#16. Moralność

209 17 8
                                    

Nie do końca zwracał uwagę zarówno na otoczenie, jak i trzymaną za rękę dziewczyną, podążającą za nim w ciszy. Od czasu do czasu uścisk jej dłoni nasilał się, a gdy zerkał na nią zza ramienia, dostrzegał zarumienione policzki i nerwowo rozbiegany wzrok. Oddychała przez lekko rozchylone usta, które co chwilę zwilżała językiem, przełykając po tym ślinę. Po tym, jak aportował ich poza tereny Hogwartu, delikatnie zaczął ciągnąć ją za sobą, mając przy tym wrażenie, iż jego krok nienaturalnie wręcz przyspieszał. Późne popołudnie wiązało się z mniejszą ilością uczniów na korytarzach — ostatnie zajęcia dobiegały końca, a część czarodziejów zbierała się na kolację, wobec czego przejście niezauważalnie przez lochy i poboczne drogi nie stanowiło problemu. Minęli co prawda kilkoro pierwszoroczniaków, ale nie przejął się nimi; byli zbyt zajęci sobą, by zwrócić uwagę na dwójkę dorosłych, a tym bardziej nauczyciela.

Otwierając drzwi w swojej komnacie, zawahał się ostatni raz — póki ponownie na nią nie spojrzał. Zamknął je za nimi z cichym trzaskiem, a następnie przyciągnął młodą kobietę do siebie. Dłoń Lupina spoczęła na jej talii, a usta docisnął do szyi, po czym mocno zassał skórę na niej. Usłyszał głośne przekleństwo, wydobywające się z ust Sany, a on sam wzmocnił uścisk, gdy poczuł wbijające się w ramiona paznokcie Ślizgonki.

Odchyliła lekko głowę, dając mu tym samym lepszy dostęp i nieme przyzwolenie.

Gdyby tylko wiedział, do czego zmierzać będzie ich znajomość, nie odważyłby się pozwolić jej na zbliżenie do niego już na samym początku. Lecz w tym momencie jakkolwiek niemoralne wydawało mu się to, co robili — choć przecież była już dorosła — nie zamierzał przestać. Tym razem nie mógł pozwolić na to, by wymsknęła się z jego uścisku i zostawiła; nawet przekonana, iż robi to dla dobra ich obojga.

Gdyby mógł być ze sobą w pełni szczery, powiedziałby, że nie zależało mu na niczym tak, jak na związku z nią i wprowadzeniu w życie swoje i syna. Wiedział, że odnalazłaby się w nim i uszczęśliwiła go, nawet własnym kosztem, co udowadniała mu raz po raz, mierząc się ze wszystkim, czym bombardowali ją zarówno dorośli wokół, jak i społeczność czarodziejów na czele z rodziną.

Gdyby tylko mógł zapewnić wszystkich, że był dla niej równie dobrym wyborem co ona dla niego...

— Nie myśl — wyrwała go z zamyślenia, po czym chwyciła poły jego szaty, by następnie zsunąć ją z jego ramion. W tej samej chwili stanęła na palcach i pocałowała go, mocno i niemal rozpaczliwie, jakby chciała się upewnić, że jest prawdziwy.

Popełniał błąd za błędem słuchając jej; zaprzepaścił ostatnią okazję do wycofania się, kiedy gwałtownym ruchem ściągnął z niej koszulkę,

Obudził się, kiedy ciężar na piersi zaczął dawać się we znaki. Z wahaniem zerknął w dół, na leżącą na nim nagą kobietę, nim położył dłoń na jej włosach, delikatnie głaszcząc ją po głowie. Savannah pogrążona była w głębokim śnie, którego nie zamierzał przerywać. Chciał nacieszyć się jej obecnością tak długo, jak było to możliwe.

Wspomnienie poprzedniej nocy pozostawało w jego umyśle nad wyraz wyraźne, choć wciąż nie do końca wierzył, że wszystko to wydarzyło się naprawdę. Powinien bardziej nad sobą panować, lecz w żadnym stopniu nie żałował tego, że się z nią przespał. Skrucha była na tyle nieistniejąca, że miał pewność, iż stając przed tym wyborem ponownie, postąpiłby dokładnie tak samo.

Może i kierowało nim przerażenie na myśl o utracie dziewczyny, a może coś jeszcze innego. Pragnął w jakiś sposób zaznaczyć swoją obecność w jej życiu na tyle, by już nie mogła się od niego uwolnić i wybrał ten najprostszy. Jakkolwiek parszywe było to z jego strony posunięcie, nie żałował go.

Literatura dramatyczna | Remus Lupin x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz