#5. Wahania

360 36 76
                                    


Przez moment wahał się, czy powiedzieć jej prawdę. Wciąż gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl, że może w rzeczywistości to on był sprawcą wypadku. Że może ponownie całkowicie utracił kontrolę.

— Znaleziono uczennicę, pogryzioną przez wilkołaka — powiedział w końcu, z zadziwiającą wręcz nerwowością oczekując reakcji Ślizgonki.

Może była to wina tego, co zrobiła kilka minut wcześniej? Możliwe, że Remusa przytłoczyła szczerość gestów młodej kobiety, która wyraźnie sygnalizowała, iż uważa go za atrakcyjnego. Wiedział, że za miłością niekoniecznie szło pożądanie i odwrotnie, jednak Sanah nie stroniła od okazywania któregokolwiek z nich. Było coś niemożliwie abstrakcyjnego w myśli, że wzbudzał takie odczucia w dziewczynie niemal dwadzieścia lat młodszej. Jednocześnie Vane nie zachowywała się jak na swój wiek przystało; momentami wydawała się dużo starsza, bardziej doświadczona, choć może były to jedynie złudne nadzieje byłego Huncwota?

Lupin ponad wszystko pragnął otrząsnąć się z myśli, które nagle zdawały się nie dawać mu spokoju, kierując ciałem i jego pragnieniami w stopniu wręcz przerażającym. Bał się, do czego byłby skłonny się posunąć, gdyby nie samokontrola, tak ironicznie osiągalna jedynie poza czasem pełni, a jednocześnie tak...

Nieznośna.

Zamarł, porażony własnymi odczuciami, wbijając wzrok w oczekującą jego dalszej wypowiedzi dziewczyny.

— Lupin?

Naprawdę nienawidził, gdy zwracała się do niego tak bezpośrednio.

— Jak mówiłem...

— To nie byłeś ty — przerwała mu stanowczo, patrząc prosto w oczy. Zauważył, jak zacisnęła dłonie w pięści, a w jej głos wkradła się gniewna nuta. — Więc przestań się tym znów katować.

— Tego nie wiesz.

— Właśnie, że wiem! — Wstała gwałtownie i Remus cofnął się szybko. Uderzył o brzeg biurka i w efekcie się o nie oparł.

Zignorował nieprzyjemne uczucie, jakoby coś zaciskało się na jego gardle, odcinając swobodę w oddychaniu. Obserwował dziewczynę uważnie, gdy podchodziła do niego, a następnie oparła ręce po obu stronach jego bioder.

— Przestań się nad sobą użalać i zakładać zawsze najgorsze! Nie jesteś żadnym pierdolonym potworem, jasne?!

Nawet nie do końca docierały do niego jej słowa, gdy cała uwaga skupiła się na zaczerwienionych złością policzkach i zmarszczonym czole. Brwi Sanah zbiegły się nieładnie, a usta zacisnęły, sprawiając, że Lupin mimowolnie na nie zerknął. Odchrząknął, gdy nad wyraz wyraźnie poczuł woń jej perfum; nie za słodkich, niemal o delikatnie męskiej nucie, przez które na moment pomyślał, jak by pachniała, przesiąknięta jego zapachem. Wbił palce w kant biurka, przełykając ślinę, nim chwycił dziewczynę za ramiona, całkowicie ją przy tym dezorientując.

Zobaczył, jak jej źrenice powiększają się gwałtownie, a słowotok zamiera na ustach, które delikatnie rozchyliła.

— Lupin?

Odsunął ją od siebie, nim reszta zdrowego rozsądku, jaką posiadał, postanowiła bezpowrotnie go opuścić.

— Rozumiem. Poinformuj pozostałych Prefektów o sytuacji. I pamiętaj, żeby nie wędrować po zmroku tam, gdzie nie powinnaś — powiedział, doskonale pamiętając o ostatniej nocnej eskapadzie Ślizgonki, na której ją przyłapał w towarzystwie Leo. Pamiętał też, jak ogromnie chciał wtedy uziemić ją szlabanem na cały rok, byle tylko więcej nie chodziła nigdzie z nastolatkami, którym, według Remusa, było tylko jedno w głowie. A Leo Harvey aż nadto przypominał mu Syriusza z młodości.

Literatura dramatyczna | Remus Lupin x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz