Rozdział 14.

4.6K 356 41
                                    

Alexa

     Po pokazaniu Jaredowi pokoju, w którym będzie sypiał, sama udałam się do swojej sypialni.

Ledwie zdążyłam przebrać się w nocną halkę, padłam na łóżko i zasnęłam, wyczerpana tym popieprzonym dniem.

     Gdy się obudziłam, na zewnątrz było już jasno. Światło wpadało przez częściowo odsunięte rolety, tworząc na podłodze podłużne smugi. Zerknęłam na ekran telefonu. Było na tyle wcześnie, żebym zdążyła zjawić się w pracy o zwykłej godzinie. Odetchnęłam głęboko, przypominając sobie wydarzenia ostatniej doby. Na wspomnienie martwego ochroniarza i krwi, która plamiła deski wokół jego głowy zrobiło mi się niedobrze. Chociaż próbowałam zdystansować się do tego wszystkiego i udawać, że nie zrobiło to na mnie wrażenia, głęboko wewnątrz wciąż byłam zagubiona i przerażona.

Zwlekłam się z łóżka, poklepałam po łebku Murphy'ego, który właśnie przeciągał się na fotelu, po czym skierowałam się do łazienki.

Po szybkim prysznicu i włożeniu na siebie koszuli i eleganckich, czarnych spodni, zeszłam na dół. Już na schodach wychwyciłam zapach kawy i... smażonego bekonu?

Przyspieszyłam kroku.

Poczułam się cholernie dziwnie, widząc Jareda, krzątającego się po mojej kuchni w dżinsach i czarnej koszulce.

– Cześć. Głodna? – rzucił, wkładając do zmywarki brudny talerz.

Uniosłam brew, przyglądając się jajecznej brei na patelni. To nieco dziwny widok w moim domu. Sama rzadko gotowałam. Nie miałam na to czasu. Zwykle jadłam na mieście, albo zamawiałam coś na dowóz.

– Co ty wyprawiasz? – burknęłam.

Jared zamknął zmywarkę, wyprostował się i popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

– Jestem człowiekiem. Ludzie czasem jedzą, Alexo.

Przewróciłam oczami.

– Nie próbuj być zabawny, bo ci to nie wychodzi. Mogłeś zaczekać. Kupiłbyś sobie coś w drodze do biura.

– Byłem głodny, a w lodówce znalazłem jajka i kawałek bekonu. W czym problem? Jeśli chcesz, możesz potrącić mi za to z pensji.

Zbliżyłam się i nalałam sobie z dzbanka kawy, którą zaparzył.

– Nie o to chodzi. Po prostu... Nie przywykłam, żeby ktoś kręcił się po mojej kuchni.

Rozejrzałam się. Zwykle było tu idealnie czysto i pachniało jedynie płynem do mycia powierzchni. Jared nie zostawił wprawdzie bałaganu, ale w jakiś sposób sprofanował to miejsce. Nie podobało mi się to, że ktoś narusza moje terytorium.

J. nie odpowiedział. Splótł ręce na piersi, patrząc na mnie z góry, gdy siadałam na hokerze, trzymając w dłoni kubek kawy.

– Na co się gapisz? – prychnęłam, zdając sobie sprawę, że doprowadza mnie do szału tym emanującym od niego spokojem.

Przysiadł na stołku obok, zwracając się w moją stronę. Spojrzałam mu w twarz i dopiero teraz miałam okazję dokładnie przyjrzeć się jego niesamowitym tęczówkom. Jedna była stalowo-szara, druga piwna, z żółtymi plamkami wokół źrenicy. Cholera, te oczy potrafiły zahipnotyzować... Ale teraz czaiło się w nich coś, co sprawiło, że miałam ochotę się odsunąć.

– Musimy sobie coś wyjaśnić – stwierdził, a w jego tonie usłyszałam jakąś ostrzejszą nutę. Wpatrywałam się w niego, nie wiedząc, czego oczekiwać. – Nie jestem jednym z twoich piesków, które uciekają z podkulonym ogonem, gdy tupniesz nogą. Nie będę pracował z kimś, kto nie okazuje mi szacunku, więc albo zacznij to robić, albo szukaj sobie kogoś innego. Za pieniądze możesz kupić moje usługi, ale nie moją godność, więc lepiej pomyśl, zanim następnym razem się do mnie odezwiesz.

Zmiana władzy (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now