5. sᴘᴏᴅᴢɪᴇᴡᴀᴌᴀᴍ sɪę sᴛᴀʀsᴢᴇɢᴏ ᴍężᴄᴢʏᴢɴʏ.

434 52 6
                                    

~Gdy wołają do Pana w swoim utrapieniu, wybawia ich z udręczeń. Zamienia burzę w ciszę, tak że uspokajają się jej fale. Wtedy oni weselą się, że ucichły; i tak przeprowadza ich do upragnionego portu~

 Wtedy oni weselą się, że ucichły; i tak przeprowadza ich do upragnionego portu~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Światło dnia sprawiło, że mocno zmrużyłam oczy. Przez chwilę próbowałam wmawiać samej sobie, iż pojawiły się w nich łzy tylko i wyłącznie z tego powodu. Przełykając ślinę, postanowiłam się wycofać. Byle jak najciszej.

- Co ty robisz? - zapytał chłopiec, a ja domknęłam drzwi do pokoju mojego ojca trzęsącymi się ze zdenerwowania rękami. Byłam tak bardzo roztrzęsiona, że prawie niemożliwym było dla mnie to, że dalej stałam o własnych nogach.

Nie zamierzałam mu odpowiadać, chociaż wszystko wskazywało na to, że w końcu będę musiała. Z drugiej strony byłam przerażona tym, co właśnie usłyszałam i nie mogłam nic z tym zrobić. Nie potrafiłam zdecydować się na podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Szumiało mi w uszach. Bolała mnie głowa. Czułam, jak z każdą chwilą odpływało ze mnie coraz więcej kolorów.

Dobrze wiedziałam, że powinnam być posłuszna wobec człowieka, który mnie wychował, bo chciał dobrze. Ale czy jego dobroć nie należała jedynie do niego? Została mu przypisana w dniu narodzin, a on od tamtego czasu nie mógł jej w żaden sposób oddać. Brnął tak przez życie i wszystko w sobie kumulował. Miłość, złość, szczęście i wiele innych najróżniejszych emocji, do których nikogo nie dopuszczał.

A później urodziłam się ja. I wtedy wszystko zaczęło się komplikować.

- Wszystko w porządku? - Usłyszałam niepewny głos Kevina, więc zwróciłam wzrok w jego stronę. Widziałam w tym chłopcu tylko zagubionego bachora, który znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Och, cóż za ironia losu. Również się tam pojawiłam.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego los był dla mnie aż tak okrutny. Stawiał mnie zawsze w podbramkowej sytuacji. Nigdy nie miałam wyjścia, a kiedy już myślałam, że jednak mam na coś jakikolwiek wpływ, to moja szansa przelatywała mi przez palce.

I mogłam prosić, jęczeć i klęczeć, zdzierając sobie kolana, a i tak nikt nie słyszał mojego błagania o pomoc.

- Musimy już iść - powiedziałam spokojnie, czym niczego nie ułatwiłam. Ani sobie, ani chłopcu, który krzątał się pod moimi nogami i był zupełnie niepewny tego, czy ma się odezwać, czy może trwać w ciszy. Zdawał się bardzo zestresowany, jakby próbował sklecić jakieś sensowne zdanie, ale mu nie wychodziło.

Kiedy w drodze nadal się tak zachowywał, poczułam, jak coś się we mnie gotuje. Cały czas coś mamrotał, a ja nie mogłam się przez to skupić na własnych myślach. Nagła chęć rozwalenia temu dzieciakowi łba zupełnie mnie przerosła.

- Zamknij się!

Momentalnie poczułam się po prostu okropnie. I nie chodziło tutaj o wygląd, ponieważ na pewno miałam rozczochrane włosy i zaczerwienione policzki. Wiedziałam, że nie powinnam była odzywać się w taki sposób do kogokolwiek. A w szczególności do chłopca, który był synem kogoś niebezpiecznego. Bo jaki zwykły, szary człowiek mógłby zdobyć mój numer w tak krótkim czasie.

Examination Of ConscienceWhere stories live. Discover now