— Mylisz się, bo mi na tobie bardzo zależy — wyznał. Poruszyło mnie to, a moje serce zaczęło bić szybciej. Szkoda, że to są tylko jego kolejne puste słowa.

— Zależy? — prychnęłam. — Gdyby ci zależało to przestałbyś nagminnie pić. Byłbyś ze mną, a nie zasłaniał się gadką "zależy mi na tobie, ale nie możemy być razem bo cię skrzywdzę" — dodałam naśladując jego słowa.

— Naprawdę mi zależy — odparł zdenerwowany.

— Gerard, przestań. To tylko puste słowa bez żadnego pokrycia w rzeczywistości. Przestań mi mydlić oczy, bo ja na ciebie wiecznie czekać nie będę. Nie chcę już cierpieć, chcę stworzyć z kimś normalny związek gdzie będę czuła się bezpieczna, kochana i szczęśliwa. Gdzie nie będę musiała sprawdzać czy coś wypiłeś. Czym ja sobie zasłużyłam na takie cierpienie jakie spotyka mnie od pobytu w Oslo? — zapytałam ze łzami w oczach. Gerard siedział i myślał. Wzrok skierował na podłogę i patrzył w jeden punkt. On już jest za bardzo pijany żeby rozmawiać z nim na poważnie. Wstałam z kanapy i ruszyłam do wyjścia. Kilkanaście minut później leżałam już wykąpana w łóżku i płakałam. Tak długo, aż oczy same zaczęły mi się zamykać...

***

Ze snu wybił mnie telefon, który dzwonił już dłuższą chwilę. Przetarłam spuchnięte oczy i przeczytałam kto dzwoni. Marc Pique. Co ten chłopak może chcieć ode mnie o tej porze? Przeciągnęłam zieloną słuchawkę.

— Tak? Co się stało? — zapytałam.

— Przepraszam, że dzwonię do ciebie o drugiej w nocy. Ale Gerard gdzieś zaginął. Od godziny szukam go z Sergim i Xavim. Wiesz może gdzie mógł pójść? — wyjaśnił mi powód dla którego do mnie zadzwonił. Dopiero zdałam sobie sprawę, że jest tak późna godzina.

— Bądź po mnie za pięć minut, tylko się ubiorę — nakazałam. Hiszpan tylko mi przytaknął, a ja podniosłam się z łóżka jak poparzona. Z szafy wyciągnęłam jeansowe rurki i bluzę z napisem logout. Ubrałam się szybko, po czym wyszłam łapiąc skarpetki i skórzaną nerkę. Nałożyłam skarpetki i botki z ćwiekami. Narzuciłam na siebie jeszcze czarną kurtkę w stylu miś. Miałam to gdzieś, że mam spuchnięte od płaczu oczy. Wyszłam do cichu z domu, a pod bramą czekał już na mnie czarny suv należący do brata Gerarda. Wsiadłam na miejsce pasażera, po czym Marc odjechał z posesji.

— Jeżdżę jak głupi po Barcelonie, z Sergim obeszliśmy wszystkie kluby i wydaliśmy mnóstwo kasy na bilety wstępu. Ja nie wiem gdzie on jest — powiedział zmartwiony.

— Może poszedł zabawić się z jakąś kobietą — zasugerowałam.

— Gerard teraz? Nic z tych rzeczy, odkąd stanęłaś na jego drodze zmienił się na lepsze. I dzięki Bogu skończył z tym gównem — odparł.

— Gdzie Sergi? — zapytałam.

— Miał okrążyć okolice plaży i wrócić jeszcze raz na imprezę. Mamy nadzieję, że wróci do Rafinhii — oznajmił mi.

— A my gdzie jedziemy? — zainteresowałam się.

— Może jest na La Rambli — westchnął.

— Kiedy z nim rozmawiałam to nie był już w najlepszym stanie, nie sądzę że chciałoby mu się iść w miasto skoro mówisz, że już nie rucha każdej laski po kolei — powiedziałam. Wcześniej trochę się hamowałam bo Marc mnie onieśmielał, ale działamy w słusznej sprawie i trzeba być tutaj śmiałym.

— Mogę wiedzieć o czym była ta rozmowa? — zapytał.

— Jasne, miał do mnie problem o to, że umówiłam się z kolegą do kina — wyznałam. — Nie zrozum mnie źle, ale Gerard stanowczo określił się, że nie możemy być razem. Dla mnie nie to nie. Nawet jak bardzo mi zależy to już się nie narzucam. Ja nie będę na niego wiecznie czekać. Powiedziałam mu to, a on stwierdził, że mu na mnie zależy. Poprosiłam go, żeby nie mydlił mi oczu i wyszłam z imprezy — opowiedziałam o zaistniałej wcześniej sytuacji.

— Ja to dziwię się, że tutaj ze mną siedzisz. Po tym ile krwi ci napsuł i ile razy zirytował, to ty jeździsz ze mną o drugiej w nocy po Barcelonie i szukasz go — pochwalił mnie.

— Gerard to dobry facet, tylko trochę pogubiony — westchnęłam.

— Kochasz go? — zapytał spoglądając przez chwilę na mnie.

— Marc, najważniejsze teraz jest to, żeby Geri się znalazł cały i zdrowy — zignorowałam jego pytanie. Ten tylko uśmiechnął się i zaparkował na miejscu parkingowym przy najpopularniejszej ulicy w Barcelonie. — Myślę, że powinniśmy pojechać do domu — powiedziałam kiedy spacerowaliśmy już pół godziny po zatłoczonej ulicy. Nawet po drugiej w nocy ta ulica tętni życiem. To piękne miejsce, ale bardzo trzeba uważać. W szczególności na kieszonkowców. Pełno ich tu i czekają na naszą nieuwagę.

— Myślisz, że wrócił do domu? — zatrzymał się obok samochodu.

— Mam przeczucie, że tak — odparłam. Marc zadzwonił do Roberto i przekazał, że jedziemy do Gerarda. Sergi stwierdził, że odwiezie Neymara i Xaviego do domu i sam do nas dojedzie. Zgodziliśmy się i odjechaliśmy w stronę domu Hiszpana. Marc zaparkował przy wjeździe. Bramka była otwarta, a ja czułam niepokój w sercu. Martwię się o niego. Gerard jest osobą, która bardzo dba o swoją prywatność i bezpieczeństwo. Drzwi tak samo były otwarte. Przekroczyliśmy próg domu. Światła były pogaszone. Brat Hiszpana zapalił światło, a ja ujrzałam Gerarda leżącego pod stolikiem z pustą butelką po tequilii. Ukucnęłam przy nim i próbowałam go rozbudzić. Nic nie dawało rady. Oddychał, ale nie reagował na żadne bodźce zewnętrzne.

— Co mu się stało? — zapytał Sergi, kiedy pojawił się w domu.

— Gerard wstawaj, Gerard! — krzyczałam na niego i szarpałam go. — Dzwońcie po karetkę — nakazałam przerażona.

— Gredziu obudź się — krzyknął Sergi.

— Geri proszę — westchnęłam przez łzy. — Obudź się, potrzebujemy cię — szarpałam jego ramię i płakałam. Ja już nie daję sobie rady z tym co mnie otacza. Nie mam siły i z chęcią bym się wylogowała z tego świata.

— Proszę się odsunąć — poprosił ratownik medyczny. Posłuchałam go, a oni zajęli się Pique. Na noszach zupełnie nieprzytomny opuścił swój dom.

— Radzą nam przyjechać dopiero jutro rano, bo wtedy dojdzie do siebie. Zatruł się sporą ilością alkoholu, podadzą mu kroplówkę i wszystko będzie dobrze — powiadomił nas Marc, który wrócił do salonu. Siedziałam skulona na kanapie głowę miałam oparte na dłoniach. Łzy spływały po moich policzkach jak grochy i kapały na marmurową podłogę. To dla mnie zbyt wiele. Ja nie mam siły tak żyć.

— Ja przepraszam, ale to jest już dla mnie zbyt wiele — wyznałam wstając z kanapy.

— Nigdy nie zrozumiem co w tym momencie czujesz, ale wiedz, że jesteś cudowną kobietą. Jesteś piękna, wrażliwa, mądra i bardzo troskliwa. — Sergi objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

— Sergi czym ja sobie na to wszystko zasłużyłam? — wyszlochałam.

— Naprawdę nie wiem. Zasługujesz na wszystko co najlepsze, siostra. Obiecuję, że nie pozwolę już Gerardowi zbliżyć się do ciebie jeżeli on nie wykaże żadnej chęci poprawy — zapewnił mnie.

— Ja już nie daje rady — byłam taka zdesperowana, a Roberto tulił mnie do siebie jednocześnie gładząc po głowie.

— Marc, zabiorę ją do siebie. Postaram się przyjechać po treningu do szpitala — oznajmił Hiszpanowi.

— Zabierzesz Anto do szpitala? Gerard na pewno ucieszy się na jej widok — odparł.

— Ja wiem, że Geri to twój brat. Ja również traktuję go jak brata. Ale on zachował się jak ostatni dupek i pajac. Anto potrzebuje odpoczynku, nie wiem czy po treningu nie odwiozę jej od razu do domu — powiedział Sergi.

— Dziewczyna zasługuje na lepsze traktowanie, Gerard nie zdaje sobie sprawy z tego jaki skarb traci. — Marc westchnął zmartwiony.

...
Witam z nowym rozdziałem i życzę wam miłego weekendu 😊😊

MÓJ RAJ | Gerard PiqueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz