𝘵𝘩𝘪𝘳𝘵𝘦𝘦𝘯

80 7 1
                                    

Cholera jasna!

Jej cichy okrzyk zmieszał się z kilkoma monetami upadającymi na asfalt. Max pochyliła się i roztrzęsionymi rękoma zebrała drobniaki po czym pospiesznie je przeliczyła i ponownie przeklęła pod nosem. Nawet nie starczało na kolejną paczkę.

Nie była w rozsypce, ona była rozsypką. Jednym, wielkim chaosem pełnych uczuć i emocji, których nie do końca rozumiała i nie chciała rozumieć. Bóg czy inna straszna czarownica musiała przy porodzie przekląć ją, że będzie się zakochiwać w zbyt szybkim czasie w niewłaściwych osobach. Dzisiaj nie miała na to siły, nie była w stanie rozważać tego wszystkiego i rozpamiętywać, chciała po prostu położyć się do łóżka i obudzić za rok albo dwa, gdy wszyscy już zdążą zapomnieć jak naiwną idiotką była, wierząc Finnowi Wolfhardowi. Jednocześnie nie chciała wracać do domu. Jej rodzice tam byli, a naprawdę nie miała teraz ochoty ich oglądać. Wolała poczekać, aż pójdą spać.

Jej telefon zawibrował. Powiadomienie informowało, że Millie Bobby Brown dodała coś do swojej relacji. Widząc to imię miała niemal odruch wymiotny, nie chciała tego oglądać, jej oglądać, mieć z nią cokolwiek wspólnego. Jej palec jednak, jak samodzielnie kliknął w ekran, ukazując trochę rozmazane zdjęcie. Była u siebie w domu, robiła kameralną imprezę z osobami z paczki.

I wtedy to na nią spadło. Zdała sobie sprawę, że bardziej o to, jak się czuła powinna obwiniać Millie, a nie Finna. Bo to, co do niego czuła, jeśli było to prawdziwe nie miało aż tak wielkiego znaczenie - bolało, ale nie najbardziej w tym wszystkim. Jedyny zawód i poczucie zranienia, które z jego powodu czuła wynikało z faktu, że nigdy nie myślała o nim jak o bezlitosnym kobieciarzu, który nie może oprzeć się pokusom i dochować wierności jednej dziewczynie (chociaż, jakby nie patrzeć, jakikolwiek związek, który ich łączył, nigdy nie był oficjalny). Źle go oceniła.

Bardziej bolał ją fakt zdrady ze strony Millie. Wiedziała, o nadziejach Max co do Finna.

Wiele rzeczy nałożyło się naraz - zawód Finnem, zdrada przyjaciółki, wyjazd Lisy, powrót rodziców z wakacji. Max zdała sobie sprawę, że nie była głupia i naiwna, bo wierzyła Finnowi, tylko dlatego, że usilnie wybielała Millie, starając się ją usprawiedliwiać na każdym kroku. Millie była zazdrosną księżniczką, która, jak Finn trafnie zauważył, zawsze musiała mieć to, czego chciała, a chciała tego czego nie mogła. Podczas tych wakacji dowiodła tego milion razy, ale Max zbyt zaślepiona była udawaniem, że to wszystko wina jej nieobecnych rodziców i owocującego alkoholizmu. Nie mogła ciągle jej usprawiedliwiać, Millie była prawie dorosła i była w stanie wziąć konsekwencje za swoje czyny, mimo to zawsze zdawała się żerować na cudzej empatii i wyrozumiałości, samej korzystając z tanich, manipulacyjnych sztuczek.

Do tego najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa Max wyprowadzała się akurat w momencie, kiedy prawdopodobnie będzie musiała odciąć się od wszystkich pozostałych znajomych, bo oni wszyscy związani byli z Millie i Finnem.

Teraz jakakolwiek rozpacz, która wcześniej tkwiła z Max, zamieniła się w tlący gniew. Była wściekła i zmęczona tym ciągłym ustępowaniem i pobłażaniem Millie.

Wkurzona, rozdrażniona i roztrzęsiona, ocierając oczy i pociągając nosem, wsiadła do samochodu. Spojrzała w lusterku, zdając sobie, że wyglądała jak wielki bałagan. Bluza kilka rozmiarów za duża bluza, blada twarz bez makijażu, przekrwione oczy, czerwony nos, potargane włosy. Ale to nie to się teraz liczyło. Widziała, co chciała zrobić.

Wsadziła kluczyki do stacyjki i ruszyła.

W domu Millie światła paliły się tylko w salonie. Gdy Max zaparkowała na podjeździe i wyszła z samochodu, nie trudząc się nawet o wyłączenie silnika, bo nie zamierzała zostawać tu na długo, drzwi wejściowe otworzyły się. Millie szła w jej stronę z nerwowym, sztucznym uśmiechem.

- Max? Nie spodziewałam się, że przyjedziesz tutaj...

- Daruj sobie, Millie - przerwała jej, zakładając ręce na piersi. W jednym z okien domu ktoś poruszył firanką, więc była pewna, że są obserwowane. Nagle zdała sobie sprawę, że nie zdążyła uporządkować jeszcze swoich myśli i nie wiedziała, co ma jej powiedzieć. Pożałowała, że tu w ogóle przyjechała. Chciała skończyć to jak najszybciej, bo absolutnie nie czuła się w nastroju na odstawianie spektaklu.

- Nie wiem, o czym mówisz. Jesteś pijana? - udawała głupią, kupując sobie czas. Max prychnęła.

- Dlaczego? - spytała w końcu, patrząc jej w oczy. - Przecież wiesz, że mi zależało.

Millie westchnęła ciężko, otulając się szczelniej bluzą pożyczoną od Wyatta. W spojrzeniu, którym obdarowywała Max było mnóstwo współczucia, irytującej litości, która wywoływała u niej odruch wymiotny.

- Kogo ty oszukujesz, Max? Doskonale wiesz, że Finn nie odwzajemnił by twoich uczuć. On taki nie jest.

Max uchyliła lekko usta w niedowierzaniu, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszała.

- Czyli jako dobra przyjaciółka postanowiłaś pieprzyć się z nim za moimi plecami? To było najlepsze wyjście, tak? - zakpiła, na co brunetka przewróciła oczami. Ona też nie miała ochoty na tę rozmowę.

- Zachowujesz się jak dziecko, Max. Pogadamy, gdy ochłoniesz - stwierdziła ostentacyjnie, po czym odwróciła się z zamiarem wrócenia do domu. Max dokładnie czuła nóż wbity w jej plecy.

- Nie, nie pogadamy. Jesteś dziwką, Millie. Zawsze byłaś.

Dziewczyna zatrzymała się i powoli się odwróciła.

- Zrobiłam ci przysługę, ale jesteś zbyt ślepa, żeby to zauważać - powiedziała cicho, patrząc na dziewczynę ze zmrużonymi oczami.

- Och, czyli jeszcze powinnam być ci wdzięczna?

Millie prychnęła zirytowana i podeszła do niej kilka kroków. Była zdenerwowana.

- Tak, powinnaś. Jedynie pomogłam ci to szybciej skończyć. Gdybym nie była to ja, byłaby to kolejna naiwna idiotka. Ciesz się, że nie zmarnowałaś na nim więcej czasu.

Kolejna naiwna idiotka.

- Dlaczego ty się zawsze musisz we wszystko wpierdalać? Dlaczego nie mogłaś nas po prostu zostawić? Masz swojego Joshuę do kurwy nędzy!

- Powinnaś już wracać do domu, Max - powiedziała, nie mając już sił ani ochoty na dalszą rozmowę, po czym odwróciła się na pięcie i poszła do budynku.

─── . ° . • : 🍒 : • . ° . ───

Teraz była jeszcze bardziej roztrzęsiona, niż po wyjściu z domu Finna. Nienawidziła siebie za to, że nie mogła zapanować nad łzami, lecącymi jej co jakiś czas z oczu, bo Millie i Wolfhard byli ostatnimi osobami, na których chciała by marnować więcej czasu.

Ale czuła się okropnie zraniona, skrzywdzona i zdradzona, i nic nie mogła na to poradzić. Zazwyczaj stroniła od ludzi, jej jedyną przyjaciółką była Lisa, który nigdy jej tak nie zawiodła, wszystko zmieniło się dopiero w te wakacje, dlatego nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Nie miała dokąd pójść, bo dom był ostatnim miejscem, w którym chciała by w takim stanie przebywać, Lisy już nie było, ona sama nie miała żadnych pieniędzy, a w Ross było teraz pewnie dużo ludzi.

Wyciągnęła telefon i, nie widząc żadnych innych alternatyw, wybrała odpowiedni numer.

- Damon?

Nie musiała wiele tłumaczyć, wiedział, że stało się coś niedobrego bez używania słów. Przyjechał na stację benzynową, gdzie się zatrzymała, kupił paczkę papierosów i ciepłą kawę, zawiózł do swojego domu oraz pozwolił przespać tę noc na kanapie w salonie. Nie oczekiwał niczego w zamian, po prostu chciał jej pomóc. Gdy siedziała prawie do wschodu, nie mogąc zasnąć, zdała sobie sprawę, że mimo łączącej ich przeszłości, Damon był przyjacielem. A w najbliższym czasie przyjaciół będzie bardzo potrzebować.

─── . ° . • : 🍒 : • . ° . ───

[a/n]
fnskjnfkjs nie wiem co to ma być
a tak w ogóle to piszę też ff z harrego pottera jakby to kogoś interesowało...

𝘤𝘩𝘦𝘳𝘳𝘪𝘦𝘴 • 𝘧𝘪𝘯𝘯 𝘸𝘰𝘭𝘧𝘩𝘢𝘳𝘥Where stories live. Discover now