48.

2.7K 167 56
                                    

Kiedy Severus wpadł do gabinetu dyrektora zastał sinego na twarzy, wiszącego w powietrzu Lupina, chaotycznie machającego wszystkimi kończynami, którego Dumbledore dusił za pomocą zaklęcia bezróżdżkowego.
- Albusie dość! - krzyknął Mistrz Eliksirów. Zdekocentrowany czarodziej przerwał zaklęcie. Wilkołak z głuchym łoskotem opadł na podłogę, próbując złapać oddech.
- Dobrze, że jesteś Severusie. - starzec uśmiechnął się do czarnowłosego. - Potrzebuję twojej pomocy. Mamy tu zdrajcę, którego należy się pozbyć. Metodę pozostawiam twojej wyrafinowanej wyobraźni. - Remus z przerażeniem patrzył na przemian to na Dumbledore'a, to na Snape'a.
- Nie Albusie. - odrzekł stanowczo aczkolwiek spokojnie. - Nie zabiję go.
- Nie możesz mi odmówić, mój chłopcze. - siwowłosy nie ukrywał satysfakcji. - Obowiązuje Cię Wieczysta Przysięga.
- Nie wiem, Dumbledore, czy masz demencję starczą, Alzheimera, czy mugolski cukier przeżarł Ci mózg, ale w prezencie ślubnym zwolniłeś mnie z tej przysięgi. - pomimo powagi sytuacji, Snape silił się na poczucie humoru i sarkazm.
- W takim razie, zginiecie obaj. - starzec wzruszył ramionami, przywołując różdżkę do siebie.

Hermiona czuła, że Severus jest w niebezpieczeństwie. Działo się to nie tylko dzięki magicznej bransoletce, którą dostali od jej ojca na Gwiazdkę. Czuła to instynktownie, podskórnie, czy intuicyjnie. Jak kolwiek by to nie nazwać, bała się, a jednocześnie czuła potrzebę działania. Wybiegła z komnat w lochach i pędziła, sama nie wiedząc dokąd, jak by ktoś lub coś ciągnęło ją na sznurku. Po jakimś czasie zorientowała się, że zmierza w kierunku gabinetu dyrektora. Jej domysły potwierdziły się, gdy na pierwszym piętrze zderzyła się ze spanikowanym Harry.
- Dumbledore ma Remusa i Snape'a. Chce ich zabić. - wysapał zmęczony długim biegiem.
- Zawiadom Minervę i Lionela. - zaordynował zdziwiona swoim opanowaniem i pobiegła dalej, tym razem mając świadomość dokąd zmierza.
Tymczasem w gabinecie dyrektora trwała walka. Obaj przeciwnicy nie ustępowali. Kiedy pani Snape wpadła do pomieszczenia, dyrektor wytrącił różdżkę jej mężowi.
- Jednak, pomimo swoich lat, wciąż jestem w tym dobry. - zarechotał starzec, którego twarz nie przypominała tej, którą znali uczniowie - dobrodusznej i życzliwej. Mężczyzna pozbył się swojej maski, którą przybierał każdego dnia od lat i ukazał swoje prawdziwe oblicze. Zawiść, pycha i wyrachowanie aż biły po oczach. Łupin leżał półprzytomny na podłodze. Tym bardziej nie potrafił się pozbierać po tym, co dzisiaj przeżył. Także Hermiona stała osłupiała w drzwiach. Niby wiedziała, jaki na prawdę jest Dumbledore. Jednak wiedzieć, a widzieć stanowiło różnicę.
Z szoku wyrwały ją słowa dyrektora :
- Jesteś ostatnią osobą, po której spodziewałem się zdrady, Severusie. - mężczyzna nie krył rozczarowana. - Pokładałem w tobie ogromne nadzieje, mój chłopcze. Nawet widziałem Cię jako mojego następcę. Nie spodziewałem się po tobie takiego afrontu. - zacmokał z niezadowoleniem. - Cóż, muszę zmienić plany względem Ciebie. - skierował różdżkę w stronę Mistrza Eliksirów i wypowiedział zaklęcie.
- NIEEEE!!!! - Hermiona krzyknęła z całych sił, zaciskając pięść i powieki. Po chwili usłyszała głuchy łoskot. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała żywego na szczęście Severusa otoczonego dziwną barierą, połyskującą niczym bańka mydlana w słońcu, Lupina zakrywającego krwawiące uszy i Dumbledore'a leżącego pod ścianą, na którą go z impetem odrzuciło. Chciała dostać się do męża. Ten jednak kazał jej zabrać wilkołaka i uciekać.
- Bez Ciebie nie pójdę. - oznajmiła twardo.
- Nie czas na dyskusje. - warknął. Kobieta skinęła głową i ruszyła w stronę leżącego na podłodze mężczyzny.
Nim jednak opuścili gabinet, siwobrody nie tylko pozbierał się do kupy. Zdążył także poukładać sobie wszystko w głowie i zrozumieć kilka rzeczy.
- Myślałem, że Cię zabiłem lata temu. - wysyczał, splątując Hermionę niewidzialnymi linami i unosząc w powietrzu. - Ale ta suka Abbigail zrobiła dokładnie to samo, co Lily Potter i osłoniła Cię.
- Nie masz prawa mówić tak o mojej matce. - wysyczała że złością. - Zabiłeś Je obie, moją mamę i mamę Harrego.
- Owszem, choć moim celem byliście Wy, nie one. To Wy stanowicie zagrożenie.
-Dlaczego więc nie próbowałeś zabić Harrego później tylko wmówiłeś mu, że to z moim ojcem ma walczyć?
- Po co miałem go zabijać, skoro mógł mnie wyręczyć ktoś inny? Swoją drogą, muszę pogratulować Tomowi sprytu. Tyle lat miałem Cię pod nosem, nie mając świadomości kim jesteś. Nawet wydałem Cię za mąż, za mojego najwierniejszego, jak sądziłem, sługę.
Kiedy oni dyskutowali, Severus zebrał z podłogi oszołomionego Lupina, by wyprowadzić go z gabinetu. Nie przewidział tylko jednego. Gdy tylko przekroczyli próg, drzwi się zatrzasnęły z hukiem i żadne znane mu zaklęcie nie było w stanie ich otworzyć.
- Kurwa mać!- zaklął wściekły sam na siebie. Zamierzał wyprowadzić Lupina i wrócić po żonę. Teraz musiał ją zostawić w szponach szalonego Albusa.

Powiadomiona przez Harrego Minerva biegła korytarzem w stronę gabinetu dyrektora, chcąc pomóc chrześnicy i jej mężowi. Zdążyła już wydać dyspozycję, co do powiadomienia Toma i Gwardii Dumbledore'a.
Wybiegła zza zakrętu i zderzyła się z czymś twardym. Z pewnością by upadła lecz czyjeś silne ramiona ją podtrzymały. Kiedy przestały jej latać mroczki przed oczami, ujrzała uśmiechniętego Ortaniusza.
- Co ty tu robisz ?- zapytała zaskoczona.
- No chyba nie myślałaś, że w tak wyjątkowej sytuacji będę grzecznie siedział w Malfoy Manor? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Więc chodź. - chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą.

W całym zamku trwała mobilizacja. Obie strony szykowały się do wojny. Co prawda plan zakładał, że miała się odbyć, kiedy w szkole nie będzie uczniów. Jednak, jak to bywa zazwyczaj, życie pisze scenariusze nie zawsze zgodnie z naszymi planami.

Ginny, Pansy i Luna w asyście nauczycieli, którzy nie chcieli brać czynnego udziału w walce, zorganizowały ewakuację dzieci do Pokoju Życzeń. To było jedyne sensowne miejsce, które im przyszło do głowy, gdzie mogli być bezpieczni nawet przez wiele dni. Kiedy wprowadziły pierwszą grupę, pokój był wypełniony wielopiętrowymi łóżkami.

Nie tylko w zamku trwały przygotowania. Także na obrzeżach Zakazanego Lasu zbierali się czarodzieje przygotowujący się do walki. Wśród nich był Tom Marvolo Riddle, którego przed rzuceniem się na ratunek córce niemal siłą powstrzymywał Lucjusz Malfoy.

W gabinecie dyrektora tymczasem panował względny spokój. Nie licząc ciągłe związanej i zakneblowanej Hermiony oraz kilku portretów które wręcz waliły w swoje ramy, po tym jak Dumbledore rzucił na nie zaklęcie wyciszające.
Mężczyzna siedział przy biurku i rozsyłał magiczne wiadomości do swoich zwolenników, od czasu do czasu zerkając w stronę związanej czarownicy.

- Dobrze, teraz czas się zająć tobą, moja droga Hermiono. - kobieta poruszyła się niespokojnie, ale nie mogła zrobić nic więcej.
Siwobrody lewitował ją do swojego prywatnego salonu, tego samego w którym kilka miesięcy wcześniej Minerva przygotowywała Hermionę do ślubu z Severusem. Dziewczyna że smutkiem potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu.
- Wiesz Hermiono,- zaczął Dumbledore -- to nic osobistego. Ja na prawdę bardzo Cię lubię i cenię. Uważam, że nazwanie Ciebie najmądrzejszą czarownicą od czasu Roveny Ravenclaw jest absolutnie trafione. Ale cóż, moje dziecko. Aby pokonać Harrego potrzebna mi twoja moc i nie znalazłam sposobu, by Ci ją odebrać zachowując Cię przy życiu. Także przykro mi bardzo, ale niestety ani Ty, ani twoje dziecko nie dożyjecie jutra.
- Po moim trupie, Dumbledore. - warknął Mistrz Eliksirów, wyłaniając się nagle znikąd.
Zaskoczony dyrektor stracił na chwilę rezon.
- Jak się tu dostałeś?
- Ty masz na prawdę sklerozę Albusie. - zakpił czarnowłosy. - Zapomniałeś, że nasze kominki są połączone?
-  A ty zapomniałeś, że nie jesteś w stanie mnie pokonać w pojedynkę, Severusie. - czarodziej uśmiechnął się chytrze. - Dzisiaj się o tym przekonałeś.
- Ale on nie jest sam, dyrektorze. - odezwał się inny głos i w pomieszczeniu pojawili się Lionel Warks i Jeff Andrews.
- Macie pelerynę Pottera. - powiedział bardziej do siebie niż do nich. - No cóż. Dam Wam się że sobą pożegnać. - uśmiechnął się, po czym zniknął.
- Gdzie on Kurwa jest? - Lionel nie potrafił wyjść z szoku.
- Nie ważne.- odparł Jeff. - Rozwiążmy Hermionę i zabierajmy się stąd.
Gdy przyjacie się odwrócili, ujrzeli Severusa Snape'a tulącego do siebie płaczącą żonę i szepczącego słowa pocieszenia.
- Dobra, moje gołąbeczki, spadajmy stąd zanim ten stary psychol wróci. - odezwał się Andrews, choć nie był zadowolony, że musi przerwać małżonkom tak intymną chwilę.
Zaraz po tym kwatery dyrektora zostały puste.

Miłość czy obowiązek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz