10. żᴀʀᴄɪᴋ, ᴍᴀʀɢᴏᴛᴛ.

319 36 3
                                    

~Trawa usycha, kwiat więdnie, ale słowo naszego Boga trwa na wieki~

~Trawa usycha, kwiat więdnie, ale słowo naszego Boga trwa na wieki~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Zaczęłam powoli rozchylać powieki. Kiedy już mój obraz był całkowicie wyraźny, podniosłam się na łóżku do siadu. Szybko sięgnęłam po mój telefon, który leżał na szafce obok w obawie, że spóźniłam się do szkoły, ale z uśmiechem na twarzy przyjęłam do wiadomości, iż nareszcie nastała niedziela.

Ach, niedziela. Mój ukochany dzień tygodnia. Dzień święty. Nieskazitelny. Tak bardzo czysty. Dzień, w którym nic nie może pójść źle. Po prostu cudowna odskocznia od szarej i smutnej rzeczywistości.

Telefon informował mnie także o godzinie. Była piąta rano, a ja już miałam otwarte oczy. Być może to nawet lepiej, bo będę w stanie więcej zrobić. Dłużej przeżywać ten stan ukojenia, którego tak długo nie zaznałam.

Potrzebowałam choćby malutkiej dawki szczęścia, ponieważ wczorajsze wydarzenia mocno mnie pokruszyły. I naprawdę nie wiedziałam, czy uda mi się poskładać moje wszystkie rozrzucone po świecie kawałki w jedną całość. Byłoby wspaniale.

Wstałam z łóżka i przebrałam się w czyste ubrania. Z pokoju skierowałam się do kuchni, a tam zrobiłam sobie lekkie śniadanie i herbatę. Później zasiadłam przy malutkim stoliku w kącie pomieszczenia, a tam zajęłam się swoim posiłkiem. Po wykonaniu tej jakże potrzebnej mi czynności zdecydowałam się na krótkie sprzątanie mieszkania. Ogarnęłam je bardzo powierzchownie, ale w ten sposób zbliżyłam się do godziny ósmej. Z jednej strony bardzo mnie to cieszyło, ale z drugiej martwiłam się o kolejne godziny, nie chcąc się do tego przed sobą przyznać.

W końcu zajęłam się ojcem. Siedziałam przy jego łóżku dosyć długo, ponieważ spał, ale kiedy się obudził, nakarmiłam go. Bardzo rzadko robiłam to o tej porze. Zazwyczaj jedynie w momentach jego faktycznego głodu. To było o wiele za mało, ale ja sama żyłam raczej na kanapkach, herbacie i zwykłej wodzie. Musiałam za coś opłacać mieszkanie. Dodatkowo odkładałam pieniądze na studia, ale na razie była to zbyt żałosna kwota na każdą uczelnię, nawet tą najgorszą.

Często zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Chciałam wiedzieć, gdzie zaprowadzi mnie życie. Zapewne, jak każdy. Ciekawiło mnie, czy uda mi się zdobyć wykształcenie i dobrą pracę, a następnie wyjść za mąż, po czym założyć rodzinę. Taki plan na życie wydawał się bardzo oklepany. Ja jednak w ogóle tak nie uważałam.

Ludzie mieli, mają i będą mieć w życiu takie priorytety, ponieważ są one pewnego rodzaju osiągnięciami życiowymi. To inaczej mówiąc zwykłe poziomy życia. Pierwszym z nich jest oczywiście czas do ukończenia studiów, drugim znalezienie pracy. Trzecie to oczywiście założenie rodziny z bardzo bogatą i atrakcyjną osobą. Do czwartego zalicza się wychowywanie dzieci na wartościowych ludzi, a piąte to już czas emerytury i opieka nad wnukami. Ten schemat najczęściej powtarzał się w tym mieście.

Bo Fairfield nie było niczym wartym uwagi. Ludzie żyli tutaj tak, jak tego od nich oczekiwano. Wszyscy woleli myśleć bardzo prostolinijnie i posługiwać się stereotypami. Zdawało się to na tyle wygodne, że żal było nie skorzystać.

Examination Of ConscienceWhere stories live. Discover now