Literatura dramatyczna | Remu...

By KagamiNee

8.2K 672 889

Sanah Vane uważała, że należało jej się wszystko, czego pragnęła. Dążyła do celu, nie zważając na to, co sądz... More

Hej!
Postacie
Zero
#1. Perspektywa
#2. Wyrozumiałość
#3. Granice
#4. Litość
#5. Wahania
#6. Upór
#7. Kruchość
#8. Przełom
#9. Sposoby
#11. Godne pożałowania
#12. Bękart
#13. Rozłąka
#14. Prośba
#15. Propozycja
#16. Moralność
#17. Przyjaźń

#10. Zamieszania

310 24 45
By KagamiNee


Lupin przeciągnął się, uważnie obserwując czyszczącą — w ramach szlabanu — półki w składziku na eliksiry Horacego Sanah. Nauczyciel eliksirów dobrowolnie i niepokojącą chętnie przyszedł mu z pomocą w kwestii wyznaczenia kary, której Remus nie był w stanie wymyślić. Teraz jednak wolałby jednak wysilić się samemu.

Składzik był co najmniej ciasny i gdyby dziewczyna nie stała na drabinie, on z pewnością nie miałby jak również się w nim zmieścić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bynajmniej nie miał ochoty go opuszczać.

Powoli odkrywał, jak przemożna i momentami wręcz przerażająca bywała chęć przebywania z kimś bliżej niż powinien. Na tak małej przestrzeni odczuwał obecność Vane o wiele dotkliwiej; brakowało mu chwili wytchnienia na uspokojenie myśli.

Wciąż był na nią zły. Śledziła go, na Merlina! Nawet on wiedział, że to nie było nic normalnego. De facto jedyne, co łagodziło absurd całej sytuacji, to fakt, iż robiła to z pokręconego zainteresowania, a nie jak można by podejrzewać braku zaufania lub podejrzliwości.

Tylko czy na pewno powinien podchodzić do tego tak spokojnie i lekceważąco? Dlaczego akurat teraz jego zdrowy rozsądek zdawał się odmawiać posłuszeństwa?

Współczucie?

Tak, po usłyszeniu wszystkiego na temat jej rodziny, Lupin nie mógł zaprzeczyć, że w pewnym stopniu ogarnęło go uczucie litości. Nagle wydała mu się tak bardzo godna pożałowania; żyjąca w bańce, którą nieświadomie sama próbowała utrzymać. Czy gdyby wyjawił prawdę, coś by to zmieniło?

— Lupin?

Pogrążony w myślach nie zauważył, kiedy obróciła się na drabinie przodem do niego i pochyliła tuż nad jego twarzą.

— Słucham cię? — Chyba po raz pierwszy jej bliskość go nie speszyła.

Ona również to wyczuła — zamrugała zaskoczona i uniosła lekko brwi, patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Po prostu coś się zmieniło. — Wzruszyła ramionami, wracając do porządkowania flakoników, a on zacisnął wargi.


Kilka godzin później Sanah mierzyła się z czymś, co dotychczas nie stanowiło jakiejś większej przeszkody w normalnym funkcjonowaniu, głównie dzięki pomocy z zewnątrz, aczkolwiek bywało... uciążliwe.

Nie sądziła, że dzień, w którym po raz kolejny, od tak długiego już czasu, utraci samą siebie, nastąpi właśnie w takim momencie — w noc poprzedzającą jej spotkanie z synem Remusa.

Trzymająca jej drobne, zdeformowane ciało Annie niemal rozpaczliwie zacisnęła palce na chropowatej, grubej skórze, szepcząc uspokajającą mantrę, próbując tym przekonać zarówno siebie, jak i Vane, że wszystko wróci do normy, choć obydwie wiedziały, iż nie było to możliwe.

— Nie wierzę, tak prawie miesiąc nic się nie działo, dlaczego to znowu wróciło... — wymamrotała Hatteway, a Sanah miała ochotę westchnąć, niezdolna do odpowiedzi.

Zamiast głosu to gruby ogon posłużył za środek komunikacji i poruszył się niespokojnie, na co Annie uśmiechnęła się blado.

— Tak, wiem, marne pocieszenie w długim dystansie, ale zawsze jakieś. Pomyśl, to za niedługo minie. I tak dobrze, że w ogóle jesteś w końcu w stanie zrozumieć to, co mówię... W każdym razie już jutro poznasz tego gówniarza od Lupina i razem stworzycie tę swoją małą, patologiczną rodzinę. Nikt nie musi wiedzieć, że zmieniasz się... w to. Zresztą, Lupin jest ostatnią osobą, która ma prawo rzucać za to przypierdolką, więc w sumie nie mogłaś wybrać lepiej — mówiła prawie jednym tchem Annie, starając się ignorować fakt, że zwierzę w jej ramionach poruszyło się po raz kolejny.

Sanah rozwarła pysk i stróżka splątanych płomieni wydostała się na zewnątrz, świadcząc o jej niezadowoleniu.

— Dobra, już się zamykam. A ty uspokój w końcu te swoje zwierzęce hormony, zanim ktoś nas zobaczy i pomyśli, że mam dziwne fetysze. Nie każdemu pasuje salamandra w domowym zaciszu — odparła Hatteway, przymykając oczy ze zmęczenia.

Dochodziła trzecia nad ranem, a końca przemiany nie było widać. Kiedy ostatnim razem Vane zmieniła się na tak długo? Nie była nawet w stanie sobie tego przypomnieć. Najczęściej objawy znikały szybko, czasem nawet po kilkunastu minutach. Tym razem było inaczej; pierwszy raz przekroczyła próg dwóch godzin.

Jej czas zaczynał się drastycznie skracać, a zakończenie znał każdy, kto choć trochę zgłębił wiedzę pozaszkolną w kwestii klątw i magicznych stworzeń.

Zmęczenie ogarniało ciało, moc magiczna zdawała się gwałtownie je opuszczać, a umysł, początkowo czysty, powoli zatracał swe zdolności, choć ku zaskoczeniu Sanah jej umiejętność słuchania zwiększała się. Nie mogła odpowiadać, ale była w stanie ogarnąć myślami wiele, reagowała instynktownie. Im częściej się zmieniała, tym więcej ludzkich zachowań zapadało w jej pamięć. Ironicznie, im bardziej ludzi rozumiała, tym mniej ludzka sama się stawała.

Wycieńczenie przemianą sprawiło, że zamknęła oczy, pozwalając sobie na chwilę całkowitej bezradności, powierzając się w pełni przyjaciółce, która to zawsze pozostawała przytomna tak długo, jak forma Malediktusa Sanah trwała. Była w niej bezbronna i tylko pełne zaufanie do Annie pozwalało jej na odpuszczenie.

Poranek przyszedł szybciej, niż dziewczęta by chciały, uświadamiając je jedynie o tym, jak mało snu zaznały ich organizmy. Promienie słońca, które wpadły przez okno, rażąc ich oczy, skutecznie przerwały odpoczynek i przywróciły je do rzeczywistości.

— Wiedziałam, że coś z wami nie tak, ale serio. Znajdźcie sobie ustronne miejsce na gej-party — rzuciła żartem jedna ze Ślizgonek, nim opuściła dormitorium, na co Annie parsknęła śmiechem, jedynie mocniej obejmując Vane.

— Nie przeszkadzaj w tej wzniosłej chwili! — krzyknęła jeszcze za dziewczyną, po czym skupiła uwagę na Sanah. — Zamierzasz mu powiedzieć? — spytała poważnie.

— Nie, jeśli nie będzie to konieczne.

— Nie ufasz mu?

— Nie ufam sobie, że nie ucieknę, gdy się dowie — odparła blondynka, odchylając głowę i opierając ją o ramię Hatteway.

— Daj spokój, byłby głupcem, gdyby coś takiego mu przeszkadzało — zaoponowała Annie i Sanah westchnęła, rozumiejąc, że przyjaciółka chciała podnieść ją na duchu, nijak jednak jej słowa nie pasowały do tego, co martwiło Vane.

Klątwa krwi może i osłabiała niektóre organizmy i pozwalała im w miarę normalnie funkcjonować, choć kobiety narażone na zbyt wielki wysiłek oddawały życie. Jej przypadek był taki, jak druga część pechowców, bowiem nie czekała na nią śmierć, a dalsza droga jako magiczne stworzenie. De facto, byłoto równe śmierci i Sanah nie była pewna, czy chciałaby narazić Lupina na kolejną stratę.

W każdym razie nie powinna była ku temu zmierzać, lecz jej, momentami chorobliwe, pragnienie trwania u boku mężczyzny przysłaniało rozsądek, jak i empatię do niego.

W ostatecznym rozrachunku dziewczyna bardziej ceniła własne szczęście.

* * *

— Dlaczego nie powiedziałaś mu prawdy? — Horacy zmarszczył brwi, odprowadzając Minervę pod drzwi jej gabinetu. — Że zamierzasz sama rozwiązać tę sprawę?

McGonagall westchnęła, nim spojrzała na profesora ze zmęczeniem.

— Czy to nie zaskakujące, że dokładnie w tym samym dniu, gdy wezwano Sanah do matki, do której z reguły jej nie dopuszczają, doszło do ataku, a jedyne alibi Remusa zniknęło? Czy to nie dziwne, że dokładnie dzień wcześniej z tego samego oddziału, na którym znajduje się Aphrodite, zniknęła jedna z naszych byłych uczennic, Lavender Brown, pogryziona w czasie bitwy przez Greybacka? — spytała retorycznie i Slughorn potarł nerwowo dłonie o poły szaty. — Spokojnie — powiedziała szybko, widząc jego niepokój. — Poprosiłam kogoś z ministerstwa o zbadanie całej sprawy. Jednak wciąż potrzebujemy widocznych działań na terenie szkoły, dlatego też pomysł Vane jest nam na rękę. Dopóki nie dowiemy się czegoś więcej, nie możemy zrobić nic więcej.

— Myślisz, że to wszystko rodzina Harvey?

— Myślę, że są przedstawicielami czystokrwistych, których nie zadowala funkcjonowanie tego nowego świata. 


* * * * *

Krótko dość dzisiaj, ale szykuję się powoli do poprawek, a jednocześnie tworzę grunty pod ciąg dalszy także... x) Mam nadzieję, że i tak się podobało, a my zbliżamy się do spotkanka rodzinnego XD 

Continue Reading

You'll Also Like

69K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
119K 9K 55
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
36.4K 2.2K 37
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
56.9K 2K 118
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...