Dying Light | Jikook

By mimiruki666

13.5K 1.2K 2K

"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd c... More

[0,75] - Prolog
[1,0] - Witamy w Harranie
[2,0] - Wieża
[3,0] - Magazyny
[4,0] - Wirale
[5,0] - Uśmiech proszę!
[6,0] - Gniazdo
[7,0] - Wielkie bum
[8,0] - Więzi
[9,0] - Pułapki świetlne
[10,0] - Dirty Dancing
[11,0] - Gazi
[12,0] - Zrzut
[13,0] - Sekrety
[14,0] - Układ z Raisem
[15,0] - Anteny przekaźnikowe
[16,0] - Ludzie Raisa
[17,0] - Skorpion
[18,0] - Szkoła
[19,0] - Szczerze, to nie wiem, jak nazwać ten rozdział...
[20,0] - Doktor Zere
[22,0] - Prawda
[23,0] - Bliskość
[24,0] - Troska
[25,0] - Wybawcy
[26,0] - Szambonurki
[27,0] - Żar
[28,0] - Wyjec
[29,0] - Zdrajca
[30,0] - Żal
[31,0] - Muzeum
[32,0] - Grizzly
[33,0] - Bombardowanie
[34,0] - Buziaki
[35,0] - Pocałunki
[36,0] - Doktor Camden
[37,0] - Obietnice
[38,0] - Garnizon
[39,0] - Na krawędzi

[21,0] - Arena

265 32 82
By mimiruki666

Świadomość wróciła mi, kiedy ktoś mocno uderzył mnie w policzek. Otworzyłem oczy, przez chwilę nie wiedząc, co się działo. Niemal zgiąłem się wpół z bólu, kiedy ktoś nagle kopnął mnie w bok. Uniosłem się gwałtownie na łokciach, żeby spróbować się obronić, ale nie było to potrzebne - mężczyzna, który mnie bił, odsunął się, gdy tylko zauważył, że odzyskałem pełną przytomność.

Wokół było strasznie głośno albo to mnie szumiało w uszach. Wszystko mazało mi się przed oczami, a zanim udało mi się dojrzeć pośród niepokojących kształtów sylwetki Raisa i Taehyunga, minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu.

-... w mieście pełnym kłamstw, jesteś najgorszym kłamcą ze wszystkich! - mówił podniesionym głosem Rais, uśmiechając się z politowaniem do Tae. Czterech strażników otaczających Turka wciąż trzymało karabiny wymierzone w blondyna, ale sam Kim zdawał się zupełnie nie zwracać na nich uwagi.

Zerknąłem kątem oka na jednego faceta, który stał tuż obok mnie, również celując do mnie z broni. Za nim zauważyłem otwarty kontener magazynowy i beczkę z palącą się zawartością. Zaciekawiony zacząłem rozglądać się dalej, bo prawdopodobnie to właśnie była arena, o której wcześniej wspominał Rais.

Nijakie ściany budynków odgradzały fragment nagiego, betonowego pola, na którym poustawiano kilka kontenerów. Zamknięta przestrzeń była brudna i zagracona, wyglądając przy tym jak piwnica, plac budowy i wejście do kanałów w jednym. Kiedy spojrzałem w górę, zauważyłem trzy, ogromne żurawie i jeszcze więcej kontenerów, ułożonych jeden na drugim na dachach budynków. Pomiędzy nimi widziałem jakieś ruchy i dopiero wtedy zrozumiałem, że to musieli być ludzie Raisa. Wrzeszczeli coś i wymachiwali swoimi broniami, jakby zagrzewali nas, tudzież naszych potencjalnym wrogów, do walki.

No, tak - pomyślałem. - Walka na arenie powinna mieć widownię.

- O co ci chodzi, co? - warknął nagle Taehyung, wytrącając mnie z zamyślenia, a wraz z kolejnymi słowami, z jego ust wypłynęła strużka krwi. - Odpowiedz, skurwielu!

- Tak, trać kontrolę! Chyba w tym jesteś dobry, prawda?

Rais uśmiechnął się, odchodząc od Taehyunga w stronę ściany, do której przymocowana została ruchoma platforma. To właśnie na niej stał doktor Zere, dzięki czemu nieco mi ulżyło, ale zaraz z powrotem podskoczyło mi ciśnienie, gdy zdałem sobie sprawę, że kolejny ze strażników przystawiał naukowcowi nóż do gardła.

Reszta mężczyzn również udała się na platformę, pozostawiając mnie i Tae na arenie. Wciąż jednak mierzyli do nas, upewniając się, że nie ruszymy się, dopóki ich szef tego nie zapragnie.

- Niech zacznie się show! - powiedział głośno Turek, gdy wejście na platformę zostało zamknięte, a całość podjechała do góry. Mężczyźni, siedzący tłumnie przy kontenerach ponad naszymi głowami, zawtórowali mu salwą krzyków.

Odwróciłem głowę w stronę, z której doszedł mnie głośny zgrzyt. Z przerażeniem dostrzegłem, że jedna ze śluz, które otaczały arenę, została otwarta, a zza krat wybiegli wirale.

Prosto na nas.

Wstałem na równe nogi, instynktownie ruszając w stronę Taehyunga. Ani on, ani ja, nie mieliśmy żadnej broni, co absolutnie nie przemawiało na naszą korzyść. Kiedy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy, Kim wskazał mi najbliższy z kontenerów.

- Wskakuj na górę! - krzyknął do mnie, w biegu łapiąc kawał jakiejś deski, która mogłaby mu posłużyć za broń. Wiral, który był najbliżej niego, oberwał na próbę, a kiedy deska nie rozleciała się, Tae uśmiechnął się pod nosem.

Gdy dobiegłem do kontenera i podskoczyłem, by chwycić się górnej krawędzi, Taehyung miażdżył butem głowę kolejnego zarażonego, powoli zmierzając w tę samą stronę, co ja. Wirale biegali wokół niego, chcąc znaleźć jakiś słaby punkt w jego obronie, ale mężczyzna nie dawał się podejść, wymierzając kolejne, celne ciosy deską z wystającymi gwoździami. Sam bezskutecznie starałem się wdrapać na kontener, ale za każdym razem, gdy już udało mi się złapać w dobrym miejscu, nie byłem w stanie wejść na górę. Buty ślizgały mi się po metalowych ścianach, a spocone palce co chwilę zsuwały się z krawędzi. Zdążyłem spaść cztery razy, zanim poczułem pod stopami coś innego niż metal. Obejrzałem się, wystraszony, że któryś z wirali porzucił resztę i zainteresował się mną, ale tym czymś pode mną okazał się być Taehyung. Mężczyzna wypchnął mnie na górę, tylko na chwilę odwracając się od zarażonych, którzy ciągle za nim podążali. Sam wspiął się na kontener bez najmniejszej pomocy, od razu stając do mnie plecami.

- Weź to, jeśli jakiś się wdrapie, zamierz się na tyle mocno, żeby siła uderzenia zrzuciła go na dół. Możesz też kopać, ale uważaj, żeby nie złapali cię za nogę - powiedział szybko, przekazując mi deskę, a sam zacisnął dłonie w pięści.

Usłyszałem zgrzyt kolejnej śluzy, którą wpuszczono na arenę następne stado wirali. Pierwsi zarażeni zaczęli wdrapywać się na kontener o wiele zgrabniej niż ja. Próbowali nas otoczyć, ale Kim każdemu sprzedawał celne uderzenia z pięści, bądź skopywał ich na dół.

