30. ᴊᴇsᴛᴇś sᴌᴀʙᴀ.

136 8 1
                                    

~Szczęśliwi miłosierni, gdyż oni dostąpią miłosierdzia~

~Szczęśliwi miłosierni, gdyż oni dostąpią miłosierdzia~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Gavin Reid odmienił moje życie. Naprawdę. I gdyby nie on, pewnie nigdy nie byłabym zdolna w jeden dzień podjąć tak ważnej życiowo decyzji. I taki był mój cel, moje wyzwanie: do północy zdecydować, co chcę ze sobą zrobić.

Bo moja historia dzieliła się na dwa rozdziały: przed nim i po nim. Pierwszy etap był monotonny, nudny, szary i cholernie smutny. Dopiero w drugim coś zaczynało się dziać. To tak jakby czytać dylogię, której pierwsza część nie zachwyciła, ale druga była czymś zupełnie innym, świeżym i słodkim.

Siedząc w mieszkaniu i myśląc, byłam skazana jedynie na siebie. I być może właśnie to było najokrutniejszą karą od Boga, ale zamierzałam się Mu sprzeciwić. Stwórca musiał mi to wybaczyć, ale tym razem chciałam na te kilkanaście godzin uwolnić się od wszystkiego, także od Niego. Teraz nie mógł mieć nade mną władzy On, szatan, Reid, ojciec, czy moi przyjaciele. Musiałam być sama. Tylko ja. Moja dusza i ciało.

Tylko spacer mógł mi pomóc i chociaż dużo bliżej było ranka niż wieczoru, postanowiłam wyjść. Otwierając drzwi swojego mieszkania, ujrzałam za nimi moją sąsiadkę, która powitała mnie z uniesioną dłonią, gdyż najwyraźniej właśnie chciała zapukać w płytę. Pierdolony ranny ptaszek. Trzymała w rękach kopertę z moim imieniem i nazwiskiem. Z grzeczności zaprosiłam ją na kawę, ale pani Rodrigo uprzejmie odmówiła, zapraszając za to mnie do siebie na następną niedzielę. Nie myśląc, co mówię, przystałam na tę propozycję, odebrałam swoją własność, grzecznie odprawiłam kobietę i zawróciłam do mieszkania.

Rozdarcie papieru nie było trudne, a zawartość koperty mało obszerna. Jedna kartka i kilka bezsensownych słów.

Nic nie mija bez śladu. M. M. S.

Zmięłam papier, przypominając sobie identyczną sytuację. Wiadomość, którą miałam dostać ja, dostała pani Rodrigo. Głupi by się zorientował, że nadawcą musiała być ta sama osoba. Dwie różne persony nie mogły dwa razy popełnić tego samego błędu, a dodatkowo podpis się zgadzał. Wyrzuciłam kartkę do kosza i oba te wspomnienia z mojego umysłu. Pogróżki, porwania, strzelaniny, to wszystko było mi już znane i przestawało robić na mnie aż tak duże wrażenie. Oczywiście ciągle się bałam i nie byłam przystosowana do takiego trybu życia, ale jeśli człowiek boi się cały czas, to tak jakby nie bał się wcale, jakby ten właśnie stan był w jego przypadku zupełnie normalny. Bo przecież naprawdę nie było się czym martwić. Okej, wszystko się waliło, ale co z tego? Nic nie mogłam zrobić, byłam więcej niż bezsilna, więc skupiałam się tylko na tym, nad czym miałam kontrolę. Było w ten sposób mniej do roboty.

Dokładnie trzy minuty później wyszłam z domu. Nic nie mogło mi przeszkodzić w wybraniu się na ten pierdolony spacer. Słyszałam miasto, oddychałam nim i czułam pod palcami jego szorstką teksturę. Wydawało się dobre, spokojne i miłe. Tymczasem znałam prawdę. W rzeczywistości Fairfield cuchnęło papierosami, lepiło się od taniego wina i kryło w sobie mrok. A w mroku żyły potwory.

Examination Of ConscienceWhere stories live. Discover now