To, że go nie widzisz, nie oznacza, że Alv za tobą nie chodzi, a tak się właśnie dzieje. Następnym razem rozglądaj się uważnie, a zobaczysz, że stoi gdzieś niedaleko, schowany przed twoim wzrokiem.

— Dewi... — Yashida chciała coś powiedzieć, ale kuzynka podniosła dłoń.

— Nie obchodzi mnie jego obsesja na twoim punkcie — zaznaczyła poważnie. — Chcę tylko powiedzieć, że to wygląda tak, jakby on chronił tylko ciebie, jakbym ja do tej ochrony się nie zaliczała.

— Mówisz kompletne bzdury! — Shida przewróciła oczami. — Nie zapominaj, że Alv pojawił się w szkole razem z całą tą ochroną wokół murów zaraz po tym, jak ktoś omal cię nie zabił.

— Ale to nie był Haruto. — Dewi popatrzyła na nią zlękniona. — Rozpoznałabym go, wiesz? To nie on chciał mnie zabić, ale... coś.

— Wiem. — Yashida nieznacznie przytaknęła. — Alv powiedział, że to nie była ludzka istota.

— Boję się, wiesz? — Nagle po policzkach kuzynki spłynęły łzy. Pierwszy raz wydawała się taka krucha i bezbronna.

— Teraz mamy Alva. Akademia jest pilnowana.

— Ale jakimś cudem Haruto jest wśród nas i stoi po stronie naszych wrogów, kimkolwiek oni są. — Dewi starła łzy, próbując odzyskać rezon. — Nie rozumiem czemu Alv nie chce zgłosić tego do dyrekcji.

— Już ci mówiłam, że tak będzie lepiej.

— Ufasz mu na ślepo! — Kuzynka zabrzmiała z goryczą. — Zawsze byłaś tak cholernie naiwna.

Yashida przymknęła oczy. Uwaga kuzynki ją zabolała. Ale była prawdą. Czuła coś do Haruto, chociaż wiedziała, że jest niebezpieczny, ufała Alvowi, chociaż wiedziała o nim tyle, co nic.

Czy naprawdę zawsze stał w jej cieniu, jak mówiła Dewi?

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

3.9K 468 14
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
162K 13.2K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
7.5K 493 29
Zaniedbywana przez rodzinę Cha Miso marzy o życiu w swojej ulubionej powieści jako ukochana główna bohaterka. Pewnego dnia budzi się w powieści, ale...
108K 7.6K 189
Heja. Zapraszam na dalsze opowieści Maxi i Riftana w sezonie 2 :) (To nie moja manhwa, ja tylko tłumaczę) Na moim kanale również znajdziecie Sezon...