Rozdział 37

1.2K 51 32
                                    

Minęło parę dni odkąd byłam w domu Petera. Jego ciocia kazała mi konieczne do nich znowu przyjść. Powiedziała nawet, że zawsze jestem u nich mile widziana, co naprawę było miłe z jej strony.

Peter koniecznie chciał mnie odprowadzić, gdy tylko miałam iść do domu. Upierał się dość długo, ale udało mi się go przekonać dopiero, gdy powiedziałam, że Happy ma po mnie przyjechać. Dopiero wtedy dał sobie już w końcu spokój.

Przez te parę dni i tak się ciągle widywaliśmy, ale to już mnie nawet nie dziwi. Chłopak nawet uczył się na jakiś test u mnie. Głównie stało się to przez to, że niechcący wygadał się, że ma jakiś egzamin na następny dzień, na który się jeszcze nawet nie zaczął się uczyć. Wtedy kazałam mu wracać do domu, żeby nie olewał szkoły przeze mnie, ale on oczywiście zaczął się upierać, że to nic takiego i nie chce wracać. Wtedy zmusiłam go żeby w takim razie uczył się u mnie. Skończyło się to na tym, że w tamtym dniu zamiast oglądania filmów, wspólnie uczyliśmy się na jego sprawdzian.

Za to dziś wieczorem chłopak wpadł do mojego pokoju z jak to powiedział świetnym pomysłem. Okazało się, że brunet zdał test, na który uczyliśmy się razem najlepiej z całej klasy i w ramach podziękowania chciał mnie gdzieś zabrać.

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Przyglądałam się niepewnie ogromnemu napisowi nad wejściem do budynku.

- Tak jestem. - Powiedział zadowolony z siebie, więc niepewnie na niego spojrzałam. - Popatrz wszystko dokładnie przemyślałem. - Spojrzał na mnie naprawdę zadowolony. - Może i w kinie są też inni ludzie, ale przecież nie idziemy tam żeby z nimi rozmawiać tylko żeby obejrzeć jakiś film. Dodatkowo plus jest taki, że jest tam ciemno, więc nawet nie będziesz musiała na nich patrzeć. - Uśmiechnął się naprawdę dumny ze swojego pomysłu.

Tak dokładnie dobrze słyszycie... Właśnie stoimy przed wejściem do kina. Ja introwertyk z prawdopodobnie z jakąś fobią społeczną stoję przed wejściem do budynku wypełnionego masą ludzi.

- Ale... - Chciałam podać kolejny powodu, dla którego uważam, że nie powinniśmy tam wchodzić.

- Ale, ale, ale... - Przerwał mi chłopak przewracając jednocześnie oczami. - Ufasz mi? - Zapytał przyglądając mi się uważnie, na co niepewnie przytaknęłam głowa. - Więc mi po prostu zaufaj. Oglądamy filmy razem praktycznie codziennie. Dodatkowo ty nigdy nie byłaś w kinie, więc ja chce cię do niego zabrać. Zdążyłem cię już poznać i wiem, że ci się spodoba, więc skończ już marudzić i choć. - Nie czekając na moją odpowiedź, chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia.

********

Chłopak miał racje. W kinie nie było aż tak źle, a zwłaszcza z nim. Teraz, gdy wyszliśmy z budynku, chłopak gorączkowo rozmyśla gdzie powinniśmy dalej pójść. Wyglądał jakby, co najmniej od tej decyzji zależały losy całego świat. Nie rozumiem, dlaczego aż tak się tym przejmuje.

- Mam pomysł gdzie iść, ale musisz mi zaufać. - Zerwał się z miejsca, ponieważ teraz siedzieliśmy na jednej ławce w parku.

- Co? - Popatrzyłam na niego zdezorientowana.

- No przecież już sobie wyjaśniliśmy, że mi ufasz. - Przewrócił oczami i pociągnął mnie za rękę w stronę jakiejś wąskiej niezatłoczonej uliczki.

- Co ty robisz? - Spojrzałam na niego niepewnie, gdy już zatrzymaliśmy się w miejscu.

Chłopak naciągnął na twarz swoją maskę i w dalszym ciągu nie odpowiadając na moje pytanie, chwycił mnie mocno w tali i używając swoich sieci zaczął skakać po budynkach miasta.

- Peter... - Warknęłam wściekła w jego bluzkę.

W końcu zatrzymał się na skraju miasta na bilbordzie, na którym wcześniej często przesiadywaliśmy. Posłałam mu piorunujące spojrzenie od razu, gdy tylko ściągnął maskę.

- No co? Dawno tu nie byliśmy. - Wzruszył niewinnie ramionami.

- Mogłeś mnie na przykład uprzedzić o tym, co zamierzasz zrobić. - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby. 

- Dzięki temu uniknęliśmy twojego sprzeczania się z moim pomysłem.

- Wiesz, że teraz nie mam mocy. Gdybyś mnie puścił to...

- Nigdy bym cię nie puścił. - Przerwał mi od razu pewnie, na co przewróciłam oczami, ale już nie skomentowałam tego.

- To w sumie zabawne. - Odezwałam się po chwili, na co chłopak podniósł jedną brew do góry nie rozumiejąc o co mi chodzi. - No wiesz teraz gdybym spadła to po prostu bym się zabiła. - Podeszłam bliżej krawędzi i spojrzałam w dół.

- Nie pozwoliłby ci spaść. Nigdy. - Podszedł bliżej i chwycił mnie za łokieć, na co uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

********

Siedzieliśmy tak przez dłużysz czas rozmawiając o różnych głupotach, aż w końcu przerwał nam dzwoniący telefon chłopaka, który od razu odebrał.

- Przepraszam to Ned. - Wytłumaczył od razu, gdy się rozłączył. - Podobno to coś ważnego i muszę iść. Przepraszam naprawdę przepraszam. - Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.

- Przecież nic się nie stało. - Machnęłam szybko ręka. - I tak jesteśmy tu już długo, a ty powinieneś spotkać się też z przyjacielem. - Powiedziałam podnosząc się jednocześnie z miejsca.

- Czekaj... Odprowadzę cię. - Powiedział od razu stając obok mnie.

- Peter umiem trafić do wieży sama. - Uśmiechnęłam się w jego stronę.

- Jest późno. - Upierał się.

- A ja mam więcej niż 5 lat. - Przewróciłam oczami zirytowana jego nadopiekuńczością.

- Ali... - Chciał już się odezwać, ale od razu mu przerwałam.

- Pete spieszysz się, a ja naprawdę mogę wrócić sama.

- Ale... - Zaczął znowu.

- Nic mi nie będzie. - Znowu mu przerwałam. - No i co z tego, że nie mam mocy. - Dodałam dobrze wiedząc, do czego chłopak tak naprawdę zmierza. - Ludzie ich jakoś też nie posiadają, a nie umierają codziennie na ulicach.

- Niektórzy tak. - Odparł szybko, na co spiorunowałam chłopaka wzrokiem. - Dobra niech ci będzie, ale masz od razu zadzwonić jak tylko wrócisz do domu jasne?

- Tak tak... - Machnęłam ręka. - Dobra napisze od razu jak tylko wejdę do środka obiecuję. - Dodałam, gdy zauważyłam wzrok chłopaka i posłałam mu lekki uśmiech.

- Dalej nie jestem przekonany. - Uderzyłam go lekko w głowę, na co chłopak się delikatnie skrzywił. - Dobra może teraz jestem trochę bardziej. - Westchnął zrezygnowany.

No dobra... Znalazłam pierwszy problem, z którym raczej bez zabicia się przy okazji sama sobie nie poradzę.

- Peter... - Odezwałam się niechętnie. - Chyba jednak potrzebuję twojej pomocy. - Spojrzałam niepewnie w dół i na chłopaka, który uśmiechał się wesoło rozumiejąc o co mi chodzi.

- Czyli jednak mnie potrzebujesz. - Uśmiechnął się zwycięsko chwytając mnie jednocześnie w tali.

- Nie dodawaj już sobie. Dalej i tak wracam sama. Potrzebuje tylko stąd zejść. - Chłopak zaśmiał się cicho i trzymając mnie mocno skoczył w dół.

Gdy tylko stanęliśmy na ziemi od razu pożegnałam się z chłopakiem, żeby znowu nie zaczął protestować, że jednak mnie odprowadzi. Odwróciłam się w moją stronę i odeszłam.

Wszystko byłoby naprawdę w porządku, ale gdy byłam już praktycznie na miejscu nawet nie wiem kiedy i jak, ale dostałam czymś mocno w głowę. W wyniku tego uderzenia straciłam przytomność. Nie mam pojęcia co działo się dalej, bo straciłam kontakt z rzeczywistością.  

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerWhere stories live. Discover now