Rozdział 7

2K 78 23
                                    

Dziś zdałam na 5 ważny projekt, który jest główna oceną z zaliczenia jednego przedmiotu, więc mam bardzo bardzo dobry dzień, dlatego dodaje rozdział.
Mam nadzieję, że wszyscy, którzy nieważne kiedy to czytają maja lub będą mieli dobry dzień. Miłego czytania💜




Już drugi dzień spędzam w moim pokoju podziwiając mój jakże piękny i interesujący sufit. Wychodzę tylko na zajęcia, trening i żeby ewentualnie coś zjeść. Jednym słowem umieram z nudów i nic nie mogę na to poradzić.

- Proszę. - Krzyknęłam, gdy usłyszałam płukanie do drzwi.

- Idę teraz na zakupy. Chcesz się może do mnie przyłączyć? - W moim pokoju pojawił się Nate.

- Dobrze wiesz, że po tamtym dniu nie mogę nigdzie wychodzić. - Wciąż nie odrywałam wzroku od sufitu.

- Od kiedy to przeszkadzasz zasad? - Parsknął śmiechem, na co przewróciłam oczami. - Poza tym gadałem z Jacksonem. Zgodził się.

- Serio? - Popatrzyłam na niego spod uniesionych brwi zdziwiona jego słowami.

Bo hola Jackson dał mi kategoryczny zakaz na wychodzenie gdziekolwiek. Prawdopodobnie, gdyby mógł zamknąłby mnie w pokoju i nie wypuszczał przez najbliższe 50 lat, a tu nagle zgadza się, żebym wyszła tak o.

- Serio serio. To idziesz czy planujesz resztę wieczoru wpatrywać się w sufit? - Uniósł jedną brew do góry opierając się o framugę drzwi.

- Wiesz to w sumie ciekawe zajęcie. - Powiedziałam jakbym się nad tym zastanawiałam.

- No dobra skoro nie chcesz. - Odwrócił się żeby odejść.

- No czekaj! Zrobię ci tą przyjemność i pójdę z tobą. - Powiedziałam zrywając się z łóżka. Szybko założyłam buty i chwyciłam skórzaną kurtkę w ręce.

- Jakaś ty łaskawa. - Zaśmiał się cicho. - Chodź ty moja bliźniaczko. - Spojrzał na mnie szeroko uśmiechnięty.

Dopiero po chwili, gdy zmierzyła go wzrokiem, zrozumiałam o co much chodzi z tymi bliźniakami. Byliśmy ubrani podobnie co w sumie dość często nam się zdąża. Głównie to dlatego, że oboje jesteśmy fanami czerni. 

Chłopak tak jak ja na sobie miał czarne dżinsy z dziurami na kolanach tylko moje były bardziej dopasowane. Do tego mieliśmy czarne koszulki z tym wyjątkiem, że moja była z wycięciami po bokach oraz czarne skórzane kurtki i ciężkie sznurowane buty.

Razem poszliśmy w kierunku garażów, gdzie znajdują się auta. Nate jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi na co parsknęłam śmiechem. Od razu, gdy ruszyliśmy, pogłośniłam radio, a brunet posłał mi mordercze spojrzenie. Nie przyjęłam się nim jednak zbytnio i zaczęłam śpiewać piosenkę, która akurat leciała w radiu. Po chwili jednak Nate do mnie dołączył, a ja tylko uśmiecham się zwycięsko, bo wiedziałam, że tak to się skończy. Za dobrze go znam.

*******

- Idź po popcorn na wieczór, a ja idę po coś do picia. - Powiedział, gdy już wszystko co mieliśmy kupić było w naszym wózku.

Kiwnęłam tylko głowa i poszłam w kierunku przekąsek. Wychodząc z jednej z alejek zderzyłam się z jakąś osobą.

Powoli podniosłam wzrok i zauważyłam bruneta dokładnie tego samego, którego widziałam 2 dni temu. W sumie dokładnie tego samego, który na mnie wtedy wpadł.

- Znowu na siebie wpadamy. - Uśmiechnął się wesoło.

- Tak wyszło... - Wzruszyłam ramionami. - Peter tak? - Zapytałam, żeby się upewnić czy dobrze zapamiętałam. Wtopą byłoby pomylić imiona i powiedzieć coś w stylu Patrick. 

- Tak. - Uśmiechnął się słodko. Zaraz co? Nie zdecydowanie nie słodko. Po prostu się uśmiechnął. - Co ci się stało? - Zapytał przejęty.

- Co? Nic mi się nie stało? - Powiedziałam zdezorientowana nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Twarz? Wyglądasz jakby ktoś cię pobił. Masz jakieś problemy? - Wydawał się naprawdę zmartwiony co jest dziwne, przecież nawet mnie nie zna.

- Aaa to... To nic. - Machnęłam lekceważąco ręką.

- Jak to nic!? To wygada jakby...

- To nie to na co wygląda. - Odpowiedziałam szybko.

No i co ja mm powiedzieć. No wiesz wyszłam z domu i pomogłam Spider-Manowi, dlatego dostało mi się za to na treningu. No bo widzisz jesteśmy tymi złymi, ale spokojnie nie odczuwam, aż tak bardzo bólu. W sumie to posiadam nadprzyrodzone moce, a no i mój trener skończył gorzej. Tak w to na pewno zwyczajnie normalny chłopak uwierz.

- Po prostu powiedzmy, że trenuje różne sporty walki i trochę wczoraj oberwałam. - Dokończyłam po chwili.

- Powinien to zobaczyć lekarz. Wygląda to okropnie. To znaczy nie... Ty nie.... Nie wy... wyglądasz okropnie. Po prostu to znaczy... - Zestresowany zaczął się plątać w tym co mówi na co się cicho zaśmiałam.

- Zrozumiałam. - Parsknęłam śmiechem.

- Przepraszam. - Powiedział zakłopotany drapiąc się po karku. - Um a co właściwe tu robisz?

- Zakupy? Chyba to się robi w sklepie spożywczym. - Uniosłam jedną brew do góry.

- No tak głupie pytanie. - Powiedział zaczynając się czerwienic. - yyy chyba chłopak na ciebie czeka. - Wskazał na Nate, który zaczął się w nas wpatrywać dziwnym wzrokiem.

- Co? O boże... To nie jest mój chłopak. - Powiedziałam z obrzydzeniem na samą myśl o tym. - Ale faktycznie musze już iść. To ten cześć. - Powiedziałam odwracając się w stronę Nata.

- Pa! - Usłyszałam jeszcze głos chłopaka.

- Co to było? - Zaśmiał się Nate, gdy do niego podeszłam.

- Zamknij się i po prostu już stąd chodźmy.

- I tak będziesz się tłumaczyć. - Uśmiechnął się szeroko.

*******

- Podoba ci się? - Zapytał zerkając na mnie od razu, gdy ruszyliśmy z piskiem opon spod sklepu.

- Nie. - Powiedziałam stanowczo.

- Jesteś pewna? W sumie słodki jest.

- To się z nim umów. - Odparłam obojętnie obserwując miasto, które mijaliśmy przez szybę samochodu. - Ale nie zapominaj miłość to słabość, a przypominam jesteśmy żołnierzami.

- Nie chciałabyś się nigdy zakochać? - Zerknął na mnie. - No wiesz być jak normalna nastolatka w twoim wieku. - Dodał po chwili.

- Nie. Poza tym nie jestem normalną nastolatką. Nie potrzebuje miłości tylko zemsty. Nie chce chłopaka, miłości i innych takich pierdół tylko chce śmierci mojego wroga. Jestem żołnierzem, a nie zwykłą nastolatkom. Miłość to największa słabość w życiu człowieka.

- Masz racje nie jesteś normalna. Jesteś zdrowo popieprzona. - Prychnęłam na jego słowa. - Poza tym przez twoje problemy miłosne nie mamy popcornu na wieczór.

- Ty już lepiej skup się na drodze. - Przewróciłam oczami.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Love Isn't A Weakness // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz