|| Rozdział 20 - Nie przeszkadza mi to ||

561 60 9
                                    

Kiedy w całym lofcie wybrzmiał napastliwy dźwięk dzwonka do drzwi, Magnus wyskoczył z łóżka, jakby świat się walił i omal nie wpadł na ciężką toaletkę, ustawioną pod otwartym oknem. Chwiał się chwilę nieprzytomnie, czując, jak od nagłego zrywu miękną mu kolana, a przed oczami tańczą czarne plamki, ale po momencie udało mu się złapać równowagę i przetrzeć palcami zaspane oczy. Dziękował sobie z wczorajszego wieczoru, że zmył kreski z oczu – gdyby tego nie zrobił, pewnie wyglądałby teraz, jakby napadła go banda natchnionych artyzmem przedszkolaków.

Natarczywy dzwonek wybrzmiał jeszcze raz. Coś poruszyło się niespokojnie w pościeli i Magnus dopiero teraz uświadomił sobie, że w jego łóżku, zagrzebany w poduszkach, nie znajduje się nikt inny, jak Alec Lightwood, jego słodki, śpiący chłopak. Cienkie jak papier powieki drgały niespokojnie. Bane wiedział, że jeszcze trochę hałasu i Alec wychynie na powierzchnię świadomości, a potrzebował snu – jak sam się przyznał, nie sypiał ostatnio zbyt często. Magnus zrobił więc jedyne, co mu przyszło do głowy – machnął niezdarnie ręką, wybudzając się z całego swojego zaspania, i dźwięk dzwonka urwał się w połowie.

Tym razem się udało, w przeciwieństwie do tamtego okropnego przyjęcia.

Magnus uniósł dłonie do twarzy, by móc się im dokładniej przyjrzeć. Czar wyciszający. Na Boga, jak on kochał swoją magię!

Mógłby położyć się z powrotem do łóżka, przygarnąć do siebie ciepłe ciało Aleca i spróbować jeszcze raz pogrążyć się we śnie. Naprawdę, o niczym innym nie marzył, jak ponownie doświadczyć tego niewinnego zaufania, które Alec mu wczoraj okazał; ponownie wtulić nos w jego ciemne włosy, ale telefon na szafce nocnej również błyskał niecierpliwie. Podniósł go, przemykając cicho bosymi stopami po panelach.

Otwórz, pacanie. Wiem, że nie śpisz.

Magnus, otwórz.

Przyniosłam pączki.

Nie?

Otwieraj, wiem, że jesteś w domu.

Magnus.

Jak jesteś schlany, to ci przyjebię.

MAGNUS!

Magnus niemalże jęknął cierpiętniczo. Uwielbiał Catarinę. Naprawdę, mógłby ją nawet adoptować i zainstalować we własnym lofcie, ale czasami była straszną hipokrytką i prawdziwym wrzodem w mało eleganckim miejscu. Ostatnimi czasy częściej niż rzadziej i musiała przychodzić akurat, kiedy po raz pierwszy chciał obudzić się obok kogoś w miękkim łóżku, pocałować i może jeszcze zjeść śniadanie? Tak, śniadanie z Aleciem było całkiem dobrym pomysłem. Magnus przez kilka miesięcy swej egzystencji nie zdążył jeszcze poznać chęci spędzenia z kimś miłego poranka i nagle poczuł się bardzo nie fair, że odebrano mu do tego tak wspaniałą okazję.

Otworzył szybko drzwi sypialni i tak samo natychmiastowo je zamknął. Cat dalej przypuszczała szturm na jego drzwi, a Alec w dalszym ciągu spał. Dźwięk przebił się przez czar, kiedy tylko drzwi się otworzyły – najwyraźniej magia działała tak długo, jak pozostawały zamknięte.

A więc czar naprawdę działał, zauważył z pewnym zdziwieniem. Cały czas dziwił się, jak wielką potęgę stanowiła jego magia od czasu wybuchu na tamtym przyjęciu; jak ogromna i nieokiełznana była, kiedy Alec trwał przy jego boku.

Ten chłopak, nieoczekiwanie, był punktem zapalnym każdego aspektu jego życia, jak się okazywało.

Magnus przeczłapał przez korytarz, wygładzając po drodze koszulkę na piersi. Zazwyczaj spał w samych spodniach, a w gorące dni nawet tym się nie kłopotał, ale przy Alecu wydawało się to jakieś takie... nieodpowiednie. Alec miał już okazję go dotknąć – tamtego cudownego wieczoru na kanapie – jednak Magnus dalej miał wrażenie, że chłopak się speszy i ucieknie przy każdej odważniejszej próbie nawiązania fizycznego kontaktu.

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now