Krzyki zombie, jak i ludzi Raisa, zdawały się ciągle przybierać na sile, szczególnie gdy sam również byłem zmuszony do odpierania ataków wirali. Hałas zagłuszały tylko odgłosy upadków i chrzęst łamanych kości. Wszystko działo się tak szybko, że nie byłem w stanie spamiętać poszczególnych przeciwników. Brudne, zgniło-żółte twarze zlewały się w jedną - z przekrwionymi oczami i szeroko otwartymi ustami, gotowymi do wgryzienia się w pierwszą lepszą część mojego ciała.

Poczułem się niebywale dziwnie, gdy zorientowałem się, że wirale przestali wdrapywać się na kontener. Zerknąłem do tyłu, aby upewnić się, że Taehyung wciąż stał tuż za mną. Blondyn dyszał ciężko, ale również już z nikim nie walczył. Patrzył wściekle w stronę platformy, na której stał Rais wraz z kilkoma strażnikami i doktorem Zere'em. Pod nami, wokół kontenera, leżało co najmniej piętnastu nieżywych wirali, z których sam ostatecznie powaliłem może trzech. Owszem, musiałem uderzyć wielu, ale wątpiłem, by moje niemrawe ataki mogły się równać z tymi Taehyunga. Poza tym, po jego stronie kontenera zarażeni leżeli znacznie dalej niż po mojej , co tylko świadczyło o sile jego uderzeń.

- Zabija wirali gołymi pięściami, kto by się spodziewał, Kim? Ludzie będą mówić o twoich wyczynach. Szkoda, że ty będziesz już wtedy martwy, tak samo jak twój przyjaciel, którego tak zaciekle bronisz - odezwał się Turek. Uśmiechnął się, zrzucając na ziemię pod platformą maczetę, którą sam do tej pory trzymał. - Nie pozwólmy, by mówiono, że nigdy niczego wam nie dałem.

Taehyung warknął coś pod nosem, zeskakując z kontenera. Uczyniłem to samo, niefortunnie upadając na jednego z martwych wirali, przez co niemal wywróciłem się pomiędzy trupy. Tae zdążył w tym czasie dotrzeć pod platformę i podnieść broń, która zapewne przydałaby mu się wcześniej. Jednak skoro Rais zdecydował się dać nam takie "fory", to coś w środku podpowiadało mi, że wirale musieli być tylko rozgrzewką przed prawdziwym wyzwaniem, które dopiero na nas czekało.

- Zapewniacie moim ludziom niebywałą rozrywkę - powiedział Rais, spoglądając na wiwatujących żołnierzy wśród kontenerów. - Szkoda, że to jednorazowy występ. Dajcie z siebie wszystko.

Mężczyzna machnął ręką, widocznie wydając komuś rozkaz. Nie widziałem jednak nikogo, kto zabrałby się za jego wykonywanie. Do czasu.

Jeden z żurawi ruszył się, dostarczając nad arenę nowy, zielony kontener, z narysowaną kokardą. "Prezent" zdawał się ruszać na wszystkie strony o wiele bardziej, niż poruszałaby nim sama fizyka, przez co automatycznie przeszły mnie ciarki. Hak powoli obniżał się, żeby zestawić kontener tuż obok nas, ale wtedy jedna z lin utrzymujących ładunek zerwała się pod wpływem nagłego szarpnięcia z wewnątrz. Kolejne zaraz podzieliły jej los, a "prezent" wylądował z hukiem na arenie, wzbijając tumany kurzu.

Przez moment nie działo się nic. Nawet wiwaty widowni ucichły, jakby wszyscy na coś czekali.

A zaraz potem drzwi kontenera wyleciały z zawiasów, niemal uderzając we mnie i Taehyunga, by z wnętrza "prezentu" wybiegło na nas ogromne... coś.

Potwór zaszarżował w stronę Tae, który w ostatniej chwili uskoczył w bok, nie dając się zgnieść ponad dwumetrowemu monstrum. Ogromne cielsko, szerokie w barkach, miało na sobie pozostałości wojskowych ubrań, przez które przebiły się nierówno przerośnięte, twarde mięśnie. wielkie łapy machnęły z wściekłością, kiedy potwór zrozumiał, że nie udało mu się zabić Kima za pierwszym razem. Obrócił się, rycząc o wiele głośniej i bardziej przerażająco niż zbój, którego niegdyś spotkałem w elektrowni. Byłem niemal pewien, że ruszy w moją stronę, ale on zaskoczył mnie, pochylając się i gołymi rękami wyrywając kawał betonowej płyty z ziemi.

- Jimin, uciekaj! Schowaj się gdzieś! - krzyknął Taehyung, starając się być na tyle głośno, żebym usłyszał go pomimo ryków potwora i wrzasków ludzi Raisa.

Im najwidoczniej bardzo podobało się to, co działo się na arenie.

Kim nie musiał mi dwa razy powtarzać. Ruszyłem biegiem w stronę dalszych kontenerów, jakimś cudem unikając betonowej płyty, którą rzucił potwór. Ciężkie kroki rozległy się tuż za mną, kiedy monstrum zaczęło mnie gonić. Ziemia drżała pod wpływem każdego, pojedynczego stąpnięcia, a ja miałem wrażenie, że za chwilę wywrócę się przez to i dam się rozkwasić naszemu przeciwnikowi, zanim ten w ogóle się zorientuje, że po mnie przebiegł.

Wpadłem do pierwszego lepszego kontenera przez uchylone skrzydło drzwi, przywierając plecami do ściany. Ukrycie się w ten sposób wydawało mi się świetnym pomysłem, ale nie przewidziałem, że potwór dopadnie kontenera zaraz po mnie i włoży do niego jedną z ogromnych łap, próbując mnie złapać i wyciągnąć na zewnątrz. Nie potrafiłem pohamować krzyku, gdy palce stwora musnęły mój brzuch. Uskoczyłem na drugą stronę kontenera, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z tego, że drugie drzwi były zamknięte i najpewniej nie będę w stanie ich otworzyć. Nie miałem nawet czasu, żeby się nad czymkolwiek zastanawiać - monstrum błyskawicznie rozerwało drzwi kontenera, na siłę wciskając się do środka.

Nie miałem w tamtym momencie żadnych szans. Potwór stał tuż przede mną, niemal nie mieszcząc się w kontenerze. Nie było mowy o wymijaniu go czy jakiejkolwiek walce. Byłem pewien, że za chwilę miał nadejść mój koniec.

- Hej, skurwiały mutancie! Chodź tutaj, do cholery! - ledwo dosłyszałem głos Taehyunga z zewnątrz. Potwór nagle skulił się, jakby dostał czymś w plecy. - No, dalej!

Monstrum wycofało się z kontenera, tracąc mną wszelkie zainteresowanie, najwyraźniej wkurzone atakiem Taehyunga, który w ten desperacki sposób uratował mi życie.

- O, ja pierdolę - mruknąłem pod nosem, niemal osuwając się na ziemię. Nogi trzęsły mi się niemiłosiernie, ale wiedziałem, że to nie był czas na rozklejanie się.

Kiedy mutant z głośnym rykiem oddalił się, odważyłem się wychylić z kontenera. Na drugim końcu areny Tae próbował walczyć z potworem, który musiał być jakimś wariantem zarażonych. Nigdy jeszcze nie miałem przyjemności takiego spotkać i miałem nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał. O ile ten nie będzie ostatnim zarażonym, z jakim będę miał do czynienia.

Rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zabić monstrum. Nie żebym wątpił w umiejętności walki wręcz Tae, ale byłem pewien, że ciosy maczetą, które blondyn starał się wyprowadzać w odsłonięte miejsca na ciele potwora, bądź nawet w głowę, gdy nadarzyła się okazja, nie robiły na mutancie prawie w ogóle wrażenia. A Taehyung musiał kiedyś opaść z sił, co równałoby się z naszą śmiercią.

Na arenie było pełno śmieci - większych i mniejszych desek, prętów, skrawków ubrań, czy części zwłok, które dopiero teraz rzuciły mi się w oczy. Oprócz kilku beczek z ogniem na pierwszy rzut oka nie było tu niczego, co mogłoby zrobić potencjalną krzywdę mutantowi. Ruszyłem więc z miejsca, starając się biec możliwie cicho, żeby przypadkiem nie sprowadzić na siebie potwora, który był zajęty Taehyungem. Wszedłem do kolejnego z kontenerów, ale w nim również niczego nie znalazłem. Ten, w przeciwieństwie do tego, w którym niemal zabił mnie mutant, był otwarty na przestrzał, dlatego wybiegłem drugą stroną, dostrzegając w kącie areny kolejne beczki i butle z gazem.

Miałem już panicznie zacząć szukać dalej, kiedy doznałem nagłego olśnienia. Podbiegłem do butli propan-butan, i klęknąłem przy nich, sięgając do zaworu pierwszej. Charakterystyczne syczenie i smród substancji dodawanej do mieszanki gazów ucieszył mnie bardziej, niż bym się tego spodziewał. Zakręciłem z powrotem butlę, biorąc ją w ręce i starając się nie przewrócić razem z nią na nierównej podłodze. Była cholernie ciężka, a do tego nieporęczna, ale dzielnie taszczyłem ją bliżej środka areny, w stronę kontenerów.

Na chwilę odstawiłem butlę, by zlokalizować Taehyunga i naszego przeciwnika. Kim wciąż prowadził tę nierówną walkę, ale jego ruchy były wolniejsze niż jeszcze kilka chwil temu. Mieliśmy mało czasu.

- Taehyung, mam pomysł, ale musisz mi pomóc! - krzyknąłem. Kim zerknął w moją stronę, zwinnie unikając w międzyczasie ciosu mutanta, po czym zaczął biec do mnie.

Kluczył przez chwilę między kontenerami, żeby zmylić potwora i dać nam więcej czasu na szybką wymianę informacji, zanim dobiegł do mnie, szybko chowając się za kontenerem, poza zasięgiem mutanta.

- Mów - powiedział pomiędzy ciężkimi oddechami, opierając się plecami o ścianę kontenera.

- Z drugiej strony kontenera stoi beczka z ogniem, a ja mam butlę z gazem. Podsadź mnie na górę, a potem zwab mutanta, jak najbliżej beczki się da. Kiedy zrzucę butlę, uciekaj, okej? - wytłumaczyłem.

Taehyung najpierw zerknął na mnie, a potem na butlę z gazem. Miałem wrażenie, że mój pomysł nie przypadł mu do gustu, ale widocznie równie szybko dotarło do niego, że nie mieliśmy innego wyjścia.

- Jak rzucisz butlę, to od razu zeskakuj z kontenera - dodał tylko, ustawiając się tak, żeby było mu mnie wygodnie podrzucić na górę.

Wziąłem z powrotem butlę i niepewnie stanąłem nad Taehyungem, który złapał mnie za łydki, stawiając moje nogi na swoich ramionach, żeby zaraz podnieść się z klęczek. Kiedy tylko byłem na tyle wysoko, żeby na spokojnie widzieć, co działo się po drugiej stronie kontenera, ostrożnie odstawiłem butlę i wspiąłem się obok niej. W tym samym momencie mutant najwyraźniej zorientował się, gdzie byliśmy, bo kawał betonowej płyty uderzył w kontener tuż przy Tae. Kim szybko odbiegł, krzycząc coś do potwora, żeby odwrócić jego uwagę ode mnie. Na wszelki wypadek na chwilę położyłem się płasko na dachu kontenera, mając nadzieję, że monstrum szybko zapomni o tym, gdzie ostatni raz mnie widziało.

Małe trzęsienia ziemi przybrały na sile, gdy mutant zbliżył się do kontenera, podążając za Tae. Ostrożnie obserwowałem, gdzie się znajdowali, żeby w odpowiednim momencie zadziałać. Taehyung przez chwilę wyglądał tak, jakby bawił się z potworem w berka, bo zarażony absolutnie nie chciał z nim "współpracować", dopóki Kim nie stanął niemal pod samą beczką z palącą się zawartością.

Delikatnie odkręciłem zawór butli, kiedy mutant zaszarżował w naszą stronę. Wielkie cielsko uderzyło w kontener, gdy Taehyung uskoczył w bok, a ja zachwiałem się, prawie wypuszczając butlę z rąk. Na szczęście od razu odzyskałem równowagę i rzuciłem butlą w samo ognisko, tuż obok zamroczonego mutanta.

Zgodnie z poleceniem Tae, nie czekałem na nic, zeskakując z kontenera dokładnie w momencie, kiedy butla wybuchła. Czułem przez chwilę za plecami gorąc ognia, który musiał buchnąć w górę. Siła eksplozji podrzuciła do góry nawet kontener, który przetoczył się na bok. Mało brakowało, a zmiażdżyłby mnie, ale na szczęście w porę zdążyłem przeczołgnąć się kilka centymetrów dalej.

Szybko wstałem i obejrzałem się na pozostałości beczki. Wszystko za kontenerem paliło się, ale betonowa podłoga i piach skutecznie zapobiegały rozprzestrzenianiu się ognia. Pojedyncze śmieci płonęły, podobnie jak szczątki mięsa z mutanta, którego siła wybuchu rozerwała na kawałki.

Pozwoliłem sobie odetchnąć, kiedy zauważyłem Taehyunga wyłaniającego się zza innego kontenera. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i uśmiechnęliśmy się zwycięsko do siebie, przez chwilę ciesząc się naszym małym sukcesem, zupełnie zapominając o tym, gdzie byliśmy.

Krzyki widowni ustały, kiedy, ku ich rozczarowaniu, okazało się, że to my wygraliśmy tę bitwę, a nie ogromny zarażony. Rais postanowił jednak przerwać tę głuchą ciszę.

- Twoje umiejętności nie są dla mnie niespodzianką. GRE starannie dobiera swoich ludzi, prawda, Kim? A może powinienem powiedzieć: agencie V? - jego głos poniósł się echem po arenie. Taehyung cicho zaklął, a ja zmarszczyłem brwi, zerkając to na niego, to na Raisa. - Obniżcie platformę!

Rozkaz szybko został wykonany, a ja i Taehyung instynktownie podeszliśmy do Turka, który wyszedł nam naprzeciw. Zatrzymaliśmy się, kiedy uniósł rękę, a dwóch strażników wymierzyło do nas z karabinów.

- Rzuć broń - mruknął Turek, wskazując na zmaltretowaną maczetę, którą Tae wciąż dzierżył. Kim bez zbędnych ceregieli wypuścił ją, a ta zabrzęczała niebywale głośno, upadając na beton.

Rais uśmiechnął się, zakładając ręce za plecy.

- Chaos, V. Chaos jest jedynym, prawdziwym ładem. Udawanie, że jest inaczej, jest czystą głupotą. Pozwól, że zademonstruję - powiedział tajemniczo, wyjmując zza pleców krótkofalówkę. - Bassam, słyszysz mnie?

- Głośno i wyraźnie, szefie - odpowiedział głos z krótkofalówki.

- Opublikuj plik.

- Nie! - krzyknął Taehyung, ale Rais nie zwracał na niego uwagi.

- Tak jest... i... już, gotowe!

- Chory skurwielu, właśnie skazałeś na śmierć tysiące niewinnych ludzi! To jest ten twój cały chaos?! - warknął Kim, niemal rzucając się na Turka. Powstrzymała go jednak dwójka strażników, którzy szybko przyłożyli mu karabiny do głowy.

