Rozdział 9.

4.3K 334 64
                                    

     J.

     Przetrzymywali go w starej, opuszczonej kopalni. Wchodząc do środka, z latarką w dłoni, jeszcze raz upewniłem się, że glock nadal znajduje się przy moim pasku.

Pokonując skalny korytarz rozglądałem się pod nogami, by nie trafić na pieprzonego grzechotnika. W okolicy żyło ich pewnie sporo, a ostatnim, czego teraz potrzebowałem było wylądowanie na izbie przyjęć. O ile najpierw nie znaleźliby mnie mnie ci skurwiele, którzy dorwali mojego brata.

Dotarłem do nich jakieś dziesięć minut później. Dwóch zamaskowanych gości stało obok siedzącego przy ścianie Ethana. Mój brat cały się trząsł. Nie wiedziałem tylko, czy to ze strachu, zimna, czy po prostu przez dłuższy czas nie poczęstowali go szklaneczką czegoś mocniejszego.

Kurwa. Czasem sam miałem ochotę go zabić.

Przyjrzałem się oprychom. Stali, celując do mnie z pistoletów. Byli oślepieni latarką i gówno widzieli, a jednemu dość mocno drżały ręce. Kto wie? Może też miał delirkę?

Obaj wyglądali na trochę zabiedzonych. Nie wykluczałem, że to jakieś okoliczne ćpuny, chcące wyłudzić parę dolarów na dragi.

No to zdecydowanie źle trafili.

– Dobra. Biorę brata i się stąd zmywam. A wy dalej bawcie się w gangsterkę. – Zrobiłem krok naprzód, a oni w tym samym momencie postąpili do tyłu.

Westchnąłem.

Nie przyszedłem tutaj, żeby tańczyć z nimi tango.

Położyłem latarkę na ziemi, tak żeby nadal oświetlała to, co działo się przede mną.

– Najpierw kasa – rzucił niższy, machając przy tym bronią, jakby naoglądał się za dużo filmów akcji.

Cała ta sytuacja zaczynała być lekko komiczna. Mimo to, postanowiłem szybko i sprawnie ją zakończyć.

Rzuciłem się do przodu, chwytając jednego z nich i obracając do siebie tyłem. Pistolet wypadł z jego ręki. Nie byłem pewien, czy jest prawdziwy, ale na wszelki wypadek kopnąłem go za siebie. Przystawiłem mu do głowy glocka, a drugi z oprychów natychmiast przykucnął i odłożył broń.

– Bardzo ładnie – warknąłem. – A teraz go rozwiąż. – Podbródkiem wskazałem Ethana, który gapił się na to wszystko z szeroko otwartymi oczami.

Trzymany przeze mnie facet głośno wciągnął powietrze.

– Kurwa, Ethan... Nie powiedziałeś, że będzie miał gnata.

Zamarłem.

– Coś ty, kurwa, powiedział?

– To był jego pomysł. – Głos mężczyzny drżał, jakby zaraz miał się zesrać w gacie. – Mieliśmy podzielić się kasą...

Pchnąłem go do przodu tak gwałtownie, że upadając ledwie zdążył podeprzeć się rękami.

Podszedłem do Ethana i pochyliłem się, chwytając go za bluzę tuż pod szyją.

– Nigdy. Więcej. Ze mną. Nie pogrywaj – wycedziłem mu prosto w twarz. Czułem alkohol, gdy dyszał ciężko, wbijając we mnie zdziwione spojrzenie. – I nie licz już na mnie. To był ostatni raz, kiedy próbowałem ci pomóc.

Stęknął, gdy pchnąłem go z powrotem na ziemię. Obróciłem się i, widząc, jak pozostała dwójka gapi się na mnie ze strachem w oczach, podniosłem pistolet, który odłożył wcześniej jeden z nich.

– Straszak – mruknąłem, rzucając go pod nogi Ethana. – Nie wiem, skąd ci przyszło do łba, że nabiorę się na ten teatrzyk. Przypominam, że z nas dwóch to ty jesteś idiotą.

Zmiana władzy (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now