𝘴𝘪𝘹

142 8 3
                                    

Miewała czasem te gorsze dni. Zły humor chwytał ją znienacka, atakował, przygniatał, miażdżył. Czasem patrzyła się pusto w ścianę, czasem słuchała depresyjnej muzyki, czasem płakała, czasem paliła, czasem analizowała całe swoje życie, czasem krzyczała w poduszkę z bezsilności. Czekała, aż ten stan minie, stan dziwnego odrętwienia, mieszanki nasilonych, wyjątkowo nieprzyjemnych uczuć.

Papierosy się skończyły, więc poszła do sklepu.

Wyglądała źle, więc założyła kaptur, znając swoich ciekawskich sąsiadów, którzy z pewnością chętnie zaczęliby snuć teorie na temat jej czerwonych oczy i bladej twarzy. Nie lubiła ich i nie lubiła tej okolicy, tego świata pełnego drogich samochodów, idealnie przystrzyżonych trawników i obrzydliwych pozorów. Nie mogła się doczekać momentu, gdy wreszcie się stąd wyrwie, raz na zawsze, nigdy nie wróci.

Usłyszała szlochanie jakiejś dziewczynki, więc przewróciła oczami, wyobrażając sobie tę wkurzającą, małą diwę, mieszkającą po drugiej stronie ulicy, której rodzice pewnie nie chcieli kupić jakiejś wielce drogiej rzeczy, której nawet nie potrzebowała - Max była świadkiem jej wybuchów częściej, niż by tego chciała. Samochód zaparkowany przy krawężniku zasłaniał jej widok i już miała przejść na drugą stronę, chcąc uniknąć bycia rozpoznaną, kiedy zobaczyła znajome, kręcone włosy. 

- Finn?

Stanęła obok chłopaka i dziewczynki, mającej nie więcej niż osiem lat. Siedziała na krawężniku, samych skarpetkach, a obok leżały rolki. Krótkie, różowe spodenki odsłaniały chude nogi i zdarte kolana - prawe wyglądało wyjątkowo źle. Musiała wywrócić się na beton, dłonie też miała lekko poharatane.

Wyglądała jak młodsza, damska kopia Finna - miała takie same ciemnobrązowe włosy, zaplecione w mocno rozwalonego, krzywego warkocza, jej twarz była pokryta piegami i mokra od łez, mieli nawet takie same usta, tylko jej oczy nie były ciemne, a zielone, teraz dodatkowo spuchnięte. 

Chłopak obrócił się zdezorientowany i przeklął bezgłośnie. Przez ułamek sekundy w jego oczach pojawił się niepokój, może nawet strach, ale szybko zirytowanie i obojętność zajęły jego miejsce.

- Coś się stało? - spytała dziewczyna, patrząc na nich uważnie. Zapomniała o tym, jak wygląda, zapomniała o tym, że ktokolwiek znajomy był ostatnią osobą, którą chciała teraz oglądać, była zbyt zaintrygowana.

- Nic się nie stało, Laura się wywróciła, już się zbieramy - powiedział szybko Finn, unikając patrzenia na Max.

Dziewczynka pociągnęła głośno nosem.

- Nigdzie nie idę! Nie dam rady iść! - wykrzyczała przez łzy, jak dla Max, trochę zbyt dramatycznie.

- Laura, nie rób cyrków. Ona lubi wyolbrzymiać - chłopak był trochę nerwowy przez obecność Max, której praktycznie nie znał. Nie lubił, gdy ludzie wiedzieli o nim zbyt dużo, jeśli na to nie pozwalał. Lubił mieć kontrolę, a teraz ją stracił.

- Choć, Laura, wstawaj.

Laura zaszlochała jeszcze głośniej, a Finn rozejrzał się zdenerwowany. Widział ludzi w oknach, podnoszących dyskretnie firanki, wyglądających na ulicę, oglądających ich z bezpiecznej odległości, jak przedstawienie w kiepskim teatrze. Poczuł się niepewnie. Nie byli jak oni, ani on, ani jego siostra, było widać, że są inni, że nie pasują do tej obrzydliwie idealnej, wyrwanej z amerykańskiego snu okolicy.

-  Masz. - Max podała dziewczynce chusteczkę, uśmiechając się lekko, by dodać jej otuchy, bo, nie miała pojęcia, jak się postępuje z dziećmi w tym wieku. - Nie wiedziałam, że mieszkasz w pobliżu. - zwróciła się do Finna. Nigdy nie zamieniła z nim więcej niż kilka uprzejmych zdań, właściwie to nic o nim nie wiedziała.

𝘤𝘩𝘦𝘳𝘳𝘪𝘦𝘴 • 𝘧𝘪𝘯𝘯 𝘸𝘰𝘭𝘧𝘩𝘢𝘳𝘥Where stories live. Discover now