#7. Kruchość

363 41 87
                                    

Lupin był zniesmaczony własnym zachowaniem. Chłodna obojętność, którą okazywała Sanah również nie pomagała w zapanowaniu nad rozkołatanymi nerwami i profesor coraz częściej przyłapywał się na tym, iż miał ochotę zainicjować choćby krótką rozmowę sam z siebie. Sytuacja w Hogwarcie również stawała się coraz bardziej napięta, a zaufanie niektórych uczniów do niego zanikało.

Nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić; zazwyczaj po prostu rezygnował z jakichkolwiek prób przekonania innych do siebie, przekonany o tym, że nie miało to najmniejszego sensu. Tym razem jednak nie chciał zawieść ani Minervy, która dała mu szansę na odnalezienie się jako nauczyciel, ani Sanah, tak usilnie starającej się zawsze stawiać go w jak najlepszym świetle.

— Nie myśl, że przestałam cię podejrzewać. Wciąż będziesz pierwszy do odstrzału przy kolejnej pełni, dopilnuję tego. — Słowa Lisy Harvey zatrzymały go w drodze powrotnej z zajęć i skutecznie utwierdziły w przekonaniu, że nie przez wszystkich był mile widziany.

— Nie masz żadnych dowodów na mój udział w tej sprawie. Może więc, zamiast chwytać się własnych urojeń, faktycznie zajęłabyś się pracą? — spytał beznamiętnie, starając się nie unieść, czym wyraźnie zaskoczył kobietę.

— Przebywanie z Vane dobrze ci robi. Prawie nabrałam się, że masz to gdzieś — zakpiła kobieta i Remus westchnął z rezygnacją.

— Naprawdę nie widzę powodu, dla którego miałbym marnować tu z tobą czas, kiedy...

— Kiedy mógłbyś go spędzić ze swoją ulubienicą — przerwała mu bezczelnie, a w ton jej głosu wkradła się tak obrzydzająca go, sugestywna nuta, iż Remus zacisnął gniewnie pięści. — Jak to jest? Czuć pożądanie do dziewczyny, która mogłaby być twoją córką? Nie uważasz, że to wręcz odrażające, mieszańcu? — kontynuowała bezlitośnie, czerpiąc wyraźną przyjemność w dobitnym pokazywaniu mu, jak postrzegali zachowanie jego i Sanah postronni ludzie.

Nawet gdyby chciał, nie miał jak odpowiedzieć na ten zarzut, ponieważ sam postrzegał to wszystko w podobny sposób. Bał się szyderstw, z którymi musiałaby się zmierzyć Vane, gdyby naprawdę ją do siebie dopuścił. On był poniekąd przyzwyczajony do bycia wyrzutkiem; abstrahując już od tego, jak nieprzyjemne to było. Jednak Sanah była inna — ludzie ją lubili, należała do tej popularnej części dziewcząt i nie dało się nie zauważyć, że młodzi chłopcy często się za nią oglądali, nawet jeśli ona zbywała każdego z nich. Była również naprawdę zdolną czarownicą, co jedynie potęgowało niezrozumienie Lupina: Dlaczego wybrała właśnie jego?

Otworzył usta, chcąc jakkolwiek odpowiedzieć na zarzuty Harvey, lecz nim zdążył wydusić cokolwiek, niebieska smuga przecięła korytarz i uderzyła w zaklęcie tarczy momentalnie przywołane przez kobietę. Oboje spojrzeli w stronę miejsca, z którego nadleciała i Remus zamarł, widząc opierającą się o ścianę Ślizgonkę.

Wyraz twarzy Sanah ukazywał, dotychczas miernie, skrywane gniew i nienawiść skierowane w stronę aurorki, którym najwyraźniej zamierzała dać upust.

— Sana...

Zamilcz — uciszyła go ostro, acz bez podnoszenia głosu, po czym zakręciła różdżką między palcami. — Naprawdę nie wiesz, kiedy dać sobie na wstrzymanie, Harvey. Czyżby przynależność do domu Godryka aż tak bardzo wyprała ci mózg, że zgubiłaś po drodze instynkt samozachowawczy? Nie wypowiadaj się w kwestiach, w których gówno wiesz — powiedziała, na powrót skupiając całą swą uwagę na Lisie.

— Och, czyżbym uraziła księżniczkę prawdą? — Harvey nie pozostała nastolatce dłużna i Remus westchnął ciężko, nie wierząc, że rozmowa dwóch dorosłych, w przypadku Sanah niemal, kobiet mogła sprowadzić się do tak dziecinnego poziomu.

Literatura dramatyczna | Remus Lupin x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz