Rozdział 55

909 52 7
                                    

Tony kategorycznie zabronił mi wychodzić z sali szpitalnej, mimo że wielokrotnie go o to prosiłam. On twierdził, że muszę być podłączona do tych wszystkich maszyn i do kroplówki oraz że powinnam dużo odpoczywać. Nie chciał się zgodzić, dlatego jednej nocy sama się przeniosłam. Odpiąłem się od tych przeklętych maszyn i wróciłam do mojego pokoju.

Przez te parę dni nie mogłam za bardzo spać, gdy tylko zamykałam oczy widziałem wszystkie moje ofiary. Wszystkich ludzi, których skrzywdziłam... Nie miałam ochoty ani jeść ani widzieć się z kimkolwiek. Chciałam być po prostu sama.

Moje wpatrywanie się w ścianę przerwało pukanie do drzwi. Mogę się założyć, że to znowu Tony, który przychodzi do mnie tak codziennie.

- Chce zostać sama. - Krzyknęłam, gdy pukanie nie ustępowało.

Po chwili usłyszałam, że drzwi same się otworzyły, a do środka ktoś wszedł.

- Ile razy mam powtarzać, że nie chce nikogo widzieć! - Krzyknęłam wściekła jednocześnie podnosząc się z miejsca i odwracając się w stronę drzwi.

To kogo tam zauważyłam sprawiło, że patrzyłam zaskoczona i jednocześnie zakłopotana na tą osobę. To ostatni człowiek, o którym bym pomyślała, że może tu przyjść.

- Przepraszam. - Odezwała się cicho. - Ja nie wiedziałam, że to pani.

- Nic się nie stało dziecko. - Usiadła obok mnie. - I już ci mówiłam, żebyś nie mówiła do mnie Pani.  Może nie powinnam cię teraz nachodzić. Peter mówił, że nie chcesz nikogo widzieć i że nie chcesz z nikim rozmawiać, ale czułam, że musze i powinnam cię odwiedzić. Nie zajmę ci dużo czasu, obiecuję. 

Kobieta przygląda mi się uważnie, a ja zestresowana zaczęłam bawić się palcami nie wiedząc co powiedzieć i co zrobić. Porwałam ją, chciałam zabić, a teraz jeszcze na nią krzyczę. Cudownie...

- Przepraszam. - Powiedziałam cicho. - Naprawdę przepraszam za wszystko i... - Spojrzałam na nią niepewnie i przerwałam w połowie nie wiedząc co powiedzieć jednocześnie odwracając od niej wzrok bojąc się tego co powie.

- Posłuchaj... - Zaczęła w końcu. - Nie wiem co ci powiedzieć, żebyś uwierzyła mi, że mówię prawdę. Nie jestem na ciebie zła. Alison to nie byłaś ty. Nikt cię nie obwinia... No oczywiście nikt poza tobą samą. Jesteś jedyną osobą, która uważa cię za winna. Alison posłuchaj mnie jesteś dobrą osobą. Nie wmówisz nikomu, że jest inaczej. Proszę cię przestań się obwiniać i wróci do normalnego życia. Wyjdź z pokoju, porozmawiaj ze Starkiem i Peterem, bo odchodzą od zmysłów zamartwiając się o ciebie. Nie możesz się tu zamknąć i udręczać się do końca życia. Musisz zacząć żyć. - Powiedział uważnie mi się przyglądając. - Wiem, że tego nie lubisz, ale czy mogę cię przytulić? - Niepewnie skinęłam głową na znak zgody i już po chwili znalazłam się w objęciach kobiety. 

- Dziękuję. - Wyszeptałam cicho.

- Nie masz za co kochana. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic ci nie jest. - Odsunęła się ode mnie. - Może przyjdziesz do nas w tygodniu? Ugotuje coś dobrego.

- Mimo wszystko nie powinnam wchodzić w drogę Peterowi. - Mruknęłam cicho.

- Co? - Spojrzał na mnie niezrozumiale.

- Lepiej będzie dla niego, jeśli nie biedzimy utrzymywać kontaktu. Będzie szczęśliwszy. Ze mną zawsze są jakieś problemy.

- Większej głupoty nie słyszałam. - Machnął ręką. - Alison popatrz na mnie i posucha uważnie tego co ci powiem. - Niepewnie podniosłam na nią wzrok. - Znam Petera. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak będąc z tobą. Myślisz, że go w ten sposób chronisz, ale to nie prawda. Nie zmuszę cię do niczego, bo to nie moje decyzje do podjęcia, ale wiem jedno ty kochasz jego, a on ciebie. Pojdę już. - Podniosła się z miejsca. - Pamiętaj, że nie ważne co postanowisz u nas w domu jesteś zawsze mile widziana. - Uśmiechnęła się ciepło w moja stronę i opuściła mój pokój.

Ten rozdział jest dość krótki, dlatego jeśli zdążę poprawić następny to wstawię go jutro.

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