|| Rozdział 21 - Obserwacje i spostrzeżenia ||

518 53 5
                                    

Alec doceniał, że Magnus zabrał go na spacer pod osłoną nocy. Zimowe wieczory były długie i zapadały dosyć szybko, więc coraz częściej wychodzili na miasto, gdzie Alec za zasłoną mroku skrywał uśmiechy i spojrzenia zbyt wiele mówiące, by pozwolić im ujrzeć światło dzienne.

Nieco również żałował, bo Magnus wyglądał naprawdę fantastycznie w wysokich butach i długim płaszczu – Alecowi dalej przeszkadzało, że zupełnie nie dbał o swoje zdrowie i hasał sobie beztrosko po mieście jakby na złość szukając przeziębienia, ale nie mógł zaprzeczyć, że w całej swojej beztrosce Magnus Bane wyglądał naprawdę, naprawdę fantastycznie.

Wieczory w Nowym Jorku były głośne, niebo żółte od ulicznych latarni, nigdy nie w pełni granatowe. Magnus szedł obok niego, na tyle blisko, by mógł wyczuć obok siebie bliskość jego ciała i na tyle daleko, by w ramach potrzeby nie zostali uznani za nikogo innego niż znajomych, którzy spotkali się przypadkiem i wybrali na spontaniczny spacer.

Kogo Alec oszukiwał. Doskonale wiedział, że kiedy śmiał się z tego, co przed chwilą mówił Magnus i rumienił (mniej wściekle niż na początkach, ale wciąż) wcale nie wyglądał jak znajomy i zdawał sobie z tego sprawę.

Chciałby móc zasygnalizować światu, choćby tak tylko na moment, że jest z Magnusem. Doskonale zdawał sobie sprawę z min odbijających się na twarzach mijanych przez nich dziewcząt. Magnus zapierał dech w piersi i Alec przez chwilę pozwolił sobie pomarzyć, co by było, gdyby Magnus objął go w pasie; przez moment poczuł palącą potrzebę złapania go za rękę, ale wtedy przerażenie ścisnęło go za gardło, więc wziął tylko pospieszny gryz zapiekanki (swoją drogą genialnej, musiał poprosić Magnusa, by jeszcze kiedyś go tam zaprowadził). Walczył z tą myślą cały wieczór, czując jak odziane w rękawiczki palce swędzą go z niezmierzonej wręcz ochoty.

Jednak ci wszyscy ludzie, możliwość napotkania kogoś, kto go znał i znał Izzy, Jace'a, lub kogokolwiek, kto lubił mielić jęzorem.

Magnus mówił coś do niego, a Alec odpowiadał, ciesząc się z każdej sekundy tej rozmowy, jednak z tyłu głowy miał wczorajszy poranek i minę Catariny Loss, kiedy zobaczyła go w drzwiach sypialni Magnusa.

Alec był chyba bardziej zdziwiony niż ona, kiedy poczuł się prawie naturalnie podchodząc i wyciągając do niej rękę. Niezręcznością napawał go tylko fakt, jak cała sytuacja (w tym jego nocowanie) musiało wyglądać w oczach przyjaciółki Bane'a, który znany był z... no, różnych wybryków, myślał Alec gorzko. Fakt, że Catarina Loss wiedziała, a później obiecała Magnusowi nie mówić nikomu ani trochę mu nie przeszkadzał. Nie było w tym nic dziwnego lub zdrożnego w pokazywaniu się obcym, dyskretnym ludziom jako chłopak Magnusa.

Hipoteza Magnusa była słuszna, zadecydował Alec, kiedy Magnus tłumaczył mu cały „ambaras z niemożliwie irytującym i jakże mało pomocnym dupkiem Raphaelem Satiago". Obcy nie mógł go odtrącić, Alecowi na nim nie zależało. Jego dezaprobata nie mogła go zaboleć.

A Catarina Loss pełna była dezaprobaty. Wspomnienie jej słów było ciężkie na żołądku i wywoływało nie chcące dać się opanować mdłości. Najbardziej bolało, że Cat przestrzegła Magnusa przed czymś, co za niedługo mogło okazać się samą prawdą. Alec wciąż nie chciał mówić Magnusowi o rzekomym wyjeździe do Hiszpanii i nie wiedział, jak mu to wytłumaczyć. Może w ogóle mu tego nie wytłumaczy i pewnego dnia po prostu zniknie? Jak będzie mógł po wszystkim spojrzeć sobie w oczy, mając świadomość, że najprawdopodobniej zaprzepaścił coś, co dawało mu tak wiele szczęścia, odpoczynku, wsparcia? Jak po tym wszystkim mógłby nie myśleć o Magnusie, o jego zawodzie?

Chichot Magnusa sprawił, że otrząsnął się z ponurych myśli, gwałtownie wrócił z powrotem na twardą ścieżkę, do chłodnych podmuchów muskających policzki i złotawych, błyszczących rozbawieniem oczu Magnusa.

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now