|| Rozdział 11 - Nastąpił czas zmian ||

661 59 13
                                    

Alec miał wrażenie, że dzieje się coś dziwnego. Nie wiedział jednak dokładnie, co. Nie był również pewien, czy bardziej przeraża go ten dziwny, podstępny lęk, że coś się stało, czy może bardziej fakt, że nie miał pojęcia, czemu to uczucie w ogóle miało prawo pojawić się w jego głowie.

Prawie warknął z irytacji, przemierzając zatłoczony, szkolny korytarz. Powstrzymał się w ostatniej chwili – nawet na Aleca Lightwooda, chłopca-cienia zwrócą uwagę, jeśli ten nagle zacznie burczeć do siebie pod nosem i wygadywać dyrdymały. Zamiast gbura i introwertyka będą go uważać za szaleńca.

Cholera, niech go weźmie, jeśli wiedział, jak się zachowywać w takich sytuacjach.

Miał wrażenie, że Magnus go ignorował. Nie mógł być pewien, bo w relacjach międzyludzkich był tak samo doświadczony jak w chodzeniu na imprezy (nawet mniej, bo na imprezach był już dwóch, a przyjaciół dalej nie miał), ale miał wrażenie, że coś się zmieniło. Magnus nie napisał do niego od piątku – co samo w sobie było sporym zaskoczeniem, ponieważ wcześniej chłopak wytrwale pisywał codziennie, i Alec musiał przyznać, że kiedy kładł się w sobotę do łóżka, czuł się gorzko zawiedziony. Do tej pory Magnus również spoglądał na niego czasami lub posyłał w jego stronę figlarny Uśmiech, zachowując przy tym wzorową wręcz dyskrecję. Za każdym razem, kiedy jego białowłosa koleżanka, której imienia Alec nie znał, się odwracała, nie umiała wyhaczyć w tłumie osoby, do której Magnus mógłby chcieć się uśmiechnąć.

W poniedziałek jedyne, co Bane robił, to obserwował go wnikliwie spojrzeniem swoich bursztynowych oczu. Alec widział, jak zaciskał usta zamyślony, kiedy minęli się na długiej przerwie, ale nie sygnalizował jakkolwiek, że miło mu Aleca widzieć. Wszystko, co robił do tej pory, a do czego Alec, nie wiedzieć kiedy, się przyzwyczaił nagle ustąpiło miejsca chłodnemu dystansowi i wnikliwym obserwacjom.

Alec skłamałby, gdyby powiedział, że nie zaczynało go to niepokoić. Czy zrobił coś nie tak? Czy uraził czymś Magnusa?

Nie przychodziło mu do głowy nic takiego. Co prawda, nie widzieli się w czwartek i piątek, bo Alec snuł się po korytarzach lekko oderwany od rzeczywistości. Albo może to po prostu Alec nie zauważył Magnusa. Może Magnus myślał, że to nagle Alec zaczął go ignorować i teraz to zapętliło się w jakieś absurdalnie zabawne kółeczko?

Takie teorie spiskowe stanowczo nie pomagały.

Dzisiaj był wtorek, więc z Magnusem Alec kontaktu nie miał już tydzień.

Był wtorek, trzynastego stycznia, a Alec po raz pierwszy od prawie pół roku, przekroczył dobrowolnie próg stołówki, istotnie wypatrując swojej siostry i brata.

Był popieprzony. Pakował się w ten cały syf, gwar i społeczeństwo tylko po to, by poobserwować Magnusa i poszukać jakiejś wskazówki, choćby jednego spojrzenia, żeby odkryć, co było nie tak.

I czy przypadkiem sobie wszystkiego nie wymyślił. Przecież Magnus nie miał w stosunku do niego żadnych zobowiązań. Mógł przerwać na chwilę kontakt, tak? Tak? Alec nie wiedział i był sfrustrowany, bo nie miał się kogo poradzić.

Przeklął z irytacji (w myślach oczywiście, bo gadanie do siebie w zatłoczonej stołówce było tak samo niepokojące, jak gadanie do siebie w zatłoczonym korytarzu). Widział kilka zaciekawionych spojrzeń, należących do osób, które go znały lub które znały jego rodzeństwo, a co za tym idzie, wiedziały, że ciężko było uświadczyć jego obecności na jednym ze stołówkowych krzeseł.

A jednak tu był i kierował się do stolika, przy którym dostrzegał błysk srebrnych bransolet Isabelle i złote kędziory Jace'a. Jak zwykle towarzyszyła im mała zgraja, rude loki Clary płonęły ogniście na tle towarzystwa. Alec poczuł przez chwilę wyrzuty sumienia, pamiętając, jak brutalnie ją ostatnio potraktował – przyniosło to jednak skutki. Nikt nie patrzył na niego inaczej, nikomu nie powiedziała. Na jej zdaniu nie bardzo mu zależało, ważne, żeby nie mieliła ozorem na prawo i lewo o tym, co wstydliwego w nim odkryła.

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now