#11. Godne pożałowania

283 25 50
                                    


Czego Sanah była pewna to fakt, że pierwsze wrażenie w jej wykonaniu często wypadało słabo. Nie zrażała do siebie co prawda wszystkich, lecz posiadała do tego swego rodzaju talent. Najczęściej po prostu mówiła za dużo i zbyt otwarcie.

Dlatego też, siedząc w Trzech Miotłach obok Lupina, a znajdując się naprzeciw Andromedy Tonks, Vane miała ochotę zwymiotować.

Brakuje już tylko sraczki ze stresu, pomyślała, upijając szybko kolejny łyk piwa kremowego, pod czujnym okiem starszej czarownicy. Remus mógł znajdować się w łaskach czarownicy, ale dla niej szybko stało się oczywiste, iż ona się w nich nie znajdzie.

Andromeda nie była niemiła w żadnym stopniu, a Sanah określiłaby jej ton głosu jako chłodno obojętny, ale spojrzenie, którym ją raczyła — niby łagodne, acz kryjące pokłady powątpiewania, uderzyło w dziewczynę, uświadamiając jej, z czym miało przyjść się im jeszcze niejednokrotnie mierzyć. I o ile opinie obcych czy nieznaczących nic ludzi ignorować mogła, o tyle rodziny Remusa już nie.

— A więc jesteś uczennicą, Ślizgonką... — zaczęła względnie opanowana Tonks i dziewczyna natychmiast odłożyła kufel, prostując się. — Zakochałaś się w Remusie.

Jakkolwiek nie podobał jej się nacisk nałożony na to określenie, Sanah starała się nie dać nic po sobie poznać, choć kilka ciętych uwag cisnęło się jej na język. Musiała jednak trzymać nerwy na wodzy, bo nie miała przed sobą zapienionej Lisy, lecz dorosłą kobietę, która w kwestii ich życia prywatnego, bądź co bądź, do powiedzenia miała całkiem sporo.

— Jak go przekonałaś, by zaczął się z tobą... spotykać? — Andromeda przeniosła wnuczka na drugie udo, poruszając nim od razu, by zapewnić chłopcu jakąkolwiek rozrywkę i do Ślizgonki nagle dotarło, że z nerwów nawet się dziecku nie przyjrzała, choć przecież to ono powinno interesować ją najbardziej.

Zamiast skupić na nim uwagę, potarła spocone dłonie o jeansy i odchrząknęła nerwowo.

— Ja... — zawahała się, odnosząc wrażenie, że cokolwiek powie i tak będzie źle — byłam po prostu wytrwała. I to nie tak, że się spotykamy — dokończyła, ignorując zaskoczoną minę profesora. — Nie możemy oficjalnie się spotykać, póki uczęszczam do Hogwartu. W grę wchodzą też różne... aspekty zewnętrzne. Nie chciałabym, by moja obecność w życiu Re... profesora Lupina poróżniła go z bliskimi lub wystawiła na nadmierną krytykę — wyjaśniła, nie zdając sobie sprawy, że właśnie nakreślała między sobą a mężczyzną wyraźną granicę, przyznając, że to, co między nimi było, do poprawnych nie należało. Tylko że coś w spojrzeniu Tonks mówiło jej, że dokładnie to musiała powiedzieć, przynajmniej w tym momencie.

— Czyli zdajesz sobie sprawę z tego, jak to wygląda i w jakim świetle stawia przede wszystkim Remusa. Ty jesteś młoda, świat wybaczy ci wiele. Z nim jest inaczej — odparła spokojnie czarownica, po czym upiła łyk ognistej whisky stojącej dotychczas po jej prawej stronie, z dala od ciekawskich rączek dziecka.

— Kiedy skończę szkołę, problem przestanie istnieć — zauważyła Sanah, prawdopodobnie zbyt pospiesznie, bo kobieta zmarszczyła brwi.

— Czyżby? Nie masz jeszcze pojęcia, z czym przyjdzie wam się borykać.

— A więc się dowiem, kiedy już przyjdzie na to czas — odparła Ślizgonka przez zęby, mając serdecznie dosyć traktowania jej niczym rozpuszczone dziecko.

Przecież gdyby nie myślała o związku z Lupinem poważnie, nigdy nie zgodziłaby się na to spotkanie. Choć tyle powinno być dla Andromedy Tonks oczywiste.

Literatura dramatyczna | Remus Lupin x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz