Nareszcie.
Jedynie ta myśl kołatała się w umyśle Sanah, gdy Lupin odwzajemnił jej pocałunek. Tak naprawdę nie była pewna, czy pozwoli jej przekroczyć ostatnią dzielącą ich granicę i niemal zrezygnowała. Coś jednak kazało jej przestać uciekać i postawić wszystko na jedną kartę. Może była już po prostu zmęczona, a może aż tak sfrustrowana. A może fakt, że Harvey ośmieliła się tak brukać ich uczucia, przelał falę goryczy. Nie było w nich przecież nic karygodnego, a ona swoim zakochaniem się nie robiła nikomu krzywdy. Dlaczego więc ludzie niezwiązani zarówno z nią, jak i nim, mieli w tej kwestii najwięcej do powiedzenia?
Poczuła, jak Lupin na moment napiął mięśnie, gdy splotła ręce wokół jego szyi, nim na powrót je rozluźnił. Wykonał krok w tył, ciągnąc ją za sobą i oparł się plecami o ścianę, przyjmując na siebie cały jej ciężar.
Było coś prawie nierealnego w byciu z nim aż tak blisko i Sanah przez moment odniosła wrażenie, że to wszystko było jedynie wytworem jej wyobraźni lub senną marą. Tylko że nawet one nie niosły ze sobą tak realnego uczucia dotyku.
Oto miała go tuż przed sobą, dokładnie tak, jak tego pragnęła. Świadomość, że w końcu otwarcie ją zaakceptował, niemal otumaniła jej zmysły, odbierając resztki zdrowego rozsądku, przez co przestała całkowicie zwracać uwagę na otoczenie.
Naparła na niego mocniej i z przyjemnością odnotowała w myślach, że przełożył dłonie na jej talię, ale ku zgorszeniu Ślzgonki posłużyło to odsunięciu jej.
Nagły brak ust mężczyzny na własnych sprawił, że zmarszczyła brwi i nadęła policzki, pozwalając sobie na chwilę rozkapryszenia.
— Oddaj — zażądała obrażonym tonem, na co parsknął śmiechem.
Rzadko widywała go uśmiechniętego, ale widok ten wyjątkowo jej się podobał. Wydawać by się mogło, że w kilka sekund drastycznie odmłodniał i się zrelaksował, choć Vane zdawała sobie sprawę, iż stan ten nie miał utrzymać się dłużej. Rzeczywistość miała dać im o sobie bardzo szybko znać; Sanah wciąż pozostawała uczennicą i żadne z nich nie mogło tego zignorować, nieważne, jak czystą formalność owa kwestia stanowiła.
— Sanah. Przepraszam za to, co powiedziałem ostatnio. Nie miałem tego na myśli — powiedział już z pełną powagą.
— Wiem. Chciałam ci po prostu dać nauczkę. I widać poskutkowało, bo coś mocno się za mną stęskniłeś — odparła, zbliżając się ponownie i obejmując go w pasie.
— Myślę, że powinnaś się odsunąć. I tak mamy sporo szczęścia, że nikt tędy nie przechodził. Nie chciałbym, byś miała problemy z mojego powodu.
— Psujesz tę piękną chwilę — wymamrotała niezadowolona, ale spełniła jego prośbę.
Miał w końcu rację, a oni nie potrzebował kolejnego zmartwienia do kolekcji. Ludzie i tak już o nich mówili i o ile ona sama nie miała z tym problemu, o tyle Remus znajdował się w gorszej sytuacji. Jako nauczyciel ponosił konsekwencje, których ona mogła uniknąć. Nie chciała, by w razie czego mierzył się z nimi samotnie.
— Tym razem odpuszczę, ale musisz wybrać się ze mną do Hogsmeade w ten weekend. Potrzebuję kilku składników do eliksirów i chcę w końcu spędzić z tobą czas jak człowiek — powiedziała, lecz w odpowiedzi czoło profesora przecięła zmarszczka.
— To nieodpowiednie — odparł z wahaniem.
— Daj spokój, zawsze za tobą łaziłam w Hogsmeade i szkole, nikt nawet nie zauważy różnicy — żachnęła się, w kąt umysłu spychając to, jak żałośnie brzmiały te słowa. — Proszę? — spróbowała jeszcze, aż w końcu Lupin westchnął, uginając się pod jej błagalnym spojrzeniem.

CZYTASZ
Literatura dramatyczna | Remus Lupin x OC
FanfictionSanah Vane uważała, że należało jej się wszystko, czego pragnęła. Dążyła do celu, nie zważając na to, co sądzili o niej inni, choć niejeden czarodziej w Hogwarcie, jak i poza nim, określiłby jej zachowanie jako iście irracjonalne i nieodpowiednie. ...