#6. Upór

389 38 61
                                    


Czuła jedynie przepełniającą ją złość, wymieszaną z zawodem i rozgoryczeniem. Nie chciała myśleć o tym, co poszło nie tak, co zrobiła lub powiedziała źle.

Miała dosyć naginania się pod niego.

Sanah odrzuciła torbę w kąt pokoju, a następnie niemal ze wstrętem pozbyła się mundurka, tak nagle przypominającego o tym, że wciąż była uczennicą. Zaczynała żałować, że zdecydowała się na powrót do Hogwartu, zamiast wykorzystania długu rodziny Harvey i zdobycia dzięki nim pracy. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, iż nie mogłaby po prostu zostawić Leo; był dla niej zbyt ważny, nawet jeśli jego siostra doszukiwała się w ich relacji drugiego dnia, które Vane uważała za odstręczające.

Nigdy nie dopuściłaby do siebie przyrodniego brata w taki sposób.

Miała świadomość tego, że jego uczucia wykraczały poza granice przyzwoitości, lecz wynikało to w dużej mierze z niewiedzy. Nie miał pojęcia, jak wielką kanalią był jego ukochany ojciec, a Sanah nie zamierzała mu tego uświadamiać, przynajmniej póki nie zaszła ku temu absolutna konieczność.

Pamiętała moment, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Był tak uderzająco podobny do mężczyzny, którego zastała w sypialni matki mając dwanaście lat, a który okazał się również jej rodzicem. Złamała mu nos nie dlatego, że jako gówniarz klepnął ją w pośladki. Po prostu chciała jakość dać upust złości.

Do teraz nie mogła uwierzyć w to, że Aphrodite Reyes utrzymywała jakiekolwiek stosunki z kimś, kto zostawił ją samą z dzieckiem.

Rok po tym wydarzeniu ojciec Leo postanowił całkowicie odciąć się od kochanki, upokarzając ją przed swoją rodziną, czyniąc z niej lunatyczkę, a ona próbowała popełnić samobójstwo.

W pamięci Sanah nic nie było żywsze od wspomnienia chwili, kiedy zastała matkę leżącą pośród opróżnionych buteleczek eliksirów niewiadomego pochodzenia. Nic nie było mocniej odczuwalne od świadomości, że stawiała kogoś takiego jak Edward Harvey ponad własną córkę.

Vane odetchnęła głęboko, zaciskając powieki i próbując uspokoić drżenie dłoni.

Paradoksalnie czuła wręcz, że postępuje dokładnie tak samo, jak niegdyś matka. Lupin stawał się jej światem, jej obsesją, kimś, bez kogo nawet wzięcie wdechu stanowiło nie lada wyzwanie. Tak naprawdę nie była zła tylko na niego, lecz na samą siebie za okazywanie tak odstręczającego rodzaju słabości — nigdy nie chciała być tak podobna do rodzicielki.

Kochała Remusa. Ale nie miała zamiaru wciąż go niańczyć, był na to zbyt dorosły.

— Sanah? — Głos Annie Hatteway wyrwał ją z otępienia, dzięki czemu zwróciła twarz ku wejściu do dormitorium, gdzie stała przyjaciółka. Ślizgonka zamknęła za sobą drzwi i oparła dłonie na biodrach, uśmiechając się pobłażliwie. — Wyjaśnisz mi, dlaczego stoisz na środku pokoju w samej bieliźnie, depcząc przy tym swój mundurek? — spytała i Sanah zaczerwieniła się.

— Prostuję go — wymamrotała.

— Stopami? Jasne. Co twój ulubiony profesor zrobił tym razem? Mam zawołać Leo? Z przyjemnością spuści mu mały wpierdol — dodała i Vane parsknęła śmiechem, nim zdołała się powstrzymać. — A na serio?

Sanah westchnęła z rezygnacją, po czym rzuciła się na łóżko, nie dbając o aparycję. Może właśnie tego potrzebowała, po prostu się komuś wyżalić? Komuś, kto powiedziałby jej, że zachowuje się irracjonalnie.

— Opiera się, zadręcza, obwinia o tę dziewczynę, która...

— Została pogryziona przez wilkołaka? — weszła jej w słowo Annie i Vane uniosła brwi. — Nie dziw się, to Hogwart. Plotki rozchodzą się z prędkością światła. I uprzedzając twoje wątpliwości, tak, niektórzy uważają, że to mógł być Lupin. Na przykład Olivia Burrow, która już zdążyła zebrać wokół siebie grupę idiotów o tym samym poglądzie.

Literatura dramatyczna | Remus Lupin x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz