|| Rozdział 14 - Nadszedł już czas ||

708 65 25
                                    

Magnus nie potrafił się nie zastanawiać, co by było, gdyby mógł pocałować teraz Aleca.

Chłopiec siedział naprzeciwko niego, mieszając leniwie łyżeczką w wysokiej, prostej szklance. Porozwieszane pod sufitem lampki pełne żółtego światła nadawały jego bladej cerze złotawego poblasku, kiedy opierał policzek na zwiniętej w pięść dłoni. Niebo już dawno było granatowe, mimo że dobiegała dopiero szósta trzydzieści.

— To trzecia, kwiatuszku — zauważył rozbawiony, obserwując, jak Alec oblizuje łyżeczkę.

Tak bardzo chciał go pocałować.

Alec zamrugał zakłopotany. Na jego policzki wystąpiły czerwone plamy, ale był to żaden rumieniec w porównaniu z tym, który Magnusowi było dane oglądać choćby dwa tygodnie temu. Alec się oswajał.

— Korzystam — odpowiedział, odkładając łyżeczkę na serwetkę. — W automacie takiej nie ma.

— Pijesz badziewie z automatu? — Magnus uniósł brwi. — Ojej. Musisz być naprawdę uzależniony, skoro podejmujesz tak drastyczne kroki.

Alec ukrył uśmiech za krawędzią szklanki.

— Jesteś dramatyczny — westchnął.

Magnus przyłożył dłoń do piersi w bardzo scenicznym geście, drobny widelczyk zabłysł wśród licznych pierścieni na jego palcach. Miał przed sobą talerzyk z kawałkiem tarty cytrynowej.

Oczy Aleca zabłysły psotnie, kiedy przewrócił nimi rozbawiony.

— Dogadałbyś się z Jace'em — stwierdził, przegapiając ledwo widoczną zmarszczkę między brwiami Magnusa, która uformowała się tam na te słowa. — Przez pierwszy miesiąc matka powtarzała, że nadawałby się do kółka aktorskiego, a później wszyscy przywykli.

Magnus był pewien, że nie polubiłby się z Jace'em. Nie, kiedy patrzył na Aleca w szkole, rzucającego blondynowi ukradkowe spojrzenia, sprawdzającego, czy wszystko jest z bratem w porządku. I to jeszcze byłoby całkiem znośne, gdyby Magnus nie wiedział, że za troską kryją się zgoła inne uczucia. Na pewno nie miłość romantyczna, na pewno jakiś procent tej braterskiej. Może zauroczenie, a może zwykłe poczucie bezpieczeństwa, ale głupie zaczątki zazdrości kłuły Magnusa gdzieś w okolicach żołądka, kiedy tylko to widział.

No, i Jace bywał zarozumiały. Magnus lubił Clary i lubił Aleca – oni obydwoje widocznie lubili Jace'a.

Magnus nie mówił, ze Jace był zły. Zarozumiały i arogancki, ale dbał o Aleca. Po prostu jakoś nie mógł się przemóc do tego chłopaka.

Teraz jednak intrygowała go zupełnie inna kwestia.

— Jakie masz stosunki z matką? — spytał Aleca, opierając łokcie na stole. Widząc pytający wzrok chłopaka, machnął niedbale ręką. — Tak ja nazywasz.

W odpowiedzi na milczenie Aleca, nachylił się niżej nad stołem.

— Potraktuj to jako moje dzisiejsze pytanie, kwiatuszku.

Było to trochę nieczyste zagranie, bo między nimi trwał cichy pakt o szczerości w tej kwestii, ale jeśli miał Alecowi pomóc musiał wiedzieć.

A przynajmniej tak sobie wmawiał.

— Emm.. — Alec upił jeszcze łyk kawy, zanim ponownie się odezwał. — Matka rzadko jest w domu. Spędzam z nią trochę czasu w piątki, kiedy wprowadza mnie w firmę. Czasami nadzoruje mnie osobiście, wiesz, żeby wszystko poszło w porządku.

Och, no tak. Magnus czasami zapominał, że Alec był z tych Lightwoodów. Rodziny, która mogła mu zagwarantować ciepłą posadkę, na której nie musiałby nic robić, która kasy ma jak lodu, a o sprawach rodzinnych pisano w lokalnych gazetach. Kiedy na co dzień obcowało się z Aleciem, samotnym chłopcem w znoszonych swetrach, naprawdę łatwo było przegapić ten jakże istotny fakcik.

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now