Above all (chroń mnie)

By jaskierka_

86.4K 2.5K 2.5K

ZAKOŃCZONA! ~Pierwsza część dylogi Suffering~ Camilla wiedzie spokojne życie. Do czasu, aż z niewyjaśnionych... More

Prolog
Rozdział 1 - Rumienisz się
Rozdział 2 - Nic Ci nie jest?
Rozdział 3 - Jake zjebałeś
Rozdział 4 - Od miłości do nienawiści
Rozdział 5 - Brud i krew
Rozdział 6 - Rany
Rozdział 7 - Coraz bliżej
Rozdział 8 - Cisza przed burzą
Rozdział 9 - Prywatny ochroniarz
Rozdział 10 - Zbyt wiele
Rozdział 11 - Poznając mordercę
Rozdział 12 - Powrót zła
Rozdział 13 - Nadzieja
Rozdział 14 - Z nią
Rozdział 15 - Zmartwienie
Rozdział 16 - Zdrajca
Rozdział 18 - Przepowiednia
Rozdział 19 - Ucieczka
Rozdział 20 - O losie...
Rozdział 21 - Kawałek okrutnej prawdy
Rozdział 22 - Gdzie ona jest?
Rozdział 23 - Odsiecz
Rozdział 24 - To koniec
Rozdział 25 - Nadzieja umiera ostatnia
Rozdział 26 - Jej już nie ma
Rozdział 27 - Pożegnanie
Rozdział 28 - Nostalgia
Rozdział 29 - Ból psychiczny
Rozdział 30 - Cała prawda
Epilog
Druga część

Rozdział 17 - Moja Camilla

2.6K 83 40
By jaskierka_

Aron POV

Nie potrafiłem zebrać myśli. Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Nie umiałem poskładać wszystkiego do kupy i czułem się zagubiony. Targały mną skrajne emocje. Czułem złość, zmartwienie, rozdrażnienie i strach. Pierwszy raz od trzech lat się bałem. Bałem się o nią. 

Gdy Camilla do mnie zadzwoniła i usłyszałem jej przyśpieszony oddech, zamarłem. Nie wiedziałem co się dzieje, ale jej reakcja nie zapowiadała nic przyjemnego. Przez głowę przelatywały najgorsze scenariusze, które rozsadzały mi głowę. Po jej słowach, abym przyjechał, od razu rzuciłem się w stronę auta, jednocześnie informując o tym ojca. Byłem spanikowany, a gdy prosiła, abym się pośpieszył i po prostu się rozłączyła - chociaż tak bardzo tego nie chciałem - ogarnął mnie gniew i jeszcze większy strach. 

pędziłem do jej domu z zawrotną prędkością. Nie zwracałem uwagi na skrzyżowaniach. Musiałem jak najszybciej dostać się do niej i sprawdzić co się działo. 

Na miejscu czekał już mój ojciec i Philip, który do cholery miał jej pilnować, a okazało się, że wstąpił na chwilę do sklepu po drożdżówkę. Miałem ochotę się na niego rzucić, ale pierw musiałem upewnić się, że z Camillą było wszystko w porządku. Drzwi frontowe były zamknięte i kiedy już mieliśmy szukać jej gdzie indziej, rozległ się pierdolony odgłos strzału. Moje serce zamarło, aby następnie zabić tysiąc razy szybciej. Miałem ochotę wywarzyć te pierdolone drzwi i dopaść tego, kto oddał strzał. Byłem roztrzęsiony, a wspomnienia z tamtego wieczoru na nowo wtargnęły do mojego umysłu i wybuchły, tworząc totalną demolkę. To nie mogło się powtórzyć. Po prostu nie. 

I tak o to staliśmy w korytarzu jej domu, ukrywając się za ścianą i przysłuchując temu, co działo się w salonie. Udało nam się bezszelestnie wejść przez piwnicę, która na nasze szczęście była otwarta. Moja psychika lekko się uspokoiła, kiedy okazało się, że moja Camilla żyje, jednak świadomość, że ktoś właśnie mierzył do niej z pistoletu, sprawiała że krew w moich żyłach na zmianę się gotowała i zamarzała. Nie wiedziałem na co my właściwie jeszcze czekamy i dlaczego jeszcze tego nie przerwaliśmy. Myśl, co musiała teraz przeżywać i jak ogromny strach czuć, zabijało mnie podwójnie. Tak bardzo chciałem aby była bezpieczna, ale nikt nie potrafił zapewnić jej odpowiedniej ochrony. Bałem się, że stracę również ją, a tego już bym nie przeżył. 

- Ostatnie słowo? - usłyszeliśmy nagle. - może coś przekazać Aro? - Zacisnąłem szczękę i pięści, chcąc tam wbiec i obić mu mordę. Wiedziałem jednak, że mierzy do niej z pistoletu i każdy ruch może spowodować, że pociągnie za spust, a tego chciałem uniknąć najbardziej.

Wgapiałem się w ścianę przede mną, próbując wstrzymać się od wbiegnięcia tam. Nie potrafiłem ustać w miejscu, jakbym stąpał po rozgrzanych węglach.

- Zrób coś - wyszeptałem przez zacisniete zęby do mojego ojca, który stał obok mnie. On jednak posłał mi wrogie spojrzenie, abym był cicho. Gniew roznosił mnie od środka i miałem ochotę w coś przywalić.

Camilla nic nie mówiła, nie słyszałem jej i to również doprowadzało mnie do szału. Nie słyszałem jej krzyku, błagania, a nawet płaczu. Ona nie mogła się tak po prostu poddać. Nie mogła we mnie zwątpić.

- No cóż, ostrzegałem - westchnął nagle napastnik, a ja przełknąłem ciężko ślinę. Serce waliło mi jak szalone i miałem wrażenie, że za moment wyskoczy mi z piersi.

I wtedy padł strzał. Przez milisekundę, przez moją głowę przeleciał obraz z tamtej nocy, a potem w ogromnym strachu ruszyłem do salonu, tuż za moim ojcem i Philipem. Stanąłem w progu i powędrowałem wzrokiem na ziemię. Oblała mnie potężna ulga, widząc chłopaka, który leżał na jasnych panelach, a z jego uda sączyła się krew. Mój ojciec, razem z Philipem zaczęli go obezwładniać, a ja spojrzałem na dziewczynę przede mną.

Serce potwornie mnie zakłuło na jej widok. Stała z zamkniętymi oczami, a jej dłonie wędrowały po ciele, zapewne szukając miejsca postrzału. Na szyi miała ranę ciętą, z której wypływały krople krwi i brudziły jej biały podkoszulek. Policzki miała całe we łzach, a pod oczami rozmazany tusz. Poczułem ogromny ból, widząc ją w takim stanie.

- Ty śmieciu! - wydarł się chłopak, ale ja nie zwracałem na to uwagi.

Patrzyłem tylko na nią, robiąc krok w jej stronę. W tym samym momencie otworzyła oczy pełne strachu i łez i spojrzała na leżącego chłopaka. Szybko jednak oderwała od niego wzrok i rozglądając się na boki, wbiła swoje spojrzenie we mnie.

Rozpadłem się wewnętrznie, gdy jej oczy przepełnione ogromnym bólem i strachem, spotkały się z moim zmartwionym spojrzeniem. Była taka przestraszona. Widząc mnie, na jej twarzy pojawiła się lekka ulga, która nadal nie potrafiła zatuszować bólu jaki czuła. Wyglądała tak okropnie. Nie potrafiłem uwierzyć, że doprowadziłem ją do takiego stanu. To ja powinienem ją pilnować i być z nią. Jeżeli pod okiem Philipa stało się coś tak okropnego, to znak, że żaden człowiek mojego ojca nie jest w stanie zapewnić jej odpowiedniej ochrony. Ufałem mu i byłem spokojny, że moja Camilla jest w dobrych rękach. A tym czasem stoi przede mną w łzach i krwi z potarganymi włosami i ogromnym bólem w oczach.

- Cami - wyszeptałem, przypatrując jej się z zaciętością. Jej usta wykrzywiły się w grymasie bólu i podchodząc do mnie, wtuliła się w moje ciało i wybuchła płaczem. Zamknąłem ją w szczelnym uścisku, oplatając ramiona wokół jej szyi i oparłem brodę na czubku jej głowy. Jej drobne ciało trzęsło się przez napady płaczu, raniąc tym moje serce. Miałem gdzieś, że pobrudzi mi podkoszulek krwią. Była tak bardzo krucha i przestraszona. Nie chciałem jej już wypuszczać z objęć, ponieważ wiedziałem, że tylko w moich ramionach jest bezpieczna.

 Przy mnie. Nigdzie indziej. 

Zaciskała dłonie na moim podkoszulku, a twarz ukryła w zagłębieniu mojej szyi. Przyciskałem ją do siebie, pragnąc ukryć ją przed tym całym popieprzonym życiem w które ktoś ją wpakował. Tak cholernie nie chciałem, aby miała styczność z tym całym ścierwem w którym żyłem. Ona miała być czysta i bezpieczna. Byłem przerażony, że to wszystko znów może się powtórzyć. 

Philip razem z moim ojcem wyprowadzili chłopaka z domu. Kiedy przechodzili obok nas, spojrzałem na człowieka, który chciał odebrać mi moją Camillę i gdyby nie fakt, że trzymałem ją w ramionach, rzuciłbym się na niego i zapewne zabił. Pragnąłem aby zginął w największych męczarniach tego świata, błagając o litość. Jeżeli nie poniesie odpowiedniej kary, osobiście się nim zajmę. 

Po paru długich minutach Camilla odrobinę się uspokoiła i nie rzucały nią już spazmy płaczu. Nadal jednak kurczowo trzymała się mojego podkoszulka i wciskała twarz w mój tors. Byłem gotowy stać z nią w ramionach, tak długo, jak tylko będzie tego potrzebowała. Pragnąłem być dla niej wsparciem i ostoją, w której będzie spokojna i przede wszystkim bezpieczna. Chciałem aby czuła, że może mi ufać i powiedzieć wszystko, co leży jej na sercu. Chciałem aby dzieliła się ze mną szczęściem i smutkiem. Chciałem aby śmiała się przy mnie, skakała z radości, krzyczała na mnie i płakała. Aby dzieliła się ze mną każdą emocją jaką czuje. Chciałem być dla niej kimś, do kogo będzie wracać podczas tych dobrych, jak i tych złych momentów. 

Po kolejnych parunastu minutach sama oderwała się ode mnie, jednak ja nie wypuściłem jej z objęć. Zadarła głowę i spojrzała na mnie smutnymi oczami. Chwyciłem jej twarz w dłonie i starłem kciukami ciemne strużki po łzach zmieszanych z tuszem. Dziewczyna zamknęła oczy, a jej kąciki ust prawie niezauważalnie drgnęły ku górze. Otworzyła je, gdy złożyłem na jej czole czuły pocałunek. 

- Jesteś już bezpieczna - wyszeptałem, wpatrując się w jej oczy przepełnione cierpieniem. 

- Dziękuję - odparła słabym głosem. Utkwiła swój wzrok na wprost, a na jej twarzy wykwitł grymas niezadowolenia. Spojrzałem w dół na plamę krwi na moim podkoszulku, podczas gdy ona zaczęła pocierać ją dłonią. - wybrudziłam ci koszulkę, przepraszam - wyjąkała. 

- Camilla, nie przepraszaj mnie za takie rzeczy. To jest nieistotne - wyjaśniłem dobitnie. Zerknąłem na jej szyję, na której widniała cienka linia. Na sam widok gotowało się we mnie i pragnąłem zrobić mu to samo. - chodź, trzeba to obmyć - mówię i łapiąc ją za dłoń, pociągnąłem w stronę łazienki. 

Usiadła na krawędzi wanny, podczas gdy ja szukałem po szafkach apteczki. Znalazłem ją pod umywalką i położyłem na toalecie, obok Camilli. Nie wiedziałem co mam robić, więc postanowiłem improwizować. Nasączyłem płatek higieniczny wodą i przetarłem z grubsza zaschniętą krew, nie schodząc poniżej obojczyków. Następnie nasączyłem wodą utlenioną nowy płatek i lekko odchylając jej głowę do tyłu, przyłożyłem go do nacięcia. Camilla zrobiła grymas bólu, na co się uśmiechnąłem i wcisnąłem w jej usta szybki pocałunek. 

- Nacięcie nie jest głębokie, ale na wszelki wypadek go zakleję - poinformowałem ją i spojrzałem na nią, kładąc dłonie na jej kolanach. - Tylko musisz wcześniej wziąć prysznic - Dziewczyna pokiwała głową, więc pozbierałem wszystko i schowałem spowrotem. 

- Umyję się u siebie - poinformowała mnie i oboje wyszliśmy z łazienki. Dziewczyna powędrowała schodami na górę, pod moim czujnym spojrzeniem. Gdy zniknęła mi z pola widzenia, wyszedłem przed dom, gdzie mój ojciec z Philipem dociskali gnoja do kostki brukowej wyłożonej przed schodami. 

- Z Camillą wszystko w porządku? - zapytał ojciec, trzymając kolano na karku chłopaka. Pokiwałem głową, nie odrywając wzroku od człowieka, który zrobił jej taką krzywdę. Czułem żądzę wbicia mu noża w krtań i napawaniem się jego śmiercią. Budził we mnie chęć mordu z wyjątkowym okrucieństwem, które przyszłoby mi z łatwością. Pięści same mi się zaciskały, a świadomość tego, co jej zrobił, powodowała potworny ból, którego nie potrafiłem opisać. 

- Co chcecie z nim zrobić? - Przeniosłem spojrzenie na mojego ojca, który bez większych emocji dusił chłopaka. 

- Myślałem, że ty zadecydujesz - odparł, a na moich ustach wykwitł szeroki uśmiech. Nie pragnąłem w tym momencie niczego innego.

Podszedłem do niego i przykucnąłem przy jego głowie. Oparłem łokcie o kolana i zaplotłem palce dłoni. 

- Chcę  żeby przeżył to, co ona. Naciąć mu szyję, a potem władować kulkę w łeb - wyjawiłem z satysfakcją. 

- Czysta przyjemność - odparł Philip w momencie, kiedy ojciec chwycił go za bluzę i podniósł do pionu. Również wstałem i patrzyłem jak wychodzą z nim z posesji. Chłopak łapał chaotycznie powietrze do płuc, co sprawiało mi dziwną przyjemność. 

Kiedy byli już przy furtce, zatrzymałem ich i podszedłem parę kroków. Chłopak patrzył na mnie pusto. 

- Ostatnie słowo? Może coś przekazać Draco? - zapytałem z uśmiechem, powtarzając jego własne słowa, które wcześniej kierował do Camilli. 

- Pierdol się - wyrzucił z odrazą w moją stronę. Parsknąłem pod nosem i podchodząc do niego, wymierzyłem mu solidny cios w twarz. Włożyłem w to cały gniew jaki we mnie siedział. Poczułem lekką ulgę, jednak będę całkowicie spełniony, gdy ten gnój wyzionie ducha. 

Nie mówiąc już nic więcej, spojrzałem na niego po raz ostatni i wróciłem do środka. Powędrowałem do pokoju Camilli i usiadłem na kanapie w rogu pomieszczenia, ponieważ dziewczyna nie wyszła jeszcze z łazienki. Westchnąłem ciężko i sięgając po telefon, zacząłem przeglądać powiadomienia. 

Po niecałych dziesięciu minutach drzwi łazienki się otworzyły i wyszła z nich Camilla, mająca na sobie tylko ręcznik, który sięgał jej do połowy uda. Przełknąłem ślinę, nie mogąc oderwać wzroku od jej ciała. Cholera, ona jest piękna. Bawił mnie fakt, że mnie nie zauważyła. Byłem pewny, że gdyby wiedziała, że tu jestem, nie wyszłaby tak z łazienki. 

Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej komplet białej bielizny w koronkę. Rozszerzyłem oczy na widok skąpej bielizny i poprawiłem się na fotelu, czując ucisk w spodniach. Musiałem to jak najszybciej przerwać, ponieważ żadne z nas nie chciało wiedzieć co się może stać. Widziałem jak Camilla przymierza się do założenia na siebie bielizny i wiedziałem, że to ten moment, aby dać o sobie znać. 

- Nie wiem, czy na pewno chcesz to zrobić przy mnie - odezwałem się, próbując wstrzymać cisnący się na moje usta uśmiech. Camilla podskoczyła w miejscu i przyciskając do siebie dłonie, odwróciła się w moją stronę z przerażeniem w oczach. Na jej policzkach wykwitł lekki rumieniec, przez który była jeszcze piękniejsza. Była również przestraszona i zawstydzona, przez co jeszcze trudniej było mi oderwać od niej wzrok. 

- Ja pieprzę - rzuciła chaotycznie, przykładając dłoń do piersi. - nie zauważyłam cię - dodała, kierując się spowrotem w stronę łazienki.

- Mogłem się nie odzywać, ale wiedziałem, że byś mnie potem zabiła - wyjawiłem, próbując nie zjechać jej wzrokiem po raz kolejny i utrzymać swoje spojrzenie na jej twarzy. Posłała mi piorunujące spojrzenie i wróciła do łazienki. Pokręciłem głową w rozbawieniu i wróciłem wzrokiem do ekranu telefonu.

Po pięciu minutach wyszła i miałem wrażenie, że zrobiła to specjalnie. Była ubrana i owszem, ale tylko w bieliznę. Zwilżyłem usta językiem i z szerokim uśmiechem spojrzałem w bok, wypuszczając głośno powietrze. Ta dziewczyna nie miała dla mnie litości. 

- Mam wrażenie, że zrobiłaś to specjalnie - skitowałem, przenosząc na nią spojrzenie. Trzymałem się twardo i wpatrywałem w jej twarz. Zmarszczyła na mnie brwi, podchodząc do komody obok sofy, na której siedziałem. 

- Nie rozumiem. Przecież widziałeś mnie w stroju kąpielowym, a to jest praktycznie to samo - odparła, nawet na mnie nie zerkając. Otworzyła jedną z szuflad i wyciągnęła z niej parę leginsów i szary podkoszulek. Nie wytrzymałem i zleciałem jej ciało, zatrzymując wzrok na jasnych pęknięciach na jej udach i pośladku. Były piękne. Otrząsnąłem się i wróciłem do jej twarzy.

- Niby tak, ale proste czarne bikini, a biała koronkowa bielizna, to dwie różne poezje - wyjaśniłem, zjeżdżając wzrokiem na jej krągłe piersi, które ładnie układały się w miseczkach stanika. 

Dziewczyna zignorowała moje słowa i spojrzała na mnie z pustym wyrazem twarzy, podczas gdy ja nie potrafiłem oderwać wzroku od jej ciała. 

- No dobrze, już się ubieram - odparła żartobliwie i naciągnęła na nogi czarne leginsy. Następnie zarzuciła szary podkoszulek, który był lekko za duży, ale wyglądała w nim pięknie. 

Odetchnąłem z ulgą i rzucając telefon obok mnie, wstałem i odszukałem w jej łazience apteczki, która ku mojemu zdziwieniu, również była pod umywalką. Zastanawiałem się, czy w każdej łazience w tym domu była apteczka. 

Wróciłem do pokoju i odciąłem odpowiedni kawałek plastra. Camilla w tym czasie siedziała przy lustrze i nakładała coś na twarz. Podszedłem do niej i spojrzałem z góry. Zadarła głowę, a ja odkleiłem skrzydełka plastra i nachylając się, przykleiłem go na jeszcze otwartą ranę. 

Do wesela się zagoi - skitowałem z lekkim uśmiechem i wyprostowałem się. - zostanę dzisiaj z tobą - dodałem. Nie pytałem nawet o pozwolenie, ponieważ dobrze wiedziałem, że właśnie tego teraz najbardziej potrzebuje. 

- Chcę się położyć - zakomunikowała i wstając, podeszła do łóżka i opadła na materac, wciskając twarz w poduszkę. Obróciła się na plecy i utkwiła wzrok w suficie. Podszedłem do niej i opierając się na dłoniach, nachyliłem się nad nią i przycisnąłem usta do jej czoła. Kiedy chciałem wstać, zarzuciła mi ramiona na szyję i przyciągnęła do siebie. W ostatnim momencie podparłem się na łokciach po obu jej stronach, aby uniknąć upadku na jej ciało. 

Parsknąłem cicho śmiechem, wciskając twarz w bok jej szyi. Pachniała tak cudownie.

Przełożyłem nogi przez jej ciało i przewracając się na plecy, przyciągnąłem ją do siebie. Położyła głowę na moim torsie i przerzuciła nogę przez moje ciało. Objąłem ją ramieniem i położyłem dłoń na jej barku, raz jeszcze całując ją w czoło. Drugą rękę zarzuciłem na jej bok i oparłem brodę o jej głowę.

Jej bliskość dawała mi ukojenie i sklejała do kupy, kiedy coś szło nie tak. Przy niej się regenerowałem i nabierałem sił. Była moim lekarstwem na bolesną przeszłość i to dzięki niej w końcu miałem nadzieję, że może być dobrze. To przy niej zaczynałem naprawdę żyć i mogłem być szczęśliwy. Bo ona to szczęście mi dawała.

Napawałem się jej obecnością i chłonąłem jej bliskość, aż nie zasnęła w moich ramionach. Podczas snu była taka spokojna i bezbronna. Przypatrywałem się, jak jej klatka piersiowa równomiernie unosi się i opada. Miała spokojny oddech, nie to co wcześniej, gdy była cała roztrzęsiona.

Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Niezależnie czy była w samej bieliźnie, czy w za dużym podkoszulku. Była piękna, gdy się śmiała. Była piękna, gdy płakała i gdy się wściekała. Była piękna w każdym możliwym wydaniu.

Uczucie jakim ją darzyłem, doszczętnie mnie pochłonęło. Oddałem się temu cały bez skrupułów, pragnąć jeszcze więcej. Czy ją kochałem? Nie.

Miłość to za duże słowo, a ja nie chciałem rzucać ich na wiatr. Chciałem to powiedzieć, gdy będę pewny, że tak jest. Gdy będę świadomy, że nie chcę niczego innego, jak tylko jej dobra i szczęścia. Gdy będę wiedział, że nie ma na świecie drugiej takiej jak ona. Gdy będę pewny, że to właśnie z nią chcę przeżyć resztę życia. W tym momencie jeszcze tego nie czułem.

Pochłonięty własnymi myślami, sam odpłynąłem w błogi sen.

*

Ze snu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Był to mój telefon, który leżał na kanapie, obok łóżka. Spojrzałem na dziewczynę, śpiącą obok mnie. Musiała być potwornie zmęczona, ponieważ nawet nie drgnęła. Trzymałem ją w objęciach, leżąc na boku. Musiałem wstać i wyciszyć ten cholerny telefon, ponieważ dzwonił już trzeci raz, a nie chciałem aby Camilla się obudziła. Musiała odpoczywać i nie pozwolę, aby żaden głupi telefon jej to przerwał.

Wyswobodziłem nogi, które miałem zaplecione razem z jej i delikatnie wysunąłem rękę z pod jej głowy. Kiedy byłem już wolny, odetchnąłem z ulgą i najciszej jak potrafiłem zeszłem z łóżka.

Chwyciłem za telefon i wyciszyłem dźwięk, zerkając raz jeszcze na dziewczynę. Poruszyła się delikatnie, jednak nadal nie wybudziła, za co byłem wdzięczny.

Wyszedłem z pokoju i zamykając za sobą drzwi, odebrałem telefon od Simona.

- Obiecuję, że jak cię spotkam, to Ci jaja ukręce - usłyszałem od razu po przyłożeniu telefonu do ucha. Dobrze wiedziałem, o co mu chodzi.

- Tu się liczyła każda sekunda idioto, nie miałem czasu do ciebie dzwonić i mówić, że jest akcja - wyjaśniłem, schodząc po schodach na dół.

- Mogłeś wysłać głupiego esemesa noo. Ominął mnie wpierdol - jęknął zawiedziony, na co wywróciłem oczami. Simon uwielbiał patrzeć, jak ktoś pastwi się nad ludźmi Draco. Kochał patrzeć jak ktoś cierpi. Simon był psychicznym człowiekiem.

- Powiedz chociaż, czy wiesz coś o nim? Zajęli się już nim? - zapytałem, wchodząc do kuchni i nalewając sobie do szklanki wody z dzbanka, który stał na ladzie.

- Tak, nie żyje. Zrobili mu parę ran ciętych na szyi, a potem dostał trzy kulki w łeb. Stary, tak żałuję, że tego nie widziałem - wyjawił, na co parsknąłem śmiechem. Czułem się wspaniałe, wiedząc, że ten człowiek nie chodzi już po ziemi. - A co z Camillą? Wszystko okej? - zapytał już z powagą.

- Tak, ma tylko draśnięcie na szyi, po którym zapewne zostanie blizna. Teraz śpi - poinformowałem go, odstawiając szklankę do zlewu. Czułem się dziwnie, chodząc po jej domu i czując się tu jak u siebie.

- To dlatego nie mogłeś odebrać - zaśmiał się cwanie - przerwałem wam wspólną drzemkę?

- Tak i ukręcę ci za to łeb - zagroziłem żartobliwie.

W tym samym momencie drzwi frontowe otworzyły się, a ja usłyszałem rozmowę dwójki osób. Szybko poinformowałem Simona, że muszę kończyć i ruszyłem w stronę korytarza.

Byli to rodzice Camilli, którzy zapewne wracali z pracy. Na mój widok, na ich twarzach malowało się zaskoczenie, jednak prawie natychmiastowo na ustach kobiety wykwitł szeroki uśmiech.

- Aron, jak miło cię widzieć - przyznała, ściskając tylko mój nadgarstek. Odwzajemniłem uśmiech i przywitałem się z mężczyzną uściskiem dłoni. - Camilla jest... - urwała, bardziej pytając.

- Śpi. Mówiła, że jest zmęczona i padła - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, ponieważ dziewczyna naprawdę była zmęczona tym wszystkim i dobrze ją rozumiałem. Sam zapewne jeszcze bym spał, gdyby dzwoniący Simon mnie nie obudził. 

Ojciec Camilli wyminął nas i wszedł do pomieszczenia, znajdującego się na końcu korytarza. Jej matka za to wyciągała z torebki jakieś papiery, podczas gdy ja stałem w progu i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. 

- A ty pilnujesz nam domu? - zapytała żartobliwie, na co parsknąłem pod nosem.

- Dokładnie tak - potwierdziłem z śmiechem. Kobieta wyminęła mnie i zaczęła szukać czegoś po szufladach w stojącej przy ścianie szafce. 

- Przepraszam, że tak cię ignoruję, ale jutro znowu wyjeżdżamy na delegację i chcemy jak najszybciej się spakować, żeby potem móc odpocząć - wyjaśniła, zerkając na mnie na moment.

- Spokojnie, nic się nie dzieje. Na długo państwo wyjeżdżają? - zapytałem. Może wyszedłem w tym momencie na wścibskiego, ale to oznaczało, że Camilla znów zostanie sama. 

- Bardzo możliwe, że nawet na miesiąc, ale sama tego bym nie chciała. Jak na razie wiemy, że na minimum dwa tygodnie, a co potem... - wzruszyła ramionami i znów wróciła do przerzucania papierów w szafkach. 

Camilla miała zostać sama możliwe, że nawet na miesiąc. Już wiedziałem, że to ja będę z nią przez ten czas. Nie żaden człowiek mojego ojca. Ja, bo tylko ja ochronię ją najlepiej. Nie wiem jak będzie to wszystko wyglądać. Po ostatnim wyjeździe jej rodziców, nie odzywaliśmy się do siebie, bo byliśmy sobą zmęczeni. Nie chciałem, aby tym razem również się to powtórzyło. 

Nasza relacja jest już inna. Jesteśmy ze sobą bliżej i bałem się, czy moja ciągła obecność przy dziewczynie, przez najbliższe tygodnie może coś popsuć, czego cholernie nie chciałem. 

- Camilla wie? - zapytałem, bardziej chcąc się upewnić. Jednak mina kobiety mówiła sama za siebie. Camilla nie wiedziała. 

- Nie, nie wie. Sami dowiedzieliśmy się dziś rano i jestem wściekła na szefa, że mówi nam takie rzeczy tak późno, ale cóż ja na to mogę. Boję się jak zareaguje, bo ostatnim razem widziałam, że się przejęła, chociaż to ukrywała - wyjaśniła z niezadowoleniem na twarzy. 

Jak miała zareagować, że jej rodzice wyjeżdżają na delegację, na tak długo i to w takim momencie? Bałem się tego i zastanawiałem, jak będzie najlepiej. Wiedziałem, że gdy jej powiedzą, ona będzie mówić, że rozumie i nic się nie dzieje. I może jej rodzice w to uwierzą, ale tylko my wiem co się dzisiaj wydarzyło w tym domu i wieści, że miałaby zostać sama, na pewno spowodują, że wewnątrz będzie roztrzęsiona i jeszcze bardziej przerażona. 

- Jeżeli się obudzi jeszcze dzisiaj, to jej to powiemy, a jeśli nie... - przerwała, przelatując wzrokiem po ścianie z niezadowoloną miną - nie chcemy wyjeżdżać bez słowa.

- Obudzi się, na pewno. Poszła spać dawno temu, a jest dopiero dwudziesta, więc na pewno wstanie - zapewniłem ją z lekkim uśmiechem. 

- Bądź przy niej, przez ten czas - poprosiła mnie z łagodnym wyrazem twarzy.

- Taki mam zamiar - zapewniłem ją, na co posłała mi wdzięczny uśmiech. Nie miałem zamiaru odstępować Camilli nawet na krok. 

- A teraz wybacz, ale musimy się spakować - przeprosiła mnie, na co kiwnąłem głową. Wyminęła mnie i zniknęła za tymi samymi drzwiami, co wcześniej ojciec Camilli.

Westchnąłem i wróciłem do pokoju dziewczyny. Uchyliłem drzwi i powoli wszedłem do środka. Camilla nadal spała, leżąc na boku, zwinięta w kłębek. Wyciszyłem telefon i ostrożnie odłożyłem go na szafkę obok łóżka. Nie chciałem wracać do łóżka, ponieważ mogłem ją tym obudzić, więc usiadłem na kanapie i utkwiłem w niej wzrok. 

Przez kolejne pół godziny, po prostu się jej przyglądałem jak miarowo oddycha, pogrążona w głębokim śnie. Czułem potrzebę chronienia jej, nawet podczas snu. Prawda była taka, że ona nigdzie nie jest bezpieczna. 

Po piętnastu minutach, podczas których przeglądałem zawartość mojego telefonu, Camilla poruszyła się i zaczęła rozciągać swoje poskurczane ciało. Odłożyłem telefon na bok i oparłem łokcie na kolanach. Patrzyłem jak szuka mnie dłońmi, a potem gwałtownie siada i rozgląda się po pokoju. Gdy jej wzrok padł na mnie, na jej twarz wpłynęła ulga. Przetarła twarz dłonią i westchnęła.

- Myślałam, że poszedłeś - wyszeptała. Natychmiast wstałem i usiadłem na krawędzi łóżka.

- Nigdzie się nie wybieram - zapewniłem ją, kładąc dłoń na jej kolanie. - jesteś pewnie głodna. - Byłem tego pewien. Nie jadła od paru godzin, a stres który przeżyła, napewno jej w tym nie pomagał.

Pokiwała głową z lekki uśmiechem i ziewnęła ospale. Chwilę wpatrywała się w swoje dłonie, zawzięcie nad czymś myśląc. Patrzyłem jak bawi się palcami i niespokojnie się wierci. Coś ją ewidentnie gryzło.

- Hej, co jest? - zapytałem, nachylając głowę i zerkając na jej twarz. Chwilę milczała, a ja z cierpliwością czekałem, aż będzie gotowa i mi powie.

- C-co będzie z tym... chłopakiem? - zapytał w końcu, nie podnosząc głowy, a ciągle wlepiając wzrok w swoje dłonie. Wziąłem głęboki oddech i odpowiedziałem:

- Nie żyje. - Na moje słowa Camilla gwałtownie uniosła głowę i wlepiła we mnie przerażone spojrzenie. W jej oczach nadal tkwił smutek i ból, jednak nie pokazywał jak duży on był. Grała twardą i tego w niej nie lubiłem. Powinna przeżywać, wrzeszczeć i płakać, a tym czasem udawała, że wszystko jest w porządku.

Po jej pobiciu, również grała twardą. Uparcie trzymała się tego, że nic się nie stało i wszystko jest okej. Każdą emocje dusi w sobie, a to niszczy ją od środka. Nie chciałem tego. Tak bardzo tego nie chciałem. Wolałem, aby wszystko wyrzucała z siebie i przeżywała w każdy możliwy sposób.

- Jak to nie żyje? - zapytała z zmarszczonymi brwiami. Była przerażona moimi słowami i widać było, że ją tym zaskoczyłem.

- Zajęliśmy się nim odpowiednio i poniósł karę za swoje czyny - wyjaśniłem, patrząc jej prosto w oczy. W pomieszczeniu panował półmrok, jednak nadal dobrze widziałem jej ciemne oczy.

- To było konieczne?

- Cam, on chciał cię zabić. Nie pamiętasz? - Pokręciłem głową, ponieważ nie rozumiałem jej reakcji. - Co miałem zrobić? Powiedzieć, że źle zrobił i wypuścić? - zapytałem sarkastycznie, już lekko poddenerwowany. Kompletnie jej nie rozumiałem. Miałem wrażenie, że ona go broni.

- Nie, ale...

-Ale co?! - przerwałem jej gwałtownie. Jak mogła w ogóle pomyśleć, aby oszczędzić tego człowieka. Miałem ochotę go rozszarpać i urządzić mu istne piekło, aby cierpiał tysiąc razy bardziej niż Camilla, a ona zastanawiałam się czy zabicie go, na pewno było dobrym pomysłem.

- Nie musieliście go zabijać - syknęła zła.

O nie. Nie chciałem i nie miałem zamiaru się z nią kłócić. Nie w takim momencie i nie przez tak idiotyczną sytuację.

Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na nią z większą uwagą.

- Wiem, że dla ciebie może wydawać się to chore. Ale w moim świecie to jest codzienność i tak to właśnie działa. Ktoś umiera, żeby ktoś mógł żyć. A ja chce żebyś Ty żyła. Chcę żebyś była bezpieczna, zrozum mnie Cami - wyjawiłem z mocą wpatrując się w jej oczy.

Jej twarz złagodniała i ukryła ją w dłoniach. Złapałem za jej nadgarstki i odsunąłem jej dłonie z twarzy. Spojrzała na mnie z przepraszającym wyrazem twarzy.

- Przepraszam. Nie wiem, dlaczego ja go jeszcze bronię - jęknęła, przelatując wzrokiem po ciemnym pokoju.

- Nic się nie dzieje. Masz po prostu zbyt miękkie serce - parsknąłem. Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie swoimi rozanielonymi oczami.

- Idziemy jeść - oświadczyła i uniosła się na kolanach, przez co górowała nade mną. Zadarłem głowę i posłałem jej uśmiech.

Położyła swoje dłonie na moich barkach i odwzajemniła uśmiech. Jeżeli zawsze gdy ja się uśmiechnę, ona również to zrobi, to jestem gotowy uśmiechać się dla niej każdego dnia, dwadzieścia cztery na dobę.

Przeniosła swoje ciepłe dłonie na moją szyję i nachylając się, złączyła nasze usta w czułym pocałunku. Przeniosłem swoje dłonie na jej biodra i pogłębiłem pocałunek, lekko zaciskając palce na jej bokach.

Oderwała się ode mnie, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Była cudowna.

- Nie jestem już głodna - mruknęła, na co parsknąłem pod nosem śmiechem.

- O nie, moja droga. Idziesz jeść - oświadczyłem dobitnie, na co poszerzyła uśmiech jeszcze bardziej. Właśnie taką chciałem ją widzieć. Uśmiechniętą i szczęśliwą. Bo gdy ona była szczęśliwa, to ja również.

Wstałem z łóżka i spojrzałem na nią, tym razem z góry.

- Chodź - nakazałem i ruszyłem w stronę drzwi.

- Musisz mnie przekonać - usłyszałem za sobą jej rozbawiony głos. Odwróciłem się i spojrzałem na nią z cwanym uśmiechem. Nadal klęczała na łóżku, a na jej twarzy malowało się rozbawienie.

Tchnąłem krótko i kręcąc głową, podszedłem do niej i ująłem jej twarz w dłonie. Nachyliłem się, a gdy dziewczyną przymknęłam powieki, zatrzymałem twarz tuż przy jej. Czekała na mój ruch, podczas gdy ja patrzyłem na nią, powstrzymując śmiech. Uchyliła powieki, więc spoważniałem i zbliżyłem swoje usta do jej. Znów zamknęła oczy, a ja cofnąłem twarz z uśmiechem na ustach.

Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Camilla znów otworzyła oczy i zmarszczyła na mnie brwi. Przybliżyła swoją twarz, więc ja cofnąłem swoją.

- Ej - jęknęła niezadowolona, przeciągając samogłoskę.

- Wrócimy do tego jak coś zjesz - oświadczyłem i zabierając dłonie, odwróciłem się i wyszedłem z pokoju.

Długo nie musiałem czekać, a dziewczyna dogoniła mnie i razem zeszliśmy na dół. Jej rodzice plątali się po salonie zbierając różne rzeczy.

- Camilla, skarbie, podobno spałaś. Wszystko w porzą... matko kochana, co ci się stało?! - wypytywała ją kobieta, podchodząc do nas w progu salonu.

- To nic takiego. Udrapałam się tylko - skłamała, posyłając jej uspokajające spojrzenie.

- I trzeba było zakleić? - wątpiła.

- Na wszelki wypadek - wtrąciłem. - żeby nie dostało się zakażenie, bo rana jest dosyć głęboką - dodałem z uśmiechem.

- Ah w porządku. Camilla musimy ci coś powiedzieć - zmieniła temat, a ja momentalnie się spiąłem. Miałem nadzieję, że przyjmie to w miarę spokojnie.

- O co chodzi? - zapytała Camilla, przechodząc do kuchni, więc razem z jej mamą powędrowaliśmy za nią. Usiadłem przy wyspie, podczas gdy Cam szykowała sobie coś do jedzenia, a jej matka oparła się o blat.

- Wyjeżdżamy znów na delegacje - wyjawiła kobieta, ściskając w dłoniach zieloną ścierkę.

Camilla przystanęła na moment i spojrzała na kobietę. Widziałem to. Widziałem jak przez ułamek sekundy w jej oczach błysnął strach. Szybko jednak ukryła go pod lekkim uśmiechem i wróciła do przygotowywania posiłku.

- Okej. Na ile? - zapytała, rozkrawając bułkę.

- No właśnie - westchnęła przeciągle kobieta. Camilla wbiła wzrok w blat, skupiając się na czynnościach, które wykonywała. Uparcie starała się wytrzymać i nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Jak narazie na dwa tygodnie, ale bardzo możliwe, że może nas nie być nawet miesiąc - wyjawiła jej matka.

Spojrzałem na Camille, która wlewała właśnie wrzątek do dwóch kubków. Wydawał się być spokojna, ale ja wiedziałem, że w środku taka nie była.

- Trochę długo - stwierdziła, zerkając na kobietę. - Ale rozumiem i nie mam z tym problemu - zapewniła ją. Przez moment zastanawiałem się, czy może jednak mówi prawdę. Jednak gdy jej wzrok padł na mnie, a nasze spojrzenia się zderzyły, wiedziałem, że kłamała i tak naprawdę bała się jak cholera. W jej oczach biło przerażenie i obawa, a ja miałem ochotę strzelić sobie w łeb, że pozwoliłem, aby to wszystko zaszło tak daleko.

- Na pewno nie masz z tym problemu? Wiesz, zawsze możemy zrezygnować...

- Nie, mamo! Nie chce żebyście rezygnowali z tego stanowiska, tylko ze względu na mnie. Mówiłam Ci to już i chce, żebyś to zapamiętała - przerwała jej, tłumacząc z spokojem.

- No dobrze. Poradzisz sobie jakoś? - westchnęła, odkładając ścierkę na blat.

- Dałam radę pierwszym razem, to dam radę i tym - oswiadoczyła przekonująco. Na usta kobiety wpłynął uśmiech ulgi. Podeszła do Camilli i pocałowała ją w skroń, po czym wyszła z kuchni, uprzednio posyłając mi uśmiech, który odwzajemniłem.

Spojrzałem znów na dziewczynę. Miała tak dużo. Kochających ją ponad wszystko rodziców, na których mogła zawsze polegać. Martwili się o nią i liczyli z jej zdaniem. Miała ich oboje. Miała spokojne, poukładane życie. O nic się nie martwiła i była po prostu szczęśliwa. A teraz?

Nad jej życiem zapanował strach. Musi uważać na każdym kroku, ponieważ nigdzie nie jest już bezpieczna. Nawet we własnym domu. W jednej chwili jej świat został zagrożony i w połowie była to moja wina.

Wstałem od wyspy i stając obok niej, wyciągnąłem z herbat torebki i wyrzuciłem do kosza. Następnie posłodziłem, pamiętają, że Camilla sypie dwie płaskie łyżeczki i wkroiłem po plastrze cytryny. Dziewczyna skończyła przygotowywać kanapki z szynką i pomidorem, które na końcu posypała świeżo pokrojonym szczypiorkiem.

Przenieśliśmy wszystko do stołu i siadając naprzeciwko siebie, zaczęliśmy pochłaniać kolację. Między nami panowała przyjemna cisza i tylko posyłaliśmy sobie, co jakiś czas uśmiechy i krótkie spojrzenia. Rodzice Camilli chodzili po domu i pakowali walizki, co jakiś czas dogadując nam, gdy któreś z nich wchodziło do salonu.

Dopiero, gdy wszystkie kanapki zniknęły z talerza, Camilla postanowiła przerwać panującą między nami ciszę.

- Smakowało? - zapytała, opierając się i obejmując kubek swoimi dłońmi.

- Wyśmienite - przyznałem z śmiechem, opierając łokcie na stole.

Do kuchni wszedł ojciec Camilli, który napełnił szklankę wodą i spojrzał na nas, posyłając nam uśmiech. Po chwili dołączyła również matka Camilli.

- Idziemy już spać - poinformowała nas kobieta, przystając przy krześle, na którym siedziała Camilla. - Oczywiście będziemy dzwonić, ale myślę, że dacie sobie radę - oświadczyła i pocałowała dziewczynę w czubek głowy. Ruszyła ku wyjściu, a gdy mnie mijała, dodała: - Dbaj o nią.

- Dobranoc mamo, kocham cie - pożegnała się, na co jej matka odpowiedziała jej tym samym. Następnie to samo uczynił jej ojciec i również opuścił salon. Byli taką wspaniałą rodziną. Tacy szczęśliwi.

W ciszy dopiliśmy nasze herbaty. Wstałem i zabierając oba kubki, odstawiłem do zlewu, razem z talerzem. Wróciłem do stolika i stawiając za dziewczyną, oplotłem ramionami jej szyję i położyłem brodę na czubki jej głowy. Pragnąłem w każdy możliwy sposób pokazywać jej, jak bardzo jest dla mnie ważna i jak cholernie mi na niej zależy. Chciałem, aby to wiedziała i nie miała ani odrobiny wątpliwości.

- Idziemy na górę? - zapytała, odchylając głowę do tyłu i spoglądając na mnie. Pokiwałem głową i uwolniłem ją z swojego uścisku.

Powędrowałem za nią do pokoju i usiadłem na kanapie, sprawdzając telefon. Nie było żadnych nowych powiadomień, więc odłożyłem go na szafkę i opierając się, westchnąłem ciężko. Dziewczyna w tym czasie zniknęła w łazience.

Po chwili wyszła i podchodząc do mnie, przystanęła przede mną i spojrzała z smutną miną. Zmarszczyłem brwi i chwyciłem jej palce u dłoni.

- Co się dzieje? - zapytałem z troską, siadając prosto i zadzierając głowę.

- Przerasta mnie to wszystko - westchnęła, hamując grymas na twarzy.

Bez zastanowienia pociągnąłem ją na siebie, przez co usiadła mi na udach okrakiem i oparła dłonie na torsie. Usadowiłem swoje dłonie na jej biodrach i spojrzałem na nią uważnie.

- Jeszcze nie raz Cię to przerośnie. Gwarantuje ci to, ale i obiecuje, że będę wtedy przy tobie. I choćbyś miała wrzeszczeć i płakać, proszę rób to. Nie hamuj się. Nie trzymaj tego w sobie, a przeżyj to razem ze mną, bo tylko wtedy będę w stanie Ci pomóc - wyjawiłem, nie odrywając wzroku od jej oczu. Chciałem, aby wiedziała, że mówiłem poważnie. Chciałem, aby miała we mnie oparcie i mogła mi ufać. Chciałem zapewniać jej bezpieczeństwo.

Camilla bez słowa owinęła mi swoje ramiona wokół szyi i przyciskając do mnie swoje ciało, wcisnęła swoją twarz w moją szyję. Objąłem ją w pasie i przymknąłem powieki, napawając się jej cudownym zapachem. Była moja.

Niebo. To jej oddech na mojej skórze i palce na moim karku. Po co mam umierać, skoro odnalazłem raj na ziemi?

Po dobrych dziesięciu minutach Camilla wyprostowała się i spojrzała na mnie. Przyglądała mi się z lekkim uśmiechem na ustach, jeżdżąc paznokciami po moim karku. Oparłem głowę i wbiłem swoje spojrzenie w jej oczy. Uwielbiałem na nią patrzeć. 

- Masz takie spokojne oczy - wyznała nagle. Prychnąłem pod nosem i zmarszczyłem brwi.

- Co masz na myśli? -- zapytałem.

- Bije od nich spokój. Jakby wszystko było w porządku.

- A nie jest? - zapytałem, przekręcając głowę na bok. 

- Dla mnie nie. Ale spokój w twoich oczach sprawia, że wierzę, że jest. Twoje oczy mnie uspokajają - wyznała, unosząc lekko kąciki ust w górę. 

- Cieszę się, że przy mnie jesteś spokojna - przyznałem. 

Camilla posłała mi lekki uśmiech i nachylając się, złączyła nasze usta. Nasze pocałunki były leniwe i długie, podczas którym przekazywałem jej wszystkie uczucia, którymi ją darzyłem. Zależało mi tylko na tym, aby ona to wiedziała. Aby była pewna i nie musiała się nad tym zastanawiać. 

Odsunęła się i westchnęła ciężko. Posłałem jej lekki uśmiech, który odwzajemniła i przejechała dłonią po moich włosach. 

- Jak układasz włosy? - Jej pytanie zbiło mnie z tropu. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc czemu zadała akurat takie pytanie. - zawsze wyglądają, jakbyś w połowie ich układania się poddał - parsknęła, przeczesując je swoimi palcami. 

- Bo właśnie tak jest - rzuciłem z śmiechem. - suszę je w górę, a potem rzucam wszystkim, stwierdzając, że to nie ma sensu i roztrzepuje je - wyjaśniłem, rozbawiony, że zastanawia się nad tak błahymi rzeczami. 

- Czyli dobrze myślałam - parsknęła. 

Zaczęła się podśmiechiwać, co potem zmieniło się w czysty śmiech. Dopadł ją jakiś napad śmiechu i nie potrafiła się uspokoić. Sam zacząłem się z niej śmiać, czym jeszcze bardziej ją nakręcałem. Jej śmiech był cudowny i pragnąłem słuchać go codziennie. 

Byłem szczęśliwy i wdzięczny, że pojawiła się wtedy, na imprezie w moim domu. Byłem wdzięczny, że wtedy na nią spojrzałem i dostrzegłem ten błysk w oku. Byłem wdzięczny za nią. Że mogłem ją poznać i obdarzyć ją uczuciem. Po prostu byłem wdzięczny.

***

Jak wam się podoba taki przesłodzony rozdział? Nie no, musieliście w końcu się dowiedzieć.

Koniecznie dajcie znać, co myślicie, a tym czasem do następnego, buziole ;*

Twitter: teletubis04
#Aboveallpl

Continue Reading

You'll Also Like

25.9K 874 26
Elizabeth była tylko dzieckiem, była dzieckiem które musiało za szybko dorosnąć No bo jak ma zachować się osoba która jako dziecko przeżyła piekło st...
64.9K 3.3K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
11.8K 504 35
Siedemnastoletnia Caroline Hunter jest zmuszona do przeprowadzenia się ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii oraz porzucenia świetnie rozwijaj...
104K 4.7K 108
Lily White i Alex Cameron ogień i woda, dzień i noc odkąd pamiętają skaczą sobie do gardeł, kiedyś były praktycznie nierozłączne ale jedna impreza w...