|| Rozdział 16 - Słodycz wiedzy ||

708 60 8
                                    

Isabelle wiedziała, że coś się dzieje. Pewność przecież zyskała tego wieczoru, kiedy wpakowała się do pokoju Aleca razem z podręcznym zestawem nastoletniej kosmetyczki, a wcześniej Alec dawał jej miliony sygnałów jako osoba, która pierwiastka tajnego szpiega nie miała w sobie za grosz. Jednak, kiedy w środę na stołówce Aline oświadczyła, że Alec spędził z nią trening łucznictwa, a później uznała, że Alec jest uroczym ciasteczkiem, które tylko tak się na wszystkich jeży, omal nie wypadła spod ramienia Camerona, troskliwie otaczającego jej ramiona.

Alec nie był uroczy. Był opiekuńczy, troskliwy, często burczał i można go było zamknąć w ramach, społecznego kaleki, który nie miał pojęcia, jak się wykorzystuje swoje fizyczne atuty (bo, że Alec jest przystojny zaprzeczyć się nie dało. Smukły i umięśniony, z twarzą Lightwooda). Nikt nigdy nie określał Aleca mianem uroczego, nawet kiedy miał pięć lat, bo już wtedy marszczył się paskudnie, jakby Bóg stworzył innych ludzi tylko po to, by mu przeszkadzali.

No i Alec był raczej przerażającym dzieckiem. Już wtedy umiał czytać i tylko dywagował nad encyklopedią, wpatrując się w matkę swymi wielkimi, niebieskimi ślepkami. Nikt nigdy nie miał podstaw, by nazwać Aleca uroczym.

Z drugiej strony Aline była lesbijką. Czy można było w ogóle ufać jej w tej kwestii?

Nie, żeby Isabelle uważała początki zażyłości między swoim bratem a kuzynką za coś złego. Aline była pierwszą osobą, z którą Alec wyszedł z domu poza nią i Jace'em. Przynajmniej jedyną, o której wiedziała. Może, kiedy Alec spędzi z nią więcej czasu, stanie się trochę bardziej... Otwarty? Pewny siebie?

Izzy nie wiedziała, ale szok nie zszedł z niej do końca dnia. A później tylko uderzył ją z siłą tarana, kiedy Alec oświadczył, że wychodzi na moment, a wrócił po kilku godzinach, kiedy na dworze było już ciemno. I to nie tak, że on po prostu wszedł do domu. Nie, on przetoczył się pijany ze szczęścia przez hol, a Isabelle nigdy w życiu nie widziała go z takim gniazdem na głowie, nawet jeśli miała okazję oglądać Aleca w każdej odsłonie. Jakby przez jego włosy przeszedł cyklon tropikalny, siejąc tam jeszcze większe spustoszenie niż zazwyczaj.

— Alec! — zerwała się z kanapy w salonie, kiedy brat mijał przejście między pokojami. Chłopak poskoczył ledwo widocznie i odwrócił się w jej kierunku.

— Isabelle — przywitał się. Usilnie starał się zepchnąć uśmiech z twarzy, ale kąciki ust były jak przywiązane do uszu. Obrzucił wzrokiem jej strój. — Żadnej randki? Myślałem, że wychodzisz z Cameronem.

Izzy machnęła ręką.

— Chciał, ale jutro z nim zrywam. To by było niezręczne.

— Och. Ile z nim byłaś, trzy tygodnie? — spytał Alec, pocierając w roztargnieniu dłonią zziębnięty policzek. Rumienił się, a usta miał opuchnięte.

Isabelle prawie zemdlała. Całował się, oczywiście, że się całował! Jej nudny brat się całował!

— Znudził mi się — odparła spokojnie, wzruszając ramionami.

Alec wymamrotał pod nosem coś o nieumiejętności trwania w monogamii, a później uśmiechnął się do niej tak, jak wtedy na korytarzu, kiedy Isabelle nie mogła wychwycić, kogo jej brat obserwuje. Westchnęła ledwo słyszalnie, kiedy Alec odwrócił się i zaczął wchodzić po schodach.

— A jak twój spacer, braciszku? — zaczepiła go niewinnie, wspinając się za nim. Nogi mieli mniej więcej takiej samej długości, ale w Alecu uwolniły się jakieś niewytłumaczalne pokłady energii, które sprawiały, że przeskakiwał po dwa stopnie na raz.

— Wspaniale — odparł Alec.

— Słyszałam, że ponoć Aline wepchnęła się do ciebie wczoraj na trening.

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now