Above all (chroń mnie)

By jaskierka_

86.4K 2.5K 2.5K

ZAKOŃCZONA! ~Pierwsza część dylogi Suffering~ Camilla wiedzie spokojne życie. Do czasu, aż z niewyjaśnionych... More

Prolog
Rozdział 1 - Rumienisz się
Rozdział 2 - Nic Ci nie jest?
Rozdział 3 - Jake zjebałeś
Rozdział 4 - Od miłości do nienawiści
Rozdział 5 - Brud i krew
Rozdział 6 - Rany
Rozdział 7 - Coraz bliżej
Rozdział 8 - Cisza przed burzą
Rozdział 9 - Prywatny ochroniarz
Rozdział 10 - Zbyt wiele
Rozdział 11 - Poznając mordercę
Rozdział 12 - Powrót zła
Rozdział 13 - Nadzieja
Rozdział 14 - Z nią
Rozdział 15 - Zmartwienie
Rozdział 16 - Zdrajca
Rozdział 17 - Moja Camilla
Rozdział 18 - Przepowiednia
Rozdział 19 - Ucieczka
Rozdział 20 - O losie...
Rozdział 21 - Kawałek okrutnej prawdy
Rozdział 22 - Gdzie ona jest?
Rozdział 23 - Odsiecz
Rozdział 24 - To koniec
Rozdział 25 - Nadzieja umiera ostatnia
Rozdział 26 - Jej już nie ma
Rozdział 27 - Pożegnanie
Rozdział 29 - Ból psychiczny
Rozdział 30 - Cała prawda
Epilog
Druga część

Rozdział 28 - Nostalgia

1.4K 64 23
By jaskierka_

Rozdział poprawiony tylko z grubsza, bo chciałam wam go już wrzucić , więc mogą być błędy jak zawsze zresztą hahah

*Pół roku później

Stojąc na ślicznej białej werandzie, nacisnęłam na dzwonek i czekałam. Już po chwili drzwi uchyliły się, a w progu stanęła kobieta.

- Dzień dobry Pani Evans, ja standardowo...

- Camillka skarbie, wchodź - przerwała mi gwałtownie i ustępując miejsca, zaprosiła mnie gestem do środka. - Dziwię się, że jeszcze w ogóle dzwonisz na dzwonek, zamiast po prostu wejść - dodała rozbawiona, gdy przekraczałam próg domu.

Ściągnęłam swoje trampki, które swoją drogą przemoczyłam do ostatniej nitki i spojrzałam na kobietę, która mimo tego, co działo się z jej synem, nadal miała na twarzy szczery uśmiech.

- Muszę się pochwalić - wypaliła kobieta, łapiąc mnie pod pachę i z ogromnym optymizmem ciągnąć w stronę salonu. - Patrick zjadł dzisiaj cały obiad. Jestem taka dumna - obwieściła, na co sama poczułam ulgę i uśmiechnęłam się pod nosem.

- To świetnie, czyli jest coraz lepiej - stwierdziłam, stając w miejscu. - A jak z... - przeciągnęłam specjalnie, ponieważ nienawidziłam tego wypowiadać.

- Tutaj pojawia się problem. O tyle co zaczął więcej jeść, tak równo z tym pojawia się więcej cięć. Nie rozumiem tego. - Kobieta nagle posmutniała, co również i mi się udzieliło. Tak bardzo nienawidziłam, jak on sobie to robił. Wolałam nawet o tym nie myśleć, że jedna z najważniejszych dla mnie osób robi sobie celowo krzywdę.

- Idę do niego. Co teraz robi? - zapytałam, gładząc pokrzepiająco kobietę po ramieniu.

- Jak zaglądałam do niego piętnaście minut temu, to bazgrał coś w zeszycie - odparła, na co pokiwałam głową i bez słowa ruszyłam po schodach na górę.

Przed drzwiami westchnęłam ciężko i naciskając na klamkę powolnie otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i przeskanowałam wzrokiem całe pomieszczenie. Zatrzymałam wzrok na biurku, przy którym siedział Patrick i coś skrobał w zeszycie. Opierał głowę o rękę, a gdy mnie usłyszał, uniósł tylko wzrok na kilka sekund, nie przerywając kreślenia na kartce.

Bez słowa zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do chłopaka. Stanęłam za nim i nachylając się, oplotłam mu ramiona wokół szyji i przytuliłam policzek do jego skroni.

- Co rysujesz? - zapytałam, kołysząc nasze ciała lekko na boki. Chłopak wzruszył tylko ramionami. Spojrzałam na kartkę po której bazgrał. Dosłownie bazgrał, ponieważ nie doszukałam się żadnego sensownego rysunku. Przypadkowe linie, szlaczki i kształty, które nachodziły na siebie i tworzyły jeden wielki harmider. Patrick był cholernie zagubiony. - Słyszałam, że zjadłeś dzisiaj cały obiad. Jestem dumna - przyznałam z lekkim uśmiechem na ustach. Chłopak nic nie odpowiedział i nadal zawzięcie kreślił długopisem przypadkowe wzory.

Cisza ze strony chłopak była codziennością. Na początku okropnie się martwiłam tym, że prawie wcale się nie odzywał. Teraz jednak, po upływie czasu, zdążyłam się do tego przyzwyczaić i zaakceptować. Patrick nie lubił mówić o tym, co czuł i co przechodził. Tylko ja i jego mama, wiedziałyśmy, co tak naprawdę dzieje się w głowie chłopaka.

Przychodziłam do niego co drugi dzień od niespełna sześciu miesięcy, przesiadując u niego minimum godzinę. Nie robiliśmy kompletnie nic. Patrick robił swoje, a ja siedziałam i mu się przyglądałam. Wiedziałam, że sama moja obecność przy nim, wystarczająco mu pomaga. Pragnęłam, aby czuł, że jestem przy nim. Obiecałam i słowa dotrzymuje. Nie miałam serca go zostawić samego, podczas gdy przeżywał istne piekło.

Spojrzałam na lewą dłoń chłopaka, na którą naciągniętą miał rękaw bluzy, a brzegi ściskał w dłoni. Zmarszczyłam brwi. Wyprostowałam się i podsuwając pufę obok chłopaka, usiadłam przodem do niego. Położyłam dłonie na jego kolanach odzianych w czarne dresy i spojrzałam na jego pusty wyraz twarzy.

- Pokażesz mi ręce? - zapytałam delikatnie, bacznie przyglądając się jego twarzy.

Chłopak chwilę nie reagował, a zaraz potem pokręcił niepewnie głową. Westchnęłam cicho i spojrzałam raz jeszcze na jego dłonie, które trzymał na biurku. Zacisnął pięść jeszcze mocniej, w czym utwierdziła mnie tylko, że coś ukrywał.

- Twoja mama mi powiedziała - odparłam, znów spoglądając na jego twarz. Nic sobie nie robił z moich słów i nieugięcie wpatrywał się w zeszyt. Zachowywał się jakby mnie tu nie było. Można by było pomyśleć, że mnie to bolało. Jednak po tak długim czasie, zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Wiedziałam, że nie chcę mi tym sprawić przykrości. - Patrick, spójrz na mnie.

W jednej chwili mój przyjaciel zaprzestał kreślić w zeszycie i wbił swoje spojrzenie głęboko w moje oczy. Do tego również byłam przyzwyczajona. Mierzył mnie wrogim, a jednocześnie obojętnym spojrzeniem, który początkowo przyprawiał mnie o dreszcze.

- Mogę podwinąć rękawy twojej bluzy? - zapytałam cicho. Nie pierwszy raz było dane mi to robić i wiedziałam, jak musiałam do tego podejść, aby obeszło się bez zbędnych spięć.

Chłopak bez słowa wyprostował się i wyciągnął przede mnie swoje ręce. Ciągle mu się przypatrując, podwinęłam rękaw na je prawej ręce, aż do łokcia. Przeskanowałam każdy centymetr jego skóry w poszukiwaniu nowych rysunków. Nic jednak nie znalazłam, a stare linie zaczynały powoli zanikać. Odetchnęłam z ulgą.

Złapałam w dłonie jego pięść lewej ręki i powolnie zaczęłam wyciągać bluzę z zaciśniętej dłoni. Następnie bacznie obserwując jego twarz, podciągnęłam materiał również do łokcia. Robiłam to powoli i delikatnie, ciągle patrząc chłopakowi prosto w oczy. On również patrzył tylko na mnie.

Policzyłam w myślach do trzech i spojrzałam w dół. Ścisnęło mnie w żołądku, widząc falowaną linię wzdłuż całej reki, od łokcia aż po nadgarstek. Znikała po drugiem stronie ręki, więc chwyciłam jego dłoń i obróciłam. Zamarłam, gdy dostrzegłam, że linia kończy się tuż przy żyle.

Wpatrywałam się w jego bladą skórę, niczym w obrazek. Otrząsnęłam się dopiero, gdy kropla słonej łzy skapnęła na czerwoną linie cięcia, a chłopak wycofał rękę, zapewne z powodu szczypania. Wytarłam szybko swoje policzki, rękawem bluzy i rzuciłam ciche "przepraszam" w stronę Patricka.

Spojrzałam na jego twarz, która jak zwykle nic nie wyrażała. Standard. Pieprzona codzienność, od pieprzonych sześciu miesięcy. Przyzwyczaiłam się.

- Dlaczego robisz sobie krzywdę? Mama się o ciebie martwi - powiedziałam, pocierając wierzchem dłoni nos. Nawet nie oczekiwałam od niego odpowiedzi, więc wstałam i przeniosłam się na parapet okna. Usiadłam na nim i przyciągnęłam nogi do siebie.

Wyjrzałam na zewnątrz, gdzie powoli robiło się coraz ciemniej, przez nadchodzące nad miasto ciemne i ciężkie chmury. Pogoda od tygodniu znów nie dopisywała. Miałam wrażenie, że po pewnych wydarzeniach, świat się zmienił, a razem z nim ludzie. A zwłaszcza Patrick.

- Moja mama będzie piekła wieczorem tarte z malinami i borówkami. Przyniosę Ci jutro - obwieściłam, spoglądając na idącego po chodniku chłopaka z małym, burym psem na smyczy. Przystanął nagle i kucając pogłaskał zwierzaka. Ten oparł przednie łapki o nogę chłopca i polizał go po policzku, wesoło merdając ogonem. Chłopiec zaczął się uśmiechać, a następnie ruszyli dalej.

Czułam dziwną nostalgie, patrząc na uginające się pod wpływem wiatru gałęzie drzew, rosnących tuż przy ulicy. Cała okolica popadła w półmrok. Wiatr wzbierał na sile, a ja bałam się, że nie będę mogła później wrócić do domu.

Odwróciłam głowę i spojrzałam na chłopaka przy biurku. Wrócił do rysowania w zeszycie, a rękawy bluzy znów miał naciągnięte, aż po koniuszki palców.

- Zbiera się na ulewę, więc wyjątkowo będę już uciekać - wyjaśniłam, zeskakując z parapetu i podchodząc do chłopaka. Nachyliłam się i cmoknęłam go w skroń. - Kocham cie, pa.

Opuściłam jego pokój, a następnie dom, chwilę tylko rozmawiając z mamą Patricka. Na dworze było naprawdę nieprzyjemnie i chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu i zaszyć się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty. Stwierdziłam, że po drodze wstąpię jeszcze do sklepu po jakieś przekąski. Zapowiadał się długi wieczór, który planowałam spędzić na oglądaniu seriali.

Zajechałam pod pobliski market i weszłam do środka. Ulice zaczęły pustoszeć, ponieważ ludzie również chcieli jak najszybciej znaleźć się w swoich bezpiecznych domach i mieszkaniach.

Chodziłam wzdłuż alejek, szukając czegoś, na co akurat miałam ochotę. W sklepie nie było nikogo, prócz kasjerki i starszego mężczyzny, który również robił zakupy.

Wchodziłam w kolejną alejkę, gdy nagle na jej końcu dostrzegłam Simona. W jednym momencie stanęliśmy jak wryci i przypatrywaliśmy się sobie nawzajem. Chłopak uniósł niepewnie rękę w geście przywitania. Przełknęłam ślinę i również niepewnie uniosłam lekko dłoń.

Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam, co miałam zrobić. Wtedy Simon powolnym krokiem ruszył w moją stronę. Również postawiłam kilka niepewnych kroków w przód. Gdy znaleźliśmy się jakieś trzy metry od siebie, chłopak przystanął.

Zmarszczyłam brwi, ponieważ wydawał się być czymś przygnębiony, a sińce pod oczami przyprawiały mnie o dreszcze na plecach.

- Cześć - przywitał się, lekko zmieszanym głosem. Odpowiedziałam tylko ciche "hej". - Co u ciebie? - Głos również miał słaby i zmęczony. Coś było nie tak.

- Szczerze, czy optymistycznie? - zapytałam, na co chłopak pomrugał energicznie. - Optymistycznie, nie jest źle.

- A szczerze? - zapytał, niemalże od razu.

- Tragicznie, to mało powiedziane - odparłam, wpatrując się prosto w jego zielone oczy. Simon pokiwał tylko głową, na znak zrozumienia. Atmosfera między nami była dziwnie napięta, ale nie niezręczna.

- Jak chyba u każdego przez to wszystko - odparł, na co zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. Chłopak uniósł jedną brew do góry. Oboje nie rozumieliśmy, co mieliśmy na myśli.

- To znaczy? - zapytałam bez ogródek.

- No te wszystkie przygotowania do pogrzebu i...

- Co?! - przerwałam mu gwałtownie, nie wierząc w słowa chłopaka. Simon się zmieszał i spojrzał na mnie jak na niespełna rozumu.

Czułam jak krew odpływa z mojej twarzy. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, a nogi zrobiły się miękkie, niczym z waty.

Patrzyłam na chłopaka z przerażeniem w oczach. Mózg cichym głosem podpowiadał mi najgorsze, jednak nie pozwalałam, aby to do mnie dotarło. Staliśmy naprzeciwko siebie i bez słowa przypatrywaliśmy się sobie. Ja z szokiem wymalowany na twarzy, a Simon w niezrozumieniu.

Co się wydarzyło przez te pieprzone sześć miesięcy?

- Jakiego... pogrzebu? - zapytałam, wyraźnie przerażona. W jednej chwili zrobiło mi się dziwnie zimno, przez co moje ciało zatrzęsło się.

- To ty... jak to? Nikt cię nie powiadomił? - zapytał, marszcząc brwi. Jego rozbiegany wzrok, wędrujący po wszystkim dookoła, tylko nie po mnie, doprowadzał mnie do gorączki. Przerażało mnie to, jak bardzo chłopak był zmieszany i zagubiony. Zaczynałam się coraz bardziej bać.

- Kto? - spytałam ledwo słyszalnie. Nie byłam nawet pewna, czy Simon mnie usłyszał. - No mów! - pospieszyłam go, tracąc cierpliwość.

- Diablo - odpowiedział szybko, wybudzając się z letargu.

Poczułam się jakby ktoś odebrał mi zdolność do oddychania. Patrzyłam pusto na twarz chłopaka, szukając czegokolwiek, co świadczyłoby, że się przesłyszałam. Niczego jednak się nie doszukałam.

- Ojciec Arona nie żyje? - zapytałam niepewnie, nie wierząc w to co usłyszałam. Przecież to było niemożliwe.

Chłopak pokiwał tylko niepewnie głową, bacznie mi się przyglądając. Przerażenie jakie czułam w tym momencie, było nie do opisania. Przez dobre kilka pierwszych minut wgapiałam się jak głupia w Simona. Zaraz potem Ogarnął mnie chaos.

- A co z Aronem? Jak on to przechodzi? - zapytałam przestraszona. Nie umiałam sobie wyobrazić, co musiał czuć chłopak w tym momencie. Jego ojciec był dla niego najważniejszy, a jego strata dla Arona musiała być cholernie bolesna.

- Uwierz, że też chciałbym wiedzieć - odparł, na co zmarszczyłam brwi. - Od kilku dni nikt nie ma z nim kontaktu. W domu go nie ma, a telefon ciągle ma wyłączony. Nikt nie wie gdzie jest.

- Jak to? W mieszkaniu też? - zapytałam poważnie zmartwiona.

Simon dziwnie się zastanowił, a potem przyłożył dłoń do czoła i westchnął ciężko.

- Kurwa, naprawdę o tym zapomniałeś? O czym ty myślisz?! - rzuciłam trochę ostrzej niż planowałam.

- O pogrzebie! Aron zniknął i nikt nie ma czasu zająć się zorganizowaniem pogrzebu! - naskoczył na mnie, widocznie zdenerwowany.

- Przepraszam - rzuciłam szybko, po czym dodałam - Ja pojadę do mieszkania, bo mam klucze, a potem dam ci znać - powiadomiłam go i wyminęłam.

- Na pewno chcesz jechać? Widok może być przerażający - usłyszałam za plecami, więc odwróciłam się do chłopaka.

- I tak bym nie usiedziała w miejscu - rzuciłam i posyłając mu ostatnie spojrzenie, wybiegłam z marketu.

Po piętnastu minut byłam już w hotelu i windą jechałam na ostatnie piętro.

Nadal nie wierzyłam w to, co powiedział mi Simon. Tata Arona nie żyje. Najważniejsza osoba w jego życiu, właśnie odeszła i został sam. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Nie znałam go długo, ale na tyle, aby z ręką na sercu stwierdzić, że był cudownym człowiekiem. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Potrafił żartować, jak i być poważny. Widać było, jak mocną mieli więź ze sobą.

Aron miał w nim największe wsparcie. Od małego był z nim. Był jedyny, który był przy nim, kiedy dorastał. To jemu zawdzięczał wszystko co miał. Zastępował mu matkę i robił to cudownie. Widać było, że chłopak był przy nim szczęśliwy. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co musiał przeżywać teraz Aron. Na samą myśl, co musi czuć, skręcało mnie w żołądku i mialam ochotę płakać. Było mi tak cholernie przykro z tego powodu.

Nie wiedziałam jaki obraz zastanę w mieszkaniu i tego się koszmarnie bałam. Bałam się tego cholernie. Cała się trzęsłam, a mój oddech był przyspieszony. Nie potrafiłam utrzymać w dłoni kluczy i zdążyłam je już dwa razy upuścić. Powoli denerwowałam się na tą windę, że jedzie tak powoli. Byłam też zła, że dowiaduje się o tym wszystkim dopiero teraz. Nikt mnie nie poinformował i nie miałam jak się dowiedzieć.

Kiedy w końcu dojechałam na samą górę, włożyłam klucz do drzwi i przekręciłam, po czym nacisnęłam na klamkę. Gdy uchyliłam drzwi, natychmiastowo uderzył we mnie nieprzyjemny odór alkoholu. Był koszmarnie mocny i miałam ochotę się cofnąć. Przeraziłam się, ponieważ to oznaczało, że tu był, a zapach nie wskazywał nic dobrego. Zawsze pachniało tu fiołkami i luksusem. Tym razem jednak, czułam się, jakbym wchodziła do speluny miejskiego pijaka.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to pełno szkła, walającego się po podłodze w korytarzu. Zgadywałam, że były to potłuczone butelki po alkoholu. Nie wróżyło to jednak nic pozytywnego.

Zdjęłam torebkę oraz kurtkę i ciągle przypatrując się kawałkom szkła na ziemi, położyłam je na półce, przy drzwiach. Serce waliło mi jak młotem i bałam się iść dalej. Na końcu korytarza widać było blat kuchenny, na którym stały butelki wódki, oraz innych trunków. Tam również walało się po podłodze pełno drobnego szkła.

Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam wgłąb mieszkania. Szkło chrupało mi pod butami, gdy stawiałam kroki. Szybko przeszłam przez korytarz i stanęłam obok blatu. Na podłodze leżały również butelki. Niektóre całe, a niektóre roztrzaskane w połowie. Na blacie rozlany był alkohol, który skapywał na podłogę. Nie mogłam uwierzyć, że doprowadził to mieszkanie do takiego stanu.

Przeskanowałam wzrokiem całe pomieszczenie i spojrzałam na kanapę, przy oknie, na której siedział chłopak. Gdy go zobaczyłam, nogi się pode mną ugięły, a serce dziwnie mnie zakuło. Jego widok okropnie mnie bolał i miałam ochotę się rozryczeć.

Nie widziałam go pół roku i czułam się, jakbym widziała go po raz pierwszy. Bałam się jego reakcji na mój widok oraz tego jak wygląda nasza relacja po tak długiej przerwie.

Siedział na krawędzi kanapy z łokciami opartymi na kolanach i twarzą ukrytą w dłoni. W drugiej trzymał butelkę z przezroczystą cieczą, już na dnie.

Nie zwrócił nawet uwagi, że ktoś wszedł do mieszkania. Jednak on wiedział, że to ja, ponieważ tylko ja, prócz niego samego miałam klucze.

Bez większego zastanowienia zbiegłam po dwóch schodach i podeszłam do niego, kucając obok jego nóg. Odór alkoholu był jeszcze mocniejszy, ale nie obchodziło mnie to. Już wiedziałam, że wszystkie ubrania przesiąkną mi tym paskudnych zapachem, ale to również miałam gdzieś. Jego widok z bliska, jeszcze bardziej łamał mi serce. Nie widziałam go od prawie pół roku i jego widok mnie po prostu przerażał. Był doszczętnie zniszczony i pokiereszowany. Wyglądał jak stłuczona filiżanka z porcelany, której za cholerę nie da się już naprawić. Bo Arona nie dało się już naprawić i była to tylko i wyłącznie moja wina. To ja zniszczyłam go jako pierwsza. To ja pozbawiłam go jakichkolwiek uczuć.

Widziałam kawałek jego twarzy i momentalnie poczułam, jak odpływa ze mnie cała krew i robię się blada. Zmęczona skóra i okropne sińce pod oczami, przerażały. Ale nie w sposób, w który ludzie by się go bali. Przerażał tym jak bardzo zniszczony i przygnębiony był. W jego widoku przerażające było to, że tak cholernie źle wyglądał. Było widać, jak kurewsko źle się czuł i jak bardzo był wyprany z emocji. Mimowolnie zrobiłam grymas na twarzy, na jego widok. Okropnie bolał mnie jego widok, do tego stopnia, że z mojego prawego oka wypłynęła łza i potoczyła się po policzku. Wyglądał okropnie i nie potrafiłam dopuścić tego do swojej myśli. Wydawało mi się, że to wszystko to głupi koszmar, z którego zaraz się wybudzę.

Pociągnęłam nosem i delikatnie położyłam mu swoją dłoń na udzie. Nie odzywałam się, bo wiedziałam, że żadne słowa nie są w stanie opisać tej sytuacji. Żadne słowa nie potrafią dać choć odrobiny otuchy w tak ciężkiej sytuacji, jaką przeżywał teraz Aron. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak potężny ból czuł w tym momencie. W jednej chwili świat zawalił mu się na głowę i nie było słów, które mogłyby to opisać w jakikolwiek sposób.

Chłopak miał przymknięte powieki, więc nie widziałam jego bólu w oczach. Jednak czułam, że gdy je otworzy, pęknę totalnie.

Aron w ogóle się nie ruszał. Był jak posąg bez życia. Przez milisekundę zastanawiałam się czy przypadkiem nie siedzi tu jego podobizną wykuta ze skały i pomalowana. Jednak oddychał, więc był prawdziwy.

Niespodziewanie Aron się poruszył i przystawiając szyjkę butelki do ust, przechylił głowę do tyłu i wlał w siebie resztkę alkoholu. Przyglądałam się jego twarzy od boku z krzywą miną. Oczy miał nadal zamknięte i w duchu za to dziękowałam. Nie wiem czy wytrzymałabym jego cholerne spojrzenie, przepełnione okropnym bólem. Jego włosy były poplątane i rozwalone na wszystkie strony. Pojedyncze kosmyki spadały mu na czoło. Wyglądał, jakby nie spał przez parę dni i nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się to prawdą.

Gdy chłopak opróżnił już butelkę, wypuścił ją z ręki z lekkim zamachem, a ta roztrzaskała się na podłodze na wiele kawałków. Wzdrygnęłam się na ten huk i już wiedziałam, dlaczego na ziemi jest pełno szkła. Aron z powrotem ukrył twarz dłoniach i oparł łokcie na kolanach, przecierając dłońmi oczy.

Chciałam się odezwać. Tak bardzo chciałam mu coś powiedzieć, ale kompletnie nie wiedziałam jakich słów użyć. Co ja mogłabym mu powiedzieć? Że mu współczuję? To nie wystarczało. Chłopak stracił ojca i żadne słowa nie były w stanie dodać mu otuchy. Wiem to, ponieważ żadne słowa, które usłyszałam od bliskich, po śmierci Olivii nie dodawały mi otuchy i nie czułam się po nich lepiej. Mało tego, czułam się jeszcze gorzej, ponieważ wszyscy mi współczuli, a ja tego nie chciałam. Nie chciałam rozciągać smutku na inne osoby. Chciałam, aby to wszystko zatrzymało się na mnie. To ja miałam przeżyć istne piekło po stracie przyjaciółki, a nie osoby które ledwo ją znały.

Strata przyjaciółki jest czymś okropnym. Czymś nie do opisania. Nadal unikam jej tematu jak ognia, bo nie chce współczujących spojrzeń na sobie. Chciałam się z tym jak najszybciej oswoić. Ale kurwa kogo ja chciałam oszukać. Straciłam przyjaciółkę i o tym się nie da tak po prostu zapomnieć. Nadal zdarzało mi się ryczeć całą noc w poduszkę, przypominając sobie nasze wspólne momenty.

Jednak strata rodzica jest czymś o wiele gorszym. Jest czymś okropnym i nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak ogromny jest ból po stracie tak bliskiej osoby, która cie wychowała. Która była z tobą od pierwszych dni życia i szła przez życie razem z tobą.

Westchnęłam ciężko i potarłam dłonią jego udo. Nie odzywałam się i nie miałam takiego zamiaru. Słowa nic tutaj nie zdziałają. Chciałam, aby on pierwszy coś powiedział. Cokolwiek. Mógł klnąc na cały świat i wrzeszczeć na mnie, ale żeby coś powiedział, ponieważ ta cisza zabijała mnie od środka.

Niespodziewanie Aron westchnął ciężko, a jego oddech przygniatał moje serce niczym imadło.

Wystarczył jego oddech, a ja czułam jak serce mi się kraje. Był przepełniony ogromnym bólem, którego nie dało się opisać. Nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów, które mogły by opisać jak ogromny ból i smutek siedział w tym chłopaku. Już nie był groźnym członkiem gangu, który mordował samym spojrzeniem. Teraz był tylko zwykłym chłopakiem z sercem rozerwanym na strzępy. I kiedy już myślałam, że nie może być gorzej, chłopak się odezwał.

- Straciłem go - wyszeptał nagle, cholernie załamanym głosem. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy go usłyszałam. Ociekał ogromnym smutkiem i bólem, a moje serce upadło na samo dno. Nie wiem jak ja wytrzymywałam tak ogromny ból. Chciałam chociaż w połowie zabrać go od niego. Nadal go kochałam i nie wyobrażałam sobie, aby najważniejsza osoba w moim życiu, tak cierpiała.

Usiadłam na kanapie obok niego i położyłam dłoń na jego ramieniu, a drugą nadal miałam na jego udzie. W moich oczach zaczynały zbierać się łzy i powoli zamazywał mi się obraz. Było mi go tak bardzo szkoda. Chciałam coś zrobić, aby czuł, że może się wygadać. Że mimo wszystko jestem obok i może na mnie polegać.

Chłopak nagle uniósł głowę i zadzierając ją, pociągnął nosem i westchnął ciężko, wpatrując się w sufit. Miał otwarte oczy i w duchu  błagałam, aby na mnie nie spojrzał. Tak bardzo nie chciałam, aby jego wzrok padł na mnie. Tak bardzo nie chciałam. Nie byłam jeszcze gotowa na jego ciężkie spojrzenie.

Jednak ktoś na górze mnie widocznie nie lubił, ponieważ Aron powolnie przekręcił głowę w moją stronę, a swoje spojrzenie umieścił głęboko w moich oczach. Spojrzenie pełne cholernego bólu i poczucia pustki. W jego oczach zapanowała próżnia.

W tamtym momencie przepadłam, a moje pokiereszowane serce legło w gruzach, przygniecione ogromną dawką rozpaczy.

W jego oczach nie było kompletnie nic. Jego puste i wyblakłe oczy były niczym pusty pokój, w którym na samym jego środku siedział ból. Bo jedyne co czuł w tamtym momencie, to niewiarygodnie ogromny ból. Nie potrafiłam opisać tego co widziałam. Zmęczona i blada twarz, podkrążone i opuchnięte oczy i poskubane usta do krwi. To wszystko w połączeniu z jego koszmarnie pustymi oczami, tworzyło kurewsko trudny dla mnie widok, który tłukł moje serce jak młotem.

Nie hamowałam już łez, które jedna za drugą wypływały z moich oczu i spływały po policzkach. Patrzyłam na niego z okropnym bólem serca. Był tak bardzo zniszczony od środka. Wyglądał jak zagubiony chłopiec, szukający ratunku w moich oczach, które były pełne smutku. Jego wzrok wędrował po całej mojej twarzy, jakby mój widok miał uleczyć jego zszargane serce.

Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując nie wypuścić z ust nawet najmniejszego jęku. A w tamtym momencie, jedyne na co miałam ochotę, było wydzieranie się w niebo głosy z bólu jaki czułam, patrząc na Arona. Kiedy on z pustą miną patrzył na mnie, ja starałam się nie rozpaść na kawałki. Słabo mi to wychodziło, ponieważ na mojej twarzy powstawały różne grymasy, którymi starałam się zatrzymać cisnący się na moje gardło szloch. Chłopak za to wydawał się być spokojny, aczkolwiek zapuchnięte i czerwone oczy wskazywały na to, że już swoje wypłakał, ale to nie był jeszcze koniec.

- Camilla, mój ojciec nie żyje - wyszeptał nagle, głosem kompletnie wypranym z emocji. Jakby nic nie czuł. Nie wytrzymałam i tchnęłam rozpaczliwie, a z moich oczu wypłynęły stróżki łez. Twarz chłopaka zaczęła się wykrzywiać, a jego usta drgać. Zacisnął wargi, a do oczu napłynęły mu łzy. Ten widok tak kurewsko mnie bolał. Łzy w jego oczach były tak cholernie bolesnym widokiem dla mnie. Wydawał się wtedy taki bezbronny i zagubiony. Był kompletnie inny chłopakiem, gdy jego oczy błyszczały czystym cierpieniem.

- O mój Boże, Aron. - wyszeptałam, łamiącym się głosem. Przeniosłam swoją dłoń na jego ramię i potarłam pokrzepiająco. Zgięłam nogę i położyłam na kanapie, odwracając się do niego przodem. Pociągnęłam nosem i delikatnie chwyciłam dłońmi jego szczękę, pocierając kciukami po jego policzkach. Przybliżyłam jego twarz do mojej i oparłam swoje czoło o jego.

Chłopak pękł. Zacisnął powieki, a z jego oczu wypłynęły łzy. Gdy dotarły do moich dłoni, starłam je kciukami. Napawaliśmy się sobą, jakbyśmy byli dla siebie prywatnym lekarstwem na smutek. Aron położył swoje dłonie na mojej nodze, a ja westchnęłam ciężko, pociągając nosem.

- Aron. Tak kurewsko chciałabym coś powiedzieć, ale wiem, że żadne słowa nie są w stanie tego opisać. - powiedziałam cicho, po czym zagryzłam mocno dolną wargę, aby z moich ust nie wydobył się żaden jęk.

- Pocałuj mnie. - usłyszałam nagle jego cichy głos, przepełniony czystą rozpaczą. Przez pierwszą chwilę miałam wrażenie, że się przesłyszałam i to ja wyobrażam sobie za dużo. Jednak później poczułam coś na sposób ciepła, rozlewającego się wewnątrz mnie. Tchnęłam ciężko i przybliżyłam swoje usta do jego. Nasze wargi delikatnie się o siebie ocierały, przez co po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz.

Nie czekałam już, ani chwili dłużej i przycisnęłam swoje usta do jego warg. Włożyłam w to tyle siły, jakbym chciała odebrać od niego cały ból, który w sobie nosił, przekazać mu całą miłość, jaką go darzyłam.

Chłopak od razu odwzajemnił pocałunek i wpił się w moje usta. Czułam jak łzy spływają mu po policzkach, przez co ja płakałam jeszcze bardziej. Jego, jak i moje łzy, spotykały się przy ustach tworząc jedność, co cholernie bolało.

Tak bardzo brakowało mi jego ust. To jak zawsze czule mnie całował i przyjemny dreszcz, który zawsze mnie przechodził. Tęskniłam za jego miękkimi i ciepłymi ustami, które kiedyś tak bardzo ubóstwiałam.

Po krótkiej chwili odsunęłam się odrobinę i spojrzałam na chłopaka. Powolnie otworzył oczy i spojrzał prosto w moje. Przełknęłam ciężko ślinę i pogładziłam go po policzku. Z każdą kolejną sekundą pod jego spojrzeniem, moje serce pękało jeszcze bardziej, choć myślałam, że bardziej się nie da. 

- Potrzebuje cię teraz, jak jeszcze nigdy. Chcę cię z powrotem - powiedział załamanym głosem, przez łzy. Pokiwałam energicznie głową i przyciągnęłam go do siebie, zamykając szczelnie w swoich ramionach, owijając mu swoje ramiona wokół szyi. Aron wcisnął swoją twarz w moją bluzę, a rękoma otoczył mnie w pasie.

Czułam jak zaciska swoje dłonie na mojej bluzie, podczas gdy rzucały nim spazmy płaczu. Ten widok był dla mnie za ciężki. Nie wytrzymałam i z moich ust wydostał się cichy jęk. Pocałowałam chłopaka w głowę, przyciskając go do siebie z wszystkich sił. Jakbym chciała nadrobić te pół roku, braku jego bliskości. Tak bardzo za nim tęskniłam.

- On nie żyje. Straciłem ojca. - mówił stłumionym głosem, poprzez napady płaczu. Serce waliło mi jak młotem, słuchając jego głosu, przepełnionego rozpaczą i bólem.

Niespodziewanie chłopak zaczął wydzierać się wniebogłosy, jakby chciał wykrzyczeć cały ból, jaki w nim siedział. Próbowałam nie rozpaść się doszczętnie. Nieskutecznie, ponieważ przepadłam. Przepadłam dla Arona i byłam gotowa na wszystko, byle być przy nim. Mogłam być odtrącana, za każdy błąd jaki popełnię. Mógł na mnie wrzeszczeć i kazać mi zniknąć z jego życia, ale i tak byłam gotowa znów wrócić, byle trwać przy nim i go kochać.

Trwaliśmy w naszej wspólnej rozpaczy, a nasze szlochy tworzyły jeden wielki krzyk, rozbijający bariery, jakie powstały między nami przez te sześć miesięcy.

To co czułam w tamtej chwili, gdy trzymałam w ramionach roztrzaskanego na kawałki chłopaka, było nie do opisania. To jak kruchy był i jak bardzo zniszczony, przerażało. Po prostu cholernie przerażało, że człowiek może być tak bardzo wyniszczony. Nigdy nie pomyślałabym, że można być aż tak bardzo rozbitym i zgniecionym przez życie. Bolało.

Aron okropnie się trząsł i kurczowo ściskał materiał mojej bluzy na plecach. Przyciskałam go do siebie z całych sił, jakbym chciała posklejać go w jeden kawałek. Ale wiedziałam, że to nie było już możliwe. Był jak szklany wazon, który choćbym uparcie chciałam posklejać, już nigdy nie będzie tym samym.

Jego psychika nieodwracalnie została porwana i zdeptana przez człowieka, który zabił  najważniejszą dla niego osobę. Nienawiść i obrzydzenie jakie pałałam do tego mężczyzny, było nie do opisania i byłam pewna, że Arona rozrywa to od środka.

Minęła godzina, a ja właśnie zalewałam wrzątkiem dwa kubki z herbatą. Posłodziłam, a z znalezionej w lodówce cytryny, odkroiłam dwa cienkie plastry i wrzuciłam do kubków. Zabrałam je i zeszłam po dwóch stopniach dzielących salon od kuchni, obeszłam sofę i podałam jedną herbatę chłopakowi.

Siedział nisko na sofie z nogami wyciągniętymi przed siebie. Usiadłam na brzegu, tuż przy jego kolanach i przeskanowałam jego twarz.

Była opuchnięta przez długi płacz, a oczy miał cholernie przekrwione, zapewne przez brak snu. Włosy przyklejały mu się do czoła, a cała skóra była potwornie blada.

Aron upił łyk gorącej herbaty i utkwił wzrok w moich udach. Między nami trwała cisza i odkąd chłopak wtulił się we mnie i zaczął krzyczeć, żadne z nas się nie odezwało. Co miałam powiedzieć chłopakowi, którego kochałam, po półrocznej nieobecności? Że mi przykro?

Aron stracił ojca. Tak naprawdę jedyną osobę, dla której żył. Bałam się myśleć, co działo się teraz w jego głowie. Nie miałam zamiaru go teraz zostawić, tym bardziej gdy sam przyznam, że mnie potrzebuje. Musiałam przyznać, że byłam lekko zdziwiona jego słowami. Po tym wszystkim, co mu zrobiłam i jak było między nami, on chciał mnie z powrotem. Czy to było w ogóle możliwe?

- Jak się czujesz? - Zamarłam, gdy chłopak zapytał, ciągle pusto wpatrując się w moje dżinsy. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, że mimo swoje stanu i tego, co się działo w jego życiu, zapytał o samopoczucie mnie. Wydawało mi się to tak bardzo nierealistyczne, że zmarszczyłam brwi.

- Naprawdę? - zironizowałam, patrząc na niego z politowaniem.

- Nie chce gadać o tym, co ja czuje - odparł, zerkając na mnie przelotnie. Pokiwałam głową i upiłam łyk gorącej herbaty.

Na kolejne kilka chwil znów nastała cisza. Aron ciągle unikał mojego spojrzenia, jakby wstydził się swojego stanu. Bolało mnie to, ponieważ był dla mnie cholernie ważny i liczyło się tylko jego dobro.

- No więc, jak tam u ciebie? - ponowił pytanie, tym razem przenosząc na mnie wzrok na dłuższy czas.

Pustka. W jego oczach była kompletna pustka. Nie było w nich niczego, prócz pięknego bladego odcienia tęczówek. Wydawało się, że wszystko mu jest obojętne, a cały świat ma w poważaniu. Każdego dnia winiłam się za to, że zniszczyłam człowieka, którego kochałam. Tak bardzo go zraniłam. Plułam sobie za to w brodę, że nie opamiętałam się w odpowiednim czasie. Chciałam to wszystko naprawić, dać mu wsparcie i pokazać, że jest dla mnie cholernie ważny.

- Jest dobrze - skłamałam, patrząc prosto w jego bladobłękitne ślepia.

- Co u Soni? Chyba teraz powinna rodzić, prawda? - Bolało mnie to, że tak uparcie nie chciał rozmawiać o sobie. Chciałam, aby się wygadał, wyrzucił z siebie wszystkie zbędne emocje, które się w nim zagnieździły.

Po chwili jednak przypomniałam sobie moment, gdy odeszła Olivia. Niczego wtedy tak bardzo nie pragnęłam, jak normalności. Braku pytań i smutnych, współczujących spojrzeń. Chciałam, aby ludzie wokół mnie zachowywali się normalnie, tak jak przed śmiercią mojej przyjaciółki. Rozmawiali, uśmiechali się i przede wszystkim nie pytali jak się czuje. Tak bardzo tego nienawidziłam. Gdy tylko ktoś wspomniał o dziewczynie, miałam ochotę rozszarpać tego kogoś i zakopać w gnoju.

Owszem, zrobiłam tak, jak sobie obiecałam i przeżyłam żałobę. Ryczałam praktycznie każdej nocy, wydzierając się w poduszkę. Smuciłam się, gdy ktoś wspominał, jaką była Olivia i jak nam jej brakuje. To wszystko również miało miejsce. Jednak zaczęło mnie to męczyć po czterech miesiącach i stwierdziłam, że mam tego dość. Chciałam się z tym faktem już pogodzić i żyć dalej, miło wspominając, że kiedyś miałam przy sobie cudowną przyjaciółkę. Chciałam o niej pamiętać, ale i żyć dalej, ponieważ byłam pewna, że Olivia chciałaby, abym była bezpieczna. Znając ją, poprosiłaby mnie, abym urządziła po jej śmierci grubą imprezę i upiła się do nieprzytomności. Cała Olivia.

Opamiętałam się spojrzałam na chłopaka, czekającego na moją odpowiedź.

- Tak, ma termin za półtorej tygodnia - odpowiedziałam w końcu.

- Chłopiec, czy dziewczynka? - zadał kolejne pytanie i zdziwiłam się, ponieważ wyczuwalne było jego zainteresowanie sytuacją.

- Chłopiec - odpowiedziałam, kiwając lekko głową. - Alex - dodałam z uśmiechem. I wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Usta chłopaka drgnęły minimalnie w górę. Na jego usta naprawdę wkradł się niezauważalny uśmiech. Poczułam jak ciepło rozpływa się po moim wnętrzu, mimo że nie był to duży wyczyn, dla mnie znaczył naprawdę wiele.

- A jak Jake do tego podchodzi?

- Zdenerwowany - skitowałam, przypominając sobie sytuację z zeszłego tygodnia, gdy Sonia dostała skurczy, a Jake biegając po całym domu w panice, dostał drzwiami od naszego ojca i zemdlał.

- To oni są tutaj w Kalifornii? - Naprawdę byłam pod ogromnym wrażeniem, jak Aron angażował się w tą rozmowę. Robił wszystko, aby uniknąć tematu jego ojca. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ tęskniłam za zwykłą, ludzką rozmową z chłopakiem.

- Tak, znaleźli jakiegoś porządnego lekarza i Sonia zdecydowała urodzić tutaj - wyjaśniłam.

Oboje w tym samym czasie upiliśmy łyk herbaty. Spojrzałam na niego w tym samym momencie, w którym on na mnie. Czułam jak płoną mi policzki, więc szybko odwróciłam wzrok. Po krótkiej chwili znów na niego spojrzałam, jednak on również nie patrzył już na mnie, tylko błądził wzrokiem po ścianach mieszkania.

Za oknem panowała okropna ulewa, a silnie padający deszcz uderzał o duże szyby, robiąc niemały szum. Atmosfera była nostalgiczne, a w tym wszystkim byliśmy tylko my dwoje. Siedząc obok siebie w kompletnej ciszy, którą przerywał jedynie deszcz na zewnątrz. Po sześciu miesiącach rozłąki, z bólem serca i z żalem do siebie nawzajem, ale i tęsknotą.

Trwaliśmy w swoim towarzystwie i chłonęliśmy swoją obecność. Bo obojgu nam siebie brakowało i tego nie dało się ukryć. To było cholernie widać.

***

Bolało, gdy to pisałam, oj bolało hihi. A wy jak oceniacie?

Do następnego szkraby, buziaki:*

#Aboveallpl

Continue Reading

You'll Also Like

26K 875 26
Elizabeth była tylko dzieckiem, była dzieckiem które musiało za szybko dorosnąć No bo jak ma zachować się osoba która jako dziecko przeżyła piekło st...
66.3K 1.8K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

39.5K 1.2K 32
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
144K 2.7K 194
Hejo, wrzucam tutaj opowiadanie z rodziną monet. Czasem jest Instagram i zdjęcia ale głównie jest opowiadanie.