- Nie wiesz, co było w tym pliku, mam rację, V? Tylko się pogrążasz. GRE planuje zrobić z wirusa broń biologiczną, a nie szukać leku. Chcą zysków, a nie ratowania ludzkich istnień. Wykonując ich rozkazy, stałeś się niczym innym tylko ich tresowaną małpką. Żałosne - Rais skrzywił się, a zaraz odwrócił w stronę swoich ludzi. - Wystarczy. Zabijcie ich.

Nie miałem pojęcia, co się działo. Nie wiedziałem, o czym mówili, ani o jaki plik chodziło. Nie wiedziałem też, jak Taehyungowi udało się powalić dwóch strażników, zanim zdążyłem mrugnąć. Jednego kopnął, wytrącając mu tym samym karabin z rąk, drugiemu zaś podciął gardło podniesioną z ziemi maczetą. To były ułamki sekund - zaraz potem Rais wyciągał w stronę Tae pistolet, by chwilę później jego odcięta dłoń uderzyła o ziemię, a Kim podniósł broń i wycelował prosto w strażnika, który pozostał z doktorem Zere'em na platformie.

Padło kilka strzałów, a Taehyung od razu po ich oddaniu, pobiegł w stronę ściany areny. Nie miałem zamiaru zostawać w towarzystwie rannego Raisa i zdezorientowanych strażników, dlatego poszedłem w ślady Kima i już chwilę później stałem tuż za nim na platformie, obok ciała martwego żołnierza. Dalej był Tae, klęczący przy naukowcu, z którego klatki piersiowej sterczała rękojeść noża myśliwskiego. Najwyraźniej Taehyung nie był wystarczająco szybki.

- Cholera jasna, doktorku - mruknął Kim, łapiąc staruszka za ramię.

- Taehyung, ocal tych ludzi... Oni... oni na to nie zasłużyli - powiedział słabo doktor, a zaraz jego głowa przechyliła się nienaturalnie w bok.

Doktor Zere był martwy.

Poczułem zbierające się w kącikach moich oczu łzy, ale nie miałem czasu na to, by opłakiwać niewinnego naukowca. Szum w tłumie ponad nami i na samej arenie przykuł zarówno moją uwagę, jak i Taehyunga.

- Podajcie mi pochodnię - warczał Rais na swoich ludzi. Kiedy w końcu udało mu się dostać upragniony przedmiot, włożył żarzącą się końcówkę prosto w ranę po odciętej przez Tae dłoni, krzycząc z bólu. Kiedy skończył, wyrzucił pochodnię na ziemię i rozejrzał się po swoich ludziach. - Na co czekacie, cholerne wieprze?! Zastrzelcie ich!

- Wiejemy, na górę, już! - poinstruował mnie Taehyung, podsadzając mnie. Za platformą było przejście, które faktycznie mogło umożliwić nam ucieczkę. Zwinnie wskoczyłem tam, unikając kilku kul, które poszybowały w naszą stronę. Zaraz obok mnie znalazł się sam Taehyung, ruszający biegiem przed siebie nieznanym korytarzem.

- Jeśli to przeżyjemy, to należą mi się wyjaśnienia! - krzyknąłem do niego, również zaczynając sprintować, byle znaleźć się jak najdalej od świstających pocisków.

Jeśli - to dobre słowo.

Continue Reading

You'll Also Like

93.8K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
6K 138 28
V oraz RM są małżeństwem Co tym razem stanie się w ich życiu Kontynuacja książki Pan Kim Namjoon
761 85 7
Mieszkający na planecie pełnej cierni chłopiec postanawia ucieć w poszukiwaniu przyjaźni i miłości. Czy uda mu się kiedykolwiek doświadczyć tych uczu...
61.9K 10.6K 37
Gdzie Jimin jest na poważnie biorącym swoją pracę lekarzem, a Yoongi striptizerem, który czasami lubi wdać się w "małą" bójkę. Pairing poboczny: Vkoo...